Uwierzyć w Kościół
C Z Ę Ś Ć   I I :   SA K R A M E N T Y
1. CHRZEST

 

 

1. Sakramentalna obecność Chrystusa

W refleksji i dyskusji nad sakramentami należy nieustannie mieć na uwadze trzy tajemnice: Boga, Chrystusa i Kościoła. Wszystkie religie świata uznają istnienie Boga i liczą się z Jego prawem. Chrześcijanie wierzą nadto we wcielenie Syna Bożego, czyli w Jezusa Chrystusa prawdziwego Boga i prawdziwego Człowieka. Katolicy i prawosławni wierzą w założony przez Niego, trwający nieprzerwanie od zesłania Ducha Świętego Jego Kościół.

Chrystus został na ziemi w założonym przez siebie Kościele. Taka była Jego decyzja. Ktokolwiek chce się z Nim spotkać, znajdzie Go w Kościele. Zasadniczo tę obecność Jezusa sprowadzić można do trzech form. Jest obecny w spotkaniu świętych ludzi. Gdzie dwóch albo trzech jest zgromadzonych w imię Moje, tam Ja jestem. Druga forma obecności to teksty natchnione. Jezusa można spotkać w Piśmie Świętym czytanym w duchu wiary. Trzecia forma Jego obecności to sakramenty.

Sakramenty są ustanowionymi przez samego Chrystusa widzialnymi znakami Jego obecności i działania na ziemi. Licząc się z naszymi możliwościami odbioru Chrystus postanowił posłużyć się znakami podpadającymi pod zmysły, po to, by dać nam pewność, że przeżywamy spotkanie z Nim. Są to znaki niezawodnie skuteczne, o ile spełnimy postawione przez Boga warunki. To jest mniej więcej tak, jakby Chrystus zostawił w Kościele olbrzymie źródło energii i kilka urządzeń służących do jej przetwarzania np. na światło, ciepło lub moc zdolną poruszać maszyny. To ta energia jest ukryta w konsekrowanym Chlebie i Winie. To jest Eucharystia. Natomiast jej wykorzystanie jest możliwe przez pozostałe sakramenty święte. I trzeba wyraźnie podkreślić, że jest to decyzja Chrystusa, a nie Kościoła. Kościół tylko obsługuje to wielkie urządzenie i tylko on ma monopol na sakramenty. Tak postanowił Chrystus. Ktokolwiek chce spotkać się z Chrystusem obecnym w sakramentach, może spotkać Go wyłącznie w Kościele. Stąd twierdzenie -- Chrystus "tak", a Kościół "nie" -- jest nieporozumieniem, to jest wyznanie całkowitej nieznajomości zarówno Chrystusa, jak i Kościoła.

Sakramenty są organicznie związane z Eucharystią. Chrzest daje prawo podejścia do Komunii Świętej. Jeżeli ktoś straci to prawo, może je odzyskać przez sakrament pokuty. Każdego, kto karmi się Komunią Świętą, czeka trudne świadectwo na ulicy, w domu, w zakładzie pracy. Ten kontakt ze światem wymaga dodatkowego wyposażenia w odwagę i mądrość, czego udziela sakrament bierzmowania. Człowiek chory, chcąc mieć pełny udział w Eucharystii, nie tylko przez jej przyjmowanie, ale i składanie z Chrystusem siebie w ofierze, ma do dyspozycji sakrament chorych. Małżonkowie, jeśli chcą w duchu Ewangelii rozwijać swoją miłość, podchodzą do Eucharystii związani sakramentem małżeństwa. Kapłan, jak już wiemy, jest sługą ołtarza odpowiedzialnym za to, by to wielkie urządzenie Bożej energii na ziemi ustawicznie mogło działać.

O tych sakramentach, o umiejętności korzystania z nich, i o bogactwie, jakie jest w nich ukryte, pragnę mówić w najbliższych miesiącach. Serdecznie zapraszam do udziału w tych katechezach wszystkich, których interesuje piękno i bogactwo Kościoła Chrystusowego i naszej wiary. Rozważania te potrzebne są nie tylko do odkrycia swojej godności, ale również do twórczych rozmów i do odpierania zarzutów, jakie nam stawia świat.

 
2. Znak ustanowiony przez Boga

W Starym Testamencie jest szereg wydarzeń, zanotowanych przez autorów natchnionych, które zapowiadały ustanowienie sakramentu chrztu świętego i pomagają nam odkryć jego bogactwo.

Takim obrazem jest potop. Najczęściej dostrzegamy w nim karę, ale to nie tylko kara. Woda została wykorzystana przez Boga do zmycia grzesznej ziemi, aby w odnowionym i oczyszczonym świecie sprawiedliwi mogli rozpocząć nowe życie.

Drugim wymownym obrazem jest przejście Izraelitów przez Morze Czerwone. Kiedy potomkowie Abrahama, uciekając z niewoli egipskiej, przechodzą przez wodę, zyskują wolność. Otwiera się przed nimi droga do Ziemi Obiecanej. Przez wodę zyskują wolność.

Na pustyni Mojżesz dwukrotnie przez wodę ratuje naród od śmierci. Raz wyprowadza wodę ze skały, drugi raz gorzką wodę uzdatnia do picia.

W refleksji nad tajemnicą chrztu świętego pragnę zatrzymać się nad wydarzeniem zapisanym w Drugiej Księdze Królewskiej. Jest tam stosunkowo dokładna relacja z życia proroka Elizeusza, największego cudotwórcy przed przyjściem Chrystusa na ziemię. Otóż Syryjczycy napadli na Izrael i zagarnęli niewolników. Wśród nich na dwór dowódcy wojsk syryjskich dostała się młoda izraelska dziewczyna. Odkrywa ona, że jej pan, Naaman, jest trędowaty. Choroba ta uchodziła wówczas za nieuleczalną i tylko interwencja Boga mogła położyć jej kres. Radzi ona, by pan pojechał do proroka, który jest w Izraelu, a ten go uleczy. Król syryjski wysyła więc Naamana do króla izraelskiego z poleceniem, by ten go uleczył. Król przeczytał list, rozdarł szaty i pyta, czy to nie prowokacja i szukanie zaczepki do wojny. Wówczas prorok Elizeusz prosi króla, by wysłał Naamana do niego, dla przekonania się, że jest prorok w Izraelu. Naaman przyjechał ze wspaniałym orszakiem i stanął przed domem Elizeusza. A ten nie wychodząc do niego, przez sługę polecił mu: Idź i obmyj się siedem razy w Jordanie. Otoczony dworem Naaman, czuje się upokorzony. Prorok nie wyszedł, nie oglądnął, nie dotknął jego ran. Co to za lekarz? Czy wody Jordanu są rzeczywiście takie cudowne? Czyż wody rzek syryjskich nie są lepsze? Cóż to za leczenie przez siedmiokrotne zanurzenie w wodzie? Nie podchodzi do polecenia proroka z punktu widzenia wiary, lecz rozważa je na płaszczyźnie mędrkowania, zamkniętej w ciasnych granicach ludzkiej logiki. Rozgniewany chce wrócić do swojego kraju. Na szczęście jego słudzy są mądrzejsi i przekonują go, że gdyby prorok kazał mu uczynić coś bardzo trudnego, to by to zrobił, dlaczego więc nie uczyni tak prostej rzeczy. Naaman był mądrym dowódcą i umiał słuchać mądrych podwładnych. Zanurzył się siedmiokrotnie w Jordanie i wyszedł z niego bez trądu. Wrócił do proroka, chciał mu płacić. Przywiózł bogate dary, dziesięć talentów srebra i sześć tysięcy syklów złota. Elizeusz powiada: nic nie przyjmę, bo to jest dzieło Boga, a nie moje. W takim razie Naaman prosi: daj mi kilka worków ziemi, chcę bowiem wrócić do swojego kraju i zbudować ołtarz, aby składać ofiarę tylko temu Bogu, który ma moc uzdrowić z trądu.

Obserwował to uczeń proroka, Gechazi, i żal mu było, że taki majątek przemknął mu koło nosa. Postanowił chociaż jego część zatrzymać dla siebie. Dopędził Naamana i powołując się kłamliwie na proroka, wyżebrał u uzdrowionego dwa talenty srebra i dwa ubrania. Kiedy stanął przed Elizeuszem, dowiedział się, że skoro wziął srebro i ubrania Naamana, to weźmie również jego trąd. Gechazi zostaje trędowaty. Taka jest relacja autora natchnionego.

To wydarzenie, do którego odwołuje się Chrystus w Ewangelii, zawiera bogatą treść. Dowiadujemy się z niego, że sakrament chrztu, który tu jest zapowiedziany w formie figury, jest ustanowionym przez Boga znakiem. W Jordanie nie było cudownej wody, to była zwykła woda. Nie wystarczy się wykąpać pięć, sześć razy, trzeba to uczynić tyle razy, ile polecił Bóg -- siedem. Nie każdy, który się wykąpie w Jordanie, będzie czysty. Ten znak jest wyraźnie przeznaczony dla tego jednego trędowatego, dla Naamana. To Bóg zapewnił, że jeśli ten dokładnie zrealizuje polecenie, On sam będzie obecny w tym obrzędzie, dotknie go i oczyści. Wielka prawda -- Bóg leczy, posługując się takim prostym znakiem.

Znak jest bardzo czytelny. Trąd był traktowany jako brud, należało się z niego oczyścić. Uważano, że trąd ciała jest znakiem grzesznej duszy, która wyrzuca na zewnątrz to, co ją gnębi.

