NASZE KORZENIE •
O POTRZEBIE CIĄGŁOŚCI
Rozmowa z rabinem Byronem L. Sherwinem
STANISŁAW OBIREK SJ: W swoich książkach często pisze Pan
o tym, że konieczna jest pamięć przeszłości. W jakim sensie Pańskie pobyty w
Polsce pomogły Panu zrozumieć przeszłość? Jakie znaczenie miało dla Pana to
doświadczenie?
RABIN BYRON L. SHERWIN: Człowiek potrzebuje korzeni, by znaleźć sens i by
odkryć swoją tożsamość. Człowiek bez korzeni jest jak zakończenie bez początku
– jest kimś fałszywym. Nikt siebie nie stwarza. Każdy z nas skądś przychodzi.
Nikt z nas nie jest tabula rasa. Każdy z nas jest tutaj dzięki tym,
którzy nas poprzedzili.
W roku 1832 amerykański mąż stanu Henry Clay ukuł pojęcie „self-made-man”. W
jego rozumieniu człowiek jest w stanie stworzyć swoją tożsamość i życie
całkowicie na własną rękę. To właśnie, zdaniem Claya, jest celem ludzkiego
życia. Ale Mark Twain powiedział: „Człowiek, który sam siebie stworzył, jest
jak jajko, które samo się zniosło”. Innymi słowy, człowiek potrzebuje korzeni.
Żaden człowiek nie może być creatio ex nihilo.
Znając własne korzenie, będąc świadomymi, skąd przychodzimy, potrafimy
lepiej zrozumieć, kim jesteśmy. Rozpoznanie, kim jesteśmy, jest dla nas źródłem
pokoju. Zapewnia nam w ciągle zmieniającym się świecie rodzaj zakotwiczenia.
Badania naukowe pokazują, że jedną z najstraszniejszych chorób, których
ludzie najbardziej się obawiają, jest choroba Alzheimera, w której człowiek
stopniowo wszystko zapomina. Utrata pamięci oznacza utratę umysłu. A to oznacza
utratę tożsamości i zdolności do międzyludzkich kontaktów. Nie wiesz, kto jest
kim, ponieważ niczego nie pamiętasz. Nawet nie pamiętasz, kim ty jesteś. Utrata
pamięci oznacza, że tracisz samego siebie. Osoba nie mająca wspomnień, korzeni
ani historii jest nikim.
Szczególnie dla Żydów pamięć o przeszłości jest podstawowa. Judaizm jest
religią, w której wiara wyrażana jest nie tyle formułami wyznania wiary, lecz
pamięcią o wielkich wydarzeniach w historii narodu żydowskiego. Na przykład Żyd
nie powie: „Wierzę, że zbawienie się dokonało”. On raczej powie: „Pamiętamy, że
Bóg wybawił naszych przodków z niewoli egipskiej, a mówi o tym Biblia”. Różne
obrzędy wyrażają ową pamięć i owe wierzenia. Na przykład Pascha sederowa wyraża
pamięć o wyjściu z Egiptu. Właśnie dlatego mówi się w niej o tym, że każdy Żyd
powinien myśleć o sobie jako o kimś, kto wychodzi z Egiptu w czasie sprawowania
tejże liturgii. Dla Żydów utrata wspomnień, przeszłości oznaczałaby utratę
tożsamości i utratę znaczenia.
Doświadczenia Żydów w okresie prawie 1000 lat życia w Polsce są zasadnicze
dla ich historii, tożsamości i pamięci. Właśnie dlatego zrozumienie historii Żydów
w Polsce jest niezbędnym elementem samoświadomości Żydów.
