W Jego ranach |
WPROWADZENIA DO KONTEMPLACJI EWANGELICZNYCH
Na zakończenie trzeciego tygodnia Ćwiczeń duchownych św. Ignacy zachęca nas do rozważania raz jeszcze przez cały jeden dzień męki Jezusa tak często, jak to jest możliwe (ĆD, 208f). W poniższych refleksjach podajemy dwa sposoby, z pomocą których możemy kontemplować mękę Jezusa.
Pierwszy z nich to rozważanie męki i śmierci Jezusa pod kątem ofiarowania wszystkiego swojemu Ojcu. Jezus przemienia posiadanie w coraz pełniejsze ofiarowanie się Ojcu.
Drugi klucz, to rozważanie męki pod kątem pasywności Jezusa w przyjmowaniu tego, co Ojciec przygotował dla Niego. Pasywność Jezusa nie jest jednak rezygnacją i wycofaniem się z życia, ale jest owocem Jego wielkiego zaangażowania w szukanie i znajdowanie woli swojego Ojca.
Na całą mękę i śmierć Jezusa na krzyżu możemy popatrzeć także jako na proces przemiany posiadania w coraz pełniejsze ofiarowanie się Syna Ojcu. Chrystus w męce i śmierci dobrowolnie oddaje wszystko, aby móc posiadać tylko Ojca. Rozważajmy przez cały dzień (ĆD, 208f), jak Jezus w kolejnych etapach swojej męki traci wszystko — dosłownie wszystko dla Ojca.
Na modlitwie w Ogrójcu Jezus dobrowolnie pozbawia się chęci spełniania swojej woli: Ojcze, (...) nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie (Łk 22, 42). W chwili pojmania Jezus traci fizyczną wolność: staje się więźniem i odtąd inni będą decydować o Jego fizycznym życiu i śmierci. Przy pojmaniu Jezus traci także swoich najbliższych Mu uczniów–przyjaciół. Wszyscy oni pouciekali; zdrada Judasza oraz zaparcie się Piotra będą bolesnym dopełnieniem tego opuszczenia ze strony uczniów. Przed sądem Wysokiej Rady, Piłata i Heroda Jezus traci dobre imię: nie tylko zostaje uznany za złoczyńcę, skazany na śmierć, ale także znieważony, upokorzony i wyśmiany w swojej godności Boskiej i ludzkiej tak, iż miano Go za nic (Iz 53, 3). Poprzez biczowanie, koronowanie cierniem, torturę krzyżowania Jezus traci zdrowie fizyczne i wszystkie ludzkie siły. Ciało Jezusa zostaje w okrutny sposób zmasakrowane. Przed ukrzyżowaniem Jezus zostaje odarty nawet z własnych szat i w ten sposób zraniony w naturalnym ludzkim poczuciu wstydu. Na krzyżu Wcielony Boży Syn zostaje pozbawiony bliskości swojego Ojca; woła z niepojętym dla nas bólem: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił (Mk 15, 34). W końcu po trzech godzinach nieludzkiej męki oddaje swojego ducha Ojcu.
Rozważając przez cały dzień kolejne tajemnice męki, adorujmy Jezusa jako Syna Bożego, dziękując Mu za to, że całym swoim życiem, a zwłaszcza swoją męką i śmiercią pokazuje nam drogę do Ojca, którą jest właśnie wewnętrzna przemiana posiadania w całkowite ofiarowanie się w Chrystusie, przez Chrystusa i z Chrystusem Bogu Ojcu.
Dla każdego człowieka moment śmierci oznacza opuszczenie wszystkiego i wszystkich. Człowiek umierający nic i nikogo nie może zatrzymać przy sobie. U ludzi zbliżających się do śmierci, którzy nie są jednak przygotowani na jej przyjęcie, obserwuje się jakiś tragiczny bunt wewnętrzny. Jest to wewnętrzny opór człowieka przed koniecznością opuszczenia wszystkiego i wszystkich. Im bardziej człowiek przywiązuje się do życia ziemskiego i tego, co z nim go łączy, tym śmierć jest trudniejsza; proces odzierania jest wówczas boleśniejszy. Jeżeli człowiek oderwie się choć trochę od siebie i tego, co posiada, wówczas o wiele łatwiej mu umierać; wówczas też przyjmuje śmierć jako ostatni konieczny etap ludzkiego życia.
Akceptacja śmierci nie oznacza wówczas rezygnacji z życia, ale wyraża pragnienie życia pełniejszego, dla którego poświęca się życie doczesne. Umieranie jest wówczas formą przejścia z tego świata do Boga. Jezus również określał swoją śmierć jako przejście z tego świata do Ojca. Jezus nie obawia się oddać wszystkiego, gdyż wie, że wszystko otrzyma wraz ze zjednoczeniem z Ojcem.
