Czytelnia
 
KRZYSZTOF WOŁODŹKO SJ

Spisane dla umarłych
 

 

Kilka grud ziemi a będzie zapomniane życie: myśl z wiersza Szymborskiej. Przekonuję się, że najpiękniej o śmierci mówią poeci. I najprawdziwiej:

z szuflad komody, którym brak
trzech szklanych gałek, wyjmij pościel
przez nią w gołębie niegdyś haftowaną
I twarz jej zakryj prześcieradłem
Zrogowaciałe stopy niech wystają,
świadcząc, że zimne i nieme jest ciało.
Niech światło lampy zalśni w szkliwie podłóg.
Jedyny imperator: władca porcji lodów.

Rzeczywistość czasu agonii i zgonu. Wielu nam współczesnych ludzi nie lubi o tym myśleć, cywilizacja funkcjonuje zaś bez wzroku, słuchu i bez smaku, bez powonienia i dotyku. Życie, któremu odjęto śmierć, organa płciowe wystrzyżone z błyszczącego papieru. To fragment wiersza, w którym Miłosz spisuje swe pierwsze spostrzeżenia z Ameryki. Mową poezji czyni słuszne uwagi, bo przecież istnienie bez przemijania pozbawia sensu wszelką płodność. Raz jeszcze Miłosz: Nigdzie, w żadnym chyba kraju -- przynajmniej ja nie znam takich -- nie zetknąłem się z tak masowym odwiedzaniem grobów. Jest to polski fenomen, który pamiętam jeszcze z Wilna, gdzie bywałem na Rosie.(...) Dla mnie jest to niesłychanie silne przeżycie. W Wilnie cmentarz leży na górze i gdy się widzi te niezliczone światełka, w lesie, to robi ogromne wrażenie. Tak silną więź ze światem zmarłych widać jeszcze w prawosławiu. Ostatecznie Dziady wzięły się z prawosławnych obrzędów. Żywi stają na przeciw zmarłych: czytamy listy umarłych jak bezradni bogowie, ale jednak bogowie, bo znamy późniejsze daty (Szymborska). Zatem można wpaść w pychę i zapomnieć o własnej śmiertelności.

Gdy spaceruję po cmentarzu przyciągają mój wzrok tak majestatyczne grobowce, jak i drobne groby dzieci, położone przy dróżkach, blisko kontenerów na śmieci, które i tak walają się po ziemi, zawłaszczając sobie maleńkie miejsca spoczynku. Idąc tak rozmyślam o słowach wypowiedzianych przez Stachurę: jak winny li-niewinny sumienia wyrzut, że się żyje gdy umarło tylu tylu tylu... bo one są zachętą do pokory. Kiedyś znalazłem się nieopodal otwartego grobowca, na jego marmurowych odrzwiach było tylko jedno wyryte nazwisko: znak, że jest jeszcze miejsce dla innych. Obudziła się we mnie ciekawość, by wejść do środka. Zgasiłem ją w sobie. Daleko później odkryłem taki tekst:

Przybądźmy chrześcijanie, zobaczyć w kostnicy
te szczątki braci naszych...
Zobaczmy stan żałosny, w jakim się znajdują...
Widzicie tam okruchy rozsypane...
Usłyszcie ich naukę, usłyszcie ją dobrze...

To bretoński hymn pogrzebowy. Narodził się pewnie z obyczaju wędrówek ku ossariom: miejscom, gdzie za prętami kraty, bezładnie wymieszane z resztkami trumiennych desek, piętrzą się kości; zdarza się, że wystają zza krat, a na zewnętrznym parapecie okna można się otrzeć o rzędy spleśniałych czaszek, które pustymi oczyma patrzą na przechodniów. My, niestety kochamy się tylko w nędznych horrorach a wszystko co związane ze śmiercią i rozkładem rzucamy jak ochłap do garnka skomercjalizowanego Hellowen; nie szanujemy własnego brzemienia, wyszydzamy je. Może wydaje się nam, że dzięki temu przestanie my się lękać pytania: co dalej?