W roku 1978, na krótko przed otrzymaniem przez niego Nagrody Nobla, dane mi
było rozmawiać z Isaakiem Bashevisem Singerem. Powiedział mi wtedy: „My, Żydzi,
mamy wiele wad, lecz amnezja do nich nie należy”. Odrzekłem, że się z nim nie
zgadzam. Na przykład w Ameryce pamięć historyczna nie jest w cenie. Wielki
amerykański przemysłowiec Henry Ford kiedyś powiedział: „History is bunk”,
historia to nonsens. Amerykanie są raczej skierowani ku przyszłości, a nie ku
przeszłości. Amerykanie pragną zmiany, a nie powtarzania czy wspominania
przeszłości. Powiedziałem Singerowi: „Amerykańscy Żydzi, tak jak i inni
Amerykanie, nie traktują serio historii czy pamięci historycznej”.
Ponieważ judaizm jest religią opartą na korzeniach, na historii i pamięci,
jego ciągłość jest w Ameryce zagrożona. Poza Indianami, żaden z Amerykanów nie
może, chodząc ulicami swego kraju, powiedzieć: „Moi przodkowie 500 lat temu
chodzili tymi ulicami”. Tymczasem w Polsce jest to możliwe. Chodząc ulicami
Krakowa mogę myśleć o swoich przodkach, którzy 500 lat temu chodzili po tych
samych ulicach. Ta świadomość napełnia mnie pokojem, daje poczucie
zakorzenienia i tożsamości, których nie znajduję w kraju, gdzie się urodziłem,
w Stanach Zjednoczonych. Mam nadzieję, że inni Żydzi to zrozumieją i będą
podzielać moje odczucia. Mam nadzieję, że inni Żydzi będą szukać korzeni swoich
przodków w Polsce, gdyż około 80 procent Żydów amerykańskich i około 50 procent
Żydów izraelskich ma tam swoje korzenie. Odkrywając na nowo pochodzenie swoich
przodków, lepiej zrozumieją, kim są i skąd przychodzą. By tego dokonać, trzeba
koniecznie odwiedzić Polskę.
Pańska książka „Jan Paweł II i dialog międzyreligijny” wkrótce ukaże się
w języku polskim. Czy prawdziwy dialog międzyreligijny jest możliwy?
Prawdziwy dialog jest możliwy, lecz rzadko do niego dochodzi. Muszą być
spełnione pewne warunki. Oto one:
a) Często mamy do czynienia z dwoma monologami, które nazywa się dialogiem
tylko dlatego, że to dwoje ludzi mówi. Dwa monologi nie stanowią dialogu.
Słuchanie, tak samo jak mówienie, jest podstawowym składnikiem dialogu.
Odpowiedź zakłada uważne słuchanie. Prawdę powiedziawszy, w dialogu nie chodzi
o dojście do porozumienia, lecz o zrozumienie drugiego i o zrozumienie tego, o
czym się dyskutuje. W dialogu międzyreligijnym taki dialog oznacza, iż każda
osoba uczestnicząca w nim nie tylko musi rozumieć słownictwo i pojęcia własnej
religii, ale musi również rozumieć coś ze słownictwa i pojęć religii swego
partnera.
b) Warunkiem dialogu międzyreligijnego jest wiara. Oznacza to, że obaj
partnerzy dialogu muszą być ludźmi wiary, ludźmi, którzy znają swoją wiarę i
swoją teologię i są w nią zaangażowani. Na przykład możemy sobie wyobrazić
dyskusję pomiędzy zeświecczonym Żydem i wierzącym katolikiem, nawet może
zaistnieć między nimi prawdziwy dialog, ale nie można tego nazwać prawdziwym
dialogiem wiary czy dialogiem międzyreligijnym.
c) Dialog międzyreligijny zakłada coś, co francuscy egzystencjaliści
nazywali „autentycznością”. Oznacza to bycie szczerym, tym, kim naprawdę się
jest w spotkaniu z drugą osobą. Choć nie był on ani Francuzem, ani filozofem,
to właśnie ten aspekt został bardzo dobrze przedstawiony przez XIX-wiecznego
mistrza chasydzkiego, rabbiego Mendla z Kocka, który powiedział: „Jeżeli ja
jestem, ponieważ to ja jestem, a ty jesteś, ponieważ to ty jesteś, wówczas ja
jestem ja, a ty jesteś ty. Jeżeli natomiast ja jestem ja, ponieważ ty jesteś
ty, a ty jesteś ty, ponieważ ja jestem ja, wtedy ja nie jestem ja, a ty nie
jesteś ty”.
