DEKRET O DZIAŁALNOŚCI MISYJNEJ KOŚCIOŁA Zaproszenie do wiary Z ks. Alfonsem Skowronkiem rozmawiają Teresa Terczyńska i Tomasz Wiścicki |
Czym jest misja? Jest przede wszystkim kontemplatywną próbą szukania, zrozumienia i uznania zbawczej intencji Boga w świecie -- wraz z jego narodami, kulturami, religiami. Kościół pielgrzymujący jest misyjny ze swej natury -- mówi Dekret o działalności misyjnej Kościoła (DM 2). Misja jest więc konstytutywnym elementem Kościoła. Owo kontemplatywne poszukiwanie dróg zbawienia, które chcemy ukazywać i otwierać drugim, oddaje przebogaty starotestamentalny termin "szalom" -- pokój dla wszystkich. Słowo to ma niezwykle szerokie znaczenie: jest synonimem szczęścia, duchowego i materialnego dobrobytu, błogosławieństwa, szczęśliwości wiekuistej. Misja jest też zdarzeniem i darem eschatycznym -- urzeczywistnianiem się Bożego planu w historii. Osiągnie swój kres dopiero wraz z powtórnym przyjściem Pana. W misji realizuje się także głębokie i nieodparte dążenie ludzkiej natury. Jeżeli swą wiarę człowiek przeżywa jako najwyższą wartość, jako największe szczęście, wówczas trudno sobie wyobrazić, by tym szczęściem nie pragnął dzielić się z innymi, mówić o nim, uwrażliwiać na nie innych. Encyklika "Redemptoris missio" powie, że wiara umacnia się przez przekazywanie jej drugim. Przez swój Kościół Chrystus zawierza każdemu ochrzczonemu misję dzielenia się z drugimi darem zbawienia. |
DOTKNIĘCI PRZEZ EWANGELIĘ Na ile misyjność Kościoła przynależy do jego istoty? Jak się wydaje, dość powszechnie panuje opinia, że miejsce i czas dla uruchomienia misji wyznacza odnośna dykasteria watykańska. Misjonarze udawać się mają tam, gdzie pod względem ewangelizacji teren jest nie tknięty albo też misja była tam dotychczas źle prowadzona. Dekret o misjach, a za nim nowy Kodeks Prawa Kanonicznego (w kanonach 781- -792), stwierdzają wyraźnie, że cały Kościół jest ze swej istoty misyjny. Nadrzędnym podmiotem kościelnej misji jest Duch Święty, co dookreśla Jan Paweł II w encyklice "Redemptoris missio" (RM 21). Ruch misyjny dotyczy całego Kościoła. Pierwsze słowo Chrystusowego nakazu misyjnego kierowane do uczniów brzmi: "idźcie", a nie "przychodźcie do moich uczniów, oni będą was ewangelizowali". Kościół zdradziłby Ewangelię, gdyby próbował zachować ją tylko dla siebie. Ze swej najgłębszej istoty Kościół dąży ku kontaktom, spotkaniom, komunikacji, wymianie pulsującego życia. Rytm życia Kościoła zasilany jest tajemnicą paschalną: tajemnicą męki, śmierci, uwielbienia. "Pascha" znaczy po grecku przejście. To przejście kryje w sobie postulat poniesienia śmierci: obumrzeć trzeba najpierw samemu, ażeby życie mieli inni. Kierunek misji wyznacza nam dzisiejszy świat, w którym rozpanoszył się strach, gwałt, prześladowania, konflikty, wojny, a nawet zbrojne starcia międzywyznaniowe i międzyreligijne. Wszędzie tam, gdzie takie zjawiska występują, gdzie brakuje dóbr, które przyniósł nam Mesjasz, tam szeroko otwiera się pole działania dla misji. Nie chodzi o powiększenie liczby katolików, ale o jakość ich katolicyzmu: nie "ile", ale "jak". Nie chodzi nawet o katolickość. Albowiem łatwo być "katolikiem" lub "ewangelikiem"; trudniej być po prostu chrześcijaninem. Z czego wynika tak radykalna misyjność Kościoła? W teologii mówimy o posłaniach wewnątrztrynitarnych: zrodzeniu Syna, wcieleniu się Logosu, tchnieniu Ducha Świętego. Ta dynamika Bożej "ekonomii" dąży do udzielania się, mobilizuje do kontynuowania tego dzieła wśród wszystkich narodów świata. Mówimy nawet o Bogu misyjnym, o misji samego Boga. Pierwotnym motywem działalności misyjnej jest wola Boga, który sam objawił się nam w posłaniu Jezusa Chrystusa. Bóg pragnie (według 1 Tm 2, 4), żeby wszyscy ludzie zostali zbawieni, uwierzyli i doszli do poznania prawdy. Tę misję Kościół pełni przez swych wierzących. Spotkanie człowieka z Chrystusem Zmartwychwstałym jest równoznaczne z wysłaniem na misję. Jest też chrystologiczny sposób uzasadniania misji -- jako konsekwencji wcielenia Chrystusa. U św. Jana mamy w różnorodnych ujęciach powiedziane: "Jak Ty Ojcze posłałeś na świat Mnie, tak i Ja posyłam ich na świat". Wiara w Chrystusa oznacza ipso facto przyjęcie na siebie Jego misji ukazywania ludziom dróg do zbawienia. Najpiękniejszym chyba cytatem z Ewangelii, który odnieść można do misji, jest wystąpienie Jezusa w synagodze nazaretańskiej (Łk 4). Misja ukazana przez Chrystusa ma tutaj znaczenie wybitnie