DEKRET O FORMACJI KAPŁAŃSKIEJ Dojrzali duchem i rozumem Z ks. Tomaszem Węcławskim rozmawiają Elżbieta Adamiak i Anna Karoń-Ostrowska |
Zacznijmy od sprawy zupełnie podstawowej. Czym jest powołanie kapłańskie? Jak można je sprawdzić, rozeznać w młodych ludziach zgłaszających się do seminarium? Nie tylko można, ale trzeba rozeznawać powołanie od chwili zgłoszenia się kandydata do seminarium aż do tego najważniejszego momentu w historii każdego powołania, którym są święcenia kapłańskie. Jest taki moment w liturgii święceń, kiedy biskup wypowiada słowa: "Z pomocą Pana Boga wybieramy tych naszych braci na urząd kapłanów". W ścisłym sensie powołaniem jest ten właśnie moment wyboru przez Kościół i dla Kościoła tych oto ludzi. Odpowiedzialność za rozeznanie powołania spoczywa dlatego przede wszystkim na biskupie, który oczywiście działa w tej sprawie razem ze swoimi współpracownikami, na pierwszym miejscu z przełożonymi seminarium. Nie wystarcza jednak, by tylko oni rozeznawali powołania. Seminarium działa w Kościele -- powszechnym i lokalnym. Dlatego zadanie seminarium jest też zadaniem całego Kościoła lokalnego i wszystkich jego członków -- według ich własnego powołania i odpowiedzialności. Stąd konieczna jest współpraca z seminarium duszpasterzy i całych parafii, z których pochodzą klerycy, ich rodzin i wszystkich ludzi, którym sprawa przygotowania dobrych kapłanów leży na sercu. |
NA CAŁE ŻYCIE Czy młody człowiek przychodzący do seminarium może naprawdę wiedzieć, co wybiera i z czego rezygnuje, od czego odchodzi, i jak bardzo inne będzie jego życie od tego, jakie dotychczas prowadził? Nie, nie może tego wiedzieć. Ale też wcale wszystkiego wiedzieć nie musi, żeby podjąć odpowiedzialną decyzję. W takiej samej sytuacji jest zresztą każdy, kto podejmuje decyzję wiążącą go na całe życie -- wybór drogi życiowej, małżeństwa lub samotności, zawodu itp. Dlatego też wyboru powołania nie można opierać na własnym tylko rozeznaniu. Słowo "powołanie" mówi przecież o tym, że to nie ja wybrałem coś, co wydaje mi się dla mnie odpowiednie, ale że zostałem wybrany i powołany do czegoś przez kogoś. Istota rzeczy polega zatem na rozeznaniu, czy Pan Bóg chce mnie tu właśnie, w tym zadaniu i w tym stanie życia, czy nie. To rozeznanie nie jest możliwe z ostateczną pewnością tylko od naszej strony, przez samego człowieka. Nie wystarczy, że tak mi się wydaje, że zebrałem pewną ilość znaków, które utwierdzają mnie w takim czy innym przekonaniu. Wielu ludzi uważa, że to wystarczy, klerycy czasem też tak uważają. Jednak subiektywne przekonanie o własnym powołaniu jest tylko elementem całej sprawy. Powołanie przychodzi skądinąd, nie ja o nim decyduję, więc moje poczucie, moje wrażenie, jak mówią niektórzy, że "się tu czuję" albo "się nie czuję" nie ma decydującego znaczenia, chociaż oczywiście jest ważne i potrzebne. Czy są jakieś kryteria, według których przełożeni badają i oceniają powołanie? Oczywiście są. Trudno je jednak przedstawić zupełnie jednoznacznie, bo są to kryteria dotyczące żywych ludzi w żywej wspólnocie Kościoła. Niektóre z nich są sprecyzowane przez nauczanie i prawo kościelne -- także przez zasady obowiązujące poszczególne seminaria (zwykle dostosowane do sytuacji i potrzeb danego kraju, regionu czy diecezji), inne wynikają z tych pierwszych i z codziennej praktyki życia seminaryjnego czy szerzej kościelnego. Stosunkowo łatwo rozeznać, czy kandydaci mają odpowiednie zdrowie fizyczne