Czytelnia

KAROL MEISSNER OSB

Trudna droga do jedności

Problemy dialogu ekumenicznego

 

Wprowadzenie

Ruch ekumeniczny, który budzi entuzjazm i z którym wiążą się tak wielkie nadzieje, napotyka na trudności. Nie ma powodu, by fakt ten ukrywać. Analiza oporów związanych z dialogiem ekumenicznym może się przyczynić do stworzenia warunków dla dalszego pomyślnego postępu tego niezmiernie ważnego dla chrześcijan procesu. Jego dotychczasowe wyniki są przecież znaczące. Nie wydaje się wszakże, by poświęcano wiele czasu zastanawianiu się nad źródłami trudności związanych z dialogiem ekumenicznym i nad ich charakterem. Tej właśnie analizie pragniemy poświęcić niniejsze rozważania.

Temat budzi żywy oddźwięk w emocjach. Nie ma w tym nic dziwnego. Trzeba sobie jednak zdawać sprawę, że we wszelkich formach dialogu emocje są czynnikiem utrudniającym jego postęp. Warto więc przypomnieć średniowieczną zasadę głoszącą: Tantum valent opiniones, quantum valent argumenta. Trzeba się zastanowić dlaczego dojście do jedności wiary jest tak trudne i wyciągnąć z tego wnioski, będące warunkiem dalszego owocnego postępu dialogu ekumenicznego.

Mówiąc o ruchu ekumenicznym mamy na myśli chrześcijan. Można jednak ująć sprawę szerzej i uwzględnić w analizie teologicznej wszystkie te wspólnoty wierzących, które odwołują się do religii w ścisłym znaczeniu objawionej. Wyznawcy tych wspólnot religijnych przechowują z najgłębszą czcią zbiór ksiąg zwany Pismem Świętym. Słowa zawarte w tych księgach obwieszczają czyny dokonane przez Najwyższego w historii ludzkości i odsłaniają tajemnicę w nich zawartą 1. Wydaje się, że jest postępowaniem metodologicznie uprawnionym dokonanie analizy prawd, które poszczególne wspólnoty religijne przyjmują z depozytu objawienia. Chodzi o te wspólnoty, powtórzmy, których członkowie wierzą, że do sporządzenia tych ksiąg wybrał Bóg ludzi, którymi jako używającymi własnych zdolności i sił posłużył się, aby przy Jego działaniu w nich i przez nich, jako prawdziwi autorzy przekazali na piśmie to wszystko i tylko to, co On chciał 2. Ci autorzy, działający pod natchnieniem Ducha Świętego i dlatego określani mianem natchnionych, świadomi wezwania Bożego, spisali w Jego imieniu dla pożytku współwyznawców Jego pouczenia i napomnienia. Dokonanie takiej analizy jest możliwe, choć bez wątpienia nie brak będzie głosów wyrażających przekonanie, iż działania tego rodzaju są niestosowne ze stanowiska dialogu ekumenicznego. Czy jednak nie jest ważną rzeczą uświadomienie sobie istotnych trudności w postępie tego dialogu? Czy jasne postawienie problemu nie umożliwi usunięcia tych trudności?

Analiza prawd przyjmowanych za objawione

Pominiemy w naszych rozważaniach wierzenia mormonów, bo chociaż powołują się oni na otrzymane przez inicjatora tego ruchu objawienie to w każdym razie jest to coś zupełnie różnego od tradycji Starego i Nowego Testamentu.

Spróbujmy zatem ułożyć te wyznania w pewną drabinę, w zależności od ilości przyjmowanych za objawione prawd. W tej analizie chronologia nie odgrywa roli.

U podstaw tej drabiny należałoby umieścić wyznawców islamu. Mahomet nawiązuje do objawienia Starego Przymierza. Przede wszystkim przyjmuje wiarę w jedynego Boga. Ponadto w Koranie zajmują poczesne miejsce również dzieje patriarchów Starego Testamentu, a znaczenie przypisywane Abrahamowi i jego synowi Izmaelowi jest wprost zasadnicze. Jednak szereg prawd objawionych w Starym i Nowym Testamencie pozostaje poza wiarą wyznawców religii Mahometa.

Następny stopień w naszej drabinie zajmują wyznawcy religii Mojżeszowej. Przyjmują oni objawienie Starego Testamentu, a więc Prawo, Proroków i Mędrców. Główny jednak nacisk kładą na przepisy prawa Mojżeszowego. Teologia proroków budzi, jak się zdaje, mniejsze ich zainteresowanie. Odrzucają zdecydowanie wiarę w Jezusa jako zapowiadanego przez proroków Mesjasza. Odrzucają więc wiarę we wcielenie Syna Bożego, a co za tym idzie, również wiarę w objawienie przyniesione przez Niego, czyli w objawienie Nowego Testamentu.

Z kolei należałoby postawić wszystkie te wyznania, które przyjmują objawienie Nowego Testamentu, a więc dane nam przez wcielonego Syna Bożego — Jezusa z Nazaretu. Wszakże i tu występują znaczne różnice. Niektóre wspólnoty przyjmują w zasadzie Nowy Testament, a więc Ewangelię, ale nie przyjmują prawdy o Bogu, który jest Ojcem i Synem i Duchem Świętym. Nie przyjmują zatem prawdy o Bogu w Trójcy Świętej Jedynym. Wiąże się z tym stanowiskiem nie przyjmowanie Bóstwa ani Jezusa Chrystusa ani Ducha Świętego. Tutaj należało by wyliczyć arian, antytrynitarzy, Świadków Jehowy.

Inne wspólnoty przyjmują wprawdzie naukę o Trójcy Przenajświętszej, a więc o Bóstwie Chrystusa i Bóstwie Ducha Świętego, w mniejszym wszakże zakresie w porównaniu do wiary katolickiej. Chodzi tu przede wszystkim o to, co dotyczy nieustannej obecności trzeciej osoby Trójcy Przenajświętszej, udzielonej wierzącym w Chrystusa, i Jej działania. Do tej grupy wspólnot należy zaliczyć wszystkie wyznania tzw. ewangelickie (protestanckie). Stwierdzenie to wydać się może zaskakujące. Przeprowadzając jednak teologiczną analizę treści wiary katolickiej stwierdzić musimy, że katolicka nauka o Kościele jako widzialnym Ciele Chrystusa, o uświęcającym działaniu siedmiu Sakramentów ewangelicznych, o Urzędzie Nauczycielskim Kościoła i o roli następcy św. Piotra, biskupa Rzymu, jako głowy kolegium biskupów mających sukcesję apostolską, a wreszcie nauka o szczególnej roli Matki Odkupiciela — wiąże się nieodłącznie z nauką o nieustannej obecności i działaniu Ducha Świętego w Kościele. Toteż wszyscy wierzący w Chrystusa, którzy nie przyjmują nauki o Kościele jako widzialnym Ciele Chrystusa, którzy nie przyjmują Urzędu Nauczycielskiego Kościoła ani roli biskupa Rzymu — następcy Piotra na jego stolicy, przyjmują ograniczoną liczbę Sakramentów, i nie przyjmują wiarą roli Matki Bożej w dziele Zbawienia, w gruncie rzeczy nie przyjmują prawdy o uświęcającym (doskonalącym) i jednoczącym wierzących działaniu Ducha Świętego w taki sposób, jak ją pojmuje wspólnota katolicka. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę, jeśli się zastanawiamy nad trudnościami w ruchu ekumenicznym.

