POLACY U PAPIEŻA

Od rana 23 października na Via della Conciliazione słychać było syreny i gwizdki karabinierów eskortujących czarne limuzyny delegacji rządowych udających się na audiencję do papieża Jana Pawła II. A od godziny 13.00 pod bramami dziedzińca dużej sali audiencyjnej zaczęli gromadzić się Polacy. Przez dwie i pół godziny śpiewano pieśni religijne: Gwiazdo śliczna, wspaniała, Serdeczna Matko, Maryjo, Królowo Polski, Była cicha i piękna i inne. Nad głowami białoczerwona flaga i transparenty z napisami: Poznań, Częstochowa.

Audiencja wyznaczona była na godzinę 16.00. Krótko po godzinie 15.30 otwarto żelazną bramę budynku, w którym mieści się wielka sala audiencyjna. Zebrani ruszyli ku wejściu. Dla pielgrzymów z Krakowa były przygotowane honorowe miejsca w sali (w pierwszym sektorze po prawej stronie od podium, na którym umieszczony był tron papieski). Nadal śpiewano pieśni religijne, odmówiono dziesiątek różańca w intencji Ojca Świętego oraz w intencji całego Kościoła. W tym samym mniej więcej czasie weszli polscy księża biskupi i na podium zajęli specjalnie dla nich przygotowane miejsca.

O godz. 16.00 zebranym ogłoszono, że początek audiencji trochę się opóźni, przed chwilą bowiem zakończyły się audiencje delegacji rządowych, m.in. delegacji polskiej. Tak więc audiencja rozpoczęła się o godz. 16.15.

Jana Pawła II poprzedzał ks. prymas Stefan kard. Wyszyński, a towarzyszyli mu dwaj monsiniorzy oraz ks. Stanisław Dziwisz. Zagrały organy, zaśpiewano My chcemy Boga, a potem przywitano Papieża serdecznymi oklaskami. Ojciec święty, po stopniach podium zszedł w kierunku zebranych, rozwarł szeroko ramiona i w ten sposób przywitał się z wszystkimi.

Następnie ks. Prymas przemówił w ten sposób:

Ukochany Ojcze Kościoła powszechnego i nasz drogi Ojcze!

Pragniemy Ci przekazać moc najserdeczniejszych uczuć całej Polski - imieniem naszego Episkopatu, zarówno biskupów tutaj obecnych, jak również tych, którzy musieli pozostać w Kraju; imieniem duchowieństwa diecezjalnego i zakonnego, imieniem sióstr zakonnych, imieniem małych dzieci, młodzieży, rodziców, rodzin domowych, rodzin parafialnych i rodzin diecezjalnych.

Nie jest łatwą rzeczą przemawiać do Ciebie dzisiaj Prymasowi Polski...

Wiemy, że oddałeś całe życie na służbę Kościołowi powszechnemu, że uczyniłeś to w duchu żywej i głębokiej wiary oraz pełnego posłuszeństwa wobec znaku Ducha Świętego, który wypowiedział się w konklawe; wiemy, że uczyniłeś to również w przekonaniu, iż masz obowiązek uszanować podjętą decyzję kardynałów elektorów i to nas głęboko wzrusza, bo zdajemy sobie sprawę, jak bardzo Ciebie, Ojcze święty, wiele kosztowała ta decyzja. Przecież znam Twoje serce i wiem, jak bardzo głęboko jesteś związany z Twoją Ojczyzną! Musiałeś rozszerzyć swoje serce i objąć ludy i narody, zgodnie z poleceniem Chrystusa: "Idźcie i nauczajcie wszystkie narody".

Wiemy, że nie było Ci to łatwe, boś gorąco umiłował Ojczyznę, która dała Ci życie, i swoją archidiecezję, której tak wiernie służyłeś. Jakże trudno ci jest opuścić umiłowany Twój Kraj, z którym byłeś związany gorącą prostotą i serdecznością dziecka Narodu i dziecka zasłużonej, sławetnej archidiecezji i dawnej stolicy królewskiej, będącej chlubą całej Polski.

