Katarzyna6. Paląca sprawa reformy Kościoła |
W dwóch poprzednich odcinkach naszego cyklu poświęconego Katarzynie ze Sieny, mówiliśmy o roli, jaką odegrała ta święta w doprowadzeniu do pokoju w wojnie pomiędzy Papieżem a Florencją. Nie była to jej jedyna działalność w drugiej połowie lat siedemdziesiątych czternastego wieku. Troską, która wciąż spędzała sen z powiek Katarzyny, była także reforma Kościoła. Dużo by mówić o sytuacji w czternastowiecznym Kościele! Bez wątpienia już wtedy zagnieździły się w nim te wszystkie wady i wynaturzenia, które potem, w wieku szesnastym, doprowadzą do tragedii reformy protestanckiej. O cóż chodziło? W kilku słowach kryzys można by streścić następująco: chodziło o nepotyzm, a więc powoływanie przez papieży na najwyższe stanowiska kościelne członków ich własnych rodzin, często młodocianych, niekiedy nie przejawiających nawet odrobiny pragnienia służenia Kościołowi. Następnie, pojawiał się cały system beneficjów, to znaczy wielkich ziemskich posiadłości, nadawanych biskupom. Biskupi ciągnęli z beneficjów ogromne dochody, nie interesując się w praktyce ani materialnym, ani duchowym losem tych, którzy wraz z beneficjum byli poddawani ich pieczy. Kolejnym kamieniem obrazy w Kościele, w którym żyła Katarzyna, była tak zwana symonia, to znaczy świadczenie posług duchowych, a zwłaszcza udzielanie odpustów w zamian za opłaty. Doszło do tego, że odpowiednia ilość złota lub srebra niwelowała jakoby kary, przed którymi drżeli grzesznicy. I wreszcie ostatnią, choć wcale nie najlżejszą sprawą, było niegodne prowadzenie się duchowieństwa. Kardynałowie żyjący na dworach przewyższających przepychem dwory władców świeckich, biskupi pogrążeni po uszy w polityce, księża gorszący wiernych. Katarzyna była świadkiem tego wszystkiego. Szczególnie bolesne wrażenie wywarło na niej to, co zastała w Awinionie, gdy przybyła tam z misją pokojową, jako wysłanniczka Florencji. Przepych, zabawy, a także niestety grzech, towarzyszyły tam najwybitniejszym osobistościom Kościoła. W liście do nuncjusza apostolskiego we Włoszech, Gerarda di Puy, tak pisze: "proszę cię przeto, nawet gdyby cię to miało kosztować utratę życia, powiedz Ojcu Świętemu, żeby położył kres tym rozlicznym nieprawościom. Gdy zaś przyjdzie moment wyboru pasterzy i kardynałów, niechaj nie kieruje się pochlebstwami, pieniędzmi, czy symonią. Błagaj go najgoręcej, jak tylko potrafisz, aby szukał w nich cnoty oraz dobrej i świętej sławy, a nie zważał na szlacheckie, czy kupieckie pochodzenie, bowiem to cnota jest tym, co czyni człowieka szlachcicem i sprawia, że staje się on miły Bogu". Natomiast w liście do papieża Grzegorza XI, ze stycznia 1376 roku, Katarzyna pisze przede wszystkim o potrzebie działań stanowczych i zdecydowanych. Wypomina papieżowi jego chwiejność w sprawie reformy Kościoła. "A dzieje się tak dlatego, pisze święta, że kocha on tylko siebie samego i wszystko chciałby załatwić ugodowo. Ja zaś mówię, że jest to największe okrucieństwo. Jeżeli bowiem nie wypali się rany rozpalonym żelazem wtedy, kiedy trzeba, jeżeli nie natnie się jej nożem, ale posmaruje maścią, to nie tylko rana się nie zagoi, ale zanieczyści cały organizm, często powodując śmierć". A następnie dodaje: "Oj, biada nam, biada! Najmilszy mój Ojczulku! Oto dlaczego wszyscy twoi poddani skażeni są nieczystością i nieprawością". "Wróć do Włoch, błaga papieża Grzegorza, daj nam prawych kardynałów, biskupów i księży, nie takich, jacy są teraz!". Katarzyna nie ograniczała się rzecz jasna wyłącznie do napomnień i próśb w tej kwestii. W wielu wypadkach proponowała konkretne rozwiązania, jak choćby wtedy, gdy papież wyraził chęć powołania generała zakonu Dominikanów na wyższe stanowisko w Kościele. Katarzyna, zatroskana o zakon pozbawiony przełożonego, znajduje odpowiedniego kandydata na to stanowisko i proponuje go sekretarzowi papieża, a przez niego, ma się rozumieć, także papieżowi. Tak pisze do Mikołaja z Osimo: "proszę cię, jeśli uznasz za stosowne, powiedz Ojcu Świętemu o mistrzu Stefanie, który był prokuratorem zakonu wtedy, gdy brat Rajmund przebywał na dworze. Wiesz chyba, że jest to człowiek dobry i odważny. Mam nadzieję, że gdyby on został mianowany generałem, zakon mógłby się odnowić dzięki łasce Boga i jego pracy". W tej samej sprawie Katarzyna zwraca się także do arcybiskupa Otranto. "Potrzeba nam teraz lekarza, który by odważnie użył rozpalonego żelaza świętej i prawdziwej sprawiedliwości; do tej pory nakładano tyle maści, że gniją wszystkie rany". Trudno wyobrazić sobie większą konkretność w zabiegach o odnowę i reformę Kościoła. Nie powinniśmy wszakże zapominać, że wpływ Katarzyny okazał się tu raczej ograniczony. Robiła to co mogła, to znaczy napominała i prosiła. Nie od niej jednak zależały konkretne decyzje. Podobnie zresztą rzecz się miała z wyprawą krzyżową, o której powiemy w kolejnym odcinku.
|
początek strony |