Widzieliśmy Pana

ROZWAŻANIA REKOLEKCYJNE

XXI. POTRZEBA MODLITWY

 

1. Modlitwa w chwilach pokus

Obserwując nasze życie i życie innych widzimy, iż nierzadko przychodzą na nas okresy rozprężenia wewnętrznego, chłodu, oschłości (K. Rahner). W takich chwilach jesteśmy kuszeni, aby zatrzymać się na tym, co zewnętrzne, powierzchowne i materialne. Szczególnie w naszych czasach jesteśmy kuszeni do tego, aby skoncentrować się na materialnym dobrobycie i konsumpcji zmysłowej. Pokusa ta jest przede wszystkim owocem lekceważenia Boga oraz próby urządzania swojego życia i życia innych bez Niego. Patrząc na pokusę tylko od zewnątrz, może nam się wydawać, że łatwo ją przezwyciężyć. Takie odczucie mamy tylko do momentu rozpalenia się w nas pożądliwości. Gdy wzmaga się pożądliwość, wówczas wydaje się nam, że musimy ulec. W chwilach silnych pokus grzech wydaje się koniecznością.

W pokusie trzeba nam być wielkimi realistami. Musimy być świadomi, iż w chwili prawdziwej pokusy może zabraknąć nam sił do jej przezwyciężenia. Nie możemy nigdy być pewni siebie. Subiektywna pewność siebie, nawet ta najsilniejsza, może być zwodnicza, jak zwodnicza była pewność siebie Piotra, który zapewniał Jezusa, iż pójdzie z Nim na śmierć. W chwili pokusy potrzebujemy dopływu nowych sił duchowych, potrzebujemy łaski, potrzebujemy wiary. Jeżeli wchodzimy w walkę z pokusami jedynie z naszymi słabymi siłami, które mamy, z pewnością przegramy.

Pokusie towarzyszy ciemność wiary, która sprawia, że modlitwa wydaje się być czynnością absurdalną, niepotrzebną, pustą. Konieczna jest wówczas wielka odwaga i zaufanie. Upaść na kolana przed Bogiem jako Ojcem w chwilach nasilających się pokus, pośród ciemności wiary — taki czyn wymaga od człowieka wielkiej determinacji duchowej. Modlić się naprawdę — to szukać oparcia dla swojego życia tylko w Bogu. Takie sytuacje egzystencjalne wymagają od nas heroizmu nagiej wiary.

Modlitwa w chwilach pokus jest przede wszystkim owocem nagiej wiary. Modlitwa rodzi się z wiary. Zaniedbywanie modlitwy wynika z zamierania wiary w człowieku. Porzucenie zaś modlitwy zawsze wyraża niewiarę. To właśnie wiara każe nam stawać przez Tym, którego nie widzimy ludzkimi oczyma. Oczy wiary mówią nam jednak, iż jest On bardziej realny niż jakakolwiek inna rzeczywistość. Człowiek, który pragnie się modlić, musi nauczyć się znosić w chwilach pokusy ciemności nagiej wiary, wiary, która nie jest już podtrzymywana pocieszeniem duchowym, emocjonalnymi przeżyciami, ludzką satysfakcją. Doświadczenie nagiej wiary, wiary czystej jest trudne i bolesne, ponieważ człowiek nie znajduje wówczas pomocy w ludzkim wymiarze. Doświadczenie czystej wiary każe nam rzucić się w przepaść, mając wewnętrzne przekonanie, iż Bóg nas pochwyci i ocali.

Szczególnym rodzajem pokusy jest doświadczenie zagrożenia, lęku, odczucie niepewności jutra. Człowiekowi wydaje się wówczas, iż stanie się z nim coś niedobrego, coś strasznego. Odczucie zagrożenia może mieć swoje ściśle określone źródła: sytuację osobistą, rodzinną, sytuację społeczną, polityczną. Ale mogą pojawić się odczucia zagrożenia nie posiadające, na pierwszy rzut oka, żadnego źródła. Te zagrożenia są tym boleśniejsze i trudniejsze do zniesienia, ponieważ są nieokreślone i trudne do sprecyzowania.