Wiemy, Ojcze Święty, jak gorąco przygotowywałeś się na zbliżający się jubileusz dziewięciowiecza męczeństwa świętego Stanisława Biskupa - Męczennika, o którego cześć tak bardzo się starałeś. I wiemy również, że Twoim serdecznym pragnieniem było uzyskać od Stolicy świętej dekret beatyfikacji i kanonizacji umiłowanej Ci Królowej Jadwigi, spoczywającej na Wawelu. A wiemy i coś jeszcze... Wiemy, jak bardzo ukochałeś góry, zwłaszcza Tatry, jak ukochałeś lasy, doliny i jeziora i Twoje samotne wędrówki, które dawały Ci tyle radości i odnowy sił, wyczerpanych ciężką pracą. To wszystko wiemy. I to wszystko spoczywa na stosie ofiarnym Twojego serca, które rozszerzyłeś z woli Ducha Świętego na cały Kościół powszechny.

Gdy w tej chwili mam wyrazić nasze uczucia, nie mogę zapomnieć o tym, Ojcze święty, że nasi ukochani górale, których wszyscy kochamy, tak Tobie bliscy, będą teraz nieco dalsi, ale wiemy, że w sercu Twoim będą zawsze bliscy. To jest naród ruchliwy i dlatego na pewno będą tutaj często zaglądali, aby Ci zaśpiewać niejedną góralską piosenkę, aby Twoje serce, zawsze młodzieńcze i rozmiłowane w śpiewie rozweselić, rozpogodzić, a może i odmłodzić.

Ojcze święty! Jako przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, wyrażam szczególną wdzięczność za Twoją rzetelną pracę w Radzie Głównej Episkopatu, w Konferencjach Plenarnych Episkopatu, w Komisji do Spraw Nauki przy Konferencji Episkopatu Polski i w tylu innych instytucjach, którym poświęcałeś się nad miarę, dając promienne światło Twojej formacji intelektualnej, tak zawsze głębokiej, żywej, dokładnej i precyzyjnej, która nam ułatwiała niejedną decyzję.

Chciałbym też wyrazić głębokie uczucie imieniem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, z którym związany byłeś studiami i pracą naukową. Będąc już obarczony odpowiedzialnością za ogromną i pracowitą archidiecezję Krakowską, znalazłeś jednak czas na głoszenie wykładów. Katolicki Uniwersytet Lubelski, Akademia Teologii Katolickiej, Fakultety Papieskie - Krakowski, Wrocławski, Warszawski i Poznański, jak również praca Twoja na rzecz normalizacji wyższych studiów w Polsce, to wszystko jest Twoją ogromną zasługą.

Jest wiele powodów do dziękowania Ci, Ojcze święty. Szczęście, że powiedziałeś przed chwilą Biskupom polskim, iż będąc Głową Kościoła, zastępcą Chrystusa i następcą świętego Piotra, nie przestałeś być - powtarzam Twoje, Ojcze święty, słowa - Biskupem polskim. A na pociechę ludu Bożego w diecezji Rzymskiej jest to do powiedzenia, że Ojciec święty jest "Biskupem biskupów". Przez takie więc stanowisko w niczym nie pomniejsza swojej pozycji i serca wobec diecezji Rzymskiej i wszystkich diecezji, a tym bardziej diecezji polskich.

Muszę kończyć, Ojcze święty, dlatego że ten lud Boży, gorąco oklaskujący te skromne słowa, czeka na Twoje słowo.

Jedno przyrzekamy, Ojcze święty, że Cię nie opuścimy - jako synowie Kościoła powszechnego i jako synowie wspólnej naszej Ojczyzny. Nie opuścimy Cię i na kolanach modlić się zawsze gorąco będziemy w Twojej intencji.

Zobowiązujemy się dzisiaj, że "Polska zawsze wierna" wszystko uczyni, ażebyś jak najmniej kłopotów miał z Kościołem świętym w Polsce. Ponieważ tak bardzo umiłowałeś Matkę Bożą - w Kalwarii Zebrzydowskiej i na Jasnej Górze - i miałeś niekiedy rozdźwięk serca, której więcej poświęcić miłości, czy tej z Kalwarii Zebrzydowskiej, czy tej z Jasnej Góry, dlatego przyrzekamy Ci już dzisiaj, że i w Kalwarii i na Jasnej Górze kolana będą wygniatały kamienie, ażeby wyprosić Ci zdrowie, siły, energię duchową i tę światłość przedziwną, która jest właściwością Twego umysłu, jako Nauczyciela prawdy.

Polska uczyni wszystko, ażeby nasz poziom duchowy, moralny tak podźwignąć, iżby Ojciec święty nie czuł się zażenowany, że takich ma rodaków.

