Czytelnia

KS. ANDRZEJ DRAGUŁA

Pan Bóg symulowany

Przyczynek do teologii cyberświata

 

Dyskusja na temat e-duszp@sterstwa, jaka odbyła się blisko już przed rokiem w Lublinie w ramach Tygodnia Społecznego zorganizowanego przez studentów socjologii KUL, pozostawiła we mnie zasadniczy niedosyt *. Tak wśród samych uczestników panelu, jak wśród osób, które dołączyły do dyskusji z sali, przeważał zachwyt nad komunikacyjnymi zaletami internetu i wzajemne nawoływanie się do intensyfikacji działań na polu wirtualnego duszpasterstwa. Mniej było prób teologicznej refleksji nad internetem poddanej metodologicznym wymogom.

Genetycznie neutralny

Liczne wypowiedzi obecnych w Lublinie internautów, którzy próbują realizować duszpasterstwo w sieci, uświadomiły mi po raz kolejny, że w tym przypadku praktyka zasadniczo wyprzedziła teorię. Z jednej strony jest to fakt niezwykle radosny, bo pozwala mieć nadzieję, że w przypadku internetu Kościół nie popełni – tak to trzeba chyba powiedzieć – błędu, jakim był dystans do telewizji w początkowym okresie jej istnienia. Przekonanie o jarmarcznej proweniencji filmu i telewizji przez długie bowiem lata skutecznie hamowało inicjatywy prowadzące do wprzęgnięcia tych nowych środków do ewangelizacji. Trudno było wyzbyć się Kościołowi przekonania, że – jak napisał Krzysztof Zanussi – natura środków audiowizualnych czyni je bardziej użytecznymi do zgorszenia niż do zbudowania 1. Skutki takiego stosunku Kościoła do sztuki filmowej dosadnie podsumował Federico Fellini, który powiedział, że wtedy, gdy kino powstało, Kościół uznał je za dzieło szatana, gdy zaś w końcu Kościół odkrył, że kino jest dobrym wynalazkiem – ono rzeczywiście dziełem szatana już się stało.

Zdaje się, że z internetem jest zupełnie inaczej. Wystarczy tylko spojrzeć na polski teren, by sobie uświadomić wielość i różnorodność stron religijnych, zarówno tych w skali mikro – parafii, wspólnot, różnych oddolnych inicjatyw, jak i makro – że wspomnę Opokę, Mateusza czy portal Jezus. Podobnie jest gdzie indziej. Oficjalne i nieoficjalne strony kościelne rosną jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Księża mają swoje domowe strony i duszpasterzują on-line. Dziś pewno trudno byłoby już sobie wyobrazić całą obsługę informacyjną i organizacyjną Wielkiego Jubileuszu czy Światowych Dni Młodych bez internetu. Abp John Foley mówi wręcz o eksplozji wykorzystania internetu w całym Kościele, do jakiej doszło w roku 2000 2. Na poły sensacyjną była też informacja, iż sam Papież Jan Paweł II użył ostatnio internetu, wysyłając za jego pomocą posynodalną adhortację poświęconą Kosciołowi w Oceanii.

Szacunkowe dane mówią, że religia obok – przepraszam za sąsiedztwo – pornografii dominuje w sieci 3. Sąsiedztwo to dowodzi, że internet jest genetycznie neutralny i jednakowo dobrze służyć może zgorszeniu, jak i zbudowaniu. To metodologiczne założenie, likwidujące wszystkie przed-sądy, jest dla dalszej refleksji bardzo ważne. Nie trzeba jej bowiem – jak to się stało ze sztukami audiowizualnymi i jak to się wciąż dzieje z muzyką rockową – rozpoczynać od egzorcyzmowania. Internet jest instrumentem, neutralnym instrumentem, którego wykorzystanie zależy od tego, kto go weźmie do ręki.