Dziś odkrywamy coraz pełniej psychofizyczną jedność człowieka i możemy jeszcze lepiej rozumieć sakramentalne znaki. To, co jest na zewnątrz, w naszej postawie, działaniu, objawia to, co jest w środku, w nas. Słuchałem relacji psychologa. Wspominał on, że w swojej praktyce spotkał sparaliżowanego do połowy ginekologa, który ciągle strzepywał ręce. Długie analizy wykazały, że było to pragnienie strząśnięcia z rąk krwi. Już niewiele i niewyraźnie mówił, ale na zewnątrz wyrażał to, co było w głębi jego serca. Oby ten człowiek odkrył, że jest ustanowiony sakrament, w którym może swoje skrwawione ręce oczyścić.

Takich elementów, które ujawniają na zewnątrz to, co jest w środku, możemy obserwować dużo. Rozmawiałem z człowiekiem, który ciągle klął. Pytam: czy pan nie próbował opanować języka? "Próbowałem, powiada -- ale to się nie da. To nie wystarczy nie mówić, to jest we mnie. To jest tak jak z wrzodem, który dojrzewa i musi pęknąć". Mówię mu: trzeba by ten wrzód uleczyć. "Ma ksiądz rację, tylko wtedy trzeba by było uleczyć całe moje życie". Klątwa to zewnętrzny znak jego duchowej choroby. Z obfitości serca mówią usta.

Celowo zrelacjonowałem całość opisu Księgi Królewskiej, przytaczając dramat sługi proroka z powodu zabranych pieniędzy. To również ma charakter typiczny. Otóż łaska sakramentu jest zawsze darem Boga. Sługa, który uczestniczy w przekazywaniu tego daru, nie może z tego powodu brać pieniędzy. <204>le się stało, że w naszej praktyce połączono pieniądze z udzielaniem sakramentów. Jest rzeczą jasną, że kapłan powinien mieć na chleb, ale nie powinno się łączyć pieniędzy z szafowaniem sakramentami. Utrzymanie kapłana winno być na nowo przedyskutowane i ustawione tak, by przekazane mu pieniądze nie przysłaniały wielkości łaski zawartej w sakramentach.

Kończąc to pierwsze rozważanie dotyczące chrztu w oparciu o opis starotestamentalny stawiam pytanie: W jakiej mierze rozumiemy, że w znakach sakramentalnych jest obecny Bóg? W jakiej mierze jesteśmy podobni do Naamana przed oczyszczeniem w Jordanie, a w jakiej po oczyszczeniu? Czy wiemy, że tym znakiem posługuje się Bóg? Za chwilę będziemy świadkami sakramentalnego spotkania z Bogiem w Eucharystii. Czy odejdziemy od ołtarza szczęśliwi jak Naaman?

 
3. Obrzędy chrztu świętego

Jest kilka różnych form udzielania chrztu świętego. Już na przełomie I i II wieku autor nieznanego nam dokumentu pochodzącego z Syrii pisze w ten sposób: "Chrzcijcie w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego w wodzie bieżącej, jeśli nie masz wody bieżącej, chrzcij w stojącej. Jeśli nie możesz znaleźć zimnej, to w ciepłej, gdybyś zaś nie miał ani jednej, ani drugiej, wylej trzykrotnie wodę na głowę w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego". Podstawową formą chrztu jest zanurzenie. Słowo greckie "chrzest", przełożone na język polski, znaczy "zanurzyć". Szukano wody bieżącej, tzn. żywej, która płynie ze źródła. Symbolika źródła i wody bieżącej była czytelna. Chodziło o stały dostęp do wody, której nigdy nie braknie. Chrzest był ważny, jeśli woda była stojąca, w jakimś zbiorniku, jeśli takiej wody nie można było znaleźć, wystarczyło polać głowę proszącego o sakrament, wymawiając słowa: ja ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Ta prosta instrukcja podana w Nauce Dwunastu Apostołów była doskonalona i rozbudowywana od IV wieku, kiedy to rzesze ludzi przychodziły do Kościoła, kiedy powstawały wspaniałe bazyliki, a obok nich budowano tak zwane baptysteria.

Chrzest powinien być udzielany u wejścia do świątyni, bo przez chrzest wchodzimy do Kościoła. W starożytności budowano specjalne baptysteria, niektóre z nich zachowały się do naszych czasów. Między innymi odkryto fundamenty baptysterium w Mediolanie, w którym św. Ambroży, biskup tego miasta, w 387 roku ochrzcił św. Augustyna oraz jego syna. Ponieważ ten sam św. Ambroży zostawił nam w dwóch dziełach dokładne wyjaśnienie obrzędu chrztu, mając odkopane fundamenty baptysterium, możemy dokładnie odtworzyć cały obrzęd.

Baptysterium w Mediolanie miało średnicę ośmiu metrów. To była dość duża budowla. Wokół były krużganki, w środku basen z wodą. Woda sięgała 80 cm. Na jednym brzegu stał biskup, do drugiego podchodził ten, który miał być ochrzczony. Zrzucał z siebie szaty. Był to znak symboliczny, zrzucenia z siebie dawnego życia. Wchodził do wody i dochodził na środek basenu, gdzie czekali na niego dwaj diakoni lub prezbiterzy, a jeśli chrzczona była kobieta, czekały dwie diakonisy. Kiedy kandydat do chrztu znalazł się między nimi, oni na swoich rękach, kładąc go na plecy trzykrotnie zanurzali w wodzie, a biskup wypowiadał słowa: Ja ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Obrzęd miał miejsce z reguły w Wielką Sobotę.

Po tym trzykrotnym zanurzeniu nakładano na ochrzczonego białą szatę i w niej podchodził do biskupa, który z dłoni wylewał mu na głowę konsekrowaną oliwę, udzielając sakramentu bierzmowania. Po czym przechodził do świątyni, do ołtarza, gdzie po raz pierwszy mógł uczestniczyć we Mszy świętej. Na całej Mszy świętej mógł być obecny wyłącznie człowiek ochrzczony.

Przy tej rekonstrukcji obrzędu chrztu warto zaznaczyć, iż wszystkie jego istotne elementy są zachowane w Kościele do dnia dzisiejszego. Najważniejszym jest samo zanurzenie. Są w nim zawarte trzy prawdy. Pierwsza to oczyszczenie. Człowiek w chrzcie zostaje oczyszczony. Kąpiel ciała symbolizuje oczyszczenie duszy.

Druga prawda. Trzykrotne zanurzenie w wodzie przypominało trzy dni pobytu ciała Chrystusa w grobie. Chrzest to udział w tajemnicy śmierci i zmartwychwstania. W chrzcie człowiek powstaje do nowego życia. Podchodzi do Eucharystii, aby mieć udział w tym jedynym pokarmie, który gwarantuje zmartwychwstanie ciała. W przeżywaniu tajemnicy duchowego zmartwychwstania pomagał fakt, że chrztu udzielano w Wielką Sobotę, w liturgicznym wspomnieniu śmierci i zmartwychwstania Chrystusa.

Trzecia prawda zawarta w słowach: Ja ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, czyli zanurzam ciebie w Bogu. Odtąd całe twoje życie jest zanurzone w Bogu. Oto trzy wymiary tajemnicy sakramentalnego znaku.

Obok wejścia do świątyni mamy kropielnicę. Wchodząc mamy ręką dotknąć święconej wody i zrobić znak krzyża świętego: W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego przypominając sobie, że jesteśmy ochrzczeni i dlatego możemy podejść do ołtarza, by wziąć udział w świętej Ofierze.

 
4. Wyrzeczenie się świata

W chrzcie Bóg uświęca człowieka. Nie każdy jednak, kto wejdzie do wody i nad którym zostaną wypowiedziane sakramentalne słowa, faktycznie zostanie przez Boga uświęcony. Aby to mogło nastąpić, człowiek musi chcieć zostać uświęcony. Dlatego Bóg oczekuje od niego doniosłej decyzji, dokonania wyboru między perspektywami realizacji życia na ziemi.

Jedna to perspektywa życia doczesnego, ograniczonego barierą śmierci. Dla wielu śmierć jest rozwiązaniem wszystkich, nawet najtrudniejszych problemów. Ma to miejsce wówczas, gdy jest traktowana jako definitywny koniec ludzkiej egzystencji. Kto tak pojmuje życie, szuka szczęścia doczesnego i godzi się na logikę tego świata. Chce jak najlepiej się tu urządzić i wygrać doczesność. Taka jest jedna perspektywa życia.

Druga perspektywa uwzględnia możliwość nieśmiertelnego życia. Śmierć nie jest kresem. Istnieje szansa wejścia w świat wieczności, świat wiecznego szczęścia. W tej perspektywie obowiązuje logika wiary. Kto chce podejść do chrztu, musi zobaczyć te dwie różne perspektywy realizacji ludzkiego życia i dokonać wyboru. Ten wybór jest zasadniczy. Świadomie i dobrowolnie decyduję się na to, że moje życie traktuję jako drogę do życia wiecznego. Wybieram perspektywę nieśmiertelności. Wtedy trzeba zgodzić się na to, że nic, co jest ziemskie, nie może być ostatecznym celem mojego życia, jest tylko etapem, jest dobrem, po które, o ile mi nie przeszkadza w zdobywaniu nieśmiertelności, mogę sięgnąć, ale nie jest ono celem mojego życia. To spojrzenie na doczesność jako na drogę, jako na środek, który pomaga w osiągnięciu wyższego celu, nie jest równoznaczne z odrzuceniem doczesności, z negatywnym spojrzeniem na to, co ziemskie. Przeciwnie, dopiero wtedy człowiek zaczyna rozumieć Pana Boga, który po stworzeniu wspaniałego świata powiedział, że "to wszystko jest bardzo dobre". Ale ta ziemska droga jest tak bogata i pełna uroku, że kusi, by zatrzymać się na niej samej. Doczesne dobra wołają: zostań, nie martw się, nie wysilaj się, zatrzymaj się tylko przy nas. Ten, kto podchodzi do chrztu, musi powiedzieć: nigdy tego nie zrobię. Nigdy nie zdecyduję się na myślenie o moim życiu wyłącznie w kategoriach doczesnych. Zawsze chcę pamiętać o tym, że każdy dzień zbliża mnie do innego, nowego życia.