W następnym szeregu należało by postawić te wyznania, które przyjmują naukę Ewangeliczną w sposób bardzo zbliżony do Kościołów Wschodnich i do Kościoła Katolickiego, różnią się jednak w opiniach co do tego, w jaki sposób natura Boska jest w Jezusie Chrystusie zjednoczona z Jego naturą ludzką. Pozostawanie w oddzieleniu od wspólnoty Kościoła Powszechnego (Katolickiego) wskazuje na różnice we wierze w działanie Ducha Świętego. Do tej grupy zaliczyć by trzeba nestorian, monofizytów, monoteletów itd.

W pobliżu szczytu drabiny znajdują się Kościoły Wschodnie, których teologia podkreśla z dużym naciskiem działanie Ducha Świętego, a jednak występuje u nich trudność w przyjęciu widocznego charakteru jedności Kościoła, to znaczy istoty i zadań apostolskiego następcy św. Piotra — biskupa Rzymu jako widzialnego znaku jedności Kościoła. Mamy więc i tutaj do czynienia z nie przyjmowaniem wiary w całą pełnię działania Ducha Świętego tak, jak ją wyznaje Kościół Katolicki.

Na szczycie drabiny stoi Kościół Katolicki. Dlaczego na szczycie? Nie ma bowiem innej wspólnoty wierzących odwołujących się do Objawienia danego przez Boga, która by przyjmowała za objawione więcej prawd niż przyjmuje Kościół katolicki. Taka jest rzeczywistość.

Tabela 1 przedstawia graficznie ową drabinę ekumeniczną.

Pytanie ekumeniczne

Jest sprawą oczywistą, że ostatecznym celem ruchu ekumenicznego jest spotkanie się wszystkich wierzących w jedności wiary. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi jaką jest pokój — pisze św. Paweł 3Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich. który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich. Cóż tu ukrywać: między wszystkimi wymienionymi wspólnotami wiernych zachodzi różnica właśnie w tym, co przyjmuje każda z nich za depozyt prawd objawionych. Niektórzy wyobrażają sobie, że sytuacja wszystkich wyznań pragnących dążyć do jedności we wierze jest podobna do biegaczy stojących obok siebie na linii na startu, że jedność da się osiągnąć przez pewnego rodzaju kompromis, ustalenie w trakcie dialogu w co właściwie będziemy razem wierzyli. Jest to wyobrażenie równie nie odpowiadające rzeczywistości, co naiwne.

Kościół katolicki

Przyjmuje Stary i Nowy Testament, Bóstwo i człowieczeństwo Jezusa Chrystusa, Bóstwo Ducha Świętego i pełnię jego działania uświęcającego i jednoczącego w Kościele, tzn. posługę biskupa Rzymu — następcy św. Piotra, Urząd Nauczycielski Kościoła, pełnię Sakramentów, rolę Matki Syna Bożego w dziele Zbawienia.

Kościoły Wschodnie prawosławne, tzw. kościoły narodowe, Bractwo św. Piusa X — czyli wspólnota arcybiskupa Lefebvra

 

Różnią się od Kościoła Katolickiego nie przyjmowaniem pełni nauczającego i jednoczącego działania Ducha Świętego, które urzeczywistnia się i wyraża w posłudze biskupa Rzymu — następcy Piotra Apostoła oraz kolegium biskupów.

Kościoły Wschodnie monofizyckie, nestoriańskie itd.

Pytania dotyczące zjednoczenia

dwóch natur: boskiej i ludzkiej w Chrystusie. Pozostawanie w oddzieleniu wskazuje na niepełne rozumienie Kościoła (problem działania Ducha Świętego).

Wspólnoty ewangelickie: Luteranie, wyznanie augsburgsko–reformowane, anglikanie, ogromna liczba różnorodnych wspólnot o charakterze ewangelicznym: baptyści, zielonoświątkowcy, itd. itd.

Przyjmując Objawienie Nowego Przymierza, nie przyjmują uświęcającego nauczającego i jednoczącego działania Ducha Świętego: roli Matki Zbawiciela w dziele Odkupienia i Zbawienia, widzialnego Kościoła, pełnej liczby sakramentów, Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, roli następcy św. Piotra itd. Za istotny dla swej wiary przyjmują autorytet określonego nauczyciela.

Arianie, antytrynitarze różnych denominacji, m.in. tzw. Badacze Pisma Świętego czyli Świadkowie Jehowy itd.

Przyjmując Objawienie Nowego Przymierza nie wierzą w Troistość Osób Jednego Boga, a w następstwie w nic z tego, co wynika i co wiąże się z prawdami o Bóstwie Jezusa Chrystusa, o udzieleniu Ducha Świętego Kościołowi.

Wyznawcy religii Mojżeszowej

Przyjmując objawienie się Boga Jedynego Abrahamowi odwołują się do tradycji patriarchów Starego Przymierza. Za fundamentalny dla swej wiary przyjmują autorytet Mojżesza. Nie przyjmują objawienia Nowego Przymierza w Jezusie z Nazaretu, stale jeszcze oczekują na Zbawiciela czyli Mesjasza (Chrystusa).

Wyznawcy Mahometa (Mahometanie)

Przyjmując objawienie się Boga Jedynego Abrahamowi odwołują się do tradycji patriarchów Starego Przymierza. Jednak za decydującego o ich wierze, jedynego godnego wiary proroka przyjmują Mahometa.

Tabela 1: „Drabina” prawd przyjmowanych za objawione

 

Nieustannie mówimy o wyznawcach religii  o b j a w i o n e j  przez Boga. Prawdy wiary religii objawionej nie są wymysłem ludzkim 4. Są  o b j a w i o n e . Człowiek jest wolny: ma możliwość  p r z y j ę c i a  Słowa Bożego, albo  o d r z u c e n i a  go. Wiąże się to z nieodłącznymi od takiego wyboru konsekwencjami. W dążeniu do jedności we wierze — a to dążenie właśnie napotyka na wielkie trudności — położenie każdej z tych denominacji jest inne. Katolik zaś znajduje się w położeniu zupełnie szczególnym, w istotny sposób różniącym się od położenia innych wyznawców religii objawionej. Różnica polega na tym, że nie ma denominacji, która by przyjmowała więcej prawd za objawione niż Kościół Katolicki. Jak w Chrystusie mieszka cała Pełnia: Bóstwo na sposób ciała 5, tak też pełnia Objawienia danego w Chrystusie, cały depozyt wiary przekazany Apostołom, trwa nienaruszony w Ciele Chrystusa, jakim jest Kościół. I gdyby ze strony historycznej analizować powstawanie różnych wspólnot odwołujących się do objawienia stwierdzić by można, że u źródeł każdej z nich stoi jakieś oświadczenie w rodzaju: Tej tezy głoszonej jako prawda Boża w Kościele ja  p r z y j ą ć   n i e   m o g ę . Z taką postawą spotykał się nieustannie Pan Jezus. Podkreśla to w swej Ewangelii zwłaszcza św. Jan. Przypomnijmy niektóre z 10 miejsc, w których o tej postawie mówi autor:

/Słowo/ przyszło do swojej własności,
a swoi Go nie przyjęli.
Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli
dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi.
 6
Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, że to mówimy, co wiemy, i o tym świadczymy, cośmy widzieli, a świadectwa naszego nie przyjmujecie. Jeżeli wam mówię o tym, co jest ziemskie, a nie wierzycie, to jakżesz uwierzycie temu, co wam powiem o sprawach niebieskich?
 7 Przyszedłem w imieniu Ojca mego, a nie przyjęliście mnie 8.