A. de Saint–Exupery w powieści Twierdza nie znajduje powodu do żalu nad osobami umierającymi: Dlaczego miałbym żałować umierających? Dlaczego miałbym opłakiwać ich koniec? Egoista lub skąpiec całe życie pomstujący na wszelkie marnotrawstwo, w ostatniej godzinie prosi, aby zeszli się dokoła niego wszyscy domownicy a potem ze wzgardliwą sprawiedliwością dzieli swoje dobra niby zabawki pomiędzy dzieci. Znam takich, co sami wypaleni pragnieniem, dzielili się zapasem wody albo skórką chleba w najcięższym głodzie, gdyż człowiek w obliczu śmierci nie odczuwa już potrzeby i pełen królewskiej obojętności rzuca innemu kość do ogryzienia.
Wzrost w miłości ludzkiej można ukazać jako coraz pełniejsze przechodzenie od chęci wzajemnego posiadania do ofiarowania się sobie. W pierwszym okresie przyjaźni, narzeczeństwa, w pierwszych latach małżeństwa, macierzyństwa, ojcostwa, choć są to chwile bogate i piękne, to jednak nierzadko we wzajemnym zachowaniu się wobec siebie ludzie odwołują się przede wszystkim do posiadania. Kładzie się nacisk na słowo mój, moja: mój przyjaciel, mój chłopiec, moja dziewczyna, moje dziecko, moja mama. W początkach ludzkiej miłości zwykle dominuje posiadanie. I jest to pewien nieodłączny etap rozwoju ludzkiej miłości. Miłość i przyjaźń ludzka rozpoczyna się od doświadczenia posiadania. I nie ma w tym fakcie nic wstydliwego. Posiadanie to wyraża się w pewnym koncentrowaniu się na własnych przeżyciach, doznaniach, nierzadko także w szukaniu siebie. Niekiedy ta chęć posiadania jest tak silna, iż objawia się w zazdrości o każdą chwilę osoby kochanej i każde jej spotkanie z innym człowiekiem.
Jeżeli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Mt 16, 24). Zaparcie samego siebie Jezus nazywa także utratą swego życia, obumieraniem: Kto straci swoje życie z mego powodu, znajdzie je (Mt 16, 25). Zaparcie samego siebie jest właśnie dobrowolnie przyjętym procesem opuszczenia wszystkiego, wyjściem naprzeciw własnej śmierci. Naturalna ludzka skłonność do posiadania zostaje w tym procesie dobrowolnego opuszczenia wszystkiego przekształcona w nieustanne ofiarowanie się Bogu. Uczeń naśladujący Jezusa ma stać się człowiekiem nieustannego ofiarowania. Wzrost w wierze nazywamy niekiedy wewnętrznym ubogaceniem się. Jeżeli to określenie ma być prawdziwe, to musi być jednak uzupełnione o Jezusowe wezwanie do zapierania się siebie samego przez całkowite oddawanie się Bogu i ludziom.
Zanim Jezus rozpoczął swoją mękę, w czasie Ostatniej Wieczerzy antycypuje i jednocześnie pozostawia swoim uczniom proces przemiany posiadania w ofiarowanie. Wziął chleb (...) połamał go i podał mówiąc: To jest Ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na moją pamiątkę. Tak samo i kielich po wieczerzy mówiąc: Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej, która za was będzie wylana (Łk 22, 19–20). Wydać ciało, przelać krew znaczy oddać życie, czyli oddać wszystko. Eucharystia nieustannie uobecnia tę przemianę posiadania w ofiarowanie, którego Jezus dokonał w całym swoim życiu, szczególnie zaś w męce i śmierci. Każdy uczeń Jezusa, który uczestniczy w Eucharystii, jest zaproszony, aby uobecniać to, czego dokonał jego Mistrz. Nasze naśladowanie Jezusa, zapieranie się siebie samych winno znaleźć swoje odniesienie w Eucharystii. Ona winna wyrażać to, czego dokonujemy całym życiem.
Podczas całej męki, szczególnie podczas procesu, Jezus przybiera postawę pasywnego przyjmowania tego, co Go spotyka. Z całym spokojem wewnętrznym poddaje się zdarzeniom. Jezus akceptuje spadające na Niego niesprawiedliwości, zadawane Mu kolejno cierpienia, zniewagi, razy. Przyjmuje fałszywe oskarżenia i pomówienia. Zabiera głos jedynie wówczas, kiedy daje świadectwo własnej tożsamości lub też kiedy napomina z miłością i życzliwością swoich nieprzyjaciół. Praktycznie nie zabiera jednak głosu we własnej obronie, nie usprawiedliwia się, nie tłumaczy się. Nie wyjaśnia Piłatowi prawdziwych motywów, dla których arcykapłani i starsi ludu wydają Go na śmierć. Nie oskarża jednych przed drugimi. Jezus nie podaje też argumentów na własną niewinność. Wobec Heroda milczy całkowicie. Herod nie traktował Go na serio, chciał się jedynie cynicznie zabawić Jego kosztem. Nie oczekiwał świadectwa i nie był też w stanie przyjąć jakiegokolwiek upomnienia.
