Czytelnia
 
KRZYSZTOF WOŁODŹKO SJ

Chrześcijańskie przeżywanie śmierci
 

Panie, nie wiem, kim jesteś
ani czyich rąk dziełem jest życie i umieranie.
Dręczy mnie pragnienie wieczności,
dojmujący przypływ i dopływ
do serca, które nazywam moim.

Clairvaux, czerwiec 1950 -- Charles Maurras

   

 

Ziarna agonii wpisane są mocno w czas i przestrzeń. Czyż zatem można nadać im godność architekta rzeczywistości, tej rzeczywistości? Człowiek przeżywając dramat umierania, tym przeczuciem zabarwia całą swą wiedzę o uniwersum:

A jednak Ziemi należy się, nieduża choćby, tkliwość.
Jest bardzo dużo śmierci i dlatego tkliwość
dla warkoczy, spódnic kolorowych na wietrze,
łódeczek papierowych nie trwalszych niż my sami.
Czesław Miłosz "Ars poetica?"

Powiadają, że śmierć równa w sobie wszystkich i wszystko. Czy jednak do końca? Inaczej umiera nierozumne zwierzę; inaczej marnieje trawa wypalana przy drogach przez ekologicznie nie uświadomionych chłopów; inaczej człowiek. Istota ludzka oczekuje czegoś; ustanie agonii ma być dla niej przejściem w zaświaty. W gruncie rzeczy śmierć (jeśli tylko sądzimy, że jest bramą) zmusza nas do uznania, że sama w sobie niczego nie załatwia; wiedzie dalej. W co?

Religie przyrządziły wiele smakowitych wyjaśnień. Kraina wiecznych łowów; wędrówka dusz; ubóstwienie na wzór staroegipski. Bóg znad Nilu tak mówił do człowieka: Czy żyję, czy umieram, jestem Ozyrysem. Przenikam w ciebie i poprzez ciebie pojawiam się znowu. W tobie się rozkładam, w tobie rosnę. Bogowie żyją we mnie, bo ja żyję i rosnę w zbożu, które ich żywi. ja pokrywam ziemię: czy żyję, czy umarłem, ja jestem jęczmieniem. Jestem niezniszczalny. Przeniknąłem Porządek, stałem się Panem Porządku, wynurzam się w porządku. (teksty sarkofagów, cyt. za tłum. R.T.R. Clarka).

Ateista zawierza nicości, ponoć sprawiedliwej bo na wszystko obojętnej. Agnostyk nic nie wie; przypomina straceńca. Ze straceńcami jest zaś różnie: jedni zachowują się jak otępiali, inni ciskają się na wszystkie strony, krzycząc: więcej światła!

Dostajemy od Kostuchy w twarz dopiero, gdy mimowolnie staniemy zbyt blisko. Z daleka może na nas jedynie plwać jak źle wychowany dzieciak i choć poirytowani (zaskoczeni, zdziwieni) czujemy się raczej pewnie. Potrzeba otrzeć się o gwałtowny ból serca (on przeraża najbardziej: kpi z tak nam drogiego stukotu pod żebrami z lewej); potrzeba byśmy stanęli tuż przed kołami pędzącego na nas pojazdu; potrzeba śmierci kogoś, kto emocjonalnie, duchowo był bliski by nagle poczuć się nieswojo, by rozpaczliwie zaprzeczyć przeznaczeniu. Ale wtedy dobrze wiadomo, że wszystko jest już przesądzone. I także nas nikt się o chęć do umierania nie zapyta w godzinę śmierci naszej.

Ciało podlega zepsuciu: spostrzegamy nie bez obaw, że starzeje się. Maszyneria organizmu ma w sobie coś z imaginacji cyrku: za radosną maską błazna często kryje się zatroskane oblicze; karkołomne wyczyny artystów, ich zwiewne pląsy nad głowami widowni koniec końców i tak prowadzą do zniżenia się ku ziemi, do oparcia się na niej, tego wszak żąda nieubłagana grawitacja. I podobnie z ciałem -- w skórę obleczona powierzchnia, choćby najstaranniej pielęgnowana i przybrana w kosmetyczną nieskazitelność nigdy nie daje gwarancji, że gdzieś wewnątrz nie czai się uszkodzenie. A tak jak planeta swym ruchem wymusza konieczność przyciągania, negując napowietrzne zapędy ekwilibrystów, tak też i natura człowiecza zmuszona jest być uległą terrorowi przemijania.