funkcjonalne. Głosić Boga łaskawego, dobroć Boga i Jego miłość ludziom materialnie ubogim, politycznie zdeklasowanym, zniszczonym fizycznie i psychicznie -- oto sens misji. Sama Ewangelia jest radosnym orędziem, zaadresowanym do całej ludzkości. Jest pokarmem -- manną, chlebem. Chleba nie można przechowywać -- jeśli się go nie rozdzieli, ulegnie zepsuciu. Misja nie oznacza niedoceniania innych sposobów działania Ducha Świętego w ludziach stojących poza Kościołem. Ewangeliczna droga zbawienia, jaka urzeczywistnia się w życiu Kościoła, okazuje się "drogą królewską", która prowadzi do Boga i została szeroko otwarta przez samego Syna Bożego. Chrystus sam mówi o sobie: Ja jestem Drogą, i Prawdą, i Życiem. Ludzie dotknięci przez Ewangelię nie potrafią dłużej milczeć. Dla nich dawanie świadectwa staje się nieodpartą koniecznością. Jak mówi św. Paweł (1 Kor 9, 16): Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii. Tak więc cała logika chrześcijańskiej wiary "przymusza" niejako do świadczenia o Chrystusie. Wiarę zachować możemy tylko wtedy, gdy będziemy ją przekazywać dalej. Gminy chrześcijańskie pierwszych wieków wyraziły to za pomocą formuły, że Kościół jest apostolski. Jak należy to rozumieć? Oznacza to po prostu, że Kościół spoczywa na fundamencie apostołów. W obrazie apostoła w Nowym Testamencie występują trzy charakterystyczne rysy: jest on wysłannikiem Ewangelii, uczniem Chrystusa i pasterzem gminy. Odpowiada temu potrójny charyzmat. Po pierwsze, jest to charyzmat świadectwa. Apostoł jest i pozostanie praświadkiem, obok którego nie sposób przejść obojętnie. Po wtóre, chodzi o charyzmat Objawienia, które zostało nam powierzone w słowach apostołów i to w swej ostatecznej formie. I wreszcie po trzecie -- mamy charyzmat zakładania Kościołów. Chrystus położył podwaliny pod Kościół, wybierając spośród uczniów Dwunastu, ustanawiając Eucharystię, ponosząc śmierć na krzyżu i zmartwychwstając, wreszcie -- zsyłając Ducha Świętego. Jednak bez osobistego zaangażowania apostołów powstanie Kościoła nie byłoby możliwe. Mówiąc o Kościele apostolskim, chcemy podkreślić ważność jego początków. Apostołowie należą do definicji Kościoła. "Iść za apostołami" oznacza: poświęcić się szerzeniu słowa Bożego i w dzisiejszym języku głosić to samo orędzie o chwale Bożej i przepowiadać ludziom zbawienie. Czy owa fundamentalna świadomość misyjna była obecna w późniejszych okresach historii Kościoła? Ta uniwersalna świadomość misyjna i misyjne posłannictwo były bardzo żywe we wczesnym okresie chrześcijaństwa. W późniejszych stuleciach jedność Kościoła i misji przestała istnieć. W okresie nowożytnym pojawia się nowe słownictwo: misja i misjonarz, rozróżnienie między misją wewnętrzną i zewnętrzną. Podczas gdy przez misję wewnętrzną rozumiano działalność Kościoła w ojczyźnie, misję zewnętrzną stanowiło głoszenie Ewangelii w dalekich krajach. W ten sposób ostatecznie zerwała się więź jedności między Kościołem i jego posłannictwem, co w konsekwencji doprowadziło do sytuacji, iż pierwotnie najważniejsza aktywność Kościoła zepchnięta została na ewangelizacyjny margines. W wieku XIX wreszcie misja znalazła się w niebezpiecznej bliskości systemu kolonialnego: podobnie jak władca świecki z dalekiego kraju rządził kolonią przez swego gubernatora, tak papież sprawował władzę nad terenami misyjnymi przez swych wikariuszy apostolskich. Chrześcijaństwo traktowano w tych krajach często jako swego rodzaju "dodatek" do sił kolonialnych i ciało obce. Mimo wszelkich wysiłków dla zaradzenia tej sytuacji kościelne dzieło misyjne pozostało sprawą marginalną. Dziś notujemy jednak renesans misji i teologii misyjnej... Decydujący zwrot dokonał się na II Soborze Watykańskim. DM głosi lapidarnie, że pielgrzymujący Kościół -- związany na śmierć i życie z misją przepowiadania Ewangelii -- jest misyjny ze swej istoty, że misja stanowi centralne wydarzenie Kościoła. Więcej: pierwszym i właściwym podmiotem tego wydarzenia jest Kościół lokalny, najpierw na poziomie diecezji, a następnie na szczeblu parafii. Mówiąc o diecezjach, mam na myśli głównie Kościoły w tzw. krajach misyjnych; głoszenie orędzia Ewangelii należy do ich własnych niezbywalnych zadań i nie może być sprawą misjonarzy przybywających z innych kontynentów. Chrześcijaństwo nie przychodzi z zewnątrz, lecz czerpie ze swych źródeł pod wpływem własnych rodzimych tradycji religijnych i kulturowych. |