Kościół, chcąc ułatwić podjęcie tej decyzji, stawia kandydatowi do chrztu trzy pytania.

Czy wyrzekasz się grzechu, aby żyć w wolności dzieci Bożych? Grzech jest nieporządkiem, grzech to bałagan. Każdy bałagan ogranicza naszą wolność. Wystarczy popatrzeć do szafy: jeśli w niej nie jest poukładane, to chcąc coś znaleźć, tracimy czas i denerwujemy się. Jeśli w niej wszystko jest na swoim miejscu, jesteśmy panami sytuacji, jesteśmy wolni. Jeśli bałagan jest w mieszkaniu, człowiek w nim ginie. Jeśli w mieszkaniu jest porządek, człowiek jest jego panem. Pierwsze pytanie postawione kandydatowi do chrztu dotyczy jego decyzji życia w świecie Bożego porządku. Świat jest rządzony prawami ustanowionymi przez Stwórcę, ochrzczony godzi się na szanowanie tych praw, wiedząc, że ile razy popełni grzech, traci wolność. Chce żyć w świecie ładu i porządku po to, aby był człowiekiem wolnym, chce żyć według logiki Bożego prawa, aby nie stracić wolności.

Czy wyrzekasz się wszystkiego, co prowadzi do zła, aby cię grzech nie opanował? Chodzi tu o decyzję zachowania higieny ducha, chodzi o to, by człowiek przestrzegał zasad, o których mówi Chrystus. Jeśli cię ręka gorszy, odetnij ją, jeśli oko, wyłup je, jeśli noga, odetnij ją. Chodzi o wielkie wartości, o coś, co może być tak samo cenne jak oko, ręka i noga i co może zagrażać duchowi w naszej wędrówce do świata wielkich wartości. Kiedy ręka zatrzymała się na jakiejś wartości doczesnej i nie chce jej puścić, ochrzczony musi się zdecydować na to, że ją odetnie, aby zachować wolność. To trudna i bolesna decyzja. Tę właśnie decyzję podejmuje człowiek podchodzący do wody chrzcielnej. Jeśli jakakolwiek wartość doczesna zagrozi perspektywie mojego dojścia do domu Ojca Niebieskiego, wtedy z niej rezygnuję, chociażby to miało tak boleć, jak odcięcie własnej ręki.

Czy wyrzekasz się szatana, który jest głównym sprawcą grzechu? Kandydat do chrztu musi realnie potraktować księcia tego świata. Chodzi tu o potężną siłę zła, z którą trzeba przez całe życie walczyć. Rodzimy się w świecie doczesności i mamy przed sobą perspektywę śmierci. Książę tego świata, który stracił szczęście wieczne, z zazdrości chce nas wszystkimi dostępnymi mirażami zatrzymać w doczesności, abyśmy nigdy nie uczestniczyli w szczęściu, które on bezpowrotnie utracił.

Wchodząc do wody chrzcielnej wiem, że rozpocznę drogę, która jest nie tylko wspaniała, piękna i kusząca różnymi przemijającymi dobrami, abym się przy nich zatrzymał, ale również wiem, że będę musiał walczyć z rozbójnikiem, który na niej czeka, chcąc mi przeszkodzić w dotarciu do domu Ojca Niebieskiego. Przed chrztem mam podjąć decyzję, że nie chcę mieć żadnych układów z księciem tego świata. Tylko ten, kto podjął taką decyzję i zdecydował się na wejście w świat wiary, wchodząc do wody i przyjmując chrzest W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego może być uświęcony przez Boga. Jeśli tej decyzji nie ma, to może być zanurzony w wodzie i słyszeć wypowiedziane słowa, a świętości nie otrzyma. Tak jest, gdy mamy do czynienia z chrztem człowieka dorosłego. Tak jest również, gdy rodzice przynoszą dziecko, bo w trosce o jego szczęście chcą ustawić je od razu na drodze życia wiecznego. Oni też biorą odpowiedzialność za wychowanie dziecka do wartości chrześcijańskich.

Jeśli człowiek świadomie i dobrowolnie podejdzie do chrzcielnicy, to perspektywa jego chrześcijańskiego życia otwiera się jako droga piękna i wspaniała. Jeśli natomiast ta decyzja jest niedowartościowana i chodzi tylko o ceremonie, a decyzja jest nie podjęta, to wchodzimy w pozorne chrześcijaństwo, które nie daje uświęcenia ani żadnej mocy wewnętrznej, nie zmienia człowieka, a rodzi szereg nieporozumień. Wyrzeczenie się świata to jest punkt wyjścia, sam fundament chrześcijańskiego życia. Ta jedna decyzja -- wiem, jaką perspektywę życia wybieram i z jakiej rezygnuję -- kształtuje wszystkie dni życia, każdą godzinę, każdą sekundę, wymaga wierności. Zdecydowałem, powiedziałem przed Bogiem, mam być słowny. Obok nas żyją ludzie, którzy nigdy tego wyboru nie dokonali. Wybrali doczesność, niech wygrają doczesność, to ich sprawa. My wybieramy doczesność tylko jako drogę do wyższych wartości. Toteż umiemy się nią cieszyć i posługiwać tak, by pomagała nam w realizacji głównego celu naszego życia. Tak stawia sprawę Bóg. Tak ustawione jest wejście w świat wiary, chodzi o realizm i odpowiedzialność za decyzję.

 
5. Wyznanie wiary

Ostatnio zwróciłem uwagę na wagę decyzji, jaką musi podjąć człowiek podchodzący do sakramentu chrztu. Wyjaśniłem pierwszą część dotyczącą wyrzeczenia się świata. Ale samo wyrzeczenie nie jest twórcze. Człowiek nie potrafi się wyrzec tego, co posiada, jeśli nie zobaczy wyższej wartości. Tak jest i w tej decyzji. Trzeba znaleźć drogocenną perłę, aby dla niej móc sprzedać wszystko, co człowiek posiada. Jeśli ktoś perły nie znalazł, to nie może sprzedawać tego, co ma w ręku. Ten, kto podchodzi do chrztu świętego, już znalazł drogocenną perłę i dlatego jest gotów oddać doczesność, by posiąść nieśmiertelność. Od samego początku chrześcijanin, który podchodził do chrztu po wyrzeczeniu się świata, publicznie wyznawał swoją wiarę. Na kilka dni przed swoim chrztem otrzymywał tekst wyznania wiary, ten, którym posługujemy się w każdą niedzielę, uczył się tego tekstu na pamięć, przychodził do świątyni, stawał przed wiernymi i osobiście składał wyznanie wiary (dlatego jest ono sformułowane w liczbie pojedynczej "Wierzę w jednego Boga"). To było wielkie przeżycie, kandydat do chrztu wybierał świat, który jest światem Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego. Św. Augustyn wspomina o takim wyznaniu wiary jednego z najsłynniejszych profesorów retoryki starożytnego Rzymu Mariusza Wiktoryna, który w latach pięćdziesiątych IV wieku po długich latach poszukiwań odkrył chrześcijaństwo i który, mimo że Rzymianie otaczali go wielkim szacunkiem jako piewcę bóstw pogańskich, publicznie wyznał swoją wiarę, zdumiewając swych dotychczasowych wielbicieli przejściem na chrześcijaństwo.

Kościół chcąc pomóc w sformułowaniu tej decyzji, stawia przed chrztem świętym trzy pytania: "Czy wierzysz w Boga, Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi?", kandydat do chrztu odpowiada "wierzę". "Czy wierzysz w Jezusa Chrystusa, Syna Jego Jedynego, Pana naszego, narodzonego z Maryi Dziewicy, umęczonego i pogrzebanego, który powstał z martwych i zasiada po prawicy Ojca?" -- "wierzę". "Czy wierzysz w Ducha Świętego, święty Kościół powszechny, świętych obcowanie, odpuszczenie grzechów, zmartwychwstanie ciała i życie wieczne?" -- "wierzę".

W tym publicznym wyznaniu wiary nie chodzi jednak ani o deklarację słowną, ani o czysto intelektualne uznanie, że jest Bóg Ojciec, Syn i Duch Święty.

