„Dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel”

CZWARTEK, 28.XII.2000

 

Świętych Młodzianków

„Rachel opłakuje swe dzieci...”
Mt 2, 13–18

Znów śmierć. Znów łzy. Znów ból. Giną niewinne ofiary systemu, który nienawidzi prawdy, który odrzuca wszystko, co nie chce podporządkować się tyranowi. Zawsze tak było i chyba zawsze tak będzie. W tym miejscu przypominają mi się słowa Anthony’ego de Mello, który powiedział, że „...na świecie istnieją tylko dwie rzeczy: Miłość i strach.” W kontekście śmierci, które dzisiaj wspominamy, trudno nie przyznać mu racji. Bo przecież niewinne dzieci betlejemskie zostały zamordowane ze strachu, że któreś z nich mogłoby przejąć władzę za życia Heroda. Strach jest jednym z najgorszych, jeśli w ogóle nie najgorszym motywem ludzkiego postępowania. Człowiek, który się boi jest w stanie zrobić absolutnie wszystko, by pozbyć się tego nieznośnego uczucia lęku. Herod jest tego wybitnym przykładem. Z drugiej strony mamy miłość. Człowiek, który panicznie się czegoś (lub kogoś) boi nie ma miłości. Strach staje się w nim dominującym uczuciem, paraliżuje jego wolę i ukierunkowywuje ją na ściśle określone działania. Wszystko, co czyni staje się wyrachowane, nastawione na zdobycie, lub utrzymanie jakiejś rzeczy lub osoby.

Śmierć betlejemskich dzieci była „wliczona” w Boży plan zbawienia. Bo to właśnie one stają się pierwszymi męczennikami, ginąc dla Jezusa. Nie jest ważne w tym momencie, że nie były tego świadome – ostatecznie ostrze miecza było skierowane przeciwko Miłości, wszelkiej miłości, której przestraszony człowiek nie cierpi. Czując się wyobcowanym chce w ten sposób zniszczyć przyczynę swego strachu. Nie może jednak pojąć, że prawdziwej Miłości nie jest w stanie „dotknąć”. Ona mu się będzie zawsze wymykać. Mały Jezus ucieka do Egiptu, a gdy stamtąd powróci, będzie mógł głosić swoje orędzie miłości na gruncie tej ofiary, którą złożyły małe dzieci, zamordowane przez ucieleśniony strach.

Ten sam strach jeszcze raz uderzy w Miłość i tym razem wydawać się będzie, że po ludzku będzie to skuteczne uderzenie. „Serce Miłości” na krzyżu zostanie boleśnie zranione i zginie, lecz tym razem Miłość na zawsze zatryumfuje, a rana Jej zadana stanie się początkiem jeszcze bardziej „szalonej” Miłości do człowieka. Strach od tej pory już nigdy nie będzie mógł uderzyć w Miłość bezpośrednio, lecz ma jeszcze taką możliwość uderzając w nasze serca, które jakkolwiek poszukują Miłości, to jednak jeszcze zbyt często poddające się „małemu tyranowi”, siedzącemu w naszych sercach. Tyran ten chce przejąć całkowitą kontrolę nad naszym życiem posługując się właśnie strachem.

Spróbujmy znaleźć nasz strach. Spróbujmy go dokładnie określić. Czego, lub kogo się boimy? Jakie motywy kierują nami w naszych kontaktach z innymi ludźmi?

Strach może stać się zabójcą! Tylko prawdziwa miłość zwycięża strach. Na świecie istnieją tylko dwie rzeczy: Miłość i strach. Albo się boimy, albo kochamy. Sprawdzaj często swoje motywacje, by Miłość już nigdy nie musiała uciekać z twojego serca.

Grzegorz Ginter SJ

 

 

 

na początek strony
© 1996–2000 Mateusz