Mateusz -- Rozważania na wakacje
O godzinie, której się nie domyślacie,
Syn Człowieczy przyjdzie

 

Czasami kiedy rozmawiam z ludźmi w czasie wizyt kolędowych uciekam się do ostrzeżenia, że nikt nie żyje wiecznie. Zdarza się wówczas, że ktoś próbuje się wytłumaczyć, że on się nawróci w godzinie śmierci. I to inspiruje mnie do postawienia sobie i wam pytania: Na ile jesteś odpowiedzialny za swoją śmierć? Popatrzmy, że to popularne stwierdzenie: "Ja się przed śmiercią wyspowiadam" -- jest niestety kłamliwą iluzją, złudzeniem. Aby się o tym przekonać wystarczy komuś, kto tak mówi zadać tylko jedno pytanie: Powiedz mi, kiedy umrzesz? Bo jeśli nie wiesz kiedy umrzesz, to skąd będziesz wiedział kiedy się wyspowiadać?

Słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii nie są jednak pułapką zastawioną na nas, nie są pogróżką ani straszeniem. Jezus -- pełen delikatności i troski -- ostrzega nas i uświadamia nam tę oczywistą prawdę, że to nie my jesteśmy dysponentami własnego życia i czas naszego bycia w doczesności nie zależy od nas. Że nie wiemy ile jest życia przed nami i nie my tym życiem dysponujemy. Wzywa nas tym samym do odpowiedzialnego korzystania z daru życia, bowiem otrzymamy w godzinę śmierci to, na co zapracowaliśmy naszym życiem, dokładnie jak w piosence Edyty Gepert: jakie życie -- taka śmierć. I dlatego należy czuwać, należy oczekiwać należy, być przygotowanym na śmierć.

Zaraz po wniebowstąpieniu Chrystusa chrześcijanie byli przekonani, że powtórne przyjście Jezusa jest tylko kwestią czasu i nastąpi niebawem. Jednak upływające lata zmuszały ich do przemyślenia tego przekonania i postawienia sobie pytania czy, aby na pewno dobrze zrozumieli słowa Jezusa. To pytanie nie było też obce św. Łukaszowi i odpowiedź, którą daje swoim czytelnikom jest prosta: Słowa Pana są prawdziwe, ale ich wypełnienie będzie inne niż się spodziewaliśmy, nasze spotkanie z Panem dokonuje się już w godzinę śmierci. Dzień Pański nadejdzie, ale dla chrześcijanina Dniem Pańskim jest już dzień śmierci.

Tak i my dziś stajemy zadumani nad tymi słowami. Kim jestem i do której kategorii postaci z dzisiejszej przypowieści jestem podobny? Czy jestem sługą wiernym i czuwającym, czy tym leniwym i zaniedbującym swoje obowiązki?

Spotkanie z Jezusem w godzinę śmierci jest spotkaniem sądu, tzn. jest ujawnieniem wartości naszych uczynków, wyborów, intencji, słów, pragnień i jak mówi nam dzisiaj Chrystus: gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze -- to znaczy, że to co jest naszą największą wartością jest treścią naszych pragnień i tam będziemy, czy też w tym będziemy, czym dziś żyjemy i co sobie najbardziej cenimy. Co jednak jest twoim skarbem, największą wartością w twojego życia, czego najbardziej pragniesz? Co odsłoni dzień Sądu w twojej duszy?

Nieraz może myślimy, że Sąd Boży będzie szukaniem zła i grzechów, ale to nie prawda. Bóg będzie szukał w nas tylko dobra. Tragedią człowieka może być właśnie to, że szukając dobra Bóg znajdzie w nas tylko zło. Warto też dodać, że Sąd Boży jest sprawiedliwy, Bóg ocenia nasze życie nie z zewnątrz, ale niejako od wewnątrz nas, ukazując nie tylko to, co uczyniliśmy, lecz także motywy naszego postępowania. Sąd Boży jest spotkaniem z Miłością i w indywidualnych przypadkach może zupełnie inaczej wyglądać. Chciałby opowiedzieć o 2 takich wydarzeniach znanych mi z pierwszej ręki.

W pierwszy piątek miesiąca odwiedzałem chorych z komunią św. i uprzedzano mnie, ze obok jednej chorej mieszka samotny pan, starszy człowiek, 70 lat, ciężko chory i mogą mnie poprosić o udzielenie sakramentów. Przygotowałem się więc i poszedłem. Będąc u tej chorej zapytałem o owego człowieka. Odpowiedź jednak była negatywna, chory stwierdził, że on się lepiej czuje i sam pójdzie do Kościoła. Tego samego dnia umarł. Ten przypadek jest dla mnie najlepszym przykładem jak nie postępować. Zauważcie: człowiek był starszy, był chory, Bóg mu księdza pod drzwi przyprowadził, ale on bez kapłana i bez pojednania z ludźmi i Bogiem odszedł na Sąd Boży.