Podobno amerykańscy uczeni odkryli galaktykę, która jest sześćset milionów razy większa aniżeli nasza. Nie ma żadnych podstaw, aby im nie wierzyć, ale w tym momencie, kiedy wierzę w istnienie takiej galaktyki, w moim życiu nic się nie zmienia, jakie ono było, takie jest. To jest prawda, ja im wierzę, sam nie będę przeprowadzał badań, ale ta prawda nie ma żadnego związku z moim życiem, ona nie rzutuje na mój dzień dzisiejszy, na moją postawę. Nie o taki akt wiary chodzi w chrzcielnym wyznaniu. Tu chodzi o osobiste spotkanie z Bogiem Ojcem, Synem i Duchem Świętym, chodzi o przymierze. Człowiek wyciąga rękę do Boga Ojca jak syn, jak córka i chce, by Ojciec tę rękę przyjął i uścisnął. Chodzi o wejście w środowisko Boże, o nawiązanie bezpośredniego kontaktu z Bogiem Ojcem, Synem i Duchem Świętym. To jest oświadczenie człowieka: ja chcę należeć do Waszej Bożej rodziny, chcę dzielić Wasze życie. Po wyznaniu czekam na odpowiedź Boga. Jest ona zawarta w sakramentalnym znaku: Ja ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Ojciec wyciąga do mnie jak do dziecka rękę, Syn przyjmuje za brata, a Duch wypełnia moje serce Bożą miłością. Przymierze jest zawarte. Jestem w nowym świecie.

Wierzę na podstawie mądrej refleksji nad całym otaczającym światem, który każdym szczegółem mówi, że Bóg jest. Wierzę na podstawie mądrej refleksji nad tajemnicą objawienia przekazaną w Piśmie Świętym i tradycji. Wierzę w oparciu o świadectwo wielu bohaterów, którzy na przestrzeni dwudziestu wieków wybrali ewangeliczne życie. Po takiej decyzji człowiek nie może się dziwić, że obok niego pozostają ludzie należący do tego świata i żyjący tylko doczesnością. Jeśli oni takiej decyzji nie podjęli, to niech się cieszą tym, co zamyka się w doczesności. Chrześcijanin ma przed sobą nieśmiertelność i dlatego wykorzystuje doczesność już z perspektywą tej nieśmiertelności, inaczej korzysta ze wszystkich darów, jakie są w zasięgu jego ręki.

Takie są konsekwencje chrzcielnej decyzji wyrzeczenia się świata, nabrania dystansu wobec doczesności i wejścia w świat wiary, w świat samego Boga. Tych, którzy żyją tylko doczesnością, mamy kochać nawet wtedy, kiedy oni nas nienawidzą, a mogą nas nienawidzieć, ponieważ nie potrafią nas wykorzystać do swoich czysto doczesnych celów. Tak było w życiu Chrystusa, i tak jest w życiu każdego Jego ucznia. My jednak jak Bóg, nasz Ojciec, kochamy każdego, nawet tych, którzy nas nienawidzą. Taka jest konsekwencja przejścia przez chrzcielną wodę i zawarcia wiecznego przymierza z Bogiem.

Zastanówmy się, jak często sprawdzamy, czy nasze codzienne życie jest konsekwencją tego wyboru, jakiego dokonaliśmy na chrzcie świętym, czy żyjemy doczesnością, czy też żyjemy w przyjaźni z Bogiem Ojcem, Synem i Duchem Świętym, wiedząc, że już dziś żyjemy w wieczności.

 
6. Godność dziecka Bożego

Jakie są skutki Bożego działania w sakramencie chrztu? Przede wszystkim serce człowieka zostaje oczyszczone z wszelkiego grzechu. Nie ma takich grzechów na ziemi, których by woda chrzcielna nie obmyła. Może ktoś popełnić grzechy na miarę Stalina, Hitlera czy im podobnych, gdyby jednak nawrócił się i poprosił o chrzest, to z wszystkich swoich zbrodni, z wszystkich złych czynów zostaje oczyszczony. Wiemy, że nie dokonuje się to mechanicznie, jest bowiem potrzebne nawrócenie człowieka, które obejmuje akt żalu i postanowienia poprawy, co wyraża się w wyrzeczeniu grzechu i okazji do niego. Ten skutek chrztu jest bardzo istotny, dlatego że człowiek staje się, mówiąc naszym językiem, sterylnie czysty. Wszystko, cokolwiek zgromadził w sercu, a co nie było cenne, zostaje usunięte, zostaje oczyszczone. Gdyby taki człowiek umarł bezpośrednio po chrzcie, ma prawo wejścia do nieba.

Samo oczyszczenie to nie tylko przygotowanie do tego, by Bóg mógł wypełnić człowieka nowym życiem. W chrzcie następuje jakościowa przemiana. Św. Paweł chcąc wytłumaczyć tę tajemnicę, która dokonuje się w ta- jemnicy chrztu, posługuje się porównaniem, nawiązując do aktu adopcji. Sierota bez jakichkolwiek odniesień do matki i ojca, bez jakichkolwiek odniesień do rodzeństwa, zostaje adoptowana i wprowadzona do domu. Kiedy się w nim znajdzie, dom otwiera przed nią perspektywę miłości, której dotychczas nie miała, miłości do ojca, do matki, do rodzeństwa. Ta miłość wnosi w życie sieroty jakościową zmianę. Już nie jest sierotą, ma ojca, matkę i rodzeństwo. Jest kochana i może kochać. Jest członkiem rodziny.

W chrzcie świętym Bóg wyznając nam swoją miłość, adoptuje nas. Jesteśmy Jego umiłowanym dzieckiem. Mocno akcentuję ten skutek chrztu świętego -- jestem kochany przez samego Boga. Mogę kochać Boga i całą Jego rodzinę. Dla tego, kto odkryje i przeżyje tę prawdę, programem życia staje się Ojcze nasz, a więc troska o chwałę własnego Ojca, własnego domu, troska o rozszerzanie Jego królestwa, o współpracę z Nim. Święć się Imię Twoje, przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja. A równocześnie ten nowy układ daje mu gwarancję, że od Ojca otrzyma codzienny chleb, że od Ojca otrzyma przebaczenie grzechów, że od Ojca otrzyma pomoc w unikaniu zła, a gdyby znalazł się w rękach zła, On go wybawi. To jest ewangeliczny program życia.

Życie ochrzczonego, jako dziecka Boga, zyskuje nowy, wieczny wymiar. Jego dobre czyny przynoszą chwałę Ojcu i całej Bożej rodzinie, a złe czyny są kompromitacją nie tylko ochrzczonego, ale Boga i Jego rodziny.

Przypominam, że aby być chrześcijaninem, nie wystarczy wierzyć w Boga Ojca, nie wystarczy wierzyć w Bóstwo i Człowieczeństwo Jezusa Chrystusa i nie wystarczy wierzyć w istnienie Ducha Świętego. To jest tylko przygotowanie. Każdy katechumen w to wierzy. Chrześcijanin to człowiek, który uwierzył, że jest dzieckiem Boga, odkrył swoją nową godność, spojrzał na siebie w świetle prawdy, którą Bóg objawia w chwili chrztu świętego. Jeśli ktoś uświadomi sobie, że jest dzieckiem kochanym przez Boga, znikają wszystkie kompleksy. Nie można mieć kompleksów, jeśli się jest dzieckiem Boga. Życie zamienia się w wielkie dziękczynienie za doczesność, bo gdybym nie istniał, to nie mógłbym być adoptowanym dzieckiem Boga.

Wraz ze świadomością godności dziecka Bożego po- jawia się potężna moc, która pozwala przeciwstawić się grzechowi, i to nie na zasadzie walki. Chodzi o to, że nikt z mądrych ludzi nie wprowadzi bydła do pięknego pałacu i nie zamieni salonu w stajnię. Jeśli zajmuję szałas, to stosunkowo łatwo wprowadzę doń owce czy bydło i zamieszkam z nimi. Ale jeśli jest to pałac, w którym spotykam się z Bogiem, to już nie potrafię tego zrobić. W człowieku ochrzczonym jest tak duże wyczucie piękna i dobra Bożego świata, że nie sięgnie po wartości, które by go pomniejszyły.

Człowiek, który przeżywa świadomie swoją godność dziecka Bożego, potrafi podjąć każde powołanie, nawet najtrudniejsze. Kochające dziecko nie powie Ojcu "nie", zawsze wykona Jego wolę. Tak jest z wiernością małżeńską, kapłańską, zakonną, tak jest z wykonywaniem nawet bardzo trudnych zawodów czy z podjęciem zadań -- opieki nad chorymi rodzicami czy kalekim rodzeństwem.

Jeszcze raz pragnę zaakcentować to, co w refleksji nad chrztem świętym jest najistotniejsze. My najczęściej podchodzimy do chrztu jako do obrzędu, który posiada swoje konsekwencje prawne. Chrześcijanin to człowiek, który wierzy, że Bóg jest jego Ojcem, że Chrystus jest jego Bratem i że Duch Święty jest duchowym tlenem, bez którego nie potrafi żyć. Bóg mnie kocha. W tych trzech słowach jest zawarte odkrycie wielkiej godności własnej. Jeśli Bóg mnie kocha, to muszę stanowić wartość cenniejszą niż cały materialny wszechświat, bo z materialnym światem Bóg nie może nawiązać kontaktu na płaszczyźnie miłości. Świat nie odpowie miłością, bo do tego jest potrzebna wolność, do tego jest potrzebne serce. Bóg mnie kocha, ja mogę na Jego miłość odpowiedzieć. Oto tajemnica chrztu świętego. Po to przyniesiono nas kiedyś do chrzcielnicy i za to powinniśmy dziękować Bogu.