EWANGELIZACJA TO NIE PROPAGANDA RELIGIJNA Mówił Ksiądz o "misji" i "ewangelizacji". Jaki jest wzajemny stosunek tych kategorii biblijnych? Cały Kościół przynosi całemu światu Ewangelię. Ewangelizację można rozpatrywać jako jądro i serce misji głoszonej przez Kościół. Misja Kościoła polega na wyjściu z samego siebie w świat. Kościół przekracza w tym procesie granice geograficzne, kulturowe, religijne, ideologiczne. Ewangelizacja jako zasadniczy element misji oznacza głoszenie zbawienia w Chrystusie wszystkim niewierzącym, przepowiadanie im odpuszczenia grzechów, wzywanie ludzi do czynienia pokuty i do wiary w Chrystusa. Ewangelizacja oznacza ratowanie ludzi -- nie tylko ich dusz (jak nam się często wydaje), ale osób w kontekście ich stosunków z innymi oraz całego środowiska, w którym żyją. Ewangelizacja zmierza do tego, ażeby włączać ludzi w widzialną wspólnotę wierzących. Dlatego działalność misyjna w Trzecim Świecie zmierza do tworzenia tam samodzielnych Kościołów. Nigdy jednak nie należy ewangelizacji mylić z prozelityzmem -- z technikami nawracania, opartymi nieraz nawet na obietnicach czysto doczesnych, tak jak czynią to nieraz sekty. Czyli ewangelizacja daje człowiekowi wolność wyboru, natomiast prozelityzm opiera się na zasadzie: musisz przyjść do nas, bo tylko my mamy rację? Ewangelizacja nie jest formą religijnej propagandy. Nie może też mieć na celu liczebnego powiększenia Kościoła. Ewangelizacja to raczej zaproszenie, oferta wiary adresowana do nieskończenie zróżnicowanej i barwnej rzeszy odbiorców. W spotkaniu z wielością ras, kultur i cywilizacji orędzie wiary nie może być prezentowane w formie monologu, lecz musi przybrać formę otwartego dialogu. Tylko wtedy zaistnieje szansa przyjęcia i zakorzenienia się Ewangelii w społeczeństwie światopoglądowo pluralistycznym. Takiego otwarcia się żąda w sposób szczególny dialog z młodzieżą, nie blokujący drogi do krytycznych pytań i kontrargumentów. Misjonarz i kaznodzieja muszą być ludźmi głęboko uwrażliwionymi na dialog. Muszą też zdawać sobie sprawę z krytycznego nastawienia wielu współczesnych ludzi do Kościoła i wiary, odczuwających intuicyjnie, jak bardzo Kościół jest dla nich rzeczywistością odległą, a jego orędzie nie jest zgodne z ich sposobem myślenia. Niczym nie uwarunkowany i nie omijający żadnych kłopotliwych pytań dialog stanowi nieodzowny i bardzo istotny rys religii w dobie reewangelizacji chrześcijańskich społeczeństw. Ewangelizacja w żadnym wypadku nie może polegać na wpajaniu ludziom poczucia winy i strachu, by ci w głębokiej rozpaczy jęli zbliżać się do Chrystusa. Ewangelizacja możliwa jest tylko wtedy, gdy ewangelizująca wspólnota -- Kościół -- sama żyje swą wiarą i pielęgnuje, powiedziałbym, "pozyskujący" styl życia. Trzeba też pamiętać, że nie po to wzywa się ludzi, by stali się chrześcijanami, ażeby życie wieczne przyjęli, lecz raczej po to, by przyjęte nowe życie dawali. W świetle teologii biblijnej "być wezwanym" znaczy "być powołanym". Chrystus powołuje swych uczniów, by natychmiast wysyłać ich do głoszenia drugim Dobrej Nowiny. Powiedział Ksiądz, że ewangelizacja jest centrum misji. Jakie inne jej elementy można by wymienić? W punkcie 18. Dekret o misjach wymienia powiązane ze sobą elementy działalności misyjnej, a więc chrześcijańskie świadectwo, przepowiadanie Ewangelii, gromadzenie Ludu Bożego oraz budowanie chrześcijańskiej wspólnoty. Trzeba też podkreślić, że bez prawdziwego świadectwa chrześcijańskiej miłości wszystkie przedsięwzięcia misyjne tracą swój sens. Samo świadectwo jednak nie wystarcza. Musi mu towarzyszyć słowo. Konieczne jest nawiązanie dialogu -- nie tylko słownego, ale takiego, który w konsekwencji sięgnie głębi życia. Prowadzić dialog to w gruncie rzeczy nic innego niż pomagać drugiemu człowiekowi nieść jego ciężary. Kluczowym pojęciem jest tu spotkanie -- bez tego w ogóle nie ma misji. Mówiąc o pojęciach związanych z misją, nie możemy pominąć słowa "nawrócenie". Co ono oznacza? W pojęciu nawrócenia zawarte są dwa elementy. Pierwszym jest inicjatywa płynąca zawsze od Boga. Ale Jego wołanie nie może iść w próżnię -- domaga się odpowiedzi ze strony człowieka: aktu wiary. Ma ona sens osobowy, egzystencjalny. Człowiek odpowiada na powołanie Boga całą swoją osobą -- intelektem, wolą, sercem. W akcie nawrócenia następuje niejako nowe narodzenie. W Drugim Liście do Koryntian (5, 18) św. Paweł mówi o Bogu, który pojednał nas ze sobą poprzez Chrystusa i zlecił nam posługę jednania. Jednającymi nie jesteśmy