Ku teologii cyberświata

Sensowne posługiwanie się jakimkolwiek instrumentem zakłada jednak posiadanie niezbędnej wiedzy o naturze jego działania i o skutkach, jakie ono może nieść. Ludziom Kościoła, którzy chcą posłużyć się internetem w głoszeniu Dobrej Nowiny, nie może jednak wystarczyć sama znajomość sieci, konieczna jest – jak ją nazwał Marek Robak – teologia cyberświata 4. I to jest ta druga strona medalu. Praktyka (w Polsce) wyprzedziła, i to znacznie, teologiczną refleksję nad zjawiskiem komunikowania przez internet. Niewiele jest prób podjęcia tej refleksji. Właściwie znam tylko jednego autora, który formułuje pytania wobec internetu w teologicznej perspektywie; jest nim wspomniany już Marek Robak.

Czym taka teologia miałaby się zająć? Przede wszystkim trzeba by poddać analizie sam sposób internetowego komunikowania. Czy komunikacja interaktywna charakterystyczna dla internetu rodzi zasadniczo różne skutki od komunikacji jednokierunkowej, typowej dla dotychczasowych mediów audiowizualnych? Czy interaktywność komunikacji internetowej może zastąpić interpersonalność komunikacji bezpośredniej? Zdaje się, że odpowiedzi na te wstępne wątpliwości będą istotnie wpływać na pytanie o teologiczną kwalifikację głoszenia słowa Bożego dokonującego się przez internet. Z czym mamy bowiem do czynienia? Czy z głoszeniem, które zdolne jest budzić wiarę? A jeśli tak, to jakie muszą zostać spełnione warunki? Teologia przepowiadania słowa Bożego podejmująca kwestię proklamacji wiary w głoszeniu kaznodziejskim czy katechetycznym, a także (choć w mniejszym stopniu) medialnym, takie warunki wyznacza. A kiedy można mówić o kościelności tego przepowiadania, co przecież jest warunkiem jego autentyczności? Czy jest to tylko okazja do postawienia sobie pytań w przestrzeni wiary czy też rzeczywiste samoudzielanie się Boga człowiekowi, podobne do tego, jakie dokonuje się podczas urzędowego i uroczystego głoszenia słowa Bożego w trakcie homilii?

Mówiąc krótko: Czy Bóg przemawia w sieci? Czy można Go tam odnaleźć? Tak oto tworzy się nowe pole zainteresowań dla teologii przepowiadania słowa Bożego.

Od tekstu do hypertekstu

By jednak móc odpowiedzieć sobie na te i inne pytania, trzeba najpierw zdefiniować coś, co nazwałbym filozofią internetu. Czym więc internet jest? Na pytanie to możliwe są przynajmniej dwie odpowiedzi. Można bowiem powiedzieć, iż internet jest elektroniczną wersją tego, co istnieje w rzeczywistości, inną formą tego, co jest na papierze. Ale to tylko częściowa prawda. Proste przeniesienie tego, co istnieje w druku do sieci, jest tylko minimalnym wykorzystaniem jej możliwości. Poza tym najczęściej świadczy to o nieznajomości praw, jakie rządzą kulturą pisma i kulturą multimediów, bo przecież tym jest internet. Dziś jest zintegrowanym połączeniem przekazu tekstowego, wizualnego i dźwiękowego. Ciągle mamy trudności z transmisją tego, co można nazwać cielesnością, ale przesyłanie wrażeń dotykowych czy węchowych wcale nie jest – jakby się to wydawało – niemożliwe 5.

Przyszłość internetu idzie ku konwergencji. Biorąc nawet pod uwagę możliwości, jakie daje symultaniczne wykorzystanie chociażby tylko tekstu, obrazu i dźwięku, traktowanie witryny www jak kartki papieru jest nieporozumieniem. Internet to coś więcej niż jej proste przedłużenie. Publikowanie w sieci jak w gazecie jest więc de facto niezrozumieniem natury internetu. Na kartce papieru mamy tekst, na ekranie powinniśmy mieć coś zupełnie innego – hypertekst, a różnica między obiema formami organizacji informacji jest ogromna, jest to w gruncie rzeczy różnica cywilizacyjna.