 
7. Wymowne znaki

W refleksji nad tajemnicą chrztu świętego zwróciłem ostatnio uwagę na odkrycie wielkiej godności, jaką człowiek otrzymuje w tym sakramencie. Wprowadza on jakościową zmianę. Czyni nas dziećmi Boga wszechmogącego. Chcąc pomóc możliwie w pełni odkryć bogactwo skutków chrztu świętego, Kościół w liturgii tego sakramentu stosuje trzy znaki, przy pomocy których chce dotrzeć do naszej świadomości z bogactwem łaski otrzymanej na chrzcie świętym. Powtarzam, że to są znaki, do których nie ma dołączonych dodatkowych łask. Jeśli więc ktoś zostanie ochrzczony w domu w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego i tych trzech znaków już nie otrzyma, chrzest jego jest ważny i równie owocny, jak wówczas kiedy jest ochrzczony w kościele z całą liturgiczną oprawą sakramentu chrztu. O jakie znaki chodzi? Bezpośrednio po chrzcie kapłan namaszcza czoło ochrzczonego krzyżmem, czyli konsekrowaną oliwą. Dla nas gest ten jest mało czytelny, natomiast jest jasny dla ludzi mieszkających w basenie Morza Śródziemnego i dla ludzi Wschodu. Dla nich oliwa jest znakiem dobrobytu, bogactwa, obfitości. Tym znakiem posługuje się Bóg. W Starym Testamencie namaszczano króla, arcykapłana oraz te przedmioty, które Bóg przejmuje na własność. Przez namaszczenie Bóg mówi: ten człowiek, ta rzecz, jest moją własnością. Namaszczenie to pewna forma opieczętowania. Pieczęć jest znakiem przymierza, jakie Bóg zawiera z człowiekiem. Ten znak krzyża świętego, uczyniony nowo ochrzczonemu na czole, ma mu przypominać, iż w jego duszy zostaje wyciśnięte znamię, którego już nie potrafi nigdy usunąć. To znamię dla zbawionych będzie powodem do chluby, dla potępionych będzie źródłem dodatkowych cierpień i wstydu. Zło, które odniosło zwycięstwo i potrafiło uwięzić dziecko samego Boga, traktuje takiego więźnia jako szczególnie cenny łup.

Drugim znakiem jest biała szata. Już w starożytności ochrzczeni byli ubierani w białe szaty na znak radości i jako symbol czystości. Jeśli dziś udzielamy chrztu ludziom dorosłym, to oni również chcą przez cały tydzień przeżywać to swoje nawrócenie w sposób uroczysty, zachowując odświętny strój. Kilkakrotnie spotkałem kobiety, które przez cały tydzień po swoim chrzcie chodziły do Komunii św. w jasnych kostiumach. W starożytności ten strój obowiązywał przez siedem dni i dlatego pierwszy tydzień po Wielkanocy został nazwany Białym Tygodniem.

Biała szata to symbol szaty godowej, o której Chrystus mówi w przypowieści o zaproszonych na ucztę, ganiąc człowieka, który znalazł się bez tej szaty przy stole. Dziś są kłopoty z wkomponowaniem tego uroczystego stroju w nasze życie. W pewnej mierze udało się to w odniesieniu do kobiet. Dziewczynki do pierwszej Komunii podchodzą w białych sukienkach. Kto wie, czy zamiast tej maleńkiej białej szaty, którą się podaje dziecku, nie byłoby lepiej przy chrzcie świętym podać już materiał na sukienkę do pierwszej Komunii świętej. Wówczas ten znak byłby znacznie wymowniejszy. Ponieważ dość często dar ten przygotowują rodzice chrzestni, jego przeznaczenie na ubranie czy sukienkę do pierwszej Komunii świętej byłoby bardzo wymowne. Zawierając sakramentalne małżeństwo kobiety podchodzą do ołtarza również w białej sukni, taka jest tradycja.

Trudniej o znalezienie eleganckiego stroju dla ochrzczonego mężczyzny, stroju, który miałby przypominać, że jego właściciel należy do Boga.

Trzeci znak, którym posługuje się Kościół, to zapalona świeca. Jest to symbol wiary. W Wigilię Paschalną wnosimy do świątyni płonącą świecę, tak zwany paschał, przypominającą nam Chrystusa. To ona właśnie stoi w kościołach parafialnych przy chrzcielnicy i jej płomień jest przekazany ochrzczonemu lub rodzicom jako symbol wiary. Symbolika świecy ma dwa wymiary. Sama świeca jest znakiem doczesnego życia, a jej płomień znakiem wiary -- świeca jest ograniczona, ona się topi, jest przeznaczona na spalenie. Płomień jest światłem, które karmi się woskiem. Świeca stopniowo zamienia się w płomień. Z tym, że jak świeca nie może siebie zapalić, tak nikt z nas nie potrafi sam siebie zapalić. Wiarę otrzymujemy, znakiem tego jest zapalona świeca. Dramat rozpoczyna się wówczas, gdy świeca naszego życia gaśnie, a nie jest przetapiana przez wiarę. Niebo nie jest miejscem przechowywania świec, lecz jest nagrodą za to, że całe życie do końca zostało przepalone, zamienione w światło dla Boga i bliźnich.

Z chrzcielną świecą ludzie powinni wędrować przez całe życie. Znam takich, którzy na swojej świecy chrzcielnej wypisali datę chrztu, dołożyli potem datę pierwszej Komunii świętej, datę swojego ślubu, i to są daty etapów ich drogi życia. Z tą świecą podchodzimy do święceń kapłańskich, z tą świecą chcemy również umierać, dowodząc, że zachowaliśmy wiarę otrzymaną na chrzcie świętym. Kilka razy w roku Kościół zachęca do publicznego wyznania wiary ze świecą w ręku. Przychodzimy wówczas do świątyni wyznać, że moja wiara płonie, że nie zgasła.

Przed dwudziestu pięciu laty wyjeżdżała z Polski na zawsze młoda kobieta, wtedy nie można było tego czynić oficjalnie. Pakując swoją małą torbę włożyła do niej świecę chrzcielną. Matka jej mówi: "po co ty to bierzesz, ta świeca cię zdradzi". Córka popatrzyła na nią, mówiąc: "Ona mnie przeprowadzi. Ja muszę ze światłem jechać nie tylko przez granicę, ale i urządzić sobie tam życie w świetle wiary". I rzeczywiście, świeca ją przeprowadziła. Nikt jej nie kontrolował. Stosunkowo łatwo znalazła środowisko, w którym potrafiła zbudować dla siebie dom. To jest wyznanie wiary.

Na zakończenie pragnę postawić pytanie dotyczące trzeciego znaku. Wszyscy zostaliśmy oświeceni, upływają lata, długość naszej świecy się skraca, jak świecimy dla Boga i dla ludzi? Czy nasza wiara jest światłem dostrzegalnym w domu, w gronie najbliższych i przez tych, których spotykamy na co dzień? Jak troszczymy się o światło wiary otrzymane na chrzcie świętym?

 
8. Wspólnotowy wymiar chrztu

Tydzień temu w oparciu o symbolikę namaszczenia, białej szaty i świecy, znaków które ubogacają liturgię chrzcielną, ukazałem bogactwo skutków chrztu świętego z punktu widzenia indywidualnego. Dziś pragnę zwrócić uwagę na społeczny aspekt chrztu. Przez chrzest święty stajemy się członkami Kościoła, wchodzimy w wielką wspólnotę aniołów i ludzi świętych. Chciałbym przypomnieć, że nie ochrzczeni nie należą do Kościoła. Ponieważ poza Kościołem nie ma zbawienia, więc każdy musi przejść przez bramę chrztu świętego. Wrócę do tego tematu, kiedy omówię trzy rodzaje chrztu: chrzest z wody, chrzest krwi i chrzest pragnienia. To stwierdzenie jest aktualne również w formie pozytywnej. Każdy ważnie ochrzczony należy do Kościoła Chrystusowego. Chrzest jest ważny nie tylko w Kościele katolickim, jest takim również w Kościołach wschodnich i w wielu Kościołach reformowanych, protestanckich. Przez chrzest ważnie udzielony ochrzczeni należą do Kościoła Chrystusowego, co więcej, tej przynależności już nie można utracić. To jest tak jak z przynależnością do rodziny. Każdy przychodzi na świat w ściśle określonej rodzinie, może się tej rodziny wyrzec, ale nigdy nie przestanie być synem tej matki, synem tego ojca. Tak jest i z Kościołem. Można się Kościoła wyrzec, ale Kościół zostaje zawsze matką ochrzczonego. I ta przynależność ma wymiar wieczny.

Znakiem włączenia człowieka do wspólnoty Kościoła świętego jest nadanie mu w czasie chrztu imienia. Mówiąc naszym językiem zyskujemy wówczas osobowość prawną. Z tym, kto ma imię, można wejść w osobowy kontakt. Jest to ważne zarówno w odniesieniu do Boga, jak i w odniesieniu do współbraci w Kościele.

Można by było wygłosić cały cykl kazań na temat imienia. Bóg sam nadaje imię Adamowi. Bóg sam wielokrotnie zapowiada, jakie imię otrzyma ten, który się urodzi. Imię dla Boga jest znakiem osobowego odniesienia do człowieka. Bezimiennie trudno wchodzić w osobowy kontakt. Chciałbym tu podkreślić, że zostaliśmy ochrzczeni "w Imię Ojca, w Imię Syna i w Imię Ducha Świętego", to znaczy w momencie chrztu Bóg objawił nam swoje Imię. Z punktu widzenia religijnego jest to wydarzenie bardzo ważne. Bóg mówi do nas zawsze po imieniu. Przełomowym momentem na drodze mistycznego zjednoczenia z Bogiem jest usłyszenie z ust samego Boga własnego imienia. Dla wszystkich mistyków jest to początek nowej, tysiące razy głębszej, relacji do Boga. Bóg zarówno na sądzie, jak i w wieczności będzie się do nas zwracał po imieniu.