więc my. Niektórzy domorośli misjonarze skłonni byli uważać, że to oni nawracają. Nic podobnego! Oni są narzędziem w ręku Boga, narzędziem nieraz bardzo niedoskonałym. Tym, który dokonuje nawrócenia, jest zawsze sam Bóg. Nawrócenie jest procesem. Bardzo mi odpowiada nowe tłumaczenie (w Biblii Tysiąclecia) passusu z Ewangelii św. Marka (1, 15). Przekład ks. Wujka brzmi: Nawróćcie się i wierzcie w Ewangelię -- tak jakby chodziło o akt jednorazowy. Biblia Tysiąclecia używa czasownika niedokonanego: nawracajcie się. Proces nawracania się obejmuje bowiem całe życie. Człowiek będzie żegnał się z tym światem, a nie będzie nawrócony. Jest to nad wyraz krzepiący aspekt ewangelicznego przesłania, że nawrócenie mamy ciągle przed sobą, że zaczynać możemy ciągle od nowa. Tzw. wolne Kościoły nie uznają chrztu niemowląt, ponieważ nie można w tym przypadku mówić o osobowym akcie wiary. Ich zdaniem, należy przygotowywać się do tego osobowego przeżycia nawrócenia w wieku dojrzałym. Wtedy powstaje jednak wrażenie, że człowiek sam ściąga na siebie łaskę Bożą -- sam jest autorem swego nawrócenia. Wydaje się, że dokonuje się to w jednej chwili: ochrzciłem się -- jestem nawrócony. Te Kościoły głoszą, że gdy przyjmujesz Chrystusa w sakramencie chrztu, uzyskasz zbawienie. W zasadzie tak. Poprawnie powiedzieć należy, że chrzest otwiera drogę do zbawienia, ale go nie gwarantuje. Dopóki człowiek żyje, jego zbawienie pozostaje zagrożone, przez całe życie wracać musi on do łaski chrztu. Karl Barth, teolog reformowany, jest zdania, że chrzest to tylko połowa sakramentu, drugą połowę stanowi życie chrześcijanina zgodne z przyrzeczeniem chrztu. Jak to się stało, że Dekret o działalności misyjnej Kościoła uchwalony został dopiero w przeddzień zamknięcia Soboru -- 7 grudnia 1965 roku? Dekret ten rodził się w wielkich bólach. Chodziło o rozumienie misji. Pierwszy schemat został nieprawdopodobnie okrojony, ponieważ wiele jego elementów znalazło się w innych dokumentach, zwłaszcza w Konstytucji dogmatycznej o Kościele "Lumen gentium". Pozostały tylko resztki pierwotnego schematu, które ojcowie soborowi odrzucili. Niejako pięć przed dwunastą musiał być opracowany nowy schemat, który stanowił podstawę ostatecznego dokumentu. Pozostało więc niewiele czasu na zharmonizowanie nowej wersji z całością soborowego nauczania, a mimo to, powiedziałbym, jest to dokument bardzo wartościowy. Dekret jest świadectwem epoki przejściowej -- późniejsze dokumenty posoborowe pogłębiają rozumienie zagadnienia misji. Czy inne dokumenty soborowe zajmują się kwestią misji? Wszystkie dokumenty soborowe są misyjne, podobnie jak cały Sobór poświęcony Kościołowi jest misyjny ze swej istoty. Ciekawe byłoby prześledzenie całej soborowej spuścizny pod kątem zawartych w niej elementów misyjnych. Jaki jest związek Dekretu o misjach z innymi dokumentami soborowymi? Dla przykładu wymieńmy krótko cztery z nich. Dekret o działalności misyjnej Kościoła opiera się na "Lumen gentium". Kościół jest pielgrzymującym Ludem Bożym i z tego powodu jest misyjny wobec wszystkich ludów świata. Mówią o tym "misyjne" paragrafy Konstytucji dogmatycznej -- punkty 9.-17. Jako powszechny sakrament zbawienia Kościół musi stać się obecny wśród wszystkich ludzi, ażeby mogli nawiązać kontakt z Chrystusem i Jego orędziem zbawienia -- aby w ten sposób włączyć ich w Ciało Chrystusa. Soborowa Konstytucja o Objawieniu jest wielkim wykładem o słowie Bożym w jego misji docierania do człowieka naszych czasów. Dekret o ekumenizmie uświadamia Kościołowi, jak pewnie nigdy dotąd, jego najważniejsze posłannictwo stania się wspólnotą jedności wszystkich chrześcijan. Deklaracja o religiach niechrześcijańskich uwrażliwia i zobowiązuje katolików do misji ukierunkowanej na dialog z wielkimi religiami. |
MISJE CZY MISJA? Sobór nie mówi o "misjach", jak to czyniono wcześniej, lecz o "misji" Kościoła. Czy ta zmiana jest celowa i jak należałoby ją tłumaczyć? Ta zmiana jest niewątpliwie celowa. W zasadzie istnieje jedna tylko misja -- ukazywanie ludziom zbawienia. Mówienie o "misjach" w liczbie mnogiej niejako rozcieńcza tę treść. Można tutaj zacytować piękne zdanie Jana Pawła II, który wyraźnie opowiada się za liczbą pojedynczą: Tak zwane ponowne sprowadzenie czy powrót misji do jednej misji Kościoła, włączenie misjologii w eklezjologię i umiejscowienie ich obu w trynitarnym planie zbawienia nadały nowy oddech samej działalności misyjnej, nie pojmowanej już