d) Autentyczny dialog międzyreligijny nie może być okazją do działalności
misjonarskiej. Jeśli w grę wchodzi działalność misyjna, mamy do czynienia z
próbą przekonania drugiej osoby, by nie była sobą, lecz by stała się kimś
innym. Judaizm nie jest religią misjonarską, natomiast chrześcijaństwo – tak.
Misja leży w jego naturze. Z tego względu zawsze istnieje podejrzenie, że
chrześcijanie wchodzący w dialog międzyreligijny mają ukryty misjonarski cel.
Przeszkadza to niektórym Żydom i niektórym przedstawicielom innych religii w
angażowaniu się w dialog z chrześcijanami. Tak więc zanim dialog się
rozpocznie, powinno być jasne dla jego uczestników, że nie ma w nim celów
misjonarskich.
Pewni historycy sugerują, iż chrześcijaństwo z jego antysemickimi skłonnościami
przyczyniło się do Holocaustu. Co Pan o tym sądzi?
Pewne aspekty chrześcijańskiego nauczania przyczyniły się do zaistnienia
Holocaustu. Bez obecności antyżydowskich aspektów chrześcijańskiej historii i
teologii w Europie Holocaust by się nie wydarzył. Nie oznacza to jednak, że owo
nauczanie było jedyną czy główną przyczyną Holocaustu.
Kartezjusz powiedział, iż dwa rodzaje przyczyn są niezbędne, by uczynić
jakieś zdarzenie nieuniknionym: przyczyny konieczne i przyczyny wystarczające.
Teologiczny i społeczny antysemityzm chrześcijaństwa był przyczyną konieczną
Holocaustu, ale nie stanowił przyczyny wystarczającej. Chrześcijański
antysemityzm nie był wystarczający, by Holocaust mógł zaistnieć. Trzeba było
czegoś więcej.
Historycy pokazali z jednej strony, jak chrześcijańskie negatywne spojrzenie
na Żydów doprowadziło do Holocaustu, a z drugiej strony wykazali, że
prześladowanie Żydów znajdowało uzasadnienie w nauczaniu chrześcijańskim.
Jednym z takich historyków był Jules Isaac. Papież Jan XXIII czytał jego
książkę i doszedł do wniosku, że skoro chrześcijański antysemityzm ma związek z
Holocaustem, to antyżydowskie nauczanie musi być wykreślone z nauczania
Kościoła katolickiego. Jan XXIII rozpoczął proces, który był i jest
kontynuowany przez jego następców, szczególnie przez Jana Pawła II. Jan Paweł
II potępił antysemityzm jako grzech przeciwko Bogu. To spojrzenie polscy
biskupi uczynili swoim i rozwinęli je w liście z 1991 roku, poświęconym
stosunkowi do Żydów i do judaizmu. Poza tym Papież wyznaczył środę popielcową
roku 2000 (8 marca) jako dzień refleksji dla katolików nad krzywdami, jakich
Żydzi doznali od nich w ciągu pierwszego tysiąclecia chrześcijaństwa. W Stanach
Zjednoczonych, w ramach przygotowań do środy popielcowej, arcybiskup Milwaukee
powiedział: „My, katolicy, poprzez głoszenie doktryny, że naród żydowski okazał
się niewierny, obłudny i że zabił Boga, pomniejszyliśmy ludzką godność naszych
żydowskich braci i sióstr, budząc też postawy umożliwiające widzenie w
prześladowaniach działania odpowiadające woli Boga. Przyznaję, że czyniąc tak,
my katolicy przyczyniliśmy się do ukształtowania postaw, które uczyniły
Holocaust możliwym”. Chciałbym, by więcej chrześcijan myślało podobnie.