Imię pozwala nam również nawiązać kontakt z braćmi, przez nie należymy do wspólnoty. Przez chrzest jesteśmy włączeni do Kościoła, który możemy dostrzec oczami wiary. Królestwo Chrystusa to Królestwo, które obejmuje niebo, czyściec i miliony ludzi wierzących na ziemi. Chodzi o wielkie obcowanie świętych, o spotkanie Bożych przyjaciół. Odkrycie tego wymiaru stanowi ważny moment w życiu człowieka wierzącego, ponieważ zostaje on wyzwolony z samotności, wie, że blisko ma wspaniałych przyjaciół.

Przez chrzest zostajemy włączeni w Kościół funkcjonujący na ziemi. Zostajemy ochrzczeni w kościele parafialnym. Chrzcielnica jest tylko w kościele parafialnym, dlatego że podstawową komórką Kościoła na ziemi jest parafia. Gdy człowiek zostaje ochrzczony na terenie danej parafii, staje się jej członkiem. Ta parafia jest jego kościołem rodzinnym.

Po chrzcie człowiek zostaje wpisany w księgę metrykalną. Kościół od wielu wieków prowadzi takie księgi. W tym wyprzedził wszystkie inne instytucje państwowe. Jest to duży wkład Kościoła w rozwój kultury. Dziś księgi metrykalne stanowią ważne źródło historyczne. Księga metrykalna jest tylko tam, gdzie jest chrzcielnica. Dlatego z praktycznego punktu widzenia nie powinno się chrzcić dziecka poza kościołem parafialnym. Ciocia nie może decydować o tym, że nie lubi kościoła parafialnego i dlatego ochrzcimy dziecko w innym, rektoralnym lub zakonnym kościele. Takie ustawienie jest błędne. Po kilkudziesięciu latach dziecko będzie szukało swojej metryki i nie będzie wiedziało, gdzie ona jest, bo gdzie indziej będzie mieszkać, a gdzie indziej zostało ochrzczone. Jeśli zostanie ochrzczone w kościele parafialnym, to znalezienie metryki jest stosunkowo łatwe. To jest pewien kościelny ład. Dlaczego następne pokolenia mają się na nas denerwować?

Po wpisaniu w księgę metrykalną człowiek staje się członkiem rodzinnej parafii i zyskuje wszystkie prawa, a równocześnie podejmuje obowiązki, jakie są określone w Kodeksie Prawa Kanonicznego. W całym świecie Kościół ma jedno Prawo Kanoniczne. My na kazaniach o tym Prawie nie mówimy, wy czasami głową o to Prawo boleśnie uderzacie, gdy załatwiacie sprawy w kancelarii parafialnej. Trzeba jednak wiedzieć, że jest jeden Kodeks Prawny obowiązujący w całym Kościele Katolickim, z małymi uzupełnieniami lokalnymi. Ten jeden Kodeks obowiązuje każdego ochrzczonego, czyli członka Kościoła.

Co z przynależności do parafii zyskujemy dziś? Po pierwsze zapewnienie o stałej modlitwie. Proboszcz parafii ma obowiązek w każdą niedzielę ofiarować Mszę świętą za wszystkich swoich parafian. Dlatego, czy wy o tym wiecie, czy nie, w każdą niedzielę, w każde święto nakazane, ksiądz proboszcz modli się, składa ofiarę i prosi dla was o błogosławieństwo. Czy ktoś jest w Pekinie, Argentynie, czy Australii, modlitwa proboszcza dociera do niego. To jest ważny moment. Parafia modli się za wszystkich swoich członków i wszyscy mają udział w tej modlitwie.

Po drugie. Mamy zapewnioną opiekę duchową, a więc ochrzczony zawsze może wezwać kapłana do posługi wobec chorych, może poprosić o rozgrzeszenie i Komunię świętą, ma do tego prawo.

Po trzecie. Mamy prawo do wsparcia materialnego, kiedy nasza sytuacja jest krytyczna. Każda parafia prowadzi akcję charytatywną i zajmuje się opuszczonymi. Mamy prawo do pomocy i z tego prawa trzeba korzystać.

Jakie są obowiązki wynikające z przynależności do Kościoła? Jednym jest obowiązek troski o parafialną świątynię, o jej piękno, o budowę, rozbudowę i remont. Świątynia to nasz wspólny dom. Drugim obowiązkiem jest odpowiedzialność za utrzymanie kapłana. Trzecim, odpowiedzialność za współbraci, za organizowanie i niesienie im pomocy. Czwartym jest obowiązek godnego reprezentowania parafialnej wspólnoty.

Zdarza się, że korzystamy z pomocy innych kościołów. Jesteśmy zebrani w krakowskim kościele, który należy do parafii św. Anny. Takich świętych obiektów należących do tej parafii jest pięć i wszystkie są związane z parafią. Korzystamy z innych ośrodków ponieważ parafie są za duże. Niemniej związek z rodzinną parafią, z tą chrzcielnicą, przy której zostaliśmy ochrzczeni, powinien pozostać na całe życie. Kiedyś podeszła do mnie kobieta, która przyjechała do parafii po pięciu latach. Przyniosła ofiarę na odnowienie chrzcielnicy. "Tu zostałam ochrzczona, a teraz mieszkam już za granicą, ale tu jest mój rodzinny kościół". Piękne wyznanie wiary i znak tej troski, by kościół rodzinny dalej rozwijał się, żył i wielbił Boga.

Podziękujmy dziś za przynależność do wielkiej wspólnoty zbawionych. Podziękujmy za chrzest, za naszą rodzinną parafię, za tych, którzy nas chrzcili. Pamiętajmy, że gdziekolwiek na świecie podejdziemy do ołtarza, na którym jest sprawowana Eucharystia, tam jest nasz dom.

 
9. Obowiązki chrzestnych

Chrzest włącza nas we wspólnotę Kościoła. Chodzi równocześnie o wspólnotę świętych oraz o wspólnotę Kościoła widzialnego na ziemi. Świadkiem włączenia we wspólnotę Kościoła widzialnego jest kapłan, który udziela chrztu i wpisuje w księgę metrykalną, oraz tak zwani rodzice chrzestni. Oni są obecni przy chrzcie po to, aby w razie potrzeby, w późniejszych latach zaświadczyć, iż dany człowiek został ochrzczony, i aby w imieniu wspólnoty ludzi wierzących wziąć odpowiedzialność za przyszłe losy tego dziecka. Chodzi o odpowiedzialność za wiarę, którą otrzymuje ochrzczony, i odpowiedzialność za jego losy doczesne. W tej sytuacji rodzice chrzestni winni być wierzący, praktykujący i mieć poczucie odpowiedzialności za przyjęte na siebie obowiązki. Winni żyć w zgodzie z prawem Bożym i z prawem Kościoła. Dlatego nie należy prosić do posługi przy tym sakramencie takich, którzy są w konflikcie z przykazaniami. Nie zawsze wśród bliskich są ludzie, którzy mogą podjąć odpowiedzialność za religijne wychowanie dziecka, wówczas należy szukać ludzi prawych wsród dalszych znajomych, a niekiedy nawet wprost porozmawiać z kapłanem, kto w parafii mógłby być ojcem lub matką chrzestną. Bywa, że rodzice chrzestni powinni podjąć całą odpowiedzialność za losy dziecka tu na ziemi. Podaję konkretny wypadek. Matka pięciorga dzieci umiera na raka, półtora roku później ojciec ginie w wypadku samochodowym. Zostają małe dzieci. Każde jest ochrzczone. W sumie mają dziesięciu rodziców chrzestnych. Gdyby oni się spotkali i zorganizowali dla dzieci dom, rzecz z pewnością by się udała. Jedna dziesiąta wkładu to stosunkowo niedużo. Perspektywa wychowania tych dzieci i stworzenia im domu, przy współpracy rodziców chrzestnych była realna. Tymczasem z tych dziesięciu matka chrzestna jednego dziecka podjęła obowiązek czuwania nad tą gromadką, a wszyscy inni umyli od tego ręce. Pytam, dlaczego zgodzili się na chrzestnych, skoro nie chcieli podjąć obowiązków. To się rzadko zdarza w tym wymiarze, ale może zaistnieć.

Chrzestni powinni w czasie Mszy świętej chrzcielnej przystąpić do Komunii świętej. Jest to bowiem dowód ich pełnego uczestniczenia w życiu Kościoła. Niestety dziś przy płytkim rozumieniu chrześcijaństwa najczęściej motywem doboru rodziców chrzestnych są pieniądze. Chodzi bowiem o drogie prezenty. Warto pamiętać, iż prezenty przy wszystkich uroczystościach religijnych są bardzo niebezpieczne. Po pierwsze dlatego, że przysłaniają samo spotkanie z Bogiem. Trwają dyskusje na temat otrzymanych prezentów z okazji pierwszej Komunii świętej, chrztu, a nawet z okazji bierzmowania, a nie ma dyskusji na temat wielkiego daru, jaki w sakramencie podaje Bóg. Przynoszący prezenty stają się ważniejsi aniżeli Bóg, który udziela łaski.