Czym jest więc hypertekst? Otóż jest to „tekst” zbudowany z bloków słów czy też obrazów (animacji, dźwięków, rysunków) połączonych elektronicznie za pomocą licznych ścieżek. Taka forma organizacji informacji pozwala na stworzenie „tekstu” otwartego, niedokończonego, który oferuje czytelnikowi wiele dróg, wiele sposobów odczytywania go. W odróżnieniu od tekstu rozumianego klasycznie, hypertekst domaga się czytania nie linearnego, lecz holistycznego, a jednocześnie wielopoziomowego 6. Hypertekst można określić – nawiązując do teorii Umberto Eco – mianem dzieła otwartego 7. Ale co to ma wspólnego z głoszeniem Ewangelii? Niemiecka homiletyka internetowa (Netz-Homiletik) wprost postuluje wypracowanie koncepcji internetowej homilii jako „dzieła otwartego”, które będzie rządziło się zasadami hypertekstu. Prymarną rolę w osiągnięciu końcowego efektu homilii będzie odgrywał słuchacz (=czytelnik), który stanie wobec możliwości wyboru spomiędzy różnych sytuacji sugerowanych przez poszczególne ścieżki 8.

W ten sposób wkraczamy na teren postmodernizmu i dekonstrukcji, gdzie kaznodzieje zostają zwolnieni z troski o jednoznaczność tego, co przepowiadają, zaś słuchacze (= czytelnicy) zyskują prawo do wieloznacznej interpretacji. Trudno nie postawić sobie pytania, czy zakładając tak skrajną subiektywizację ról, jakie spełniają twórca i odbiorca kazania, mamy jeszcze do czynienia z prawdziwym depozytem wiary, z rzeczywistym głoszeniem Dobrej Nowiny? 9

Niby-Kościół

Stwierdzenie, że internet jest elektroniczną wersją tego, co istnieje w rzeczywistości, dalekie jest jednak od prawdy. Naturą internetu nie jest bowiem odbijać rzeczywistość, lecz ją symulować, kreować ją na nowo. Niektórzy twierdzą wprost, iż sieć to koniec kategorii mimesis rozumianej właśnie jako odwzorowanie tego, co istnieje. Myliłby się ten, kto by twierdził, iż internet – jak niegdyś XIX-wieczna powieść – to współczesne zwierciadło przechadzające się po gościńcu. Tu właśnie pojawia się pojęcie wirtualności czy rzeczywistości wirtualnej. To rzeczywistość, która w rzeczywistości – poza swą numeryczną formą w sieci – nie istnieje. Rzeczywisty świat współobecności i rzeczy cielesnych przekształca się, a właściwie zostaje zastępowany rzeczywistością ekranową niewidzialnego świata wirtualnego 10.

Trzeba tutaj zaznaczyć, iż pojęcie wirtualności rozumiane jest często nieprecyzyjnie, a przez to jest nadużywane, często bowiem stosuje się je zamiennie np. z pojęciem cyberprzestrzeni 11 na oznaczenie wszystkiego, co istnieje w sieci. Wirtualnym należy jednak określać tylko to, co nie ma swego rzeczywistego odpowiednika, co tworzy płaszczyznę niezależną od realności, co jest symulacją własnej, nie istniejącej realnie, paralelnej rzeczywistości 12.