Niestety mimo wysiłków Jana Pawła II mających na celu wykorzenienie
antysemityzmu z serc katolików, on ciągle istnieje. Dopóki antysemityzm
istnieje w nauczaniu jakiegoś chrześcijańskiego Kościoła i w sercu jakiegoś
chrześcijanina, będzie on stanowił zagrożenie dla judaizmu i dla narodu
żydowskiego.
Nie tylko Kościół rzymskokatolicki, ale również inne wyznania zawierają
antysemickie nauczanie. Na przykład nauczanie Marcina Lutra, założyciela
Kościoła protestanckiego, zawiera wiele ostrych sformułowań pod adresem Żydów i
judaizmu. Dotyczy to zwłaszcza napisanego przez niego w 1543 roku traktatu O
Żydach i ich kłamstwach. Antysemickie spojrzenie zawarte w tym traktacie
wykorzystał Hitler, by uprawomocnić i usprawiedliwić swoje postępowanie wobec
Żydów. To nie przypadek, że był on opublikowany w setkach tysięcy egzemplarzy w
nazistowskich Niemczech. Gdyby niemieccy protestanci sprzeciwiali się
hitlerowskim prześladowaniom Żydów, Hitler mógłby im powiedzieć, że on jedynie
wypełnia nauczanie Marcina Lutra. Na szczęście, w ostatnich latach różne
protestanckie wyznania, zwłaszcza w Ameryce, odrzuciły nauczanie Kościołów
zawierające antysemickie czy antyjudaistyczne elementy. Na przykład ewangelicki
luterański Kościół w Ameryce odrzucił wspomniany traktat Lutra. Było to bardzo
ważne i bardzo odważne.
Korzenie Pańskiej rodziny sięgają wspólnot żydowskich w XV-wiecznej
Polsce. Czy mógłby Pan przybliżyć najważniejszych członków Waszej historycznej
rodziny?
Ważność to sprawa przyjętej perspektywy. Z historycznego punktu widzenia
moim pierwszym przodkiem, który przybył do Polski, do Krakowa, był Efraim
Fishel. Może on być uważany za najważniejszego, gdyż to on był założycielem
dynastii, która dała wspólnocie żydowskiej w Polsce jednego z pierwszych
przywódców. A było to w okresie jej kształtowania się w XVI i XVII wieku.
Chodzi tu o przywódców różnego typu: politycznych, społecznych, ekonomicznych i
religijnych. Oni określili wzorce dla przyszłych pokoleń. Popełnili też błędy,
których następne pokolenia starały się nie powtarzać.
Jeśli chodzi o legendę rodzinną, to najważniejszym przodkiem był Saul Wahl.
Według słynnej legendy był on królem Polski przez jedną noc. Po śmierci Stefana
Batorego szlachta polska nie potrafiła uzgodnić, kto ma być jego następcą.
Powstała groźba wojny domowej. Tak więc zrodził się pomysł powołania króla tymczasowego.
Według legendy, został nim Saul Wahl. Królował jedną noc. Następnego dnia
szlachta polska wybrała Zygmunta II na króla i uniknięto wojny domowej.
Z punktu widzenia nauczania rabinackiego to rabbi Salomon Luria, który żył w
XVI-wiecznym Lublinie, może zostać uznany za najważniejszego. Z intelektualnych
gigantów spośród polskich Żydów był on prawdopodobnie największy.
Z bardzo osobistej perspektywy najważniejszą dla mnie osobą była moja
babcia, która urodziła się w Warszawie w 1896 roku, a przyjechała do Ameryki w
1912. Inaczej niż inni moi przodkowie, których znam tylko z książek, jej żywa
obecność jest niewymazywalną częścią mego życia i mojej pamięci. Jest ogniwem
łączącym teraźniejszość z przeszłością. To właśnie opowiadane przez nią
historie uczyniły Polskę krajem rodzinnym, a nie obcym, to one sprawiły, że
historia Polski stała się miejscem szukania korzeni, a nie jednym z wielu
obcych krajów. Być może to właśnie dlatego, gdy w 1990 roku odwiedziłem Polskę
po raz pierwszy, od razu poczułem się w domu, choć była ona tak różna od
Ameryki. Odczuwałem ją jako kraj bardzo mi bliski.