Drugie niebezpieczeństwo drogich prezentów polega na tym, że dzielą ludzi. Osobiście znam wiele sytuacji, w których poróżnienie między ludźmi nastąpiło na skutek tego, że matka chrzestna przyniosła wielki dar, a ojciec chrzestny mały. Czy chrzest to okazja do dzielenia ludzi? Ktoś może dużo mieć, lecz winien się liczyć z tym, by dając jakikolwiek prezent nie wyrządzić krzywdy dziecku, a równocześnie tym, którzy prezent chcą przekazać, a nie stać ich na to. W prezentach chrzestnych chodzi głównie o jakiś dar religijny, który byłby pamiątką spotkania człowieka z Bogiem, jakkolwiek mogą również być dary o charakterze doczesnym, takie które przydadzą się dziecku.

Najważniejsze jednak, by rodzice chrzestni ofiarowali dziecku swoją przyjaźń, swoje serce i gotowość pomocy w jego życiu, bez względu na to, w jakiej znajdzie się sytuacji. Czasami trzeba pomóc w szkole lub w załatwieniu pracy, czasami trzeba pomóc w studiach. Należy pomóc rodzicom dziecka, kiedy ono jest chore. To jest odpowiedzialność za szczęście tego dziecka. Dziecko powinno liczyć na rodziców chrzestnych, to znaczy mieć do nich zaufanie i cenić ich autorytet.

Przyjęcie chrzcielne winno mieć charakter religijny. Stół jest potrzebny jako miejsce objawiania radości, przy stole powinniśmy się spotkać z sobą i ciągle trzeba pamiętać, by przy tym stole nie obrazić Boga. W polskich układach szczególnie chodzi o to, by nie było zgorszenia przez pijaństwo. Dotyczy to wszystkich innych religijnych spotkań przy stole, a więc z okazji Pierwszej Komunii świętej, bierzmowania, ślubu kościelnego czy nawet prymicji.

Kończąc tę krótką refleksję chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że rodzice chrzestni nie są koniecznie potrzebni do tego, by chrzest był ważny. Są sytuacje, kiedy nie może być żadnego świadka. Na przykład pielęgniarka odbiera dziecko, które jest bardzo słabe, i pyta się matki czy może ochrzcić dziecko. Jeśli matka powie, że tak, może je ochrzcić bez rodziców chrzestnych i chrzest będzie ważny. Dziecko zostanie włączone do Kościoła i wypełnione łaską uświęcającą.

Podziękujmy dziś za rodziców chrzestnych, którzy uczestniczyli w akcie naszego ubogacenia wtedy, kiedy zostaliśmy wypełnieni łaską uświęcającą i włączeni do Kościoła. Podziękujmy za nich, jeśli nam pomagali w życiu, i pomódlmy się za nich, jeśli o nas zapomnieli. Jeśli natomiast ktoś z nas jest ojcem lub matką chrzestną, to trzeba dziś postawić pytanie, czy ten obowiązek jest przez nas spełniony dobrze. Jeśli nie musimy pomagać materialnie, to zastanówmy się, czy nasza pomoc duchowa, dobra rada, braterskie upomnienie i modlitwa towarzyszy dziecku, a winna towarzyszyć do końca naszego życia.

 
10. Aktualne pytania

Dziś chciałbym odpowiedzieć na kilka pytań, które łączą się z udzielaniem chrztu świętego. Pierwsze z nich: kto może ochrzcić człowieka? Może to uczynić każdy, kto tylko chce to uczynić zgodnie z wymaganiami Kościoła. Każdy może być szafarzem chrztu świętego. Chrzest nie jest zarezerwowany dla kapłanów. Wiemy, że przez chrzest człowiek otrzymuje łaskę uświęcającą, stąd też prawo do udzielania chrztu posiada każdy człowiek dobrej woli. Może udzielić ważnie chrztu świętego ten, kto nie posiada łaski uświęcającej i sam żyje w grzechu. Jest tak dlatego, że łaska łączy się ściśle z samym sakramentalnym znakiem, a nie zależy od świętości szafarza, czyli tego, kto udziela chrztu. Człowiek udzielający chrztu, nawet gdyby był w grzechu ciężkim, nie popełnia grzechu, chodzi tu bowiem o wieczne dobro tego, kto ma być ochrzczony.

Chrztu można udzielić, kiedy dostęp do kapłana jest trudny. Tak było przez wiele lat na terenie Związku Radzieckiego, gdzie chrztu udzielali ludzie świeccy. Może to mieć miejsce na polskiej ziemi, kiedy ktoś umierający prosi o chrzest, a kapłan nie może przybyć, czy też wówczas, gdy rodzi się słabe dziecko i grozi mu śmierć. Wówczas chrztu może udzielić matka dziecka, ojciec albo osoba, która towarzyszy matce przy porodzie. Jeśli takie dziecko wraca do pełni sił, można przynieść je do kościoła celem uzupełnienia obrzędu. Jeśli kapłan ma stuprocentową pewność, że osoba udzielająca chrztu uczyniła to w sposób właściwy, modli się przy tym dziecku i przeprowadza je przez wszystkie obrzędy towarzyszące, nie udzielając mu już chrztu, dlatego że tego sakramentu nie można udzielić dwukrotnie. Jeśli kapłan ma wątpliwości, czy osoba udzielająca chrztu zrobiła to poprawnie, może ponowić obrzęd warunkowo.

Następne pytanie, dziś coraz częściej stawiane: Czy należy udzielać chrztu dziecku, czy człowiekowi dorosłemu? W Kościele od początku udzielano chrztu dzieciom, zwłaszcza wtedy, kiedy w ich oczy zaglądała śmierć. W starożytności jednak zdecydowaną przewagę miał chrzest ludzi dorosłych. Wielu chrześcijan nawet odkładało chrzest na ostatnie dni swojego życia. Warto dodać, że dorosły człowiek nie musi przed chrztem się spowiadać, gdyż spowiedź jako sakrament jest przeznaczona dla tych, którzy już są ochrzczeni. Najczęściej jednak, chcąc ukoronować swoje nawrócenie, które łączy się ze zmianą życia i wejściem w świat wiary, proszą o dłuższą rozmowę, w czasie której podsumowywują z punktu widzenia dobra i zła dotychczasowe życie. Takiej rozmowy oczekują, nie jest to jednak spowiedź i gdyby tej rozmowy nie było, ich chrzest jest ważny. W starożytności dość często odkładano chrzest, bo sakrament pokuty, o którym tu będziemy mówili, był połączony z bardzo surową dyscypliną pokutną. Za pewne grzechy, które człowiek wyznał, zwłaszcza grzechy publiczne, musiał pokutować dziesięć, piętnaście lat, a niekiedy do końca życia. Nie chcąc więc ryzykować, wielu odkładało chrzest aż do ostatnich dni. Miało to miejsce nawet w rodzinach bardzo pobożnych. Ponieważ jednak nagła śmierć uniemożliwiała przyjęcie chrztu, Kościół -- widząc olbrzymie ryzyko utraty zbawienia -- wezwał rodziców do odpowiedzialności za zbawienie dziecka i -- jeśli to tylko możliwe -- do chrzczenia go stosunkowo szybko po narodzeniu.

Czy dziś w Kościele polskim jest oficjalnie prowadzony obrzęd chrztu dorosłych? W Krakowie, w kościele św. Marka, jest prowadzony katechumenat dla ludzi dorosłych, którzy nie są ochrzczeni. W tym kościele można zobaczyć, jak wygląda obrzęd chrztu dorosłych w liturgii Wigilii Paschalnej. Ci, którzy nie mogą uczestniczyć w tym zbiorowym przygotowaniu, mogą być przygotowani przy swojej parafii.

Po Soborze Watykańskim II postawa Kościoła wobec chrztu dziecka uległa pewnej zmianie, nie z tej racji, aby Kościół nie chciał, aby dziecko było ochrzczone, ale z tej racji, że mamy obecnie w Kościele dużą liczbę ludzi, którzy nie praktykują. Zrezygnowali z przystępowania do Komunii świętej, a chcą, aby ich dziecko było ochrzczone. Tam zaś, gdzie nie ma widoków na religijne wychowanie dziecka, Kościół odmawia chrztu dzieciom. Wyjątek stanowi choroba. Dziecko ochrzczone pozostaje w rękach rodziców, jeśli więc oni sami nie cenią wartości religijnych, trudno, aby pielęgnowali je w sercu dziecka. Proszę się nie dziwić, bo obecnie możecie się spotkać z sytuacją, w której kapłan powie, nie udzielimy chrztu dziecku, lecz zostawimy to albo do Pierwszej Komunii Świętej (może sami rodzice powoli do religijnych wartości dorosną), albo do pełnej dojrzałości dziecka. Takich sytuacji w Polsce jest coraz więcej. Mówimy, że Polska jest katolicka, ale niski poziom życia religijnego w rodzinach świadczy o tym, że trzeba do tego określenia podejść bardzo ostrożnie.

Kończąc zwracam uwagę jeszcze na jedno aktualne zjawisko. Młodzi ludzie mają pretensje, że rodzice za nich zadecydowali, że ich "rzucili" w świat wiary, w który oni w ogóle nie chcieli wchodzić. Według nich rodzice nie mają prawa podejmować takich decyzji. Trzeba postawić sprawę jasno. Chodzi o pytanie, czy młody człowiek może mieć pretensje o to, że ma zdrowe oczy. Wiara to są nowe oczy, to wejście w świat wiecznych wartości. Czy można mieć pretensje o to, że ktoś wyprowadził mnie z ciemności i wprowadził w świat światła? Ktokolwiek rozumie, czym jest chrzest, może być tylko i wyłącznie wdzięczny temu, kto wprowadził go w światło wiary. Zarzut świadczy o kompletnym niezrozumieniu tego, czym jest chrzest. Podejmując rozmowy z ludźmi na te tematy, trzeba pytać, czym według danego człowieka jest chrzest, co on daje? Małe dziecko liczące sześć lat przychodzi do ojca i mówi: tato, kiedy ty mnie wreszcie ochrzcisz, bo ja bez chrztu nie mam nawet prawa wejść do kościoła. Wytłumaczyli mu to rówieśnicy na podwórku przed blokiem. To jest świadomość wartości. A jeśli ktoś ma pretensje, że nie pozwolono mu zostać w świecie ciemności i wprowadzono go w świat jasności, to trudno z takim człowiekiem dyskutować.