Oddając Ci głęboką cześć, jako zastępcy Chrystusa na ziemi, jako następcy świętego Piotra, my - synowie Kościoła świętego w Polsce - biskupi, kapłani i lud Boży klękamy u Twoich stóp, całujemy je ze czcią i prosimy o apostolskie błogosławieństwo.

I wtedy stała się rzecz niesłychana. Ks. Prymas podszedł do papieża, żeby mu złożyć hołd, ale zanim do tego doszło, Ojciec św. zszedł z podium, zbliżył się do ks. Prymasa - i obaj przyjaciele padli sobie w ramiona i trwali tak na kolanach przez dłuższą chwilę. Towarzyszyły tej scenie gorące i serdeczne oklaski zebranych, błyski lamp fotoreporterów, trzask aparatów fotograficznych i... łzy wzruszenia, chyba w oczach każdego.

Po chwili Ojciec św. zbliżył się do tronu i poprosił, by ks. Prymas stanął po jego prawej stronie, i przemówił:

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Wasza Eminencjo, umiłowany Księże Prymasie. Pragnę powiedzieć po prostu: "Bóg zapłać" za wszystko, co usłyszałem dzisiaj i przed tygodniem z ust Waszej Eminencji. To, co było przed tygodniem, jest objęte sekretem konklawe, to, co usłyszałem dzisiaj, słyszeliśmy wszyscy. Jestem ogromnie wzruszony. Trudno by mi było w dniu dzisiejszym, dostojny księże Prymasie, drodzy bracia biskupi, siostry i bracia zakonni, wszyscy umiłowani Rodacy - trudno by mi było przemawiać na pamięć, dlatego darujcie, że sobie przygotowałem dwa przemówienia na piśmie, żeby powiedzieć wszystko, żeby niczego nie zapomnieć. A jeżeli nawet w tych pisanych przemówieniach o czymś zapomnę, coś pominę, to mi przypomnijcie, żeby można było jeszcze uzupełnić, bo tak mi się wydaje, że chwila tego wymaga, że domaga się ona jakiegoś słowa wyczerpującego, co trudno będzie osiągnąć, ale przynajmniej dość wyraźnego i dość zupełnego. Jeżeli Wasza Eminencja i księża biskupi zgodzą się na to, może to słowo być odczytane w Polsce wszystkim naszym Rodakom, a zwłaszcza wszystkim archidiecezjanom krakowskim, których serdecznie pozdrawiam, bo z nimi byłem szczególnie związany. Pozwolę sobie zatem te dwa teksty przeczytać, jeden po drugim, i ten do wszystkich Rodaków, i ten do mojej archidiecezji, z którą z woli Chrystusa wypadło mi się rozstać.

W dniu dzisiejszym w godzinach przedpołudniowych przyjmowałem przedstawicieli państw, którzy na różnym poziomie byli uczestnikami wczorajszej inauguracji. Były to głowy państw, głowy koronowane, prezydenci, byli to również inni przedstawiciele władz państwowych: premierzy, ministrowie, ambasadorzy. Była również reprezentowana nasza Ojczyzna. Poświęciłem osobną chwilę najprzód na rozmowę z przewodniczącym Rady Państwa, a potem z wszystkimi członkami delegacji rządowej wysłanymi na wczorajszą inaugurację. Wyraziłem również podziękowanie, a równocześnie uświadomiłem sobie, jak bardzo to wydarzenie, które z woli Ducha Świętego dokonało się w Kaplicy Sykstyńskiej przed tygodniem, głęboko poruszyło w moich rozmówcach świadomość naszą historyczną, świadomość naszą narodową, świadomość więzi, nierozerwalnej w przeszłości i na przyszłość, pomiędzy Polską, pomiędzy narodem i Kościołem. Pragnę o tym przynajmniej krótko wspomnieć, ażeby niejako włączyć tamtą naszą rozmowę do naszego obecnego spotkania.

A teraz proszę Waszą Eminencję, księży biskupów i wszystkich tutaj obecnych, ażeby zechcieli usiąść. Ja też usiądę i odczytam te dwa listy pożegnalne.