Gdyby moja babcia pozostała w Polsce, i ona, i moja matka zginęłyby w
Treblince, a ja nigdy bym się nie urodził, i musiałby ojciec komu innemu zadać
to pytanie.
Dla wielu Żydów Europa Środkowa i Wschodnia jest wielkim cmentarzyskiem.
Czy żywa tradycja może być odkryta w miejscach takich jak Bełżec, Sobibór,
Treblinka czy Oświęcim?
Podejmuje się wysiłki, w znacznym stopniu finansowane przez niektórych
amerykańskich Żydów, by odbudować synagogę w Oświęcimiu, tak by Żydzi
odwiedzający Auschwitz-Birkenau mogli zobaczyć coś więcej niż tylko olbrzymie
cmentarzysko. Niemniej cień śmierci w tym miejscu zawsze będzie przysłaniał
ślady żydowskiego życia, które tu istniało przed II wojną światową. Sześć z
ośmiu milionów Żydów, albo dwóch na każdych trzech, zostało zamordowanych w
czasie Holocaustu. To, co istniało przed wojną – nie tylko w miejscach takich
jak Treblinka czy Sobibór, ale w całej Europie – nigdy nie wróci. To zginęło na
zawsze. Lecz życie Żydów w Europie nie jest legendą, jak Atlantyda; ono
istniało. Nawet w Stanach Zjednoczonych i w Izraelu stanowi ono tylko fragment
tego, czym było w Europie przed wojną. Wszystko, co można teraz zrobić, to
odkryć na nowo i pamiętać jak najwięcej z tego, co onegdaj tu było – na ile to
jest możliwe. Wszystko, co mamy to resztki, fragmenty, ułamki pamięci. To, co
winniśmy czynić, to wsłuchiwać się w to, co starają się nam przekazać dusze
tych, którzy nawiedzają owo miejsce.
Czy Polska z czterema tysiącami Żydów może rzeczywiście zrozumieć swoje
żydowskie dziedzictwo i w ogóle judaizm?
Dziedzictwo żydowskiej obecności w Polsce nie jest tylko częścią żydowskiego
dziedzictwa. Jest to również część dziedzictwa Polski. Bez uwzględnienia
dziedzictwa Żydów polskich znajomość historii i kultury Polski byłaby niepełna.
Przyszłość wspólnoty żydowskiej w Polsce jest dla mnie niejasna. Lecz – i to
może jest ważniejsze – jest dla mnie również niejasne, kim ci Żydzi są. Wielu
jest zsekularyzowanych i niereligijnych. Wielu ma bardzo mgliste pojęcie
judaizmu. „Wspólnoty” wydają się bardzo podzielone i niezbyt zjednoczone.
Wydaje mi się, że brak również jasnej wizji przyszłości. Żydzi amerykańscy
również są podzieleni, ale jest ich wystarczająco wielu, by przetrwać owe
podziały. Wspólnota Żydów w Polsce nie jest wystarczająco duża, by, istniejąc w
podzieleniu, zapewnić sobie przyszłość. Brak też skutecznego przywództwa
rabinackiego i wspólnotowego. Mimo prób organizacji amerykańskich i
izraelskich, które pragną pomóc w odbudowaniu wspólnoty żydowskiej w Polsce,
przyszłości nie widzę zbyt optymistycznie. Kilka lat temu Philip Roth,
amerykański pisarz żydowskiego pochodzenia, napisał powieść Operacja
Shylock. Sugeruje w niej, że Żydzi z Izraela i z Ameryki powinni wrócić do
Europy, szczególnie do Polski, by tu odbudować wspólnoty żydowskie. Z książki
trudno wywnioskować, czy to jego pomysł, czy też raczej żart. W każdym razie
zaludnienie Europy Żydami nie wydaje się prawdopodobne. A gdyby tak się stało,
jaka byłaby reakcja tych krajów? Na przykład, jaka byłaby odpowiedź Polaków,
gdyby pół miliona Żydów z byłego Związku Sowieckiego przyjechało raczej do
Polski, a nie do Izraela?