Jakie to ma konsekwencje dla przepowiadania Ewangelii? Otóż rzeczywistość wirtualna otwiera drogę do tworzenia nowych form kościelnej (a może quasi–kościelnej?) wspólnotowości. Dość szeroko opisywany jest przykład francuskiego biskupa Jacquesa Gaillot i jego pierwszej „wirtualnej diecezji” www. partenia.fr. Trzeba jednak powiedzieć, iż za tą „wirtualną diecezją” stoi rzeczywisty, nie-wirtualny biskup znany z imienia i nazwiska, który jest łącznikiem między tym, co realne a tym, co wirtualne. Cyberprzestrzeń jest tylko jedną z form czy też płaszczyzn jego „duszpasterskiej” działalności. Zjawisko to przypomina mechanizm tworzenia się tzw. tele-wspólnoty, czyli grupy ludzi, którzy za pomocą medium (radio, telewizja) jednoczą się wokół ludzi i propagowanych przez nich idei. Ta tele-wspólnota „wydarza się” przede wszystkim wtedy, gdy w czasie rzeczywistym jej członkowie gromadzą się na oglądaniu/słuchaniu nadawanych audycji, ale w jakiś sposób trwa nadal po ich zakończeniu. Przykładem funkcjonowania tego mechanizmu może być zjawisko tele-ewangelizatorów w Stanach Zjednoczonych, którzy gromadzą miliony przed ekranami w czasie audycji i tysiące na spotkaniach live 13.

Cyber-wspólnota idzie dalej niż tele-wspólnota. Tworzą ją bowiem ludzie, którzy identyfikują się z podmiotem istniejącym tylko wirtualnie, tylko w sieci 14. Powstały już w internecie niemiecko- czy francuskojęzyczne strony religijne (przykładem niech będzie K/kościół w internetowym mieście www.funcity.de), które nie odwołują się do żadnej rzeczywistej osoby czy wspólnoty i które nie określają się konfesyjnie. Daremnie szukać realnie istniejącej za witryną parafii czy człowieka. Oczywiście ktoś „prawdziwy” tę stronę stworzył, ale cała reszta jest tylko symulacją.

Liturgia z ekranu

Jednym z istotnych elementów kościelnej rzeczywistości jest liturgia i związane z nią sprawowanie sakramentów. Zdaje się jednak, że i z tym twórcy cyber-Kościołów coraz lepiej sobie radzą. Przemierzając bezkres sieci natknąłem się bowiem na strony proponujące Online-Gottesdienst, czyli innymi słowy internetowe nabożeństwo. W każdy czwartek o godz. 20.00 internauci mogą wziąć udział w interaktywnym nabożeństwie, można jednak równie dobrze „załadować” sobie jedno z „odprawionych” już nabożeństw. Zaczyna się klasycznie. Najpierw jest piosenka na wejście w pliku real-audio, potem na ekranie pojawia się krzyż, na który trzeba kliknąć w miejscu, gdzie jest „amen”. Następnie czytania, nad którymi można się zatrzymać dowolną ilość czasu, prośby do modlitwy powszechnej itd. Kończy się tak jak się zaczyna – piosenką.

Po „odprawieniu” takiego nabożeństwa trudno nie postawić sobie pytania o to, w czym się właśnie wzięło udział. Czy taka cyber-liturgia jest jeszcze liturgią? Niemieccy teologowie zastanawiający się nad fenomenem internetu otwarcie stawiają kwestię konieczności reinterpretacji pojęcia wspólnoty, zgromadzenia liturgicznego i liturgii. W klasycznym ujęciu do „uczestnictwa” w liturgii konieczna była jedność miejsca i czasu; by wziąć udział w liturgii, należało (należy?) być materialnie obecnym w miejscu, gdzie ona się aktualnie dokonuje. Pewien wyłom w tej koncepcji został już jednak zrobiony. Wiemy, że błogosławieństwo apostolskie Urbi et Orbi otrzymuje się także za pomocą radia i telewizji. Czy ten, kto siedzi przed telewizorem czy radiem, jest więc w jakiś sposób uczestnikiem liturgii czy też nie, jest realnym członkiem zgromadzenia czy też jest jego członkiem w jakiś tele-sposób? Bez względu na brak jednoznacznych odpowiedzi na te pytania, przykład ten pokazuje jednak, iż jakieś tele-uczestnictwo w liturgii jest możliwe. Pozostaje tylko pytanie o konieczne warunki do spełnienia i granice tele-uczestnictwa. Złamana została już więc jedność miejsca, pozostała nam jeszcze jedność czasu, bo wciąż nie można sobie nagrać i odtwarzać tegoż błogosławieństwa da capo al fine, tak by z niego skutecznie skorzystać. Tak czy inaczej – droga została otwarta.