Człowiek potrzebuje oparcia i bezpieczeństwa dla swojego życia. Odruchowo szuka go w związkach emocjonalnych z bliźnimi, w posiadaniu materialnym, w pozycji zawodowej, społecznej. Ale tak stworzone poczucie bezpieczeństwa ma swoje ściśle określone granice. Łatwo bywa zachwiane, a nawet burzone.

W zagrożeniu i lęku człowiekowi wydaje się, iż został zupełnie sam i nikt nie może mu pomóc. Rodzą się uczucia nieufności i podejrzliwości. Wszystko i wszyscy wydają się być wówczas wrogami człowieka. To odczucie wrogości automatycznie przenosi on na Boga. W doświadczeniu zagrożenia i lęku człowiekowi wydaje się, iż sam Bóg mu zagraża. Modlić się w takiej sytuacji — to wejść w stan zagrożenia, w poczucie braku bezpieczeństwa. Tymczasem modlić się — to szukać oparcia tylko w Bogu. Modlić się — to pozwolić świadomie i w wolności rezygnować ze sztucznych zabezpieczeń, jakie dają rzeczy. Modlić się — to uwierzyć, że Bóg jest moją jedyną ostoją, jedyną nadzieją, murem warownym, moją skałą, tarczą, moim jedynym obrońcą. On nie pozwoli mi upaść. Modlić się — to doświadczać nieustannie troskliwości Ojca niebieskiego, bo przecież bez Jego wiedzy i woli nie spadnie nam z głowy nawet jeden włos (por. Mt 10, 30).

2. Modlitwa w chwilach cierpienia

Gdy życie płynie na spokojnie, w chwilach szczęścia modlitwa przychodzi nam zwykle łatwiej. Niemal spontanicznie zdobywamy się na modlitwę dziękczynienia, kiedy nie zagraża nam bezpośrednio jakieś większe niebezpieczeństwo. Czujemy się wówczas obdarowywani przez Boga i ludzi.

Rodzi się jednak pytanie: jak modlić się w chwilach cierpienia i bólu, w chwilach zagrożenia naszego życia? Nasza modlitwa byłaby bowiem mało przydatna dla życia, gdyby nie była w stanie objąć naszych cierpień i zagrożeń, gdyby nie była nam pomocą w najtrudniejszych dla nas chwilach. Mówimy tutaj o cierpieniu na wszystkich płaszczyznach ludzkiego życia: fizycznej, psychicznej, duchowej.

Zauważmy, iż pierwszą reakcją człowieka na zagrożenie, na ból i cierpienie jest odruch wewnętrznego buntu. Cała ludzka osobowość reaguje w ten sposób. Przeciwko cierpieniu i bólowi buntuje się najpierw ludzkie ciało. Drży. Reakcji odrzucenia i buntu doświadcza także ludzka emocjonalność. W cierpieniu towarzyszą człowiekowi najpierw emocje negatywne: poczucie bezsilności, lęku, zagrożenia, rozżalenia, depresji, agresji wobec otoczenia. Im większy ból, tym większe uczucia buntu i zagrożenia. Także duchowość człowieka buntuje się i opiera. Wielkie i hojne oddanie się Bogu deklarowane w chwilach spokojnie upływającego życia i podniosłych uroczystości, nie daje się łatwo odtworzyć w momencie cierpienia.

W chwilach cierpienia i bólu człowiek — stworzenie rozdarte między doczesnością i wiecznością — jęczy i wzdycha w bólach rodzenia (Rz 8, 22). Czas cierpienia jest zawsze czasem wezwania do rodzenia się do nowego życia. Aby cierpienie i ból były miejscem rodzenia się do życia, a nie do śmierci, potrzebujemy wytrwałej modlitwy, która obejmie całego udręczonego człowieka: jego udręczone ciało, psychikę i udręczonego ducha. Właśnie w chwilach cierpienia i bólu możemy modlić się całą naszą osobowością. Możemy modlić się cierpiącym ciałem, cierpiącą emocjonalnością, cierpiącą duszą. W cierpieniu modlimy się tak, jak kochamy Boga: całym sercem, całą duszą, całym umysłem, ze wszystkich sił.