Czy Żydzi amerykańscy są w stanie nawiązać do uczonych tradycji
istniejących w Polsce w XVI wieku? Czy podobny rozkwit nauki jest możliwy w USA
i czy amerykańscy Żydzi mogą pomóc w odtworzeniu tej nauki w Polsce?
W czasie Holocaustu zamordowano sześć milionów Żydów europejskich. Wówczas
na świecie było około osiemnastu milionów Żydów. Owe sześć milionów to dwie
trzecie z ośmiu milionów Żydów w ówczesnej Europie. Te dane statystyczne są
dobrze znane. Mniej znany jest fakt, że dziewięciu na dziesięciu rabinów i
żydowskich uczonych zostało zamordowanych przez nazistów i ich sprzymierzeńców.
Innymi słowy, po wojnie tylko około dziesięciu procent tych, którzy stali na
straży żydowskiej religii i kultury, pozostało przy życiu, a dla wielu tych,
którzy przeżyli, Holocaust był doświadczeniem traumatycznym. Na nieszczęście, i
jest to zaskakujące, w Ameryce antysemityzm był bardzo silny w latach
czterdziestych, w czasie wojny i tuż po wojnie. To, że naród żydowski w ogóle
przeżył, już jest cudem. Tylko nieliczni uważali, że judaizm i kultura żydowska
w ogóle przeżyją. Na przykład Adolf Eichmann, główny architekt „ostatecznego
rozwiązania”, przed wyjazdem z Europy do Argentyny powiedział, że choć nie
udało mu się wymordować wszystkich Żydów w Europie, wierzy, iż udało mu się
zabić przyszłość żydowskiej kultury i religii. A jednak naród żydowski przeżył.
W roku 1948 Żydzi założyli po raz pierwszy od 2000 lat swoje państwo – Izrael.
Żydowska kultura i nauka kwitnie w wielu krajach, szczególnie zaś w USA i w
Izraelu. Po wojnie nikt nie przewidywał odrodzenia i zmartwychwstania narodu
żydowskiego. To, czego dokonano w ciągu niespełna sześćdziesięciu lat, wydaje
się niemalże niemożliwe, a jednak to nie może zastąpić czy przekroczyć tego, co
było przed wojną. Nie może to być odtworzone w USA i nie może być z całą
pewnością odtworzone w Polsce.
W Polsce Żydów jest za mało, by mogli odtworzyć w znaczący sposób żydowską
naukę, niemniej mam nadzieję, że Polska pomoże Żydom w jakiś sposób nawiązać do
utraconej wiedzy i nauki. Proszę pozwolić, że podam konkretny przykład. Jest
taki zwyczaj, zapoczątkowany w Wielkiej Jesziwie w Lublinie, że Żydzi na całym
świecie studiują codziennie tę samą stronicę Talmudu. W taki oto sposób cały
Talmud jest poznawany w cyklu około siedmioipółletnim. Na zakończenie tego
cyklu odbywa się wielkie święto. Również dzisiaj tysiące Żydów przestrzega tego
zwyczaju. Owo świętowanie jest obecnie, dzięki telewizji, możliwe jednocześnie
na całym świecie. Zaproponowałem, by następnym razem odbyło się ono w Lublinie,
w budynku, w którym kiedyś znajdowała się jesziwa, szkoła, w której ten zwyczaj
został zapoczątkowany. Myślę, że byłoby dobrze, gdyby ten budynek wrócił do
wspólnoty żydowskiej zgodnie z polskim prawodawstwem. Rozmawiałem o tym z
mieszkańcami Lublina, ale powiedzieli mi, że to niemożliwe – zwrot budynku, w
którym obecnie znajduje się szkoła medyczna, byłby źródłem zwiększenia
antysemityzmu. Chcę przez to powiedzieć, że Polska musi pomóc Żydom, i to nie
tylko w Polsce, ale i w Ameryce, do zmartwychwstania żydowskiego życia i
żydowskiej nauki.