Umiłowani moi Rodacy! W dniu, w którym wypada jednemu z synów naszej drogiej Ojczyzny podjąć posługiwanie biskupie na stolicy św. Piotra, piszę do Was te słowa Nie mogę ich nie skierować do wszystkich moich Braci i Sióstr, synów umiłowanej Ojczyzny, właśnie w tym dniu, który wedle niezgłębionych wyroków Bożej Opatrzności każe mnie, dotychczas arcybiskupowi-metropolicie krakowskiemu, opuścić prastarą stolicę św. Stanisława i przejąć rzymską stolicę św. Piotra, a wraz z nią troskę o cały Kościół powszechny, która ze Stolicą Piotrową jest związana z woli Chrystusa Pana. Trudno o tym fakcie myśleć i mówić bez najgłębszego wzruszenia. Zda się, że nie wystarcza serca ludzkiego - a w szczególności polskiego - ażeby wzruszenie to ogarnąć. Brakuje mi słów, ażeby wypowiedzieć wszystkie myśli, które w związku z tym cisną się do głowy. Czyż myśli te i wydarzenia nie przechodzą przez całe nasze dzieje? Czyż nie ogarniają tego tysiąclecia, w ciągu którego zachowaliśmy wierność dla Chrystusa i Jego Kościoła, dla Stolicy Apostolskiej, dla dziedzictwa św. Piotra i Pawła?

W szczególny sposób jednakże myśli te i uczucia koncentrują się na ostatnim okresie naszych dziejów: dziejów Ojczyzny i dziejów Kościoła. Jakże trudnym! Jakże groźnym! Symbolem tego przełomowego okresu jest zapewne postać błogosławionego Maksymiliana Marii Kolbe, którego przed kilku laty wniósł na ołtarze niezapomniany Ojciec św. Paweł VI.

I oto rzecz znamienna, po ludzku trudna do wytłumaczenia. Właśnie w tych ostatnich dziesięcioleciach Kościół w Polsce nabrał szczególnego znaczenia w wymiarach Kościoła powszechnego i w wymiarach chrześcijaństwa. Stał się również przedmiotem wielkiego zainteresowania z uwagi na szczególny układ stosunków, który dla poszukiwań, jakie współczesna ludzkość, różne narody i państwa podejmują w dziedzinie społecznej, ma doniosłe znaczenie. Kościół w Polsce nabrał nowego wyrazu, stał się Kościołem szczególnego świadectwa, na które zwrócone są oczy całego świata. W tym Kościele żyje i wypowiada się nasz Naród, współczesne pokolenie Polaków.

Bez przyjęcia tego faktu trudno zrozumieć i to, że dzisiaj przemawia do Was papież-Polak. Trudno zrozumieć to konklawe, które w dniu 26 sierpnia - w święto Matki Boskiej Częstochowskiej - przyniosło Kościołowi wspaniały dar w osobie Ojca św. Jana Pawła I, i z kolei to, które po Jego nieodżałowanej śmierci, trzydziestotrzydniowym pontyfikacie, powołało na Stolicę Piotrową kardynała-Polaka. Trudno zrozumieć, że ten wybór nie spotkał się ze sprzeciwem, ale ze zrozumieniem i nawet życzliwym przyjęciem.

Czcigodny i umiłowany księże Prymasie! Pozwól, że powiem po prostu, co myślę. Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego papieża-Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem. Kiedy to mówię do Ciebie, mówię zarazem do wszystkich moich Braci w biskupstwie, do wszystkich i do każdego, do wszystkich i do każdego z kapłanów, zakonników i zakonnic, do wszystkich i do każdego z moich umiłowanych Rodaków, Braci i Sióstr - w Polsce i poza Polską. Mówię również do Ciebie, drogi Kardynale filadelfijski ze Stanów Zjednoczonych, i do wszystkich biskupów polskiego pochodzenia w całym świecie. Mówię to do wszystkich bez wyjątku Rodaków, szanując światopogląd i przekonania każdego bez wyjątku. Miłość Ojczyzny łączy nas i musi łączyć ponad wszelkie różnice. Nie ma ona nic wspólnego z ciasnym nacjonalizmem czy szowinizmem. Jest prawem ludzkiego serca. Jest miarą ludzkiej szlachetności - miarą wypróbowaną wielokrotnie w ciągu naszej niełatwej historii.