Zaiste, cielesność jest ułomna. Nie poniża jej to bynajmniej wobec świata ducha. Niestety, pokutuje pogląd, że to, co grzeszne ma wyłącznie swe zarzewie w ciele. Błąd. Dlaczego? Niech non serviam (nie służę) -- wypowiedziane przez szatana wobec Boga starczy za odpowiedź. Ten czysty byt duchowy wszedł w konflikt ze swym Stwórcą, a tym samym stał się pierwiastkiem zła na wyżynach niebieskich. Wydaje się, że istnieje realne podobieństwo między złem ucieleśnionym, a jego tworem: śmiercią. Mówi ksiądz profesor Ratzinger: kiedy jawi się pytanie, czy diabeł jest osobą, należałoby odpowiedzieć raczej, że stanowi zaprzeczenie osoby (...), dezintegrację, ruinę bytu-osoby... Co istotne więc: częścią demonicznej natury jest rozpad. Fenomen śmierci także osadza się na tym elemencie, w biologii śmierć to rozpad struktury molekularnej, co w konsekwencji prowadzi do utraty wszelkich zdolności integracji i koordynacji funkcji fizycznych i myślowych ciała. Nic jednak, za sprawą niezniszczalnego pierwiastka ducha, nie jest zdolne odłączyć człowieka od jego Boga, dokonuje się spotkanie i konfrontacja.

Istnieje pewna dwuznaczność w widzeniu śmierci. Z jednej strony bowiem hymny Wielkiej Nocy, czasu paschalnego Triumfu mówią o Chrystusie jako zwycięzcy śmierci, piekła i szatana. Czyli: te trzy rzeczywistości zostają poddane jednoznacznie negatywnemu osądowi. Istnieje jednak piękna wypowiedź Franciszka z Asyżu: Pochwalony bądź, Boże, przez naszą siostrę, śmierć cielesną! Jakiś zgrzyt rodzi się z tych słów. Zaiste, niezrozumiała afirmacja! Czy aby na pewno zupełnie niezrozumiała? Wezwanie Biedaczyny może być odczytane nie tylko jako spokojna akceptacja zerwania więzi między ciałem a duchem (liturgia nazywa ten moment mianem: transitus). Można pójść dalej w interpretacji powyższej wypowiedzi świętego i stwierdzić, że śmierć jako taka istniała zawsze, będąc niczym innym jak wynikiem skończoności człowieka. A w skończoność wpisał nas Bóg! Odpłatą za grzech (Rz 6,23) staje się w takim razie nie tyle akt zejścia, co lęk przed nim, lęk zrodzony przez grzech pierworodny. Podobną intuicję ujawnia w swej książce "Radość wiary, radość życia" F. Varillon SJ. Przyznam, że pogląd powyższy niejednokrotnie byłem skłonny przyjąć za autentyczny. Przed grzechem, po grzechu -- odchodziliśmy na drugi brzeg, jakby coś pozyskanego niosąc... można dodać za Wisławą Szymborską. Lecz jeszcze jako istoty rajskie -- żegnaliśmy się ze światem bez przerażenia.

Aby najpełniej rozeznać w sytuacji trzeba pójść za głosem autorytetu Kościoła. Jego nauczanie jasno pokazuje, iż najpierw bunt istot czystych, później ich złowroga ingerencja w dzieje człowiecze sprowadziła zagładę: do wyboru nieposłuszeństwa skłonił naszych pierwszych rodziców uwodzicielski głos istoty przeciwstawiającej się Bogu. Pismo święte i Tradycja widzą w tej istocie upadłego anioła. Człowiek kuszony przez diabła pozwolił, by zamarło w jego sercu zaufanie do Stwórcy. Ustalona dzięki pierwotnej sprawiedliwości harmonia została zniszczona. Śmierć weszła w historię ludzkości. (por.: 391, 397 i 400 punkt KKK). Śmierć, ani fizyczna, ani (w dalszej perspektywie) ta duchowa, żadna z nich nie jest chciana ani przez człowieka, ani przez Boga, zdecydowanie bardziej przez Niego, On przecież jest światłością zupełną, w której nie ma ciemności.

Martin Buber: Dziwię się, ciało, żeś jeszcze się nie rozpadło z bojaźni przed twoim Stwórcą -- "Opowieści chasydów". Dziwię się, Stwórco, żeś przyjął doczesną powłokę ludzką i odziałeś się w nią już na zawsze, w Twoim Synu! Budzi zdumienie i niedowierzanie wielu ta chrześcijańska wiara w zmartwychwstanie. Bez niej jednak czystą abstrakcją jest mówienie o jakimkolwiek zwycięstwie nad śmiercią. Łazarz wskrzeszony z cuchnącej zgnilizny i nieprzeniknionego mroku; młodzieniec z Naim, leżący na marach za murami miasta i bełkoczący coś w zadziwieniu; córka Jaira, dojrzewające dziewczę, dla której wszystko już tutaj miało się zakończyć -- ludzie nam podobni. Czasami zapominamy o tym, że nie są bynajmniej papierowymi żołnierzykami, komiksowymi postaciami bez odniesienia do rzeczywistości.