W swoich wystąpieniach często Pan podkreśla, że zarówno żydowskie
widzenie polskiego antysemityzmu, jak i polskie postrzeganie żydowskiego
udziału we władzy komunistycznej w Polsce wymagają sprostowań. W jakim sensie?
Te pytania są trudne i wymagają dłuższej odpowiedzi – odpowiedź na każde z
nich oznacza napisanie całej książki. Ta kwestia jest szczególnie trudna, gdyż
głęboko dotyka wrażliwości obu społeczności – żydowskiej i polskiej. Mamy tu do
czynienia z dwoma skrajnie odmiennymi spojrzeniami. Jedno widzi w każdym Polaku
antysemitę i historię Żydów w Polsce jako długą historię bezwzględnego
antysemityzmu. Jest to spojrzenie wielu Żydów. To po prostu nieprawda. Istnieje
też przekonanie wielu Polaków, że w Polsce nigdy nie było ani nie ma
antysemityzmu. To również nie jest prawdą. Są też tacy, którzy utrzymują, że
wszelkie formy antysemityzmu w Polsce czy to w przeszłości, czy dzisiaj to
import obcych mocarstw takich jak Rosja czy Niemcy. Moim zdaniem to też mija
się z prawdą. Rzeczywiście, istnieje coś takiego jak typowo polski
antysemityzm. To nie przypadek, że najostrzejsze formy antysemityzmu nie
występowały, gdy Polska była pod zaborami, ale gdy zdobyła ona niepodległość w
okresie międzywojennym. Niektórzy sądzą, że w Polsce występuje antysemityzm,
gdyż Żydzi mieli udział we władzy komunistycznej, zwłaszcza w tajnej policji, w
UB. Wiem, że to bardzo delikatna sprawa, której ja, Amerykanin, nie rozumiem.
Lecz rozumiem to, że po wojnie wielu Żydów w Europie zostało komunistami, gdyż
widzieli tylko dwa wyjścia: faszyzm albo komunizm. Widzieli, co faszyzm uczynił
Żydom w Niemczech. Wiem również, że w wielu krajach Układu Warszawskiego Żydzi
byli oskarżani o kontrrewolucjonizm i antykomunizm i teraz ci sami ludzie są
oskarżani o komunizm i rewolucjonizm. Poza tym po wojnie, i z powodu
doświadczeń wojny, wielu Żydów czuło, iż nie mogą ufać współobywatelom, że nie
są oni już uważani za współobywateli. To sprawiło, że w krajach, w których
żyli, złączyli się raczej z władzą niż z moralnością. Biorąc pod uwagę pogrom w
Kielcach w 1946 roku i czystki z 1968 można postawić pytanie: Czy byli w
błędzie? I choć być może Żydzi stanowili znaczną część komunistycznych
przywódców, nigdy jednak nie stanowili oni większości. Innymi słowy, Żydzi w
powojennej Polsce mieli wiele powodów, by takich pozycji szukać w partii
komunistycznej, ale można zapytać: Jakie racje kierowały większością tych
przywódców, którzy Żydami nie byli? Wydaje mi się bardzo znamienne to, że tę
kwestię poruszyli biskupi polscy w liście pasterskim z roku 1991 poświęconym
stosunkowi do judaizmu. Słusznie podkreślono tam, że choć wielu Żydów zostało
komunistami, sam komunizm jednak jest sprzeczny z teologicznym, moralnym i
duchowym nauczaniem judaizmu.
Serdecznie dziękuję za rozmowę.
|