Kiedy człowiek nie modli się w cierpieniu, rodzi się ku śmierci. Cierpienie niszczy i degraduje nie tylko ludzkie ciało, ale także ludzką psychikę i duszę. Bez wytrwałej modlitwy z cierpienia wychodzimy bardziej zbuntowani, bardziej samotni, wyizolowani. I chociaż choroba ciała może minąć, to jednak może pozostać w nas cierpiące, zbuntowane i smutne serce.

Cierpienie oczyszcza, uszlachetnia, daje nowe życie, ale tylko wówczas, kiedy staje się modlitwą, kiedy cierpiący pozwala modlić się Duchowi Świętemu w swoim udręczonym ciele, w udręczonej psychice, kiedy nie idzie za pierwszym odruchem buntu, ale bunt ten przemienia i ofiaruje Bogu w posłuszeństwie i poddaniu się Jego woli.

Nawet jeżeli w cierpieniu człowiek nie czuje zapału i smaku modlitwy, nawet jeżeli czuje się oschły i obojętny, jeżeli doświadcza bezsensu modlitwy, to jednak wiara każe mu przyjąć, iż łaska Boga i Jego miłosierdzie w tych bolesnych chwilach są bliższe człowiekowi, niż w jakichkolwiek innych momentach życia. Tylko zranione i zagubione owieczki Dobry Pasterz bierze na swe ramiona, ponieważ one bardziej niż inne potrzebują Jego pomocy.

Modlić się w chwilach cierpienia i bólu, oznacza najpierw przyjąć je i zaakceptować. Akceptacja bólu i cierpienia nie polega jednak na bierności, rezygnacji, ucieczce od życia. Modlitwa w cierpieniu nie oddala człowieka od życia. Wręcz przeciwnie, w cierpieniu modląc się, szukamy życia. Modlitwa w cierpieniu i bólu jest wielką prośbą o życie.

Ucieczka od życia, rezygnacja z życia świadczyłaby o tym, iż nasza modlitwa pozostaje ciągle nie oczyszczona, niedojrzała. Człowiek, który modli się w cierpieniu i bólu, pragnie żyć we wszystkich wymiarach, także w wymiarze ziemskim. Modlitwa w chwilach cierpienia i bólu pokazuje człowiekowi ściśle określone granice życia ziemskiego. Odsłania, iż życie fizyczne człowieka nie jest ostateczną i najwyższą wartością.

Cierpienie i ból, ucząc nas pokornej akceptacji własnych granic, wskazuje nam także na potrzebę szukania ostatecznego celu i sensu tego życia, które upływa i przemija; życia, które bywa osłabiane przez chorobę; życia, które przecież wcześniej czy później zostaje zniszczone przez ostatni akt ludzkiego życia: przez śmierć.

Akceptacja kruchości ludzkiego ciała, akceptacja przemijania i umierania jest możliwa, ponieważ czuwa nad nią wieczny Bóg. Modlitwa pozwala nam uczestniczyć w wieczności Boga w czasie naszego ziemskiego życia. Cierpienie i ból przynagla nas do wchodzenia w wieczne życie Boga już tutaj, na ziemi. W cierpieniu i bólu modlimy się naszą kruchością, modlimy się naszymi granicami, powierzając je rękom Boga i wyrażając ich akceptację. Skoro Ty, Panie stworzyłeś mnie takim kruchym i małym, skoro w mym kruchym ciele dajesz mi zadatek życia wiecznego, przyjmuję je jako Twój dar.

Modlitwa w cierpieniu i bólu uczy nas zaufania, powierzania się Opatrzności. W chwilach zdrowia, powodzenia człowiek skłonny jest oszukiwać siebie sądząc, iż sam sobie wszystko zawdzięcza, iż sam swoimi siłami buduje swoje życie.

Bezsilność w cierpieniu odsłania nam, iż wszystko jest darem. W chorobie i bólu bardziej, niż w jakimkolwiek innym stanie, mamy szczególną możliwość potwierdzenia naszej wiary, którą wyznajemy w chwilach powodzenia, zdrowia, komfortu psychicznego i fizycznego. To właśnie dzięki modlitwie czas cierpienia i bólu, czas krzyża zapowiada czas zmartwychwstania.