I sam Chrystus -- Obietnica, której nie doceniamy. Dietrich Bonheffer pisze w "Listach z więzienia": Sokrates okazał się mistrzem w sztuce umierania; Chrystus zwyciężył śmierć jako ostatniego nieprzyjaciela. Taka jest rzeczywista różnica między tymi dwiema sprawami. Pierwsza leży w zasięgu ludzkich możliwości, druga -- zakłada zmartwychwstanie. Po to, aby umocnić i oczyścić świat dzisiejszy, nie jest nam potrzebna ars moriendi, ale zmartwychwstanie Jezusa. A jednak i sztuki umierania należy się uczyć. Wielkim zaskoczeniem było dla mnie odnalezienie u P. Ariés ("Człowiek i śmierć") wzmianki o jezuickim stylu umierania!

Doczesność -- to dla człowieka o wiele za mało; nie cieszy nas to, co przemija, co poddane prawom materii rozkłada się, przeistacza i odziera ze wszystkiego, co kochamy. Moje dawne, wciąż żywe pragnienie szuka miejsca gdzieś w bezkresie ogrodów rajskich. Tam znalazłbym wreszcie to, czego daremnie szukałem tutaj: przestrzeń bez granic, otwarty widnokrąg, odrobinę wolnego oddechu. Tak pisał w 1973 roku Ivo Andrić, noblista i poeta, członek jugosłowiańskiej partii komunistycznej. Widać, nikt nie ucieknie przed zachłyśnięciem się nadzieją wiecznotrwałości.

Cóż rodzi się ze wszystkich tych słów? Święty Tomasz z Akwinu mówi, że choć śmierć jest czymś naturalnym dla ciała, to jednak dla całego człowieka, ducha wcielonego, rzeczą równie naturalną jest nie umierać: gdyż wyższy pierwiastek powinien by wziąć górę nad niższym. Ruiną całego człowieczeństwa jest zgon. Nawet męczeństwo dla wiary, tak święta sprawa zawsze z dużą ostrożnością było traktowane w Kościele: myśl chrześcijańska, nie tylko pragnienia śmierci za Jezusa nie wiąże z aprobatą samobójstwa, ale wykazuje dużą podejrzliwość wobec postawy, która może sprowokować okrucieństwo prześladowców. Męczeństwo, podkreślają przywódcy Kościoła, jest łaską, darem Ducha Świętego, więc nikomu nie wolno bezmyślnie ponosić ryzyka, któremu bez Bożej pomocy sprostać nie podobna. Tertulian relacjonuje mający miejsce w czasie prześladowań w Azji około 185 roku przypadek zbiorowego stawienia się chrześcijan przed trybunałem prokonsula. Głośna jest nie pozbawiona pewnej dozy komizmu historia młodego Orygenesa, któremu matka -- nie mogąc go utrzymać w domu podczas prześladowań -- chowa wszystkie ubrania. Pozytywnym przykładem będzie natomiast postawa św. Cypriana, który w czasie prześladowań za Decjusza, opuszczając gminę, daje świadectwo duszpasterskiej rozwagi, a za czasów cesarza Waleriana rozwagę przypieczętowuje świadectwem krwi. (Dariusz Karłowicz, "Doskonałość a śmierć: problem samobójstwa").

Szukając życia poza doczesnością, odnajdujemy je tu i teraz, w Obietnicy Chrystusa, na świadectwo zrozpaczonemu światu, który jakby na przekór sobie łaknie uczestnictwa w misterium Paschy. W bezwładnych rękach Ukrzyżowanego oglądamy swój przyszły, trupi bezwład, zaś w Jego powstaniu z pośród zmarłych, własne odnowienie się w życiu, będącym jedno z Wiecznością. A każdy dzień dany jest nam po to, by przepełniało go ożywcze pulsowanie świętego zawołania: Chrystus Zmartwychwstał! Alleluja!

Krzysztof Wołodźko SJ

 

Z O B A C Z   T A K Ż E

Spisane dla umarłych
My, niestety kochamy się tylko w nędznych horrorach a wszystko co związane ze śmiercią i rozkładem rzucamy jak ochłap do garnka skomercjalizowanego Hellowen; nie szanujemy własnego brzemienia, wyszydzamy je. Może wydaje się nam, że dzięki temu przestanie my się lękać pytania: co dalej?
Krzysztof Wołodźko SJ

 

 

 

na początek strony
© 1996-1999 Mateusz