Tak więc ogromna większość wyznawców religii Mojżeszowej nie przyjęła pełni objawienia danego im przez Syna Bożego. Jezus domaga się wiary w siebie i to wiary boskiej 9. Jego ziomkowie zdają sobie z tego sprawę i uważają Jezusa za bluźniercę. A przecież Jezus nie mówił niczego  p r z e c i w  Bogu. Objawienie dane przez Syna Bożego nie odpowiadało ludzkim  w y o b r a ż e n i o m  słuchaczy o Bogu, o Jego działaniu, o Mesjaszu. Trudna jest ta mowa — mówią — któż jej może słuchać? 10 I odchodzą od Jezusa. Potem, w ciągu wieków, odchodziło po kolei wielu teologów czy biskupów, nie mogąc przyjąć tego, co było przechowywane jako nauka Chrystusa w społeczności Kościoła. Ta prawda nie odpowiadała ich ludzkim wyobrażeniom, ludzkim poglądom. Dane nam było widzieć i przeżywać, ale również i analizować ten proces odchodzenia warunkowany jakimś osobistym przeżyciem: Nie mogę tego przyjąć! Chodzi tu o dramat arcybiskupa Lefebvra. Nie mógł on przyjąć — tak mu się wydawało — tego, co uczynił papież Jan XXIII zwołując Sobór Powszechny, nie mógł przyjąć nauki tegoż Soboru, nie mógł przyjąć nauki papieża Pawła VI i wreszcie Jana Pawła II. W jego pojęciu oni wszyscy się mylili. Kto więc się nie mylił? W jego przekonaniu nie mylił się on sam, arcybiskup Lefebvre.

Przeprowadzona tu analiza teologiczna zawartości depozytu prawd, uznanych za objawione w poszczególnych wspólnotach powołujących się na Objawienie Boga Jedynego, ujawnia nam istotną trudność ruchu ekumenicznego. Przy czym wydaje się, że z charakteru tej trudności chyba niewielu zdaje sobie sprawę, co pogarsza sytuację. Często przedstawia się dialog ekumeniczny jako dialog między różnymi wspólnotami wierzących, stojących jak gdyby w jednym szeregu i zmierzających do jakiegoś pojednania w Prawdzie, która jest przed nimi. Jest to wyobrażenie stawiające ruch ekumeniczny w fałszywym świetle i wobec fałszywie sformułowanych zadań. Pełnia Objawienia Bożego została nam dana w Chrystusie. Nie my ją tworzymy, nie my zostaliśmy powołani do określania jej zawartości. Zostaliśmy wezwani do jej przyjęcia. Przeprowadzona wyżej analiza pozwala nam dostrzec, że każda z wymienionych wyżej wspólnot przyjmuje za objawiony określony zespół prawd. Ten zespół w każdym wypadku jest inny. Ponieważ to właśnie różni je od siebie wzajemnie, przeto każda z nich powinna sobie postawić dwa pytania dotyczące swego stosunku do Objawienia. Pierwsze pytanie, które nazwijmy pytaniem ekumenicznym, dla wszystkich tych wspólnot — poza katolicką — przedstawia się jednakowo. Brzmi ono: Czy prawdy, które przyjęliśmy, są już  c a ł ą   p e ł n i ą  Objawienia?

Drugie pytanie, nie mniej istotne, ma duże znaczenie dla zrozumienia trudności występujących w dialogu ekumenicznym. Temu pytaniu zostanie poświęcona uwaga w dalszym ciągu naszych rozważań. Brzmi ono: Dlaczego  t y l k o   t e   w ł a ś n i e  prawdy przyjęliśmy za objawione?

Wspólnota katolicka też, rzecz jasna, stawia sobie pytanie. Nie dotyczy ono jednak pełni Objawienia, bowiem — jak zostało stwierdzone — nie ma wspólnoty chrześcijańskiej, która przyjmowała by za  o b j a w i o n e  więcej prawd niż przyjmuje Kościół Katolicki. W Kościele obecne jest przeświadczenie wiary, że te właśnie wszystkie prawdy, ten depozyt Objawienia, jaki Kościół przechowuje, są pełnią Objawienia. Katolicy zatem powinni stawiać sobie pytanie o to, czy deklarując się jako wierzący są naprawdę świadkami wyznawanej wiary? Czy ich życie jest klarownym odbiciem ich wiary? W czym należy zmienić swoje życie, aby stało się ono rzeczywistym świadectwem wiary, to znaczy świadectwem przyjęcia pełni Objawienia danej nam w Chrystusie Jezusie? W stosunku zaś do prawd objawionych wierzący katolik w dialogu ekumenicznym stawia sobie pytanie czy wolno mu porzucić (dla dojścia do jedności z innymi denominacjami) to, w co dotąd wierzył — wiarą Boską! Sytuacja katolika w dialogu ekumenicznym jest więc nieporównanie trudniejsza niż sytuacja innych chrześcijan. Jest on świadom tego, że nie wolno mu uronić niczego z depozytu wiary, a zarazem jest świadom swych win, tego mianowicie, że jego życie nie jest w dostateczny sposób  ś w i a d e c t w e m , to znaczy, że potrzebuje nieustannej pokuty i nawrócenia, aby nie dawać powodu do stawiania przez niektórych Braci zarzutu: Jeśli oni tak postępują, nie mogę żyć we wspólnocie z nimi. To stanowisko nie jest rozumowo uzasadnione. Jest jednak zrozumiałe w perspektywie analizy życia emocjonalnego.

