LEKTURY •
PEPSI-COLA TEOLOGII
Ks. Jerzy Szymik,
Teologia w krainie pepsi-coli,
Biblioteka „Więzi”,
Warszawa 1999, ss. 116.
„Teologia w krainie pepsi-coli” – niewątpliwie ciekawe sformułowanie. Z
zaciekawieniem oczekiwałem zatem na ukazanie się tak zatytułowanej, a
zapowiadanej przez Bibliotekę „Więzi”, książki ks. Jerzego Szymika. I oto jest
– ładnie wydana, nieduża, zgrabna, zachęcająca tytułem i wyglądem (niebieski
kolor okładki podobny do tego z butelek pepsi) do lektury. Zatem
Tytułowa kraina pepsi-coli to dzisiejsza polska, a może szerzej –
euro-amerykańska – rzeczywistość; trochę bardziej rozwodniona – nadchodzi wszak
Era Wodnika, Miłoszowa Ziemia Ulro. Podstawową cechą owej krainy jest
swego rodzaju dewaluacja pytania o sens; na metafizyczne pytanie odpowiadają
dziś, przynajmniej na masową skalę, krawcy, agenci firm ubezpieczeniowych czy –
oczywiście – producenci napojów chłodzących. Gdzie i kiedy? W reklamach
telewizyjnych, na billboardach i w paru innych miejscach – ale zawsze z
podtekstem: kup X – osiągniesz ostateczne spełnienie (dopóki nie wyprodukujemy
Y). Innym zaś w krainie pepsi-coli mówienie o ostatecznym spełnieniu jest
zabronione pod karą wyśmiania lub naklejenia etykietki: „przestarzały
fundamentalista”. I jak tu (i teraz) uprawiać teologię? Zdaniem ks. Szymika,
nastał dziś dla tej działalności najgorszy w dziejach czas. Jednak rozmaitego
rodzaju malkontentów katolickich muszę od razu rozczarować. Ks. Szymik jasno
deklaruje: „Zdecydowanie odradzam obrażanie się na otaczający nas świat.
Ostrości widzenia musi towarzyszyć siła miłowania” (s. 13). I dalej, na tej
samej stronie: „Nie smutek, lęk i biadolenie, ale wiara i entuzjazm są
sprzymierzeńcami wartościowej teologii w każdej epoce. Także tej, która
uprawiana jest w ‘krainie pepsi-coli’„. Bo jednak, zdaniem autora, w krainie
pepsi-coli można i trzeba uprawiać teologię, należy jedynie wiedzieć jak. I
omawiana tu książka jest próbą znalezienia rozwiązania ostatniego problemu.
Wedle KUL-owskiego wykładowcy, by zamieszkujące krainę pepsi-coli Pokolenie
X zechciało pić wino Ewangelii, bukłak Dobrej Nowiny, teologia musi być
tworzona w sposób siedmioraki (7 to liczba symbolizująca doskonałość, lecz nie
wiem, czy symbolizm ów ks. Szymik brał pod uwagę): jako nauka, sztuka, rozmowa,
terapia, doksologia, poszukiwanie mistrza i wreszcie jako mądrość. W siedmiu
rozdziałach swojej książki próbuje więc ks. Szymik wyjaśnić o co mu chodzi i
przekonać, że warto jego recepty spróbować.
W odróżnieniu od większości recept lekarskich, których normalny człowiek nie
jest w stanie odczytać i które, po rozszyfrowaniu przez wyspecjalizowanego w
tym aptekarza, okazują się receptami na jakieś okropieństwo, Teologię w
krainie pepsi-coli czyta się niezwykle łatwo, a zapisany w niej medykament
wcale okropieństwem nie jest. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że Teologię
w krainie pepsi-coli czyta się zbyt łatwo. Wiem, że pisząc swoją receptę
już w krainie spritea (użyłem teraz nazwy napoju produkowanego przez Coca-Colę,
by nie być posądzonym o stronniczość w bąbelkowej wojnie), autor uznał, iż
większości z nas, czytelników, nie stać już na cierpliwość potrzebną do
właściwego zaparzenia herbaty i solidnego przemyślenia rozmaitych problemów,
lecz skutkiem tego jego wywody w wielu kluczowych miejscach są po prostu
powierzchowne.