Zupełnie inna historia przydarzyła się innej mojej chorej. Była to starsza kobieta i mocno schorowana. Poprosiła mnie o spowiedź z całego życia. Przypomniały się jej różne sytuacje, które wcześnie nie wyznała na spowiedziach. Otrzymała namaszczenie chorych, potem stan jej się nieco polepszył, lecz za jakiś czas jeszcze raz czując zbliżającą się śmierć poprosiła o spowiedź generalną i namaszczenie. W niedziele córka przywiozła ją do kościoła. We wtorek -- wylew, paraliż jednej części ciała, utrata mowy. Krótki pobyt w szpitalu, który przyniósł poprawę i powrót do domu. Lekarze uprzedzili jednak córkę, aby spodziewała się śmierci. W piątek nowy atak choroby, utrata mowy. Gestami matka pokazuje córce, żeby coś szukała. Idąc za wskazaniami matki odnajduje znaczną sumę pieniędzy. Domyśliła się: Na pogrzeb.

" Mamo czy cię boli?" -- Przeczący ruch głowy. A potem dzieje się coś dziwnego, oczy matki skierowują się ku czemuś niewidzialnemu, nie słyszy, nie reaguje, nie ma z nią kontaktu, cała radosna, uśmiechnięta. Lekkie westchnienie i koniec. Tak odeszła. Może w tej ostatniej chwili wyszła jej na spotkanie Matka Boża, a może umierając w stanie łaski widziała swojego i naszego Pana.

Jaka będzie nasza śmierć? Na ile jesteśmy za tę najważniejszą chwilę naszego życia odpowiedzialni? Czy w ogóle się do niej przygotowujemy? Niech te dwie prawdziwe historie, które wydarzyły się dwa lata temu w Szczecinie pomogą nam przemyśleć nasz stosunek do życia. O godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie.

ks. Tomasz Stroynowski

 

niedziela, 9 sierpnia

(Mdr 18,6-9) Noc wyzwolenia oznajmiono wcześniej naszym ojcom, by nabrali otuchy, wiedząc niechybnie, jakim przysięgom zawierzyli. I lud Twój wyczekiwał ocalenia sprawiedliwych, a zatraty wrogów. Czym bowiem pokarałeś przeciwników, tym uwielbiłeś nas, powołanych. Pobożni synowie dobrych składali w ukryciu ofiary i ustanowili zgodnie Boskie prawo, że te same dobra i niebezpieczeństwa święci podejmą jednakowo, i już zaczęli śpiewać hymny przodków.
(Ps 33,1.12.18-20.22) Sprawiedliwi, wołajcie radośnie na cześć Pana, prawym przystoi pieśń chwały. Szczęśliwy lud, którego Bogiem jest Pan - naród, który On wybrał na dziedzictwo dla siebie. Oto oczy Pana nad tymi, którzy się Go boją, nad tymi, co ufają Jego łasce, aby ocalił ich życie od śmierci i żywił ich w czasie głodu. Dusza nasza wyczekuje Pana, On jest naszą pomocą i tarczą. Niech nas ogarnie łaska Twoja Panie, według ufności pokładanej w Tobie!
(Hbr 11,1-2.8-19) Wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy. Dzięki niej to przodkowie otrzymali świadectwo. Przez wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania Bożego, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł nie wiedząc, dokąd idzie. Przez wiarę przywędrował do Ziemi Obiecanej, jako ziemi obcej, pod namiotami mieszkając z Izaakiem i Jakubem, współdziedzicami tej samej obietnicy. Oczekiwał bowiem miasta zbudowanego na silnych fundamentach, którego architektem i budowniczym jest sam Bóg. Przez wiarę także i sama Sara, mimo podeszłego wieku, otrzymała moc poczęcia. Uznała bowiem za godnego wiary Tego, który udzielił obietnicy. Przeto z człowieka jednego, i to już niemal obumarłego, powstało potomstwo tak liczne, jak gwiazdy niebieskie, jak niezliczony piasek, który jest nad brzegiem morskim. W wierze pomarli oni wszyscy, nie osiągnąwszy tego, co im przyrzeczono, lecz patrzyli na to z daleka i pozdrawiali, uznawszy siebie za gości i pielgrzymów na tej ziemi. Ci bowiem, co tak mówią, okazują, że szukają ojczyzny. Gdyby zaś tę wspominali, z której wyszli, znaleźliby sposobność powrotu do niej. Teraz zaś do lepszej dążą, to jest do niebieskiej. Dlatego Bóg nie wstydzi się nosić imienia ich Boga, gdyż przysposobił im miasto. Przez wiarę Abraham, wystawiony na próbę, ofiarował Izaaka, i to jedynego syna składał na ofiarę, on, który otrzymał obietnicę, któremu powiedziane było: Z Izaaka będzie dla ciebie potomstwo. Pomyślał bowiem, iż Bóg mocen wskrzesić także umarłych, i dlatego odzyskał go, jako podobieństwo [śmierci i zmartwychwstania Chrystusa].
(Mt 24,42a.14) Czuwajcie i bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie.
(Łk 12,32-48) Jezus powiedział do swoich uczniów: Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę! Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze. Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie! A wy [bądźcie] podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjd ie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie. A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. Wtedy Piotr zapytał: Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich? Pan odpowiedział: Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas wydzielił jej żywność? Szczęśliwy ten sługa, którego pan powróciwszy zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem. Lecz jeśli sługa ów powie sobie w duszy: Mój pan ociąga się z powrotem, i zacznie bić sługi i służące, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce. Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą.

 


poczatek strony
(c) 1996-1998 Mateusz