jako zadanie na marginesie Kościoła, ale umieszczonej w samym sercu jego życia, jako podstawowy obowiązek całego Ludu Bożego. Zarówno Dekret o działalności misyjnej Kościoła, jak i encyklika Jana Pawła II "Redemptoris missio", używają określenia "misja", chociaż i one gdzieniegdzie mówią o "misjach". Tam, gdzie chodzi o konkretne przejawy misji, dekret mówi o działalności misyjnej Kościoła -- activitas missionaris -- lub o jego misjach w liczbie mnogiej. To jest pewna niekonsekwencja, stare przyzwyczajenie. Ja też się czasem tak mylę. Za Janem Pawłem II doprecyzować możemy ten problem następująco. Papież twierdzi, że misyjność całego Kościoła nie wyklucza istnienia specyficznej misji skierowanej do narodów; podobnie jak nazwanie wszystkich katolików misjonarzami nie sprzeciwia się istnieniu specyficznego powołania misjonarzy, którzy temu poświęcają całe swe życie. W swej encyklice Jan Paweł II wymienia trzy strumienie jednej misji Kościoła w zależności od sytuacji: po pierwsze -- właściwą działalność misyjną wobec narodów, które jeszcze nie poznały prawdy Ewangelii; po drugie -- duszpasterską działalność Kościoła oraz po trzecie -- dzieło neoewangelizacji względnie reewangelizacji. Jest to ważne wyjaśnienie, za które Papieżowi jesteśmy wdzięczni. Dekret stwierdza, że "tam, gdzie Kościół zapuścił korzenie", można mówić o zakończeniu pracy misyjnej. Ale gdzie Kościół naprawdę zapuścił korzenie? Czy misja Kościoła kiedykolwiek się kończy? Tutaj chodzi raczej o podejście jurydyczne. W tym sensie działalność misyjna kończy się, gdy młody Kościół zostaje usytuowany w środowisku społecznym i kulturowym jako wspólnota zdolna do samodzielnego życia. Kościół czuje się zakorzeniony tam, gdzie powstała tubylcza (lepiej -- miejscowa) hierarchia, zakony, kler, katechiści oraz apostolsko aktywny laikat. Celem działalności misyjnej w sensie soborowym nie jest po prostu nawracanie jednostek, lecz ustanawianie zdolnych do życia Kościołów partykularnych. Misja nigdy się nie skończy. Dopóki żyjemy, mamy obowiązek przekazywania naszej wiary w zbawienie w Jezusie Chrystusie i tak długo musimy sami się nawracać i zbliżać do Chrystusa. "Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy" (Mt 10, 23)... Właśnie. To jest proces ciągły. Te słowa Jezusa odnoszone do Jego współczesnych uczniów i najprzedziwniej interpretowane stanowią znakomite wskazanie dla misji, która nie skończy się, jak długo trwać będzie Kościół. Dekret formułuje obowiązek zakładania Kościołów na misjach i stwierdza potrzebę głoszenia misji tym, "którzy są jeszcze poza Kościołem". Czy oznacza to, że poza Kościołem nie ma zbawienia? Spokojnie możemy powiedzieć, że we wszystkich religiach i we wszystkich chrześcijańskich Kościołach pulsują wystarczające źródła do osiągnięcia zbawienia. "Lumen gentium" (pkt 16.) otwiera niezwykle szeroką perspektywę. Jest tam mowa o ludziach, którzy należą do Kościoła, o wyznawcach religii żydowskiej, następnie islamu, potem o tych, którzy szukają Boga, a wreszcie i o tych, którzy mimo że nie doszli do światła wiary, prowadzą uczciwe, chrześcijańskie życie. W tym kontekście pada niezwykle istotne stwierdzenie, że prawe życie niewierzących to nic innego niż praeparatio ewangelica -- przygotowanie do Ewangelii, droga prowadząca do Chrystusa. Wynika z tego apel do misjonarzy, by ludzi żyjących w odległych krajach nie uważali za ludy bezbożne -- za ludzi bez Boga. Misjonarze mają obowiązek odnalezienia wartości tkwiących w wierzeniach tych ludzi. Deklaracja o religiach niechrześcijańskich powiada, że w religiach niechrześcijańskich istnieją pierwiastki prawdy i świętości. Jak w takim razie pogodzić nakaz misyjny z przekonaniem o zbawieniu ludzi dobrej woli (DM 7)? Po co w ogóle misja, skoro i bez niej ci ludzie będą zbawieni? Wychodzimy z założenia naszej chrześcijańskiej wiary, że wszyscy ludzie zbawieni uczestniczą, choć na różny sposób, w jednej i tej samej tajemnicy odkupienia w Jezusie Chrystusie przez Ducha Świętego. Chrześcijanie wiedzą o tym dzięki swej wierze, podczas gdy inni nie zdają sobie sprawy, że źródłem ich zbawienia jest Jezus Chrystus. Karl Rahner mówi o tzw. chrześcijanach anonimowych. Nakaz misyjny traktujemy zatem jako wezwanie do usuwania wymienionej anonimowości, ażeby wszyscy poznali Chrystusa i w akcie nieskrępowanej wolności opowiedzieli się za Nim. |