Najsłabsze są rozważania dotyczące naukowości teologii (zawarte głównie w
rozdziale pierwszym, choć nie tylko). Obrona naukowego statusu teologii jest
dla Szymika sprawą ważną. Ulega on w tej kwestii – podobnie jak spora grupa
teologów – scjentystycznemu stereotypowi utożsamiającemu racjonalność z
naukowością. Oczywiście, nie można odmawiać teologii (i w ogóle religii)
racjonalności i możliwości zdobycia „porządnej” wiedzy: greckiej episteme
odróżnianej od tylko mniemania, doxa. Oczywiście, episteme
przełożono na łacinę jako scientia. Lecz dziś trzeba oddawać termin scientia
słowem „wiedza” (knowledge), nie „nauka” (science). Zamiast
próbować zawracać kijem rzekę stale ewoluującego języka, lepiej pokazać, że
racjonalność wykracza poza metodę nauki. Postępując w ten sposób teologowie
znaleźliby płaszczyznę porozumienia z wieloma wpółczesnymi filozofami, broniąc
zaś naukowego statusu swej działalności narażają się na drwiny lub
niezrozumienie. Co to za nauka, która nawet nie wie, co jest jej przedmiotem?
Co to za nauka, która polega przede wszystkim na miłosnym związku
międzyosobowym? Owszem, relacja ta angażuje rozum, lecz nie upierałbym się przy
stwierdzeniu, iż uprawiam naukową żonologię mojej żony, ponieważ staram się
rozumnie rozwijać moją miłość ku niej. Argumenty takie jak poniższy, cytowany z
aprobatą przez Szymika, będący zaś autorstwa niemieckiego dogmatyka Müllera:
„Teologia dlatego właśnie ma naukowy charakter, że jej przedmiotem nie
są jakieś czysto rzeczowe układy, lecz angażująca i prowokująca relacja
osobowa”, skazane są na uznanie przez niekościelnych filozofów i
metodologów nauki za niezrozumiały dziwoląg lub nonsens. Nie ułatwi to z
pewnością rozmowy z niekoniecznie chrześcijańską kulturą, rozmowy którą, wedle
Szymika, teologia nie może nie być.
Właśnie rozdział dotyczący teologii jako rozmowy uważam za najlepszy.
Bezgraniczna dialogiczność teologii i sama możliwość takiej dialogiczności bez
utraty tożsamości jest bowiem przekonująco wyjaśniona na najgłębszym poziomie –
jako wypływająca z trynitarnej, bezgranicznej miłości Boga. Bezgraniczna
dialogiczność teologii wiąże się ściśle z jej terapeutycznym powołaniem (i Teologia
w krainie
ładnie to pokazuje). Teologiczną terapią jest przywracanie
dzisiejszemu światu i poszczególnym ludziom sensu i nadziei. Ks. Jerzy zauważa
jednak, że aby teologia była skutecznym antidotum na nihilizm i rozpacz, musi
być zdolna dotykać „chorego” u podstaw jego egzystencji. Musi zaciekawiać i
poruszać. Musi być piękna.
Pojęcie piękna jest powiązane z pojęciem sztuki. Według ks. Szymika teologia
powinna być uprawiana także jako sztuka. Idąc tropem Hansa Ursa von Balthasara
oraz jego komentatorów, autor Teologii w krainie pepsi-coli stawia
ciekawą tezę, iż teologia jako sztuka jest syntezą muzyki i literatury. Teza
ta, choć ciekawa, jest jednak niezbyt jasna, próżno zaś szukać jej wyjaśnienia
w książce Szymika.