Doświadczenie uczy, że postawienie sformułowanych wyżej pytań jest bardzo trudne. Na pierwsze z tych pytań — nawet jeśli je sobie postawią — członkowie każdej wspólnoty odpowiedzą oczywiście twierdząco i to z głębokim przekonaniem. Jakoś nie jest podejmowana refleksja, że skoro są wspólnoty, które przyjmują za objawione  w i ę c e j  prawd, należałoby się nad tym zastanowić. Drugiego pytania chyba się w ogóle nie stawia. Teologowie danej denominacji wskazują na źródło Objawienia, jakim jest Pismo Święte. Ale i tutaj powinny zostać postawione pytania. Jeśli jakaś wspólnota wierzących przyjmuje jako podstawę wiary zasadę: Tylko Pismo Święte, to narzuca się wprost pytanie: W imię czego taką zasadę wiary przyjmować, skoro nie ma jej w Piśmie Świętym? Jak zatem dochodzi do tak niejednoznacznego rozumienia źródeł Objawienia? To właśnie należy uczynić przedmiotem analizy, jeśli chcemy lepiej zrozumieć źródła trudności występujących w dialogu ekumenicznym.

Dlaczego trudno jest postawić sobie pytanie ekumeniczne?

Gdyby nam wszystkim chodziło rzeczywiście o dążenie do Prawdy, gdybyśmy szczerze jej szukali, gdybyśmy wszyscy mieli odwagę postawić sobie pytanie ekumeniczne, o którym mówiliśmy, i uczciwie, za wszelką cenę szukali na nie odpowiedzi, nie trwało by długo a doszlibyśmy do jedności wiary. Jest jednak inaczej. Wszyscy pielęgnują w sobie przeświadczenie, że przecież wierzą. Chrześcijanie uspokajają sami siebie, że przecież wierzą w Chrystusa, o cóż więc może chodzić? Wszyscy trwają w przekonaniu, że różnice między chrześcijanami dotyczą właściwie tylko jakichś drugorzędnych tradycji. Spotykamy się z przekonaniem, że wystarczy po prostu dobrze żyć, po cóż więc spierać się o dogmaty? Wszyscy żywią przekonanie, że to właśnie my mamy rację, że to właśnie my jesteśmy tymi prawdziwymi wyznawcami Boga.

W ruchu ekumenicznym dąży się najczęściej do wspólnoty w modlitwie, do zjednoczenia w działaniach mających na celu czynienie najogólniej rozumianego dobra. Jest to oczywiście słuszna droga. Nie wystarcza ona jednak do osiągnięcia jedności. Prawdziwa jedność to jedność wiary, jedność w wyznawanej prawdzie. Ona to jest koniecznym warunkiem pełnej jedności w kulcie oddawanym Bogu, przede wszystkim w najwznioślejszym akcie kultu jakim jest Ofiara Eucharystyczna i uczestnictwo w niej przez Komunię Świętą. Warto zauważyć, że w nabożeństwach ekumenicznych rzadko pojawia się wyraz PRAWDA. Nie ma w tym nic dziwnego, bo właśnie prawda, a właściwie stosunek do niej, stosunek do jej przyjęcia, jest tym, co nas dzieli. Bez szczerego postawienia sobie pytania ekumenicznego działania ekumeniczne nie będą szły w głąb. Są, owszem, celowe, bo potęga modlitwy i czynienie dobra przygotowują jakoś do postawienia sobie wcześniej czy później pytania ekumenicznego. Trzeba mieć jednak jasną świadomość, że jeżeli naprawdę pragniemy dążyć do jedności, pytanie ekumeniczne powinno zostać postawione i że jest powinnością moralną szczere szukanie na nie odpowiedzi. Wspólne działania i wspólna modlitwa nie mogą stanowić usprawiedliwienia dla uchylania się od postawienia pytania ekumenicznego.

Tymczasem okazuje się, że postawienie tego pytania jest tak bardzo trudne! W praktyce każdy stara się je omijać i dlatego w modlitwach ekumenicznych rzadko występuje wyraz PRAWDA. Ważną zatem będzie rzeczą przeprowadzenie analizy dlaczego jest to tak trudna sprawa?

Wydaje się, że na trzy elementy należy zwrócić uwagę. Pierwszy — to sprawa motywu wiary. Drugi element — to pytanie o to, dlaczego Kościół Katolicki w dialogu ekumenicznym stawia sam siebie niejako w innej sytuacji niż inne wspólnoty wierzących. Trzeci — to sprawa bolesnego dla katolików pytania o to, czy są naprawdę wiernymi świadkami wyznawanej wiary. Zajmijmy się zatem po kolei tymi przyczynami trudności w dążeniu do jedności.

Dlaczego wierzę? — problem motywu wiary

Co się kryje za stwierdzeniem: wierzę?

Za tym stwierdzeniem kryje się oczywiście cały depozyt przyjętych za objawione prawd. Ale to nie wszystko. We właściwym znaczeniu słowo: wierzę określa pewien stosunek do osoby. Mówiąc: wierzę mam przede wszystkim na myśli to, że wierzę komuś, a nie tylko w coś. Wiara w coś jest zawsze wtórna względem wiary komuś. Wierzę w coś dlatego, że przyjmuję czyjś autorytet. Dotyczy to każdego wierzenia komuś, również w porządku naturalnym.

Na takiej naturalnej wierze zbudowana jest cała nasza wiedza. Przecież ogromną większość tego, co wiemy, przyjęliśmy od ludzi w procesie uczenia się. Nasze doświadczenie nakłada się dopiero na to, co przyjęliśmy od ludzi, jakoś im wierząc, to znaczy polegając na przypisywanym im przez nas autorytecie. Nasza społeczna natura nastawiona jest na komunikowanie się z innymi. Komunikowanie się z innymi wymaga z koniecznością, byśmy im wierzyli. Nastawieni jesteśmy na wierzenie innym. Dopiero gdy ktoś nas zawiedzie, gdy ktoś nas w błąd wprowadzi, gdy ktoś nas oszuka, tracimy do niego zaufanie, przestajemy mu wierzyć.

Jeśli idzie o wiarę nadprzyrodzoną, o wiarę Bogu, to i ona wspiera się na autorytecie. Powinien nim być autorytet objawiającego się Boga. Warto tu przypomnieć słowa Soboru Watykańskiego I:

Wiara... jest cnotą nadprzyrodzoną, przez którą za natchnieniem i pomocą łaski Bożej, wierzymy w prawdziwość rzeczy objawionych przez Boga, nie dla ich prawdziwości wewnętrznej, poznanej naturalnym światłem rozumu, lecz z powodu autorytetu samego Boga objawiającego, który się nie myli ani nikogo mylić nie może. 11

Bogu objawiającemu należy okazać posłuszeństwo wiary, przez które człowiek z wolnej woli cały powierza się Bogu, okazując pełną uległość rozumu i woli wobec Boga objawiającego i dobrowolnie uznając objawienie przez Niego dane. 12

Tak więc zostaje postawiony problem motywu wiary nadprzyrodzonej, wiary w objawiającego się Boga. Problem polega na tym, czy motywem każdego aktu wiary religijnej jest autorytet objawiającego się Boga? Czy może być wiara oparta na innym motywie niż autorytet objawiającego się Boga? Wydaje się, że formułując to pytanie dotykamy istoty trudności w postawieniu sobie pytania ekumenicznego.

Wiara Bogu czy wiara człowiekowi?