Drodzy Rodacy! Niełatwo jest zrezygnować z powrotu do Ojczyzny, "...do tych pól umajonych kwieciem rozmaitem, posrebrzanych pszenicą, pozłacanych żytem" - jak pisał Mickiewicz, do tych gór i dolin i rzek i jezior, do tych ludzi umiłowanych, do tego Królewskiego Miasta - ale skoro taka jest wola Chrystusa, trzeba ją przyjąć. Więc przyjmuję. Proszę Was tylko, aby to odejście jeszcze bardziej nas połączyło i zjednoczyło w tym, co stanowi treść naszej wspólnej miłości. Nie zapominajcie o mnie w modlitwie na Jasnej Górze i w całej naszej Ojczyźnie. Niech ten papież, który jest krwią z Waszej krwi i sercem z Waszych serc, dobrze służy Kościołowi i światu w trudnych czasach kończącego się drugiego tysiąclecia. Proszę Was też, abyście zachowali wierność Chrystusowi, Jego Krzyżowi, Kościołowi i Jego Pasterzom. Proszę, abyście przeciwstawiali się wszystkiemu co uwłacza ludzkiej godności i poniża obyczaje zdrowego społeczeństwa: co czasem może aż zagrażać jego egzystencji i dobru wspólnemu, co może umniejszać jego wkład do wspólnego skarbca ludzkości, narodów chrześcijańskich, Chrystusowego Kościoła.

Pozwólcie, że przytoczę jeszcze słowa św. Pawła: "...gdy przybędę, przyjdę do Was" (Flp 1,27). Bardzo pragnę przybyć do Was na 900 rocznicę św. Stanisława, do której tak serdecznie przygotowywaliśmy się z archidiecezją i metropolią krakowską, a także z całą Polską, bo przecież to jubileusz najstarszego jej Patrona. Ufam, że jubileusz ten przyniesie odnowienie naszej wiary i chrześcijańskiej moralności, bo przecież widzimy w św. Stanisławie patrona ładu moralnego w Polsce, tak jak w św. Wojciechu patrona ładu hierarchicznego od tysiąca już prawie lat.

Pragnę Was pobłogosławić. Czynię to nie tylko z mocy mego biskupiego i papieskiego powołania, ale także z najgłębszej potrzeby serca. A Wy, drodzy Rodacy, czy teraz, czy kiedykolwiek, gdy przyjmować będziecie błogosławieństwo papieża Jana Pawła II, przypomnijcie sobie, że wyszedł on spośród Was i że ma szczególne prawo do Waszych serc i Waszej modlitwy.


Do umiłowanej Archidiecezji Krakowskiej, do całego ludu Bożego, do Braci moich w biskupstwie, do Kapłanów, do Rodzin zakonnych męskich i żeńskich, do Wszystkich!

Piszę te słowa do Was, ukochani Bracia i Siostry, w momencie niezwykłym i nieoczekiwanym, w momencie, w którym - z woli Pana naszego Jezusa Chrystusa wyrażonej przez konklawe kardynałów po śmierci nieodżałowanej pamięci Ojca św. Jana Pawła I - wypada mi opuścić Kościół krakowski, stolicę biskupią św. Stanisława i przejąć stolicę św. Piotra w Rzymie. Trudno, ażebym w tej chwili nie myślał o Was i nie zwracał się do Was, z którymi przez dwadzieścia lat łączyło mnie najściślej moje biskupie posługiwanie, a przedtem praca duszpasterska i profesorska, a jeszcze przedtem trudne lata okupacji, doświadczeń pracy fizycznej i wreszcie całe moje życie od urodzenia. Wierzcie mi, że udając się do Rzymu na konklawe, najbardziej pragnąłem wrócić do Was, do mojej umiłowanej Archidiecezji i do Ojczyzny. Skoro jednak inna była wola Chrystusa Pana, zostaję i podejmuję to nowe posłannictwo, które mi wyznaczył. Jakże zaszczytne, ale jakże zarazem trudne i odpowiedzialne! Ponad ludzkie siły, jeślibyśmy po ludzku tylko myśleli i rozumieli. Czyż św. Piotr pierwszy nie lękał się tego powołania, czyż nie prosił Chrystusa: "wynijdź ode mnie, Panie, bom jest człowiek grzeszny?" (Łk 5,8). Czyż jeszcze po zmartwychwstaniu nie wskazał na Jana apostoła, pytając: "Panie, a ten co?". Ale Chrystus Pan zdecydował: "Co tobie do tego - ty pójdź za mną" (J 21,21-22).