i psychiczne, czy cieszą się dobrą opinią, czy są ludźmi chrześcijańskiej wiary i zasad moralnych, a także czy spełniają przynajmniej minimalne wymogi w dziedzinie zdolności do nauki i do pracy duszpasterskiej w dzisiejszych warunkach. Wszystkie te kryteria są ważne, żadne z nich nie jest jednak zazwyczaj decydujące samo w sobie, ale w połączeniu z innymi. Powtórzę: decydujący jest sakramentalny akt powołania przez Kościół przy udzielaniu święceń. Ten, kto ważnie i godziwie przyjął święcenia, może powiedzieć, że z całą pewnością ma powołanie do kapłaństwa. Czy jednak rzeczywiście zdolności naukowe mogą być traktowane jako kryterium tego, czy ktoś ma, czy nie ma powołania? Praca kapłańska dzisiaj wymaga pewnego poziomu wiedzy. Ten poziom jest określany dla wszystkich jako minimum konieczne. Może się zdarzyć, że ktoś zgłasza się do seminarium, ale nie jest w stanie sprostać wymaganiom studiów albo nie jest w stanie studiów skończyć. Trzeba wtedy zapytać, czy w ogóle nie jest w stanie, czy może tylko chwilowo, w tej konkretnej sytuacji. Jeżeli w ogóle nie jest w stanie skończyć wymaganych studiów, trzeba przyjąć, że nie ma powołania kapłańskiego, bo z tą misją związane jest takie zrozumienie świata, Kościoła, swojej roli i miejsca w Kościele i wynikających stąd zadań, które jest niemożliwe bez wejścia w Tradycję i odpowiedniego pogłębienia wiedzy i wiary. Słabsi naukowo klerycy powołują się czasem na przypadek św. Jana Vianneya, który rzeczywiście nie był zdolny do skończenia studiów seminaryjnych, mimo że wymagania były wówczas z pewnością mniejsze niż dzisiaj. To jest jednak wyjątek -- jego przełożeni dlatego zgodzili się na jego święcenia, że miał głębokie rozumienie spraw Bożych, chociaż nie był w stanie zdawać egzaminów z teologii. Inaczej jest z tymi, którzy tylko chwilowo nie są w stanie podjąć studiów albo im sprostać. To się zdarza -- głównie z powodu pewnych zaniedbań środowiskowych, czy słabości szkół, które kończą kandydaci do kapłaństwa (warto zauważyć, że blisko połowa z nich ma wykształcenie średnie techniczne, co niekoniecznie dobrze przygotowuje do studiowania filozofii i teologii). Jeszcze wciąż nie mamy dobrych rozwiązań dla takich sytuacji. Toczy się w tej chwili dyskusja nad tzw. ratio studiorum, czyli zasadami i programem studiów teologicznych dla kleryków. Wśród projektów jest też propozycja zróżnicowania form studiów -- poza zwyczajnym programem dla większości, powinna być możliwość uzupełnienia własnego przygotowania dla tych kleryków, którym go z początku brak, oraz możliwość indywidualnego poszerzenia programu studiów przez najzdolniejszych. |
NIE ROZDZIELAĆ DUCHA I INTELEKTU Soborowy Dekret o formacji kapłańskiej zaleca, by zmniejszać ilość przedmiotów na rzecz pogłębiania tego, co najistotniejsze, i kłaść nacisk na rozwój duchowy kleryków. Czy w polskich seminariach przedmiotów nie jest wciąż zbyt dużo, czy nie uczy się alumnów zbyt wielu rzeczy, z których część nie będzie im nigdy przydatna w pracy duszpasterskiej? Nasze studia wymagają reformy i jak wspomniałem reforma taka się dokonuje. Nie jest to sprawa całkiem łatwa i z pewnością nie wystarczy tu kryterium "przydatności wiedzy w duszpasterstwie". Chodzi przecież o przygotowanie i wykształcenie ludzi zdolnych do duszpasterstwa przez następnych kilka dziesięcioleci. Projekty idą rzeczywiście w kierunku redukcji ilości wykładów na rzecz zwiększonej ilości ćwiczeń i form pracy