Pozostaje jeszcze kwestia sakramentów. Na pytanie, czy możliwa jest spowiedź on-line teologowie odpowiadali dotychczas, że nie. Dotychczas, bo i w tej kwestii pojawiają się głosy dopuszczające taką możliwość. Niech przykładem będzie wypowiedź ks. Dariusza Kowalczyka SJ, który na łamach „Gazety Wyborczej” mówi wprost: Sam się zastanawiam, czy brak możliwości udzielania rozgrzeszenia przez internet wypływa z samej natury sakramentu pojednania, czy też z racji niższego rzędu. Skłaniałbym się do odpowiedzi, że z dogmatycznego punktu widzenia spowiedź przez internet byłaby możliwa 15. Niestety brak w tej wypowiedzi dogmatycznej motywacji i wyjaśnienia, czym są owe „racje niższego rzędu” 16. Dla jasności trzeba dodać, że Kościół – o czym wspomina też ks. Kowalczyk – ciągle taką możliwość odrzuca.

Elektroniczna taca

Prawie we wszystkich znanych mi wypowiedziach polskich teologów na temat internetu zwraca się uwagę na zwiększoną interaktywność w komunikacji poprzez sieć niż w komunikacji bezpośredniej. Internet zapewnia anonimowość kontaktu i jest zapewne szansą dla tych, którzy z jakichkolwiek powodów nie mogą się zdobyć na nawiązanie bezpośredniego kontaktu z ludźmi Kościoła. Ten kij jednak ma dwa końce. Wszyscy zgodnym chórem przypominają, że internet jest instrumentem pierwszego kontaktu, który domaga się kontynuacji w duszpasterstwie typu face to face. Jaka jest jednak gwarancja, że tak się stanie?

Wspomniany ks. Kowalczyk mówi, że część osób biorących udział w internetowych dyskusjach na religijne tematy czy internetowych rekolekcjach to ludzie, którzy z jakichś powodów nie wchodzą w większą zażyłość w grupie, nie tworzą wspólnoty. Zdaje się, że to jest właśnie dla większości internautów typowe. W sieci odnajdują się bowiem doskonale przede wszystkim ci, którzy mają problemy z nawiązywaniem bezpośrednich kontaktów interpersonalnych. Nawiązywanie kontaktów off-line jest o wiele trudniejsze, wymaga bowiem określonych umiejętności społecznych i implikuje konieczność wzięcia odpowiedzialności za nawiązane kontakty. Prowadzi to do błędnego koła: zwiększenie ilości kontaktów on-line jeszcze bardziej pogłębia i tak istniejącą już alienację społeczną 17.

Biorąc pod uwagę ten właśnie psychologiczny mechanizm, nie bardzo gotów jestem dać się przekonać, że kontakty on-line o charakterze religijnym czy kościelnym zaowocują czy też znajdą swą kontynuację w kościelnych relacjach off-line. Mogą one równie dobrze, a kto wie, czy nawet nie bardziej, owo kościelne wyobcowanie pogłębić. Nieumiejętne „przepowiadanie” w sieci – takie, które nie będzie widziało w swej perspektywie realnej wspólnoty i realnego kontaktu – może niestety stworzyć przekonanie wystarczalności internetowego kontaktu. Bardzo rozbudowana i jednocześnie źle skonstruowana kościelna oferta w internecie może na sobie zatrzymać i sprawić wrażenie, że jest propozycją pełną. Jeżeli coraz więcej spraw można załatwić poprzez internet, począwszy przez dysponowanie swoim rachunkiem bankowym przez zakupy do czytania gazet, dlaczego nie miałoby być podobnie z potrzebami czy obowiązkami religijnymi? Kościelna witryna internetowa, dzięki której można by „zrealizować” swe życie religijne uczestnicząc w nabożeństwie on-line, wysyłając zapytanie do (nieistniejącego) proboszcza, a także dając na tacę, wcale nazbyt nie stymuluje do odwiedzenia rzeczywistej świątyni i do spotkania z żywym księdzem. Co więcej, doskonale wpisuje się w filozofię życia, której zasadniczym wyznacznikiem jest maksymalne jego zinformatyzowane. Tworzenie cyber-Kościoła na taką potrzebę odpowiada.