Moi umiłowani Bracia i Siostry! Pozwólcie, że Wam podziękuję za te wszystkie lata mojego życia, studiów, kapłaństwa, biskupstwa. Skąd mogłem wiedzieć, że wszystkie one przygotują mnie do tego wezwania, które wypowiedział Chrystus w dniu 16 października 1978 roku w Kaplicy Sykstyńskiej? A jednak z perspektywy tego dnia muszę raz jeszcze popatrzeć na wszystkich, którzy mnie do niego przygotowali - z pewnością nie wiedząc o tym. A więc moi ukochani Rodzice, od dawna nie żyjący, i moja Parafia wadowicka pod wezwaniem Ofiarowania Matki Bożej, i szkoły podstawowe i średnie i Uniwersytet Jagielloński i Wydział Teologiczny i Seminarium Duchowne. A cóż powiedzieć o moim wielkim poprzedniku na stolicy św. Stanisława, księciu kardynale Adamie Stefanie Sapieże, i o wielkim wygnańcu, arcybiskupie Eugeniuszu Baziaku, o biskupach, o kapłanach, o tym żarliwym duszpasterstwie, głębokich i znakomitych profesorach, wzorowych zakonnikach i zakonnicach. A cóż powiedzieć o tych spotkanych przeze mnie w życiu ludziach świeckich z różnych środowisk, o kolegach z ławy szkolnej, z lat uniwersyteckich i seminaryjnych, o robotnikach z Solvay'u, o intelektualistach, pisarzach, artystach, o ludziach różnych zawodów, o tylu małżeństwach, o młodzieży studiującej, o środowiskach apostolskich, oazowych, o tylu chłopcach i dziewczętach szukających sensu życia z Ewangelią w ręku, a nieraz także trafiających na drogę powołania kapłańskiego czy zakonnego.

Wszystko to noszę w sercu i niejako zabieram z sobą: cały mój umiłowany Kościół krakowski, szczególną cząstkę Kościoła Chrystusowego w Polsce i szczególną zarazem cząstkę dziejów naszej Ojczyzny. Kraków stary - i Kraków nowy, nowe dzielnice, nowych ludzi, nowe osiedla, Nową Hutę, starania o nowe kościoły i nowe parafie, o nowe potrzeby i warunki ewangelizacji, katechizacji, duszpasterstwa.

To wszystko jakoś wraz ze mną zostało powołane na stolicę św. Piotra. To wszystko stanowi jakąś niepozbywalną warstwę mojej duszy, mojego doświadczenia, mojej wiary i mojej miłości. Rozprzestrzenia się to na tyle miejsc umiłowanych, do Sanktuariów Chrystusa i Jego Matki Maryi, żeby wspomnieć Mogiłę i Ludźmierz i Myślenice, Staniątki czy Rychwałd, a przede wszystkim Kalwarię Zebrzydowską z dróżkami, po których tak bardzo lubiłem wędrować. Zachowuję w sercu i w oczach cały krajobraz ziemi krakowskiej, Żywiecczyzny, Śląska, Podhala, Beskidów i Tatr. Składam Bogu w ofierze tę umiłowaną ziemię i całą polską przyrodę. A nade wszystko ludzi.

Jeszcze raz dziękuję księżom biskupom: Julianowi, Janowi, Stanisławowi, Albinowi, Kapitule Metropolitalnej, Pracownikom Kurii, Radzie Kapłańskiej, Księżom Dziekanom, Proboszczom, Wikariuszom. Przecież już większość z Was, moi drodzy Bracia otrzymało święcenia przez moją biskupią posługę.

Dziękuję Papieskiemu Wydziałowi Teologicznemu, w szczególności Księdzu Dziekanowi i Wszystkim, którzy wraz ze mną podejmowali wytrwale starania o budowę tej naszej uczelni, która jest szczególnym dziedzictwem bł. Królowej Jadwigi.

Pisząc te słowa pragnę Was zapewnić o mojej wiernej pamięci i stałej modlitwie.

Pragnę także, abyście te słowa, które wypowiedziałem w liście do Wszystkich Rodaków przyjęli jako skierowane także i do Was. Wypada mi opuścić Kraków w przededniu wielkiego jubileuszu św. Stanisława. Może Pan Bóg pozwoli, że będę mógł wziąć w nim udział. Ufam, że cały wysiłek siedmiolecia św. Stanisława, który podjęliśmy wspólnie od r. 1972 dojrzeje i wyrazi się poprzez decyzje synodu pastoralnego, a także poprzez wszystko, co zmierza do odnowy Kościoła krakowskiego w duchu Vaticanum II.