Posłuszeństwo wiary 13, jak mówi św. Paweł, ma swoje: Dlaczego? Chcemy przez to powiedzieć, że wsparte jest na określonym motywie. Według nauki Soboru Watykańskiego I motywem tym powinien być dla nas autorytet objawiającego się Boga. Ponieważ jednak Bóg przemawia ludzkim językiem, przez ludzi 14, zatem istnieje możliwość zawierzenia bardziej autorytetowi jakiegoś człowieka niż autorytetowi Boga.

Oparcie się na autorytecie ludzkim nazwane zostało przez św.Pawła niemowlęctwem, cielesnością, postępowaniem tylko po ludzku 15. Taka niedojrzałość we wierze prowadzić musi do niezgody, zawiści i podziałów. Cztery pierwsze rozdziały 1. Listu do Koryntian rozprawiają się z takim infantylizmem tamtejszych wiernych. Trudności, jakich doświadczali Koryntianie, są również trudnościami dzisiaj żyjących ludzi i są przyczyną, dla której poszczególne grupy wierzących wzdragają się przed postawieniem sobie pytania ekumenicznego. Pierwszymi zwiastunami wiary dla dzieci są rodzice. Dziecko przejmuje wiarę od rodziców ze względu na ich autorytet rodzicielski. Motywem wiary dziecka jest więc oparcie się na ludzkim autorytecie wychowawcy czy nauczyciela. To rzecz zrozumiała. Jeśli mahometanin jest mahometaninem, bo go tak wychowano, jeśli wyznawcę religii Mojżeszowej wychowano tak a nie inaczej, podobnie wyznawcę którejś z licznych denominacji protestanckich, prawosławnego czy katolika, to ich wiara jest oparta na autorytecie ludzkim. Postawienie w tych warunkach pytania ekumenicznego wiąże się z pewnym wstrząsem uczuciowym. Dziecko jest bowiem przeświadczone, że postawienie tego pytania nie tylko podważa autorytet rodziców, ale wiąże się z ewentualną koniecznością osądzenia rodziców, stwierdzenia, że w bardzo ważnej sprawie, w której chodzi nawet o zbawienie, rodzice nie mieli racji, rodzice żyli w błędzie.

Infantylne oparcie wiary na ludzkim autorytecie rodziców wiąże się ponadto z niebezpieczeństwem przyjęcia za wiarygodny autorytetu jakiegoś innego człowieka, wytworzenia się uprzedzeń do osób, które oparły swoje przekonania religijne na innym ludzkim autorytecie, a nawet oparcia się wyłącznie na swoim własnym sposobie myślenia. Mówiliśmy wyżej o dramacie wiary arcybiskupa Lefebvra. Zawierzył on sobie: sam dla siebie stał się autorytetem w zakresie wiary. Jego osobisty dramat wiąże się oczywiście z dramatem wszystkich, którzy zawierzyli temu człowiekowi i jego autorytetowi. Dla następnego pokolenia, dla dzieci ludzi, którzy zawierzyli arcybiskupowi Lefebvrowi, problem wiary będzie się łączył z koniecznością z postawieniem sobie pytania ekumenicznego, co będzie związane z ogromną emocjonalną trudnością.

Identyczny dramat dotyczy wszystkich, którzy poszli za jakimś nauczycielem wiary, teologiem czy biskupem, zawierzając jego autorytetowi. Dramat ten obejmuje oczywiście też ich dzieci i dalszych potomków. Lista tych nauczycieli, którzy pociągnęli za sobą liczne nieraz rzesze wiernych, jest w historii Kościoła długa, począwszy od różnych grup gnostyckich, poprzez Ariusza, Nestorusza, Apołinarego, Sewera, Focjusza, Michała Cerulariusza, Berengariusza i późniejszych nauczycieli: Wyckliffa, Lutra, Kalwina, Henryka VIII, Janseniusza, aż do ostatnich, w rodzaju Smitha, Russela, Knoxa, Kowalskiego czy wreszcie Lefebvra. Dramat arcybiskupa Lefebvra rozegrał się na naszych oczach. Jest on powtórzeniem dramatu wielu dawniejszych teologów czy biskupów. Zastanawiać powinien fakt, że np. wspólnoty protestanckie otwarcie mówią, że idą za tym czy innym reformatorem i określają swoje wyznanie jego imieniem.

Z jednej więc strony trudności w dialogu ekumenicznym wynikają z różnicy w podstawie, na jakiej opiera wierzący swój akt wiary w Boga. To brzmi może dziwnie, niemniej tak można sformułować problem motywu wiary. Z drugiej strony źródłem trudności jest też różnica w tym, kto i dlaczego staje się dla wierzącego autorytetem, któremu wierzący ufa jako nauczycielowi wiary.

Widać z tego, że w dialogu ekumenicznym między różnymi wspólnotami wyznaniowymi, problemy teologiczne są w gruncie rzeczy sprawą wtórną. Dyskusja nad nimi może być pouczająca i użyteczna, nie może dać jednak oczekiwanych wyników. Istotna bowiem trudność wiąże się z motywacją wiary i z przyjętym za wiarygodny autorytetem nauczyciela wiary. Tak było za czasów, gdy prorocy przemawiali do Izraelitów, tak było wtedy, gdy Pan Jezus chodził po ziemi palestyńskiej i nauczał Żydów. Nie inaczej było przez cały ciąg historii Kościoła. Problem dotyczy nie tyle porządku intelektualnego, czyli rozumienia prawd wiary, ile rzeczywistości tkwiącej głęboko w życiu uczuciowym. Skoro bowiem motywem każdego aktu wiary jest zawierzenie jakiemuś autorytetowi, to nie można przecenić znaczenia emocjonalnych związków danej osoby z tym, któremu przypisuje ona autorytet. Przed każdym podejmującym dialog ekumeniczny staje konieczność zastanowienia się nad najgłębszymi motywami swej wiary oraz dokonania wyboru pomiędzy autorytetem rodziców, szanowanych i miłowanych nauczycieli, emocjonalnym przywiązaniem do określonych tradycji, a autorytetem objawiającego się Boga.

Takie postawienie zagadnienia musi budzić znaczne opory. Nie ma w tym nic dziwnego. Ich charakter jest tego rodzaju, że wszelkie próby pokonania tych oporów budzą lęk, a nawet pewnego rodzaju grozę. Potrzeba zaiste nadprzyrodzonej mocy, aby się odważyć na takie spojrzenie na swój akt wiary. Właśnie dlatego tak ważną sprawą jest modlitwa do Ducha Świętego, który tego męstwa mocen jest nam wszystkim udzielić. Modlitwa taka potrzebna jest wszystkim, wydaje się jednak, że zwłaszcza my, katolicy, powinniśmy się do niej uciekać, ponieważ w postawieniu sobie pytania ekumenicznego doświadczamy, jak się zdaje, trudności nieporównanie głębszej niż trudności innych denominacji, ze względu na moralny charakter jaki nosi pytanie ekumeniczne, które winien stawiać sobie katolik.

Przejdźmy zatem do następnej sprawy.

Objawienie Boże i człowiek: Wiara rodzi się z tego, co się słyszy...