seminaryjnej. Reforma nie jest łatwa także z przyczyn psychologicznych -- nie wszyscy wykładowcy są przygotowani do nowych metod pracy. Rektorzy seminariów zgadzają się jednak co do konieczności i co do zasadniczego kierunku zmian. Trzeba też dodać, że po części reforma taka już się dokonała w połowie lat siedemdziesiątych, kiedy spełniono najważniejsze postulaty dokumentów soborowych. Dość powszechne poczucie kleryków, że są przeciążeni nauką, jest prawdą, jednak tylko częściową. Nawet po jeszcze większej redukcji materiału część z nich tak będzie twierdzić. Wynika to z wielu okoliczności: najważniejsze z nich to wspomniany już brak intelektualnego rozbudzenia wielu kleryków (nie podjęliby żadnych studiów, gdyby nie było to konieczne na drodze do kapłaństwa, którego pragną) oraz ich nastawienie praktycystyczne. Dlaczego wykładowcami w seminariach są głównie duchowni, dlaczego tak niewielu świeckich dopuszcza się do pracy z klerykami? Składa się na to szereg przyczyn. Po pierwsze, Stolica Apostolska wyraźnie życzy sobie, żeby w przygotowaniu kapłanów dawać pierwszeństwo kapłanom. Po drugie, wciąż jeszcze nie ma w Polsce tylu świeckich przygotowanych do zadania kształcenia kleryków, żeby stanowili oni rzeczywistą alternatywę dla wykształconych kapłanów. Bardzo rzadko zdarza się sytuacja, że jest do wyboru równie dobrze przygotowany świecki i ksiądz. Mamy też coraz większą ilość dobrze przygotowanych kapłanów, którzy kończą uczelnie krajowe i zagraniczne. Dochodzą jeszcze problemy czysto organizacyjne i finansowe. Księża mają zwykle zapewnione utrzymanie w instytucjach kościelnych, natomiast bardzo niewielu świeckich mogłoby utrzymać siebie i rodzinę za pensje, które w tej chwili są w stanie płacić uczelnie kościelne, utrzymujące się przecież ze składek wiernych i nie mające dotacji państwowych. Jasny wydaje się postulat, że w wymiarze duchowym kleryków do kapłaństwa powinni przygotowywać księża, ale czy też tylko oni mogą uczyć teologii i filozofii? Wymiaru duchowego i intelektualnego w formacji kapłańskiej nie można rozdzielać. Można dyskutować nad tym, czy księża są lepiej rozwinięci duchowo i przygotowani do kształcenia kleryków niż świeccy. Wielu księży tak, ale niektórzy nie. Wielu świeckich tak, inni nie. Nie powinniśmy jednak tworzyć sztucznych podziałów: że "przewodnikami duchowymi" mają być kapłani, a świeccy podejmowaliby pracę wyłącznie w zakresie intelektualnym. Studiowanie teologii wiąże się koniecznie z życiem duchowym -- chociaż nie zawsze łatwo o tym przekonać studentów, zarówno kleryków, jak i świeckich. Czasem trudno też do tego przekonać wykładowców. Częścią studiów teologicznych jest duchowość, a częścią duchowości kapłana jest studiowanie teologii. We wszystkich dokumentach kościelnych akcentuje się, że studia kleryków mają mieć charakter pastoralny. Najczęściej rozumie się to tak, że studia te mają się "przydać praktycznie" w pracy duszpasterskiej. To jest jednostronne rozumienie problemu. Chodzi o to, że młody ksiądz ma wyjść z seminarium jako ktoś, kto jest zdolny do duszpasterstwa. Chodzi o ukształtowanie całej osoby, która ma widzieć i rozumieć swoje zadanie w Kościele. Do pewnego stopnia analogicznie wygląda sprawa ze świeckimi studentami teologii -- zwłaszcza tymi, którzy zamierzają pracować jako katecheci, co również jest przecież pewną formą duszpasterstwa. A jak wygląda formacja kierowników duchowych w seminariach? I to jest sprawa złożona. Ojców