3. Modlitwa uczestnictwem w historii zbawienia

Nasze zaangażowanie w modlitwę, w życie duchowe nie oznacza bynajmniej ucieczki od świata, jego problemów, niepokojów, bolączek i udręk. Doświadczenie wiary nie zamyka nam oczu na świat, lecz przekształca naszą wizję świata i miejsca człowieka w świecie. Dzięki modlitwie stajemy się zdolni patrzeć na świat oczami jego Stwórcy i Zbawcy. Człowiek medytujący żyje (bowiem) w stanie słyszenia tego, co się zewsząd odzywa; jest on otwarty na istotę świata, na najgłębszą tajemnicę rzeczy i człowieka. W miejsce racjonalnego wyrachowania, które łatwo zadaje gwałt rzeczywistości, wchodzi pełen pietyzmu słuchania lub patrzenia, doświadczania i uwrażliwienia na to, co naprawdę jest (J. B. Lotz). To właśnie przedłużona modlitwa sprawia, iż człowiek jest obecny w świecie nie tylko jako eksploatujący go użytkownik, ale jako ktoś stojący w obliczu jego tajemnicy. Wchodzi w świat nie tylko po to, aby go używać, ale także aby ubogacać go swoją kontemplacyjną obecnością i twórczym działaniem.

Modlitwa pozwala nam zdemaskować patrzenie na świat oczami tych, którzy należą tylko do świata, przemawiają jego językiem, realizują jego cele i posługują się jego środkami (por. 1 J 2, 15nn). Dzięki modlitwie świat objawia się nam przede wszystkim jako dzieło samego Boga. Wyszło ono z Jego rąk i jest nieustannie podtrzymywane w istnieniu Jego stwórczą mocą. Dzięki modlitwie odkrywamy, iż cała historia świata zdąża do Stwórcy.

Dzięki modlitwie możemy dostrzegać, iż to, co dzieje się w całej historii ludzkości i naszej osobistej historii, wypływa z miłosierdzia Bożego. Historia ludzkości i osobista historia każdego człowieka jest miejscem objawiania się wciąż na nowo Jego nieskończonej miłości.

Nawet wówczas, kiedy nie jesteśmy w stanie zrozumieć pewnych zdarzeń zachodzących w historii ludzkości czy w naszym osobistym życiu, modlitwa daje nam głębokie wewnętrzne przekonanie, że Bóg jest Panem historii. Dzięki modlitwie jesteśmy zdolni powierzyć się Bożej Opatrzności pośród tych niezrozumiałych i często bolesnych dla nas zdarzeń.

Modlitwa demaskuje fałszywe wizje świata i historii oraz fałszywe interpretacje osobistej historii życia. Poprzez modlitwę odkrywamy odwieczne plany Boga, które zakryte są dla ludzi należących do ziemiprzemawiających po ziemsku (por. J 3, 31). Modlitwa pozwala nam złączyć się z Tym, który patrzy na wszystko z wysoka, pozwala nam Jego oczyma patrzeć na świat i jego historię (por. J 8, 23). Takie głębokie zrozumienie świata i jego problemów możliwe jest tylko wówczas, kiedy nasza modlitwa jest autentyczna, kiedy modlimy się w Duchu i w prawdzie (J 4, 23).

Nasza modlitwa nie da nam jednak właściwego spojrzenia na świat i jego historię, jeżeli nie zdobędziemy się na właściwe spojrzenie na naszą osobistą historię. To poprzez historię naszego życia interpretujemy najczęściej to, co dzieje się na świecie.

W życiu duchowym trzeba nam strzec się z największą uwagą modlitwy, która nas zamyka w nas samych, w naszych osobistych problemach, pragnieniach, planach, choćby miały one pozory najszlachetniejszych planów, pragnień i celów.

Kiedy człowiek zamknięty w sobie narzuca Bogu własne cele, własne pragnienia i nie wnika w Jego plany, wówczas profanuje swoją modlitwę. W takiej sprofanowanej modlitwie człowiek wzywa boga, który nie istnieje, wzywa bożka uczynionego wprawdzie nie ze złota i srebra, ale z własnych ludzkich wyobrażeń, pragnień, czy może nawet bożka własnych namiętności i pożądań.