Drugie zagadnienie, które wymaga omówienia, wiąże się ściśle z pierwszym i odnosi się do różnicy, jaka zachodzi między Kościołem Katolickim a innymi wspólnotami wierzących.

Z tego, co zostało powiedziane, wynika, że sądzimy, iż zachodzi istotna różnica między autorytetem, jaki w nauce wiary przypisujemy Kościołowi, a autorytetem innych nauczycieli wiary. Takie stanowisko, przypuszczać należy, może być uważane za niemałą przeszkodę w dialogu ekumenicznym. Zagadnienie różnicy między autorytetem Kościoła a autorytetem różnych nauczycieli wiary trzeba poruszyć, trzeba je omówić, mimo, że może to być ogromnie bolesne. Chodzi jednak o objawiającego się Boga, żadna zatem trudność — a trudności natury emocjonalnej mają ogromne znaczenie w naszym życiu — nie powinna nas powstrzymywać od dotknięcia tego nawet, co jest stale jątrzącą raną.

Pan Bóg przystosowuje sposób, w jaki nam się objawia, do naszej natury. Objawia się zatem nam — ludziom przemawiając do nas ludzkim językiem przez ludzi, którym przekazał swoje Objawienie. Przemawia też przez czyny i znaki, obwieszczane jednak zawsze przez słowa głoszone przez ludzi. Odsłaniają one tajemnicę zawartą tych czynach i znakach 16.

Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna. Tymi słowami autor Listu do Hebrajczyków 17 przedstawia zwięźle Boży zamysł objawienia się człowiekowi. Chcąc dopełnić objawienia Bóg posyła swego Syna, który stał się człowiekiem: Jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus. 18

O tym człowieku pisze św. Jan:

Wiemy także, że Syn Boży przyszedł
i obdarzył nas zdolnością rozumu,
abyśmy poznawali Prawdziwego.
Jesteśmy w prawdziwym Bogu,
w Synu Jego, Jezusie Chrystusie.
On zaś jest prawdziwym Bogiem
i życiem wiecznym
 19.

Św. Paweł w Liście do Filipian rozważa uniżenie, ogołocenie Słowa Bożego przez przyjęcie człowieczeństwa:

On, istniejąc w postaci Bożej,
nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem,
lecz ogołocił samego siebie,
przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi.
A w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka,
uniżył samego siebie...
 20

To, że Bóg objawia się ludziom przez posługę innych ludzi, pociąga za sobą dwa doniosłe następstwa, z którymi związana jest próba dla naszej wiary. Pierwszym następstwem jest, że zachodzi możliwość brania Słowa Bożego za słowo ludzkie. Znaczy to, że dany człowiek, do którego Słowo Boże jest kierowane przez posługę innych ludzi, może z jakichś powodów nie dostrzegać Boskiego autorytetu za tymi ludźmi stojącego. I na odwrót: staje się możliwe przyjęcie słowa ludzkiego za Słowo Boże, co jest właściwie równoznaczne z przypisaniem człowiekowi autorytetu równego Bożemu autorytetowi!

Drugim brzemiennym w skutki następstwem uniżenia Słowa Bożego jest również to, że Wiara rodzi się z tego, co się słyszy 21. Jest to naprawdę niezmiernie ważne stwierdzenie. Wiara nie rodzi się z jakiegoś indywidualnie doświadczanego przeżycia. Jest zawsze przyjęciem Słowa Bożego. Przyjęcie to wymaga specjalnej pomocy Bożej, ale jest ono przyjęciem nauki Bożej z zewnątrz, od innych ludzi, czy może raczej przez nich. Jeśli zaś Słowo Chrystusa głoszone jest przez ludzi, od których, czy przez których inni ludzie to Słowo słyszą, przeto ci, którzy je głoszą, muszą zostać jakoś posłani, winni mieć jakiś mandat do głoszenia tego Słowa. Nie mogą głosić tego słowa we własnym imieniu. Inaczej mówiąc, za tymi ludźmi powinien zawsze stać Ten, który ich posyła, Jego autorytet, i musi to być możliwe do rozpoznania: Jakże mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszeli? — zapytuje św. Paweł — Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił? jakże mogliby im głosić, jeśliby nie zostali posłani? 22

Rozważmy po kolei te następstwa.

Autorytet Boga — autorytet człowieka

Faktem jest, że Jezus Chrystus, Słowo Boże, które stało się człowiekiem, przez większość swoich nie został rozpoznany jako Syn Boży. Ileż smutku jest w tym stwierdzeniu św. Jana:

Na świecie było /Słowo/,
a świat stał się przez Nie,
lecz świat Go nie poznał.
przyszło do swojej własności,
a swoi Go nie przyjęli
 23.

Pan Jezus niejednokrotnie wyrzuca Żydom, że nie wierzą w Niego. Trzymają się natomiast ludzkich tradycji, stąd gorzkie słowa Jezusa cytującego Proroka Izajasza:

Ten lud czci Mnie wargami
lecz sercem swym daleko jest ode Mnie.
Ale czci mnie na próżno
ucząc zasad podanych przez ludzi.
Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji...i znosicie słowo Boże przez waszą tradycję
 24.

Znamienne są też następujące słowa Chrystusa: Przyszedłem w imieniu Ojca mego, a nie przyjęliście mnie. Gdyby jednak przybył kto inny we własnym imieniu, to byście go przyjęli 25. Oznacza to, że autorytetowi tych ludzi, nie działających przecież z mandatu Bożego, skoro działają we własnym imieniu, zostanie przypisany w praktyce autorytet równy Bożemu. Jak to jednak się dzieje, że ktoś może mówić o wielkich tajemnicach Bożych we własnym imieniu? Po prostu ktoś taki ufa sobie samemu: swoim przeżyciom, swoim doświadczeniom, swojemu sposobowi myślenia. W pewnym sensie sam dla siebie jest autorytetem do tego stopnia, że właściwie w praktyce uważa się za nieomylnego 26. To jest właśnie problem fałszywych proroków, których działalność była tak wielkim problemem w Starym Testamencie: Biada prorokom głupim, którzy idą za własnym rozumieniem... Jahwe ich nie posłał.. 27.