Podziękujmy dziś Bogu za tych, którzy zatroszczyli się o nasz chrzest i wprowadzili nas w świat wiary.

 
11. Rodzaje chrztu

Dziś kończymy naszą refleksję nad tajemnicą sakramentu chrztu. Przede wszystkim pragnę zwrócić uwagę na różnicę, jaka istnieje między chrztem, którego udzielał Jan, i chrztem, którego udzielali i udzielają do dziś uczniowie Jezusa Chrystusa.

Do Jana przychodzili wierzący Żydzi i słuchając jego kazań, odkrywali, jak wielkim błędem w ich życiu były grzechy. Przyznawali się przed nim do tych grzechów, wyznawali je, co było połączone z aktem żalu. Jan zanurzał ich w wodach Jordanu i tak oczyszczonych odsyłał do domu. Święty Łukasz Ewangelista wyraźnie zaznacza, że Jan udzielał chrztu "na odpuszczenie grzechów".

Chcąc odkryć zasadniczą różnicę, jaka istniała między chrztem Jana a chrztem Jezusa Chrystusa, trzeba sobie uświadomić, że chrzest Jana nie był w stanie udzielić człowiekowi Ducha Świętego. Posłużę się porównaniem. Nasze serce podobne jest do naczynia, do którego zbieramy różne wartości, czasami zamiast wartości zbieramy śmieci, których się później wstydzimy. Chcemy je z serca wysypać. To jest wyznanie grzechów. Następnie trzeba to serce wymyć. To jest gest zanurzania w wodzie. Serce jest wprawdzie czyste, ale serce jest puste. Ponieważ św. Jan nie mógł udzielić Ducha Świętego, ludzie na podstawie żalu otrzymywali odpuszczenie grzechów przez nich popełnionych. Chrzest Jana nie mógł zgładzić grzechu dziedzicznego, grzechu pierworodnego. Z wody Jordanu wychodzili ludzie czyści, ale ich serce było puste.

I oto przychodzi do Jana Chrystus. Nie miał On nic w swoim sercu, czego musiałby się wstydzić. Nie złożył więc wyznania grzechów, ponieważ ich nigdy nie popełnił. Podszedł do Jana, prosząc, by zanurzył Go w tej wodzie. Jan się broni: To Tyś powinien mnie ochrzcić, a nie ja Ciebie. Jezus poleca: zanurz, bo to jest wielka lekcja, której chcemy udzielić, Ja, Ojciec i Duch Święty, całej ludzkości. Chcemy pokazać, na czym polega tajemnica sakramentu chrztu. Zanurz. Jan spełnia to polecenie. Chrystus wychodzi na brzeg i w tym momencie następuje publiczne wypełnienie Chrystusa Duchem Świętym. Duch Święty zstępuje na Chrystusa. Od tego momentu Chrystus będzie rozlewał tego Ducha Świętego już w sposób widzialny, czy w formie cudów, a więc działania Bożego, czy na zasadzie pouczenia, czyli głoszenia nauki Bożej. Oto zasadnicza różnica między chrztem Jana, a sakramentem chrztu, który na brzegu Jordanu został objawiony. Kto przyjmuje sakrament chrztu, jego serce zostaje wymyte z grzechów i wypełnione Bogiem. To jest największe wydarzenie. Naczynie już nie jest puste, jest nie tylko czyste, ale jest pełne Boga.

Wykorzystując to porównanie, pragnę uświadomić również drugą rzecz. Mianowicie, my najczęściej oceniamy ludzi na podstawie wartości samego naczynia. Jeżeli mam drogocenną wazę chińską, pięknie ozdobioną, to choćby ona była pusta, to w naszych oczach przedstawia wartość tysiące razy większą, aniżeli kubek zrobiony z gliny. Tak szacujemy ludzi.

Co się dokonuje na chrzcie świętym? Na chrzcie naczynie serca zostaje wypełnione wartością, która miliardy razy przewyższa wartość samego serca. Dlatego Kościół z polecenia Boga udziela chrztu dzieciom, ludziom upośledzonym i kalekim. Są to naczynia z punktu widzenia tego świata mało wartościowe, czasami nawet stawiamy pytanie, jaki jest sens podtrzymywania życia w takim naczyniu. Otóż chciałbym wyraźnie podkreślić, że po chrzcie świętym te "marne" naczynia ze względu na zawartość przedstawiają miliardy razy większą wartość, aniżeli najpiękniejszy wazon chiński, jaki jest na ziemi. Niebo to jest miejsce, gdzie się gromadzą serca pełne Ducha Świętego, pełne Boga. Czyli wejście do nieba nie zależy od wartości samego naczynia, tylko od tego, czy ono jest pełne Boga czy nie. To jest wielki gest miłosierdzia Bożego. W oparciu o to porównanie możemy zrozumieć, dlaczego Kościół tak bardzo zabiega, by sakrament chrztu świętego mógł być udzielony możliwie przez każdego, kto chce tym sakramentem szafować. Nie jest to, jak wspomniałem, sakrament zarezerwowany dla kapłana, lecz każdy człowiek dobrej woli, nawet niewierzący, może udzielić chrztu, dlatego że chodzi o Boże bogactwo przelane w serce człowieka. To nas wzywa do wielkiej ostrożności w ocenie człowieka. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni. To jest to myślenie Boga, które jest zupełnie inne, aniżeli nasze. Człowiek wierzący, jeśli potrafi dostrzec bogactwo Ducha Świętego ukryte w naczyniu serca, czasem bardzo skromnym, nawet uszkodzonym, z wielkim szacunkiem pochyli się nad każdym człowiekiem. Tu niejednokrotnie rozmijają się drogi nasze i drogi Boże. To jest niezwykle istotny element, na który szczególnie zwracam uwagę, ponieważ wzywa on nas do wielkiego dziękczynienia Bogu za to, że nasze serca stały się mieszkaniem Boga, bo inaczej nie byłoby nas przy tym ołtarzu. To chrzest dał nam prawo gromadzić się blisko źródła, w którym bije miłość Boga.

Jeśli tak jest, jeśli tylko serce wypełnione Bogiem może dostąpić zbawienia, czyli znaleźć się w niebie, to powstaje pytanie, czy ludzie, którzy nie zostali ochrzczeni, nie dostaną się do nieba. Kościół od samego początku uczy, że istnieją trzy rodzaje chrztu: chrzest z wody i Ducha Świętego, czyli sakrament, o którym mówimy. Drugi to chrzest z krwi i Ducha Świętego. Tam, gdzie mamy do czynienia z męczeństwem za wiarę, człowiek nie musi być zanurzony w wodzie, a zostaje wypełniony Duchem Świętym. Sama bowiem wiara w tej sytuacji wystarczy, aby serce zostało oczyszczone i wypełnione Duchem Świętym. Stąd też męczeńska śmierć to chrzest krwi. W niebie jest wielu ludzi, zwłaszcza z terenów misyjnych czy z pierwszych wieków chrześcijaństwa, którzy dostąpili zbawienia i są kanonizowani, czyli uznani za świętych, a nie zostali ochrzczeni w wodzie, tylko we własnej krwi.

Wreszcie istnieje chrzest pragnienia. Każdy, kto autentycznie pragnie zjednoczyć się z Bogiem, choć może o chrzcie nic nie wiedzieć i o Kościele nic nie słyszeć, to jeśli jego serce jest wypełnione pragnieniem i tęsknotą nawiązania kontaktu z Bogiem, Duch Święty wypełnia je sobą. Wielu ludzi, przez wszystkie wieki, dostaje się do nieba na podstawie tego chrztu pragnienia. To są ludzie, którzy duchowo należą do Kościoła. Będziemy bardzo zdziwieni, gdy w Królestwie Bożym zobaczymy miliony ludzi. Św. Augustyn powiedział słynne zdanie: "Kościół ma wielu ludzi, którzy nie należą do Boga, i Bóg ma wielu ludzi, którzy nie należą do Kościoła". W tym zdaniu jest właśnie wyrażona prawda o przynależności do Kościoła na podstawie chrztu pragnienia.

Kończymy refleksję nad tajemnicą chrztu. Za tydzień przejdziemy do sakramentu bierzmowania. Chciałbym wezwać do wielkiego dziękczynienia Bogu za to, że nasze serce, wcale nie najpiękniejsze, nie genialne, lecz zwyczajne nasze serce, które oprócz Boga my sami najlepiej znamy, zechciał On wypełnić sobą i uczynić swoją świątynią. Od tego chrztu przedstawiamy wartość miliardy razy większą -- nie tylko dla Boga, ale dla wszystkich, którzy myślą po Bożemu -- aniżeli genialni ludzie, których serce nie zostało zamienione na Bożą świątynię.

 

 

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
ZGORSZENIE W KOŚCIELE BIERZMOWANIE

początek strony
(c) 1996-1998 Mateusz