Niech Wam wszystkim Bóg błogosławi w tej pracy! Niech błogosławi nowemu metropolicie krakowskiemu, któremu wypadnie przejąć po mnie stolicę św. Stanisława, i całemu ludowi Bożemu tego Kościoła. Jeszcze raz oddaję Was Chrystusowi przez macierzyńskie dłonie i serce Bogarodzicy.


Następnie podeszli do Ojca św. biskupi krakowscy: ks. bp Julian Groblicki, ks. bp Stanisław Smoleński i ks. bp Albin Małysiak. Ojciec św. każdego serdecznie uściskał, a ks. biskupowi Groblickiemu wręczył tekst orędzia do archidiecezji krakowskiej. Potem powstał z tronu i zapowiedziawszy, że wszystkim obecnym Polakom udzieli błogosławieństwa apostolskiego, zwrócił się do księdza Prymasa i do wszystkich biskupów polskich, by razem z nim pobłogosławili pielgrzymom polskim oraz ich najbliższym w Kraju.

Po udzieleniu błogosławieństwa Ojciec św. zszedł z podium i przechadzał się po sali wzdłuż i wszerz, witał się ze stojącymi najbliżej przejścia i zamieniał z nimi kilka słów. A zebrani - wzruszeni do głębi serca i uradowani ogromnie - śpiewali stare i nowe pieśni religijne. W tej atmosferze radości i umiłowania, dumy i zadumy serdecznej - dawny blask odzyskała pieśń pisana w niedoli: Góralu, czy ci nie żal? - Kto wie? Może i żal tych wydeptanych perci, strzelających w niebo surowych skał, może nieraz przyjdzie z tęsknotą ku północy spojrzeć i ukradkiem łzy rękawem ocierać?

Ojciec św. stanął raz jeszcze przy tronie i z serca przemówił do zebranych:

Moi kochani! Wszystko na tym świecie ma swój kres, więc i nasze spotkanie musi też mieć swój kres, ale poza tym kresem naszego spotkania musi pozostać nasze spotkanie.

I ja jestem o tym przekonany, ufam niezłomnie, że to nasze spotkanie, które pozostanie poza kresem dzisiejszego spotkania, będzie bardzo wytrwałe, bardzo głębokie, będzie spotkaniem na modlitwie, spotkaniem przed Matką Bożą, spotkaniem w Eucharystii. Na to liczę. Na to, moi drodzy, moi kochani, liczę i tylko pod tym warunkiem tutaj zostaję. I żeby mi nikt w Polsce nie płakał, tylko żeby się wszyscy modlili, bo wtedy - kiedy się będziemy modlić - inni nie będą na mnie płakać. Dość, więcej nic nie mówię, bo jeszcze bym coś takiego powiedział, że później Kongregacja Doktryny Wiary musiała by się do mnie dobrać. Dość, dość, dość!

Ja zostaję, a ks. Prymas się spieszy i mówi, że już dość. Nauczyłem się Prymasa słuchać i myślę, żeśmy obaj nie najgorzej na tym wyszli. No, dość, bo i tak domagałoby się to jeszcze pewnych interpretacji teologicznych, ale oszczędźmy ich.

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pamiętajcie, pamiętajcie, żeby tutaj przyjeżdżać. Jest dodatkowy argument do wszystkich podań o paszporty, o wizę. Trzydzieści pięć, a ufam, że z biegiem czasu trzydzieści sześć i więcej milionów krewnych i powinowatych. W każdym razie przyjeżdżajcie i tutaj jak w dym do tej stolicy, która jest domem, do Stolicy Apostolskiej, która jest domem dla wszystkich braci w Chrystusie. Z nich jestem ja po imieniu, po nazwisku, po języku, po kulturze, po wierze, po miłości i po nadziei.

Pochwalony Jezus Chrystus! Uciekam.


Wzruszony Papież oddalił się, a zebrani pełni radości zaczęli opuszczać salę.

Tego dnia wieczorem wyjątkowo długie były "nocne Polaków rozmowy", bo też materiału do nich było ogromnie wiele.

Opracował ks. Piotr Skowronek SJ



Habemus papam                    Jan Paweł II                    Mateusz