Rzekł prorok Jeremiasz do proroka Chananiasza: Słuchaj, Chananiaszu: Jahwe Cię nie posłał... 28 Przed tymi fałszywymi prorokami Pan Jezus przestrzega wiele razy. O nauczycielach, którzy przychodzą we własnym imieniu, mówią obszernie Listy św. Pawła. Jakże przejmujące jest następujące zdanie: Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań — ponieważ uszy ich świerzbią — będą mnożyli sobie nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom 29

W swoim zamyśle zbawczym Pan Bóg pozostawia samemu człowiekowi rozeznanie tego, co jest Słowem Bożym, a co jest słowem ludzkim. Ciąży na nas odpowiedzialność za rozeznanie jaki autorytet stoi za słowem, które do nas jest skierowane. To rozeznanie dokonuje się przede wszystkim przez wiarę. Bóg nie pozostawia nas samych. By móc okazać taką wiarę — głosi Sobór Watykański II — trzeba mieć łaskę Bożą uprzedzającą i wspomagającą oraz pomoce wewnętrzne Ducha Świętego, który by poruszał serca i do Boga zwracał, otwierał oczy rozumu i udzielał wszystkim słodyczy w uznawaniu i dawaniu wiary prawdzie 30. Wiara jest łaską. Łaskę tę otrzymujemy w sakramencie Chrztu. Niemniej o jej umocnienie i wzrost trzeba Boga prosić 31. Są jednak również doniosłe argumenty przemawiające za tym, że dany nauczyciel wiary jest (czy nie jest) wiarygodny i że powinniśmy (lub nie powinniśmy) pójść za nim w naszej wierze. Uzdrowiony niewidomy od urodzenia zapytany przez Pana Jezusa, czy wierzy w Syna Człowieczego, stawia sam niezwykle doniosłe pytanie: A któż to jest Panie, abym w Niego wierzył? 32 Pan Jezus bardzo poważnie odpowiada na to pytanie odwołując się do doświadczenia cudownego uzdrowienia przez obmycie oczu na polecenie Jezusa w sadzawce o nazwie Posłany 33. Uzdrowiony pojął, że tam otrzymał wzrok po to, by zobaczyć Posłanego. To pytanie uzdrowionego powinno zostać postawione każdemu nauczycielowi wiary.

W ten sposób dochodzimy do konieczności omówienia drugiego następstwa wcielenia Słowa Bożego. Chodzi o mandat konieczny do głoszenia Słowa i o fakty pozwalające z pewnością stwierdzić, jaki autorytet stoi za danym nauczycielem religijnym: czy jest to autorytet własny, czyli czy nauczyciel działa we własnym imieniu, czy przeciwnie jego autorytet płynie z posłania przez Boga?

Mandat do głoszenia Słowa
czyli jak rozpoznać autorytet stojący za nauczaniem?

Według zamysłu Boga posługa człowieka jest bezwzględnie konieczna dla przekazywania ludziom Słowa Bożego. Istotne znaczenie ma tutaj mandat uzyskany od Boga do głoszenia tego Słowa. Sam Bóg–Człowiek, Jezus Chrystus z ogromnym naciskiem powtarza, że został posłany, że stoi za nim autorytet Ojca! Zwłaszcza Ewangelia wg św. Jana przywiązuje do tych słów Jezusa bardzo wielkie znaczenie. Wiąże się to zapewne z faktem, że to pismo natchnione powstało przy końcu I wieku, kiedy Kościół doświadczył już szerokiego działania nauczycieli nauk niezgodnych z nauczaniem apostołów. Jeszcze za życia św. Pawła, w latach sześćdziesiątych pierwszego stulecia, pisze Apostoł: ... są jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową. Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy — niech będzie przeklęty! 34

Sprawa zasługuje na dokładniejszą analizę ze względu na doniosłe znaczenie jakie ma ona dla zrozumienia trudności w ruchu ekumenicznym. Pan Jezus głosi o sobie, że jest posłany przez Ojca. To posłanie jest określane trzema greckimi słowami, będącymi właściwie synonimami: chodzi o wyrazy pémpein, apostéllein i exapostéllein. Dwa pierwsze, będące synonimami, oddawane są w tłumaczeniu polskim najczęściej przez czasowniki posyłać lub wysyłać. Trzeci tłumaczony jest również przez odsyłać, zsyłać. Od słowa apostéllein pochodzi rzeczownik apostolos (apóstolos) czyli apostoł, co właściwie znaczy wysłany, wysłannik. Trzecie słowo, exapostéllein, użyte 10 razy przez św. Łukasza (3 razy w Ewangelii oraz 7 razy w Dziejach Apostolskich), zastosował św. Paweł raz do Jezusa — Syna Bożego i raz do Ducha Świętego.

 

Mateusz

Łukasz

Listy Ap.

Apokalipsa

Ew. Jana

Ogółem

1

4

6

4

30

W odn. do Jezusa

 

 

1

 

26

Tabela 2: Użycie słowa pémpein w Nowym Testamencie

 

Mateusz

Marek

Łukasz

Dzieje Ap.

Listy

1 J

Apokalipsa

J

 a 

 b 

 a 

 b 

 a 

 b 

 a 

 b 

 a 

 b 

 a 

 b 

 a 

 b 

 a 

 b 

21

2

20

1

25

3

24

3

6

3

3

3

27

17

Tabela 3: Użycie słowa apostéllein w Nowym Testamencie: a — ogółem; b — w odniesieniu do Jezusa

 

Jak z tych zestawień widać, w Ewangelii wg św. Jana słowo pémpein (posyłać), którego stosowanie wyróżnia tę księgę natchnioną spośród pozostałych pism Nowego Testamentu, w 26 wypadkach na 30 odniesione jest do Jezusa, który mówi, że jest posłany, że Ojciec Go posłał. Z kolei słowo apostéllein (wysyłać) w pismach św. Jana odnosi Chrystus do siebie albo jest ono odniesione do Niego łącznie 20 razy, a ponadto w pozostałych Ewangeliach i w Dziejach Apostolskich dalsze 9 razy. Wreszcie słowo exapostéllein zastosowane jest do Pana Jezusa raz. W sumie, w Nowym Testamencie 56 razy powtórzone jest stwierdzenie, że Chrystus został posłany czy wysłany przez Ojca. W tym 46 razy przekazuje nam tę prawdę św. Jan. Ma to więc naprawdę doniosłe znaczenie zwłaszcza, że Chrystus oczekuje wiary w tę rzeczywistość swojego posłania 35.

W tym świetle jest rzeczą znamienną i w pełni zrozumiałą, że autor Listu do Hebrajczyków zapisuje następujące słowa:

Dlatego, bracia święci, uczestnicy powołania niebieskiego, zwróćcie uwagę na Apostoła i Arcykapłana naszego wyznania, Jezusa Chrystusa... 36

Jezus, chcąc wszystkim dać życie wieczne będące poznaniem Ojca i tego, którego On posłał 37, pragnie, by wszyscy posłyszeli Jego słowo. Powołując się na swoje posłanie czy wysłanie przez Ojca, sam z kolei posyła czy wysyła apostołów tak, jak sam został posłany czy wysłany. Sam będąc apostołem Ojca, powołuje tą wszechwładzą, która mu jest dana 38, swoich apostołów polecając im nauczanie wszelkich narodów i przekazywanie im Jego słowa.

Jak Ojciec mnie posłał, tak i Ja was posyłam 39.

Ojcze... jak Ty mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem 40.

To posłanie apostołów jest argumentem uwierzytelniającym ich Słowo.

Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał 41.

Kto przyjmuje tego, którego Ja poślę, Mnie przyjmuje. A kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał 42.

Wysyłając siedemdziesięciu dwóch uczniów mówi do nich:

Kto was słucha, mnie słucha, a kto wami gardzi, mną gardzi; lecz kto mną gardzi, gardzi tym, który mnie posłał 43.