Religijne science-fiction

Niemiecka teolog Sabine Bobert-Stützel stwierdza, że poprzez możliwość symulacji, kreacji tego, co nowe, sieć objawia – teologicznie jeszcze niedookreśloną – otwartość na transcendencję 18. Niestety, nie znalazłem teologicznego uzasadnienia tej skądinąd intrygującej tezy. Myślę, że u jej podstaw znajduje się paradygmat informatyczny, tzn. przekonanie, że wszystko da się zapisać w hipotetyczny system parametrów i algorytmów. Ale czy rzeczywiście wszystko, z czego składa się życie, da się wyrazić w parametrach? Czy da się poprzez cyfrowy paradygmat zapisać – mówiąc ogólnie – metafizykę? 19

Zasadniczym wyznacznikiem chrześcijaństwa jest wcielenie Syna Bożego. W-cielenie Boga (...) – jak pisze ks. Jerzy Szymik – to stale żywe i życiodajne centrum chrześcijaństwa i proponowanego przezeń oglądu i rozumienia rzeczywistości 20. W ten sposób cielesność, a także i materialność, stały się „przestrzenią”, w której Bóg objawia się i poprzez które wciąż zbawia człowieka. Logika Wcielenia domaga się więc realnej osoby jako podmiotu i przedmiotu duszpasterskiej działalności Kościoła. Wkraczając w cyberprzestrzeń, trzeba sobie postawić pytanie o znaczenie fizycznej i cielesnej obecności jako konstytutywnego elementu liturgii, wspólnoty i sakramentu. Czy w związku z tym nie trzeba by zrewidować tych jednoznacznych dotychczas pojęć? Ale czy mogą one teraz zacząć oznaczać coś, co z realnego przekształca się w wirtualne?

Paradygmat inkarnacyjny determinuje nie tylko treść kościelnego przepowiadania, ale i jego sposób, który został jasno przypomniany przez Papieża: człowiek jest drogą Kościoła. Internet jest jednym z instrumentów realizacji przepowiadania. Rządzi się swoimi digitalnymi prawami. Aby mógł być właściwie w przepowiadaniu wykorzystany, te prawa muszą zostać podporządkowane logice wynikającej ze Wcielenia. Wydaje się to konieczne. Jeśli się tak bowiem nie stanie, to niedługo zapragniemy nie tylko (się) spowiadać, ale i przyjmować Komunię przez internet. Jak widać (w sieci oczywiście), nie jest to wcale takie zupełnie nierealne, religijne science-fiction.

Więź nr 2001/01

 

ks. Andrzej Draguła – ur. 1966. Kapłan diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Doktor homiletyki, dziennikarz, logopeda. Wykładowca w seminarium diecezjalnym oraz Gorzowskiej Sekcji Wydziału Teologicznego UAM. Redaktor odpowiedzialny „Aspektów” – diecezjalnego wydania tygodnika „Niedziela”. Rzecznik prasowy Kurii i Przystanku Jezus. Mieszka w Zielonej Górze.
 