duchownych, czyli kierowników duchowych wybiera się spośród księży zdolnych do podjęcia tej pracy i związanej z nią wielkiej odpowiedzialności. Wbrew pozorom nie ma takich wcale wielu. Poza osobistą zdolnością kapłana do takiej pracy potrzebne jest odpowiednie przygotowanie fachowe. Niedawno pojawiła się inicjatywa stworzenia studium dla ojców duchownych -- będzie to studium wakacyjno-zaoczne, by nie odrywać księży od ich bieżących zadań. Co należy do obowiązków ojca duchownego? Ma on towarzyszyć klerykom w ich rozwoju duchowym. Jest odpowiedzialny za religijno-modlitewne życie seminarium. Ma się też troszczyć o rozwój życia duchowo-modlitewnego każdego kleryka i dlatego jest zobowiązany do stałego, osobistego z nim kontaktu. Są to na ogół rozmowy wewnętrzne i ojciec duchowy przestrzega tajemnicy tych rozmów (podobnej do tajemnicy spowiedzi). O osobistych problemach kleryka nie może bez wyraźnej zgody zainteresowanego rozmawiać z nikim innym -- w szczególności nie wolno mu ujawniać nic z tych rozmów wobec tych przełożonych seminarium, którzy podejmują decyzje o dopuszczeniu do święceń. Chodzi o zapewnienie możliwie największej otwartości i szczerości rozmowy kleryka z jego ojcem duchownym. Rozmowy takie mają pomóc klerykowi rozeznać własny stan, swoje powołanie, mają też pomóc w podjęciu decyzji -- czy to wytrwania w zamiarze zostania kapłanem, czy też odejścia z seminarium. Ilu jest obecnie kleryków w Seminarium Poznańskim? Około dwustu, a dwóch ojców duchownych. Każdy ma więc około stu podopiecznych. Jest to zatem wielka i trudna praca, dlatego też nie jest łatwo znaleźć księdza, który mógłby i chciał podjąć się takich zadań. |
DOBRY KSIĄDZ Czy można określić zespół cech osobowości, które charakteryzują, czy powinny charakteryzować dobrego księdza? Raz na zawsze i jednoznacznie określony zespół takich cech pewnie nie istnieje, można natomiast mówić o mniej lub bardziej stałych oczekiwaniach kierowanych pod adresem kapłanów. Są więc oczekiwania, które prawie nie zmieniają się przez wieki, i są takie które zależą od czasu, miejsca i okoliczności. Ktoś, kto np. jest egoistą, zachłannym, złośliwym, nieskorym do pomocy innym, nigdy nie będzie dobrym księdzem bez względu na to, czy będzie żył w XV czy XX wieku. Są jednak rzeczy, które były potrzebne i możliwe w wieku XV, a dziś są nie do pomyślenia -- i oczywiście także odwrotnie. Muszę na tym miejscu powiedzieć, że z zasady jestem wrogiem uogólnień typu "współczesny człowiek", "współczesny świat", "współczesny kapłan" itp. -- oraz tworzonych na tej podstawie "modeli" czy "zespołów cech". To są bardzo często tylko fantomy, a naprawdę liczą się konkrety: konkretni ludzie, kon{retne cechy i konkretne odpowiedzi na prawdziwe ludzkie potrzeby. Są przecież jednak znaki czasu, które trzeba rozpoznać. Poza "wymiarem eschatologicznym" jesteśmy jednak zanurzeni w czasie. Oczywiście. Tylko że to właśnie oznacza, iż mamy uważnie patrzeć i codziennie na nowo pytać, co jest, a co ma być. Pewne uogólnienia są potrzebne, ale pełnią one rolę pomocniczą wobec żywego dialogu ludzi, którzy za siebie nawzajem odpowiadają. Taką istotną, a zarazem pomocniczą rolę pełnią dokumenty kościelne -- przede wszystkim wskazania Stolicy Apostolskiej -- ostatnio posynodalna adhortacja "Pastores dabo vobis" i towarzyszące jej bardziej szczegółowe instrukcje. Taką rolę mają też spełniać przygotowywane właśnie nowe "Podstawowe zasady formacji kapłańskiej