Jako przygotowanie do kontemplacji przeczytajmy raz jeszcze opis całej męki Jezusa, na przykład według św. Łukasza, zwracając szczególną uwagę na tę właśnie pasywność Chrystusa. Kontemplujmy Jezusa, który poddaje się temu, co na Niego spada. Zauważmy brak buntu i oporu z Jego strony.
Pasywność Mesjasza w czasie Jego męki i śmierci przepowiada Prorok Izajasz w Pieśniach Sługi Jahwe. Wsłuchajmy się w te niezwykłe proroctwa, które dosłownie opowiadają o tym, jak zachowa się Jezus w czasie męki:
Pan Bóg otworzył Mi ucho,
a Ja się nie oparłem ani się cofnąłem.
Podałem grzbiet mój bijącym
i policzki moje rwącym Mi brodę.
Nie zasłoniłem mojej twarzy
przed zniewagami i opluciem.
Pan Bóg Mnie wspomaga,
dlatego jestem nieczuły na obelgi,
dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz
i wiem, że wstydu nie doznam (Iz 50, 5–7).
Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić,
nawet nie otworzył ust swoich.
Jak baranek na rzeź prowadzony,
jak owca niema wobec strzygących ją,
tak On nie otworzył ust swoich.
Po udręce i sądzie został usunięty;
a kto się przejmuje Jego losem?
Tak! Zgładzono Go z krainy żyjących;
za grzechy mego ludu został zbity na śmierć (Iz 53, 7–8).
Chciejmy zauważyć, jak bardzo dokładnie proroctwo Izajasza odpowiada opisowi męki i śmierci Jezusa. W tej pasywności Chrystusa wyraża się całkowite Jego zaufanie i oddanie się swojemu Ojcu. Męka i śmierć jest przyjęciem kielicha z Jego rąk. Chrystus nie broni się, gdyż nie należy już do siebie. Pozwala, aby wola Ojca spełniła się na Nim całkowicie. Ta pasywność Jezusa jest możliwa dzięki Jego absolutnemu zaufaniu Ojcu; jest ona owocem tego zaufania. Pasywność Jezusa wystawia Go na ryzyko większego i głębszego zranienia.
Zauważmy jednak, iż pasywność Jezusa nie ma charakteru negatywnej rezygnacji i bierności życiowej. Nie wyraża także Jego nieświadomości doznawanej krzywdy. Pasywność Jezusa stanowi owoc Jego decyzji podjętej całkowicie świadomie podczas dramatycznej walki aż do krwawego potu w Ogrójcu. Jezus jest świadom, iż cierpi niesprawiedliwie i daje temu świadectwo. Stwierdza otwarcie, że zgotowany Mu los przez przywódców Izraela oznacza panowanie ciemności.
Kontemplujmy pasywne zachowanie Jezusa w kolejnych scenach męki. Kontemplujmy pasywność Jezusa przy pojmaniu; Jezus nie usiłuje uciekać, ale wychodzi naprzeciw strażom świątynnym; pozwala się pocałować Judaszowi; pozwala się pochwycić i związać strażom. Dalej pozwala się prowadzić od Annasza do Kajfasza, następnie przed Wysoką Radę Sanhedrynu, przed Piłata, Heroda, i znowu przed Piłata. Kontemplujmy pasywność Jezusa w czasie biczowania i cierniem koronowania. Jezus pozwala się katować w okrutny sposób. Dopuszcza, aby znieważono i zelżono Jego godność Mesjasza i Syna Bożego. Jezus zezwala, aby włożono na Niego ciężki krzyż. Pozwala się prowadzić na Golgotę. Kiedy nie może dalej nieść krzyża, pozwala, aby Szymon Cyrenejczyk pomógł Mu zanieść go na Kalwarię. Dalej, Jezus pozwala się krzyżować. Dopuszcza ostatnie zniewagi ze strony tych, który Go doprowadzili do tej strasznej kaźni.
W czasie tej kontemplacji uświadommy sobie, że Jezus czyni to wszystko z naszego powodu i dla nas. Jeszcze raz powróćmy do Proroka Izajasza:
Lecz On się obarczył naszym cierpieniem,
On dźwigał nasze boleści,
a myśmy Go za skazańca uznali,
chłostanego przez Boga i zdeptanego.
Lecz On był przebity za nasze grzechy,
zdruzgotany za nasze winy.
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas,
a w Jego ranach jest nasze zdrowie.
Wszyscyśmy pobłądzili jak owce,
każdy z nas się obrócił ku własnej drodze,
a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich (Iz 53, 4–6).