MISJONARZ -- SAKRAMENTEM Dawniej motywem misji było przekonanie, że ci, którzy nie przyjdą do Kościoła, nie zostaną zbawieni. Dzisiaj spoglądamy na te sprawy spokojniej. Już św. Tomasz głosił, że Chrystus swej łaski zbawienia nie związał z sakramentami. Powszechna Boża wola zbawcza nie może być wyhamowana żadnymi ludzkimi ustanowieniami. Dawniej uważaliśmy też, że dziecko ochrzcić trzeba możliwie w ciągu tygodnia po urodzeniu -- z obawy, że umierając nie ochrzczone, utraci zbawienie. Dziś wierzymy, że jeżeli Bóg postanowił to dziecko powołać do życia, trudno sobie wyobrazić, by ten sam Bóg skazywał tę niewinną istotę na wiekuiste cierpienia. Jak wobec tego należy oceniać postępowanie tych misjonarzy, którzy nawracali pod przymusem? Wielu z nich zostało kanonizowanych. Możemy ich uznać za świętych, przyjmując, że czynili to z dobrej woli, zgodnie z sumieniem tak właśnie ukształtowanym. Teologia moralna głosi, że jeżeli człowiek ma sumienie źle ukształtowane, ale to sumienie jest pewne, wtedy ma on obowiązek pójść za głosem swego sumienia. Czy Kościół powinien korzystać z owoców ewangelizacji, dokonywanej metodami ocenianymi dziś jako niesłuszne? Niewłaściwe metody ewangelizacji pojawiły się w czasach, gdy chrześcijaństwo zanadto sprzymierzyło się z władzą świecką. Do niegodziwych metod nawracania często uciekały się zresztą wszystkie chrześcijańskie Kościoły -- taka była mentalność. Nie aprobujemy dzisiaj wypraw krzyżowych ani inkwizycyjnych metod także w krajach misyjnych. Nie wolno nam jednak jednostronnie koncentrować uwagi na niewłaściwych metodach -- powinniśmy widzieć całość, nie tracąc z oczu imponujących dzieł misyjnych, szczególnie w XX wieku, a zwłaszcza po Vaticanum II. DM określa, że jednym z ważniejszych motywów podejmowania misji przez Kościół jest jego katolickość. Na czym ona polega? Czy chodzi tu tylko o wymiar geograficzny, o obejmowanie wszystkich narodów prawdą Ewangelii? Katolickość Kościoła zmierza do uniwersalizmu, czyli do otwarcia się na wszystkich. Tylko Chrystus Zmartwychwstały, który działa przez Ducha Świętego, może do tego stopnia objąć wszystko, co ludzkie. Ponieważ Kościołowi została powierzona misja szerzenia Ewangelii, musi nieść ją wszędzie i do wszystkich, inwestując w ten program maksimum wysiłku i uwagi. Uniwersalizm Kościoła łączy się z podstawową jego dynamiką zmierzającą, jak mówią Dzieje Apostolskie (1, 8) "aż po krańce Ziemi". Ze wzrokiem skierowanym na swego Pana Kościół obiera ten kierunek, jaki wskazał mu Jezus swoim życiem i działaniem. On w sposób doskonały uwydatnił prawdziwą łączność człowieka z Bogiem w postawie, która bez ograniczenia afirmuje Boga i człowieka. Są to dwa przykazania miłości, przy czym drugie równa się pierwszemu. Chrześcijański uniwersalizm sprowadza się do nierozerwalnej więzi między służbą Bogu i posługiwaniem człowiekowi. Katolickość kieruje nasz wzrok na obszar tajemnicy. W dzisiejszych czasach Kościół wyczuwa raczej swoje braki niż pełnię. Można powiedzieć, że w dziedzinie naszej katolickości nigdy nie staniemy się mistrzami, nigdy nie douczymy się do końca. Katolickość Kościoła będzie rosła, o ile stanie się on domem dla biednych i bogatych, Europejczyków i Azjatów, kobiet i mężczyzn, dzieci i dorosłych, młodych i sędziwych. Jest to uniwersalizm, który nikogo nie wyklucza. Czy Kościół jest posłany tylko do ludzi niewierzących, czy też również do wyznawców innych religii? Jest także posłany do wyznawców innych religii, chodzi jednak o sposób tej misji. Prawdy Ewangelii misjonarz nie będzie jednak narzucał. Nie może występować jako właściciel prawdy, lecz ma stać się sakramentem, znakiem, być człowiekiem ogołoconym, jak Chrystus, który -- według św. Pawła -- "ogołocił się ze wszystkiego" (Flp 2, 7). Taka postawa duchowa stać się może kluczowym pojęciem duchowości misyjnej. Zbawcza misja Kościoła wzywa wszystkich członków Kościołów lokalnych do otwarcia się na spotkanie z religiami w dialogu życia, działania i teologicznej wymiany myśli. Na skutek olbrzymiej dziś migracji katolik styka się z fenomenem innych religii już na terenie własnego kraju. W samych Niemczech mieszka dzisiaj około 2 milionów muzułmanów. Rzecz jasna, do wszczęcia dialogu z wiernymi innych religii nieodzowna jest znajomość tychże religii. W tym wymiarze sylwetka misjonarza jawi się zupełnie inaczej niż w stereotypowym obrazie -- mistrza, który zna i posiada prawdę. Misjonarz, jako partner dialogu, wyzbyć się musi wszelkiego poczucia wyższości. Wobec wyznawcy innej religii wystąpi raczej jako