PRZYPISY
* W dyskusji panelowej – inspirowanej publikacjami „Więzi” – wzięli wówczas udział także ks. Józef Kloch, Marek Robak i Bogdan Sadowski. Odbyła się ona 2 marca 2001 r. [Red.].
1 K. Zanussi: „Koniec czasów Gutenberga”, w: „Kościół a środki społecznego przekazu”, red. J. Chrapek, Warszawa 1990, s. 8-9.
2 Zob. „Kronika religijna”, „Więź” 2001 nr 4, s. 137.
3 Ch. Wolf: „Religiöse Organisationen im weltweiten Datennetz”, „Diakonia” 30 (1999), s. 210-211.
4 M. Robak: „Teologia cyberświata”, w: „Internet. Fenomen społeczeństwa informacyjnego”, red. T. Zasępa, Częstochowa 2001, s. 45-55.
5 M. Schlagnitweit: „An den Gestaden einer Neuen Welt. Kirche und Internet”, „Diakonia” 2000, s. 384.
6 G. P. Landow: „Hypertekst 2.0. The Convergence of Contemporary Critical Theory and Technology”, Baltimore-London 1997, s. 3-4.
7 Poetyka dzieła „otwartego” zmierza (...) do inspirowania u interpretatora „aktów świadomej swobody”, do uczynienia z niego aktywnego ośrodka niewyczerpanej sieci powiązań, którym ma on nadać własny kształt, nie będąc skrępowanym przez konieczność wynikającą z określonych zasad organizacji danego dzieła. U. Eco: „Dzieło otwarte. Forma i nieokreśloność w poetykach współczesnych”, Warszawa 1994, s. 27-28.
8 S. Bobert-Stűtzel: „Verkűndigung im Internet? Befund und Problematik”, „Diakonia” (32) 2000, s. 418.
9 J. Kołodziejczyk SAC: „Postmodernistyczna koncepcja kazania”, w: „Postmodernizm. Wyzwanie dla chrześcijaństwa”, red. Z. Sareło SAC, Poznań 1995, s. 84-85.
10 W. Fűrst: „Sakramentalität im Zeiter der Virtualität. Entwirklichung und nötige Erneuerung des Sakramentalen”, „Diakonia” 32 (2000), s. 397-398.
11 Cyberprzestrzeń mozna zdefiniować jako akt interakcji pomiędzy użytkownikami odległych od siebie kompuetrów. Jest to przestrzeń funcjonująca w matrycach komputerów i rozwijająca się z nich poprzez użycie ich do aktu komunikowania z inną, odległą fizycznie przestrzenią komputerową. Zob. P. Aptacy: „Kulturowe przestrzenie Internetu”, w: „Opcje” 3-4 (38-39)/ 2001, s. 30.
12 C. Infante: „Realita virtuale”, w:Dizionario di Omiletica”, red. M. Sodi, A. Triacca, Torino-Bergamo 1998, s. 1323-1324.
13 J. Gutwirth: „Construction médiatique du religieux. La dynamique de la télévision et la religion des télévangélistes”, w: „Médias et religions en miroir”, red. P. Bréchon, J.-P. Willaime, Paris 2000, s. 158-159.
14 Zob. P. Aptacy: „Kulturowe...”, dz. cyt., s. 31.
15 „Wspólnota online. Wywiad z ks. Dariuszem Kowalczykiem”, „Gazeta Wyborcza. Gazeta Komputer”, nr 15 (3689) 10.04.2001, zob. także ks. D. Kowalczyk: „Maciek też jest ważny...”, w: „Więź” 2001, nr 10, s. 146.
16 Zob. także publikowany obok artykuł D.Kowalczyka [Red.].
17 W. Cwalina: „Generacja Y – ponury mit czy obiecującą rzeczywistość”, w: „Internet. Fenomen…”, dz. cyt., s. 34.
18 In der Möglichkeit, Neues zu simuliren, erweist das Netz seine – theologisch noch genauer zu erforschende – Transzendendenfähigkeit. S. Bobert-Stűtzel: „Verkűndigung im Internet?”, dz. cyt., s. 420.
19 M. Schlagnitweit: „An der Gestaden...”, dz. cyt., s. 386.
20 J. Szymik: „Teologia na początek wieku”, Katowice – Ząbki 2001, s. 110-111.

 

Zobacz także:

 

 

 

na początek strony
© 1996–2002 Mateusz