Modlitwa, która nie otwiera człowieka na cały świat, na całą ludzkość, na jej problemy i cierpienia, niepokoje i lęki, byłaby jedynie parawanem dla naszych osobistych, nieuświadomionych namiętności: egoizmu, samolubstwa, wygody, przerosłych ambicji, itp.

Jedynym lekarstwem na taką sprofanowaną modlitwę, która chciałaby rządzić światem i Bogiem, jest pokorne słuchanie Słowa Bożego. Ono objawia nam Boga jako Pana całej historii ludzkiej, historii każdego człowieka, mojej osobistej historii. Słowo Boże skoryguje nasze błędne patrzenie na świat i jego historię i naprowadzi nas na odkrywanie rzeczywistego Planu Bożego.

Poprzez autentyczne słuchanie Słowa Bożego Duch Święty upomni nas, kiedy będziemy uciekać przed bólem i cierpieniem świata, aby zamknąć się w nas samych czy też w jakimś estetyzmie duchowym karmiącym się przede wszystkim osobistą satysfakcją.

Nasze modlitewne uczestnictwo w historii świata, w jego cierpieniach, niepokojach i problemach jest uczestnictwem w historii zbawienia. Historia świata, ludzkości jest bowiem zawsze historią zbawienia.

Najważniejszą potrzebą naszego czasu w chrześcijańskim świecie jest owa wewnętrzna prawda, karmiona przez Ducha kontemplacji: wychwalanie i umiłowanie Boga, tęskne wyczekiwanie przyjścia Chrystusa, pragnienie objawienia się Jego chwały.

Bez kontemplacyjnego ukierunkowania życia budujemy kościoły nie dla chwały Bożej, ale aby umacniać struktury społeczne, wartości i dobra, w których dziś znajdujemy upodobanie.

Bez kontemplacji podstawy przepowiadania, nasze apostolstwo nie jest wcale apostolstwem, lecz pustym prozelityzmem, narzucaniem światu sposobu życia przyjętego w naszym kraju.

Bez kontemplacji i wewnętrznej modlitwy Kościół nie może wypełnić swojej misji przemiany i zbawienia ludzkości. Bez kontemplacji obróci się w sługę cynicznych potęg doczesnego świata, niezależnie od tego, jak gorąco jego wierni będą zapewniali o swoim zaangażowaniu w walkę o Królestwo Boże (T. Merton).

To świadectwo wypowiedziane wiele lat temu przez amerykańskiego mnicha i myśliciela jest także dzisiaj bardzo aktualne.

4. Któż mnie odłączy od miłości Chrystusowej

Modlitwa jest aktem, poprzez który Bóg w Trójcy Jedyny zanurza się w człowieku, a człowiek zanurza się w Bogu. Nawiązuje się w ten sposób intymna, mistyczna jedność Stwórcy ze swoim stworzeniem. Człowiek, istota wyprowadzona z prochu ziemi, wchodzi w dialog z odwiecznym i niewidzialnym Bogiem.

Modlitwa jest aktem, poprzez który człowiek staje się uczestnikiem nieskończonej, odwiecznej miłości. To właśnie na modlitwie człowiek poznaje, kim jest Bóg, przed oblicze którego zostaje dopuszczony.

Człowiek poznaje, iż Bóg jest całkiem Inny, transcendentny, to znaczy przekraczający wszystko to, co człowiek o Nim może pomyśleć lub jak Go może doświadczyć. Trzeba nam nieustannie pamiętać, że nasze myślenie i doświadczanie Boga nie oddaje całej rzeczywistości Boga. Nasze myślenie i doświadczanie Boga pozostaje nierzadko zniekształcone i zafałszowane. Nasze przeżywanie Boga nie będzie nigdy identyczne z samym Bogiem. Jest tylko odbiciem jakby w zwierciadle, nieraz w bardzo zniekształconym zwierciadle (por. 1 Kor 13, 12). Modlitwa jest wielkim zaproszeniem Boga, aby ciągle na nowo odkrywać Jego inność. Modlitwa przekonuje nas, iż nie bylibyśmy w stanie dosięgnąć Boga, gdyby On sam jako pierwszy nie wezwał nas do dialogu i nie dopuścił przed swoje oblicze.