Nasz wzrost w miłości do Jezusa jest kroczeniem ku coraz większej pasywności wobec Jego działania w nas. Aby wchodzić w coraz pełniejsze zjednoczenie z Chrystusem trzeba nam coraz bardziej wyciszać w nas pośpiech, zabieganie, niepokój o siebie, potrzebę sprawdzania swojej wartości w działaniu. Trzeba nam także wyciszać aktywność naszego umysłu, naszej pamięci, aktywność naszej woli. To wyciszenie wewnętrzne sprawia, iż Bóg może w nas i przez nas działać coraz pełniej. Kroczenie ku coraz większej pasywności wobec Boga dobrze wyraża modlitwa św. Ignacego Loyoli proponowana na zakończenie całych rekolekcji. Modlitwę tę moglibyśmy włożyć także w usta Jezusa. Chciejmy ją odmówić jako wyraz naśladowania pasywności Jezusa w czasie Jego męki:
Zabierz, Panie, i przyjmij
całą wolność moją,
pamięć moją i rozum,
i wolę mą całą,
cokolwiek mam i posiadam.
Ty mi to wszystko dałeś –
Tobie to, Panie, oddaję.
Twoje jest wszystko.
Rozporządzaj tym w pełni
wedle swojej woli.
Daj mi jedynie
miłość Twą i łaskę,
albowiem to mi wystarcza (ĆD, 234).
Kroczenie od aktywności ku coraz większej pasywności przed Bogiem jest drogą bolesną. Jest to droga krzyżowa. Droga ta wiedzie bowiem pod prąd naturalnej skłonności człowieka do bronienia się, do koncentrowania na sobie uwagi innych, do pokładania ufności we własnych ludzkich możliwościach i sile własnej woli. Postawa pasywności wobec Boga może być jedynie owocem wielkiej wewnętrznej walki i zmagań, tak jak pasywność Jezusa była owocem Jego wielkich zmagań aż do krwawego potu w Ogrodzie Oliwnym.
Pasywność wobec Boga sprawia, iż zaangażowanie apostolskie nie przestaje być pustym aktywizmem, który koncentrowałby nas na potrzebie uznania, ale jest prawdziwym wydaniem siebie na służbę Bogu i ludziom. Zaangażowanie apostolskie staje się wydaniem na służbę, oddaniem się do dyspozycji innych na wzór Jezusa, który nie przyszedł, aby Mu służono, ale aby służyć (Mt 20, 28). Ta pasywność wobec Boga czyni nas zaangażowanymi i aktywnymi w przyjmowaniu Jego Boskiej woli. Pasywność wobec Boga czyni nas prawdziwymi narzędziami.
Kontemplując Jezusa w Jego męce i śmierci prośmy, aby była ona dla nas nieustannym wezwaniem do odchodzenia od siebie, swoich ludzkich potrzeb, by móc coraz pełniej koncentrować się na Jego miłości i Jego woli.
***
Na zakończenie przytoczmy piękne pouczenie J. Taulera, jednego z najwybitniejszych kaznodziejów niemieckich XIV wieku, jak należy rozważać i wprowadzać w życie mękę i śmierć Jezusa. Niektórzy tak mówią: Panie, codziennie rozmyślam nad Męką Pańską: o tym jak stał przed Piłatem, przed Herodem, przy słupie i w innych miejscach. Otóż posłuchaj mojej nauki: nie patrz na Boga jak na zwykłego człowieka, lecz wpatruj się w Boga transcendentnego i niepoznawalnego, Boga najwyższego, potężnego i wiecznego, który jednym słowem stworzył niebo i ziemię i w ten sam sposób wszystko może w nicość obrócić. Rozważ, że ten właśnie Bóg chciał się tak unicestwić dla swoich stworzeń. I zarumień się wtedy ze wstydu, że ty, śmiertelny, nędzny człowiek, myślałeś o zaszczytach, korzyściach i dumie. Ugnij się pod krzyżem, skądkolwiek przychodzi, od wewnątrz czy z zewnątrz. Nagnij swoją pyszną duszę pod Jego cierniową koroną. I pójdź za ukrzyżowanym Bogiem w duchu poddania, pełnym prawdziwej wzgardy dla siebie samego, pod każdym względem, wewnętrznie i zewnętrznie, skoro twój tak wielki Bóg do tego stopnia się unicestwił, osądzony przez swoje własne stworzenia, skazany na śmierć i ukrzyżowany. W ten to sposób, cierpiąc cierpliwie i z pokorą, powinieneś naśladować Jego mękę, na niej się wzorować.
P O P R Z E D N I | N A S T Ę P N Y |
XVII. POGRZEB JEZUSA | XIX. PRZYPOWIEŚĆ O WINNICY |
na początek strony © 1996–2000 Mateusz |