Religia łączy ideę śmierci z ideą sądu, to znaczy odpowiedzialności w czasie istnienia. Jest to sprawa podstawowa. Patrząc na śmierć, mamy świadomość nas samych jako dzieł mających jakiś kres i cel.(...) Wraz z ideą areligijności szerzy się zanikanie odpowiedzialności wewnętrznej, przekreślenie świadomości, obrabowanie naszego ja (Gianfranceschi).

Bezładna jest ta wędrówka myśli wśród tanatologicznych meandrów, ale znam jej cel: pragnę zadośćuczynić śmierci i zmarłym, obrażanym zapomnieniem i zmową milczenia tego świata, wykpionym przez kiczowate maski zombi, dostępne w sklepach na naszych ulicach. A równocześnie chcę przypomnieć to przynaglenie, które zapisał ks. Twardowski: spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą. I naiwny, kto odpowie jak bohater piętnastowiecznego Tańca śmierci: Chce kto nieraz śmierci skorej, ja wolałbym jej unikać i najchętniej, w każdą porę, widząc ją wśród winnic znikać. To się nikomu nie uda. Nieśmiertelność, tu na ziemi? Chyba tylko sposobem poety:

Gdybym ja mógł weneckie kurtyzany
Opisać, jak w podwórzu witką drażnią pawia.
I gdybym równocześnie mógł ich biedne kości
Na cmentarzu, gdzie bramy liże tłuste morze,
zamknąć w słowie mocniejszym niż ostatni grzebień,
który w pruchnie, pod płytą, sam czeka na światło.
To bym nie zwątpił. Z opornej materii
co da się zebrać? Nic, najwyżej piękno.

Piękno. Z nim właśnie rozstanie, jakkolwiek wyrażonym, być może przyczyną lęku przed ostatecznym przeminięciem w doczesności. I przestrasza jeszcze samotność tego odejścia. I nagle wyłaniająca się brzydota:

Któż ci dotrzyma towarzystwa?
Robaki, co się kryją w ziemi,
nie dotkną ciała, choćby mogły!
Z niego robaki wypełzają
zżerając wprzódy je do głębi.
Och, ty cuchnąca z matki łona
Zarazo, brudem wykarmiona
pierwej niżeli się narodzisz.

To średniowieczny tekst. Jego autorem jest Pierre de Nessen. Ale nie trzeba się przerażać; zresztą myśl: nędzny zewłoku, zawsześ ty haniebny nie tak odległa jest od rzeczywistości, choćbyśmy nie wiem jak nie lubili średniowiecznej pokory, która uwłacza naszemu dobremu samopoczuciu. Nad wszystkim góruje jednak to pytanie: O śmierci, gdzie jest twoje zwycięstwo? (por.: 1Kor 15,55). I śmierć milczy, odpowiedzią są zaś słowa: Syn Boży nie tylko uśmiercił, lecz i ukrzyżował samą śmierć, zarówno w swojej osobie, jak i w członkach, zarówno przez swoje zmartwychwstanie, jak przez nadzieję, którą nam daje, umieszczając w naszych śmiertelnych ciałach swojego żywego ducha, będącego źródłem nieśmiertelności (L. Thomassin: cytat za "Człowiek i śmierć", P. Aries).

Krzysztof Wołodźko SJ

 

Z O B A C Z   T A K Ż E

Chrześcijańskie przeżywanie śmierci
Inaczej umiera nierozumne zwierzę; inaczej marnieje trawa wypalana przy drogach przez ekologicznie nie uświadomionych chłopów; inaczej człowiek. Istota ludzka oczekuje czegoś; ustanie agonii ma być dla niej przejściem w zaświaty. W gruncie rzeczy śmierć (jeśli tylko sądzimy, że jest bramą) zmusza nas do uznania, że sama w sobie niczego nie załatwia; wiedzie dalej. W co?
Krzysztof Wołodźko SJ

 

 

 

na początek strony
© 1996-1999 Mateusz