Modlitwa uświadamia nam jednocześnie, iż Ten Inny — transcendentny — nieskończenie wielki Bóg jest jednocześnie człowiekowi bardzo bliski, bliższy człowieka, niż człowiek sam siebie (św. Augustyn). Na modlitwie człowiek dotyka Boga, nawiązuje intymną więź z Nim. Modlitwa odsłania przed nami szaleńczą Miłość, która każe Bogu wkroczyć w czas i przestrzeń ludzką i stać się podobnym do człowieka we wszystkim, oprócz grzechu.

Jezus Chrystus, Wcielony Syn Boży, najpełniej objawia nam bliskość Boga. Od momentu Wcielenia człowiek może na Boga patrzeć swoimi ludzkimi oczyma, słuchać Jego głosu, a nawet karmić się Jego ciałem i krwią. Dzięki tajemnicy Wcielenia bliskość Boga wobec człowieka dociera do nas poprzez całą ludzką osobę, nie tylko poprzez duszę, intelekt, uczucia, ale także poprzez wszystkie zmysły ludzkiego ciała. Samo ciało staje się miejscem objawienia miłości Boga do człowieka. Tajemnica Jego bliskości najwyraźniej odsłania się właśnie w Eucharystii.

Modlitwa każe nam się dziwić, iż ten nieskończenie wielki Bóg staje się tak bliski człowiekowi. Modlitwa jest trwaniem w zdziwieniu. Dzięki modlitwie poznajemy nie tylko Boga, ale także siebie samych. Właśnie poprzez modlitwę człowiek zdobywa pełną świadomość siebie — pełną prawdę o sobie.

Modlitwa ukazuje człowiekowi z jednej strony głębię jego pragnień, które czynią go niespokojnym, dopóki nie pozwoli się do końca ukochać przez Boga. Ale z drugiej strony odsłania także przed człowiekiem głębię jego zepsucia i nieprawości, głębię zła i grzechu. Tę nieprawość ludzkiego serca odsłaniają nam nie tylko grzechy już popełnione, ale także — a może przede wszystkim — grzechy, które jesteśmy w stanie popełnić. Wyzwól mnie, Panie, od grzechów jeszcze nie popełnionych (R. Brandstaetter) — jest to modlitwa człowieka dobrze znającego siebie.

Modlitwa uświadamia nam, iż jesteśmy całkowicie zdani na miłosierdzie Boga. Starożytna modlitwa chrześcijańska: Kyrie eleison — Panie, zmiłuj się nad nami — będzie tkwić zawsze w centrum modlitwy. Błogosławiony Bóg, co nie odepchnął mej prośby i nie oddalił ode mnie swego miłosierdzia (św. Augustyn).

Odsłaniając głębię nieprawości ludzkiego serca i potrzebę miłosierdzia Bożego, modlitwa staje się wezwaniem do ciągłego nawracania się. Człowiek, który modli się szczerze, doskonale czuje, iż nie da się pogodzić trwania przed Bogiem z nieuczciwością w życiu, z szukaniem siebie, z egoizmem, zmysłowością, pychą, z tym wszystkim, co czyni go dzieckiem tego świata.

Dzięki modlitwie człowiek poznaje prawdziwą nadzieję, którą nosi w głębi swojego serca i o której wie, iż nikt i nic nie może mu jej odebrać. Dzięki modlitwie człowiek staje się pewny swojej przyszłości. Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? (...) Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował (Rz 8, 35–37). Dzięki modlitwie nie tracimy pogody ducha nawet w największych trudnościach, zagrożeniach, prześladowaniach. Wierzymy bowiem, że w sprawach ludzkich ostatnie słowo ma zawsze Bóg.

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
XX. PRAGNIENIA MODLITWY XXII. METODY MODLITWY
 
na początek strony
© 1996–2000 Mateusz