człowiek ubogi. Zaryzykowałbym twierdzenie, że misjonarz powinien swemu bratu dać do zrozumienia: przychodzę do ciebie jako poszukujący żebrak. Razem szukamy, żebrzemy, idziemy tą samą drogą, by wspólnie dotrzeć do jedynego źródła prawdy. Mówiąc o misji, mamy na myśli zwykle sytuację, w której misjonarz niesie wiarę tym, którzy jej nie znają. Jak zmieniły się wzajemne relacje "podmiotu" i "przedmiotu" misji? Pojęcie misji rozumiano dotąd najczęściej w znaczeniu geograficznym. Podejście takie jest dzisiaj krytykowane. Przedmiotem tak rozumianej misji byli "poganie", którym obce jest pojęcie Boga, Najwyższej Siły itp. I oto owi rzekomi poganie zaczęli przeciwstawiać się traktowaniu ich jako swego rodzaju surowiec -- przedmiot, którego inni (chrześcijanie) potrzebują dla własnego zbawienia. Podmiot misji rozumianej geograficznie ucierpiał także na skutek nowej interpretacji roli religii niechrześcijańskich, które według posoborowej eklezjologii i chrystologii mają pozytywne znaczenie i miejsce w historii zbawienia. Obserwujemy ponadto spadek znaczenia Zachodu zarówno jako centrum chrześcijaństwa, jak i ośrodka najwyższej cywilizacji. Chrześcijaństwo zachodnie uważało się dotąd za uprzywilejowany twór Boga i wyłącznego posiadacza Objawienia. Zachód występował też w roli politycznego władcy świata, twórcy nowej cywilizacji, odkrywcy jedynej prawdziwej nauki. Niechrześcijańscy poganie uważani byli za barbarzyńców, uwikłanych w religijne aberracje. Dzisiaj chrześcijaństwo europejskie stanowi mniejszość także w sensie ilościowym. Wreszcie -- inne religie same dzisiaj przechodzą do kontrmisji, co również kształtuje dzisiejszą sytuację misji. Ruch ekumeniczny powstał między innymi na skutek trudności na misjach, gdzie świadectwo rozbitego chrześcijaństwa było nieprzekonujące. Czy współcześnie da się głosić Ewangelię osobno? Czy nie jesteśmy wezwani do zbudowania większej jedności między Kościołami, a dopiero potem do pójścia dalej wspólnie z misją? Podziały wśród chrześcijan stanowią oczywiście zgorszenie dla świata, utrudniające -- jak mówi Dekret o ekumenizmie -- głoszenie Chrystusa. Wywodząc się z misji prowadzonej w krajach Trzeciego Świata, ekumenizm ma wyostrzone spojrzenie na błędy popełniane w działalności misyjnej. W przekonaniu, że chrześcijan różnych Kościołów nieporównanie więcej łączy niż dzieli, ekumenia dzisiejsza poszukuje i wkracza na drogi wspólnego głoszenia Ewangelii. Jednak gdybyśmy chcieli czekać z misją na zbudowanie ostatecznej jedności Kościołów, działalność misyjną odłożyć należałoby pewnie w nieprzewidywalną przyszłość. Nie wiadomo, czy oczekiwanie pełnej jedności w ogóle ziścić się może na tym świecie. |
GŁOSIĆ CHRYSTUSA, A NIE KULTURĘ ZACHODNIĄ Kościół rzymskokatolicki spotyka się z zarzutem, że wbrew temu, co głosi, nie jest Kościołem powszechnym, usiłując narzucić innym kulturom wzorzec kultury łacińskiej. Kiedy ten problem zaistniał? We wczesnym Kościele było oczywiste, że kultury, jakie napotykało chrześcijaństwo, stanowiły punkt wyjścia i formę wyrazu tego chrześcijaństwa. W tym procesie asymilacji, transformacji i sprzeciwu dochodziło do obiektywizacji wiary. Taki proces dokonywał się najpierw w spotkaniu z judaizmem, potem z hellenizmem, z kulturą Cesarstwa Rzymskiego, wreszcie na obszarze galijsko-germańskim. W erze konstantyńskiej, gdy samoświadomość Kościoła wzrosła, formy i struktury chrześcijaństwa zaczęły się umacniać. Orędzie Jezusa zyskało wyraźniejsze kontury, ale spotkania z innymi kulturami stały się znacznie trudniejsze. Dziś to zagadnienie nazywamy inkulturacją. Istnieje wiele pojęć określających trudny proces rozluźniania więzi Kościoła z kulturą zachodnią. Mówimy o adaptacji, akomodacji, indygenizacji, kontekstualizacji, inkarnacji, inkulturacji. Wyróżniłbym tutaj piękne ewangeliczne słowo "inkarnacja" -- wcielanie się Kościoła w kulturę, w różnorodność kultur. Wszystkie te określenia oznaczają integrację kultur z chrześcijańskim rozumieniem wiary. Czy było to obecne w Kościele w jego historii? Na przestrzeni wieków nie brakowało zjawisk gorszących. Np. aż do II Soboru Watykańskiego w Kościele w Indiach nakazywano używać do liturgii na Wielkanoc szat białych, mimo że w tamtej kulturze kolor biały oznacza smutek i żałobę. Przytoczę jednak dwa przykłady świadczące o tym, że -- jakkolwiek często nie zauważone -- rozumienie tego problemu było w Kościele obecne. W instrukcji Kongregacji Rozkrzewiania Wiary z