Próżno też szukać wyjaśnienia, jak pogodzić artystyczność teologii z jej
naukowością. Owszem, autor zastrzega się, że nie chce zrezygnować z żadnego z
tych wymiarów, odrzuca też jako absurdalne twierdzenia, głoszące, że im bliżej
Piękna, tym dalej od Prawdy i opowiada się za głębokim związkiem tych wartości
(pojęć?, transcendentaliów?). Lecz cóż z tego? – można zapytać złośliwie –
czyżby dogmatyk badający teologiczną głębię literatury (a takie są wszak
„naukowe” zainteresowania ks. Szymika) nie wiedział o istnieniu prawdy sztuki?
Czy może każda sztuka pokazująca prawdę w rzeczywistości jest nauką? Za
złośliwość przepraszam, lecz muszę dopowiedzieć: podobne niejasności i
niezborności pojawiają się przy próbach wyjaśnienia związku naukowości teologii
z jej charakterem doksologicznym.
Bo teologia, zdaniem ks. Jerzego, musi być modlitwą, wychwalaniem Pana, i do
modlitwy prowadzić. Jako taka jest więc mistyczna – jest poszukiwaniem
osobistej, intymnej relacji do Mistrza. Ostatecznie jest też mądrością –
uchwyceniem całościowego sensu i poznaniem tego sensu Pana. Jako doksologia i
jako mądrość teologia wymaga od teologa świętości i ku jeszcze większej
świętości go wiedzie. Stronice poświęcone rozważaniom ostatnich tematów
prowadzą (dosłownie i w przenośni) ks. Jerzego do napisania chyba
najpiękniejszych słów książki i odsłonięcia przed czytelnikiem źródła zarówno
teologa, jak teologii – Boga Miłości: „Siłą napędową teologii nie jest bowiem
nigdy ‘być przeciw’. Musi ona być podobna do Boga, o którym jest słowem:
bezbronna, ‘zbawienna’, wnosząca pokój i ład w świat ludzkiego universum.
[...] ta intuicja dotyczy również prawdy na temat kształtu życia teologa” (s.
107).
Ktoś mógłby spytać: skoro telos (koniec, cel i wypełnienie) jest tak
piękny i wyraźnie cię zachwyca, dlaczego czepiałeś się tak wielu kwestii, a
szczególnie tej, dotyczącej naukowego statusu teologii? Czyż polski Kościół nie
cierpi na niedostatek rzetelnego i twórczego myślenia, czyż nawet jego
najżywotniejsze wspólnoty i ruchy nie popadają zbyt często w programowy
antyintelektualizm, czyż ciebie to nie denerwuje? Tak, polski Kościół cierpi na
niedostatek rzetelnego myślenia i twórczej teologii; tak, martwi mnie to i
denerwuje. I właśnie dlatego duskutuję z recenzowaną tu książką. Podoba mi się
wizja teologii zarysowana przez ks. Szymika i dlatego denerwuje mnie, że jego
książka jest niedomyślana. Jestem zaangażowany w dialog z niekościelnymi
miłośnikami i poszukiwaczami mądrości i denerwuje mnie, gdy teologowie dialog
ten utrudniają, irracjonalnie broniąc swojego statusu naukowców. Chciałbym,
żeby najżywotniejsze wspólnoty w polskim Kościele budowały swoją duchowość na
głęboko przemyślanej teologii, i dlatego boję się jej akademickiej
neutralizacji, a studiując i pracując od lat na uniwersytecie, nie wierzę, że
wydzielona tam na swoim wydziale i instytucjonalnie unaukowiona, neutralizacji
takiej nie ulegnie.
Lecz może się mylę. W każdym razie Ty, Czytelniku tej recenzji, bądź sobą.
Jeśli lubisz pepsi, pij pepsi. Jeśli lubisz myśleć i mówić o Bogu, przeczytaj Teologię
w krainie pepsi-coli.
Piotr Sikora
|