ŻYCIE DUCHOWE  •  ZIMA 2000 

LEKTURY •


 

PATRZEĆ JASNO BEZ ZACHWYTU

 


 

Janusz Tazbir,
Pożegnanie z XX wiekiem,
Wydawnictwo ISKRY, Warszawa 1999, ss. 205.

 

Pisanie z perspektywy kończącego się wieku, a nawet tysiąclecia stało się modne, a może nawet nagminne. Nie wszystko, co z tej perspektywy zostało napisane, zasługuje na uwagę.

Istnieje jednak książka, którą można zaliczyć do gatunku profetycznego; ów wielce zobowiązujący przymiotnik tłumaczy też, dlaczego ową książkę, nie-duchową zgoła, w kwartalniku duchowym prezentujemy. Otóż Janusz Tazbir do autorów „pobożnych” i „budujących” bynajmniej nie należy. Kiedyś, przy innej okazji, zaliczyłem go do autorów piszących z perspektywy postoświeceniowej, a więc Kościołowi i religii (zwłaszcza katolickiej) raczej nieprzyjaznej.

Dziś nazwałbym ową perspektywę raczej krytyczną, rozrachunkową i profetyczną właśnie w najlepszym, bo biblijnym tego słowa znaczeniu. Przypomnijmy dla porządku, że prorok w znaczeniu Świętej Księgi to nie jasnowidz przede wszystkim, lecz krytyczny obserwator przeszłości i teraźniejszości.

Takim krytycznym świadkiem przeszłości i teraźniejszości polskiej jest profesor Janusz Tazbir. W Pożegnaniu z XX wiekiem zebrał ponad dwadzieścia szkiców i rozpraw wcześniej publikowanych w różnych czasopismach. Wzgląd na możliwie szerokiego odbiorcę sprawił, że zostały poddane swoistej „kuracji odchudzającej”. Brak uczonych przypisów. Pozostał tekst. Wartko napisany, niekiedy wręcz uwodzący.

Bardzo chciałbym się z autorem nie zgadzać w wielu punktach. Chciałbym – ale nie mogę, bo niestety Janusz Tazbir ma rację, gdy przypomina gorzkie prawdy o naszej narodowej megalomanii, o upraszczającej wizji naszej przeszłości, o jakoby wyjątkowej roli Polski w historii Europy, a może nawet i świata.

Trudno się dziwić, iż to nasze o sobie myślenie irytuje sąsiadów, dla których nasza „wyjątkowość” na przestrzeni wieków była krzywdząca, a dla niektórych (jak choćby Ukraińców) po prostu upokarzająca. Zresztą nie tylko dla sąsiadów. Niektórzy od wieków zadomowieni tak naprawdę nigdy „u siebie” nie byli, również z powodu naszego (i to nie tylko szlacheckiego) poczucia wyjątkowości związanego ze szczególnym powołaniem Kościoła katolickiego (Żydzi, Tatarzy, a nawet Niemcy).

Sporo tych „profetycznych” oglądów w książce Janusza Tazbira. Nie sposób o wszystkich pisać, więc o niektórych wspomnę, zaczynając od... jezuitów (jakżeby inaczej, skoro w naukowej działalności profesora Tazbira działalność duchowych synów Ignacego Loyoli zajmuje poczesne miejsce).

Pisząc o „spiskowej teorii dziejów”, tak drogiej umysłom, a zwłaszcza sercom wielu rodaków, Tazbir przypomina, że przed masonerią, Żydami i osławioną żydo-komuną, pierwsi byli jezuici właśnie: „Powszechnie znano posłuszeństwo, z jakim jezuici wykonują rozkazy zwierzchników władz zakonu. Stąd też niechętne mu osoby były skłonne wierzyć, iż udzielają swym członkom instrukcji, które są ukrywane przed oczyma postronnych. Grunt został przygotowany; odpowiedni falsyfikat sporządził Hieronim Zahorowski (ok. 1582-1634), usunięty z zakonu (1613) z niejasnych dla nas powodów. Wówczas to mszcząc się na dawnych konfratrach, ułożył Monita privata Societatis Iesu (w późniejszych edycjach: Monita secreta), przypisując jezuitom żądzę opanowania świata za pomocą najbardziej niegodziwych środków” (s. 158). A więc Protokoły mędrców Syjonu (1905) miały kiedyś poprzedniczkę...

Z pozoru tylko zabawne dywagacje na temat chamstwa autor kończy nader gorzką refleksją: „Rynsztokowy język, słyszalny wszędzie, nie wzbudza już żadnych protestów czy żywszych reakcji. Wzorcem zachowań jest kultura masowa, nie zaś kręgi elity intelektualnej, których przedstawicieli, wzywanych publicznie «do spowiedzi», traktuje się coraz bardziej pogardliwie. Możemy tylko podpisać się oburącz pod apelem polskiego Pen Clubu wzywającego do udzielenia pomocy tym, «którzy pragną uratować kraj przed odmętem zdziczenia, chamstwa i bezmyślnego okrucieństwa». Niestety, minęło już sporo lat od jego uchwalenia (1981), a rezultatów jakoś wciąż nie widać” (s. 103).

Niestety i tym razem przyznać wypadnie rację, choć bardzo by się nie chciało zgadzać z autorem.

Rozczytywałem się niegdyś w książkach historyka o wizjonerskim talencie, które i dziś z powodzeniem edytorskim są przypominane (Feliks Koneczny); bliskie mi są, stanowczo za mało znane, prace Oskara Haleckiego, który żarliwie przypomniał (po wojnie zwłaszcza obywatelom Stanów Zjednoczonych) znaczenie i szczególną rolę chrześcijaństwa w Europie Środkowej i Wschodniej (w Zachodniej owo znaczenie nie było nigdy kwestionowane). Lecz najdłuższy chyba w książce Tazbira szkic „Spory o przedmurze” wnosi wiele elementów, o których warto pamiętać, w tym tak drogą już Sokratesowi, a jakże duchową kondycję uzdrawiającą – autoironię.

Żegnając się niechętnie z Pożegnaniem z XX wiekiem zachęcam do sporu z jego autorem. Spór to ważny, duchowy i budujący.

 

Stanisław Obirek SJ

 

 

 

 

 DO GÓRY  •  NASTĘPNY