roku 1659, skierowanej do wikariuszy generalnych, znalazło się takie zdanie: Cóż bardziej absurdalnego niż wprowadzanie do Chin mentalności takich krajów jak Francja, Hiszpania, Italia czy jakiegokolwiek innego kraju. Nie to, lecz wiarę macie zanosić tam. A w naszych już czasach Pius XII wygłosił zdanie: Od swych początków aż po nasze dni Kościół trzymał się mocno reguły mądrości, że przyjęcie Ewangelii nie niszczy i nie usuwa niczego z tych wartości, które różne narody posiadają w zakresie dobra, szlachetności i piękna. Niestety, rzeczywistość wyglądała często inaczej niż te piękne sformułowania. Na czym powinna polegać owa inkulturacja czy inkarnacja? Inkarnacja samego Logosu, który przyjął naturę ludzką, powinna stać się światłem prowadzącym. Inkulturacja rozciąga się na różne dziedziny życia chrześcijańskiego -- obejmuje katechezę, liturgię, dyscyplinę, prawo kościelne, pobożność ludową i zwyczaje, język i poezję, sztukę, architekturę. Kwestia inkulturacji pojawia się zwłaszcza u początków ewangelizacji -- przy pierwszym zderzeniu z nową kulturą. Misjonarzom można zadać pytanie: czy są gotowi do wyjścia na spotkanie nowych dla siebie kultur? Z jakim bagażem -- wykształcenia, przygotowania czy uprzedzeń -- wyruszają na misję, czy są zdolni do aktywnego włączenia się w przygodę inkulturacji? Jak daleko mogą sięgać granice inkulturacji przy przekazywaniu treści wiary? Nie może nigdy dojść do relatywizacji wiary -- trzeba zawsze przepowiadać ją w postaci integralnej. Należy także unikać niebezpieczeństwa synkretyzmu -- stworzenia jakiejś nadreligii, superreligii. |
KRYZYS NADZIEI Czy Dekret o misjach ma, zdaniem Księdza, jakieś słabości? Szkoda, że nie ma w nim krytyki w odniesieniu do historii Kościoła, szczególnie wobec jego udziału w kolonializmie. Stało się to bardzo głośne niedawno, w 1992 roku, kiedy to obchodzono pięćsetlecie odkrycia i nawracania Ameryki. Było wówczas wiele krytycznych opinii, że Kościół nie przyznał się do popełnionych wtedy błędów. Papież, przemawiając z tej okazji, wspomniał o tym, ale skoncentrował uwagę na tym, co pozytywne: co chrześcijaństwo przyniosło Ameryce w zakresie trwałych wartości. Ponadto -- społeczny wymiar działalności misyjnej, krytyczny wobec zastanej rzeczywistości. Jest on wprawdzie obecny w soborowym myśleniu o misjach, mógł był jednak zostać bardziej uwidoczniony. Ale nie wymagajmy za dużo -- trzeba przyznać, że takie tematy jak rozwój Trzeciego Świata czy teologia wyzwolenia pojawiły się z całą ostrością właściwie dopiero po Soborze. II Sobór Watykański mówi o dwóch miliardach ludzi niewierzących w Chrystusa (DM 10). Dziś ich liczba przekracza cztery miliardy. Czy zatem soborowe nauczanie o misjach poniosło porażkę? Absolutnie nie. Statystyki misyjne nie mogą być dla nas świadectwem triumfalnego pochodu chrześcijaństwa przez świat, ukazują jednak wyraźnie uniwersalizm chrześcijaństwa. Nie ma dziś na świecie kraju bez jakiegoś chrześcijańskiego Kościoła. W wielu krajach chrześcijaństwo jest głęboko zakorzenione i obejmuje większość ich ludności (pozostawiamy na boku pytanie o jakość tego chrześcijaństwa). W porównaniu z innymi wielkimi religiami -- chrześcijaństwo okazuje się religią uniwersalną, zakorzenioną na wszystkich kontynentach. Dowodem tego jest dialog z religiami niechrześcijańskimi, które uważają chrześcijaństwo za swego partnera. W "Redemptoris missio" Papież stwierdza: "Na progu trzeciego tysiąclecia Odkupienia Bóg przygotowuje wielką wiosnę chrześcijaństwa, której początek można już dostrzec" (pkt 86.). Z drugiej strony w Kościele istnieje świadomość głębokiego kryzysu współczesnego chrześcijaństwa. Czy te dwie wizje pozostają ze sobą w sprzeczności? To zależy od tego, co rozumiemy przez kryzys. "Kryzys" to okres przemiany. Papież jest człowiekiem wielkiej nadziei. Można tu przypomnieć Pawłowe słowo z Listu do Rzymian: Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej łaska (5, 20). Dla Chrystusa początek był tam, skąd -- jak się wydawało -- nie ma już żadnego wyjścia. Chrześcijanin to człowiek, który ciągle żyje w nadziei. Misja oznacza zdynamizowanie nadziei. Nam może nie brakuje wiary, może nie brak i miłości, ale nie dostaje nam w dzisiejszym świecie nadziei, cierpimy na brak perspektyw, nie dostrzegamy wśród nas wielkich autorytetów, które poderwałyby ludzkość ku lepszej przyszłości. Rozmawiali Teresa Terczyńska i Tomasz Wiścicki
|
|
początek strony (c) 1996-1999 Mateusz |