w Polsce". Przygotowując program pracy seminarium na każdy kolejny rok, stajemy przed pytaniem, czego Pan Bóg od nas oczekuje w tym miejscu, w tym czasie i wobec tych ludzi. Odpowiadamy na to pytanie, odwołując się do wskazań Kościoła Powszechnego i do życia Kościoła w naszej diecezji, ale odpowiedzi tworzą żywi ludzie, tacy, jacy są -- ich wiara lub brak wiary, ich mądrość lub brak mądrości, ich miłość lub brak miłości. Wysoki stopień ogólności przynosi czasem pewne kłopoty. W Dekrecie o formacji kapłańskiej jest mowa o wychowywaniu kleryków w zdrowej psychologii. Co to znaczy? Czy są to jakieś konkretne kierunki, czy tylko ogólny postulat? Rozumiano to na ogół tak, że trzeba dać klerykom solidną, obiektywną wiedzę psychologiczną, nie nazbyt ukierunkowaną, nie związaną wyłącznie z którąś z wielkich szkół psychologicznych. To jednak nie wystarczy. Psychologia jest dla kleryków nauką pomocniczą, która ma im pomóc w poznaniu samych siebie i ludzi, z którymi będą współpracować. Potrzebne są zatem pewne ukonkretnienia, których nie można osiągnąć bez ćwiczeń, pracy w grupach itd. Tak układamy obecny program psychologii i pedagogiki -- i mamy nadzieję, że nowe ratio studiorum potwierdzi taki kierunek zmian. DFK mocno akcentuje to, że alumni przygotowywani są do duszpasterzowania we współczesnym świecie, że ich obowiązkiem jest znajomość współczesnej nauki, najnowszych jej kierunków i zdobyczy. Czy naprawdę klerycy poznają współczesną teologię, filozofię, wiedzą, co dzieje się w nauce? Seminarium jest wyższą uczelnią, której naczelnym zadaniem nie jest oczywiście kształcenie ogólne we wszystkich możliwych dziedzinach. To w zasadzie powinna dawać dobra szkoła średnia. Polskie szkoły średnie wypuszczają jednakże maturzystów, których poziom wiedzy ogólnej często nie wystarcza do podjęcia studiów wyższych na takim poziomie, jakiego oczekuje się od przyszłych kapłanów. Jest to zatem pewne ograniczenie, bo my przecież nie możemy i nie jesteśmy w stanie tego średniego wykształcenia ogólnego uzupełniać i pogłębiać. To, co możemy zaoferować, to dobra biblioteka i warunki, żeby z niej korzystać. Seminarium ma też być ciekawe świata i intelektualnie otwarte. Dlatego organizowane są spotkania z ludźmi, którzy mają nam coś ważnego do powiedzenia -- także z ludźmi nauki. Jeżeli natomiast chodzi o nauczanie współczesnej teologii, czasem pojawia się zarzut, że uczymy jedynie tomizmu (ponieważ Sobór to właśnie zaleca). To jest nieporozumienie. W dokumencie soborowym mowa o nauczaniu wnikania w prawdy teologiczne, "mając tu za mistrza św. Tomasza", co nie oznacza posługiwania się wyłącznie rozwiązaniami św. Tomasza. Akwinata jest mistrzem filozoficznego i teologicznego myślenia. Dlatego zaniedbanie nauczania jego myśli i całej wielkiej tradycji tomistycznej byłoby poważnym błędem -- także i przede wszystkim wobec miejsca i znaczenia, które ma ona w dawnym i współczesnym życiu Kościoła. Myślę jednak, że dzisiaj bardziej chodzi o pracę w duchu św. Tomasza, niż o powtarzanie jego rozwiązań. Jeśli zaś chodzi o współczesne kierunki i poglądy teologiczne, w podstawowym wykładzie nie można oczywiście nauczać ich wszystkich. Można jednak i trzeba nauczyć rozeznania w tym, co się dzisiaj dzieje w teologii, i rozumienia tego, co się dzieje, w powiązaniu z całą tradycją Kościoła -- także w powiązaniu z tradycjami innych Kościołów i wspólnot chrześcijańskich. |
|
początek strony (c) 1996-1999 Mateusz |