Pan Jezus z naciskiem stwierdza:

Nie mówiłem sam od siebie, ale ten, który mnie posłał, Ojciec, On mi nakazał, co mam powiedzieć i oznajmić. A wiem, że przykazanie Jego jest życiem wiecznym. To, co mówię, mówię tak, jak mi Ojciec powiedział 44. Moja nauka nie jest moją, lecz tego, który mnie posłał 45.

Dla Pana Jezusa to, że został posłany ma istotne znaczenie i jest rękojmią wiarogodności jego nauki. Podobnie dla Apostołów rękojmią wiarogodności ich nauki jest to, że są posłani. Św. Paweł, chociaż objawienie nauki Bożej otrzymał od samego Pana Jezusa 46, a o swoim apostolstwie mówi, że jest ono z ustanowienia Jezusa Chrystusa i Boga Ojca 47, przyjmuje przecież Chrzest 48, zostaje przedstawiony apostołom w Jerozolimie 49 a na swoje wyprawy apostolskie zostaje posłany przez starszych kościoła antiocheńskiego, którzy nakładają na niego ręce, co powoduje, że wysłany on zostaje przez Ducha Świętego 50. Potem dwukrotnie przedstawia głoszoną przez siebie naukę apostołom w Jerozolimie 51 aby nie biegł na próżno 52.

W tym świetle zrozumiałą staje się rzeczą, co oznacza wyrażenie Kościół Apostolski. Oznacza ono, że Kościół ustanowiony przez Chrystusa uczestniczy w Jego posłaniu, jest świadom swego posłania, a zatem swej apostolskości.

Ta długa i uciążliwa analiza była konieczna, aby zrozumieć jedną z najbardziej istotnych trudności budzących w dialogu ekumenicznym zasadnicze opory nie tyle merytoryczne, ile właśnie emocjonalne. Czynione są zarzuty Kościołowi Katolickiemu, że w dialogu ekumenicznym traktuje sam siebie inaczej niż inne denominacje chrześcijańskie. Tak jest rzeczywiście. Nie jest to jednak tylko problem pełni prawd objawionych, o jakiej była mowa w analizie teologicznej zespołu prawd przyjmowanych przez różne denominacje. Chodzi o niezwykle bolesne pytanie, czy pytania, które może nie są otwarcie stawiane, aby nie ranić rozmówców. Tkwią jednak niewypowiedziane w podtekście dialogu między Kościołem a innymi wspólnotami wierzących. Mianowicie Kościół, doświadczając swej widzialności i trwania, ma pełną świadomość swego nieprzerwanego związku poprzez kolegium biskupów i apostołów z historycznym Chrystusem, a więc swego posłania, swej apostolskości, co jest określane mianem sukcesji apostolskiej.

W świetle dokonanej wyżej analizy tekstów objawionych sformułowanie pytań o motywację wiary jest w pełni uzasadnione. Czy jednak postawienie tych pytań nie zostanie potraktowane jako wyraz zarozumialstwa i nietolerancji ze strony katolików? Czy w praktyce, wzięcie ich pod rozwagę jest w ogóle możliwe, skoro dotykają one tak drażliwej dla życia uczuciowego i uraźliwej dziedziny? Pytania te dotyczą właśnie motywu wiary: kto Was posyła? czyj autorytet stoi za Waszym głoszeniem Słowa? czyjemu autorytetowi mają zawierzyć Wasi wierni? czyli inaczej: co jest dla nich motywem wiary? Jest rzeczą aż nadto oczywistą, do jakiego stopnia zostałaby zraniona uczuciowość religijna osób, do których podobne pytania zostałyby w otwarty sposób skierowane. Niemniej, istnieje przecież rzeczywiście problem prawdziwych nauczycieli wiary, to znaczy posłanych, uczestniczących w apostolskim posłaniu Chrystusa, i nie–prawdziwych nauczycieli wiary (mimo ich najlepszej woli), to znaczy nie–posłanych, nie mających uczestnictwa w apostolskim posłaniu Chrystusa. Jest o tym mowa wielokrotnie w pismach Nowego Testamentu. Właśnie dlatego w Kościele Katolickim przestrzega się zasady tzw. misji kanonicznej, to znaczy powierzenia misji nauczania Ewangelii przez biskupa mającego sukcesję apostolską i pozostającego w jedności z kolegium biskupów i jego głową — następcą Piotra.

Istnieje zatem problem źródeł autorytetu głosicieli Ewangelii, Istnieje również problem takiego wysiłku głoszenia prawd religijnych, który święty Paweł określa jakże trudnym do przyjęcia określeniem: na darmo. Istnieje wreszcie stale realne niebezpieczeństwo zawierzenia bardziej słowu ludzkiemu i autorytetowi ludzkiemu aniżeli autorytetowi objawiającego się Boga. Raz jeszcze należy tu wskazać dramat arcybiskupa Lefebvra, jasno ukazujący dynamikę emocjonalnych trudności wiążących się z oparciem wiary na autorytecie Boga, gdy w jego miejsce zostaje podstawiony autorytet ludzki, który staje się decydujący o tym, jaką jest nasza wiara.

Rzecz jasna, zarówno nauczyciel jak i ufający jego autorytetowi wierzący mogą działać w dobrej wierze. Nie o to tu chodzi. Chodzi o to, że w rzeczywistości wierzący, który zaufał autorytetowi nauczyciela, przyjmuje wiarę w zakresie, jaki wskazuje nauczyciel, i według jego ludzkiej interpretacji. To jest ten nad wyraz bolesny problem i przeogromna trudność w dialogu ekumenicznym zwłaszcza, że w stosunku do wiernych katolików mogą zostać sformułowane pytania równie prawdziwe, a nierównie bardziej bolesne: Cóż z tego, że macie pełnię prawdy, skoro według niej nie żyjecie? Czy wasze „wierzę” nie jest czczą deklaracją? Czy jesteście w całej prawdzie świadkami wiary? Pytania te, podobnie jak poprzednie, nie są może otwarcie formułowane w dialogu ekumenicznym. Były i są jednak nieraz kierowane do katolików i tkwią w podtekście dialogu. I nie może być inaczej. Narzucają się one z całą siłą choćby wtedy, gdy zastanawiamy się nad stosunkiem katolików do ewangelicznych wymagań etyki życia rodzinnego, małżeńskiego i seksualnego. 

Motyw wiary a świadectwo życia

Pytanie o motywację wiary dotyczy więc również katolików. Co prawda, nie ma innej denominacji, która by przyjmowała za objawione więcej prawd, niż przyjmuje Kościół. Przechowuje on zatem pełnię objawienia, jak to formułuje katolicka nauka wiary. W naszych rozważaniach chodzi jednak o zupełnie inną stronę zagadnienia. Chodzi o akt wiary i o motywację wiary. Niedojrzałość motywacji wiary prowadzi do niedojrzałości samej wiary, niedojrzałość zaś wiary wyraża się w życiu: nie będzie ono świadectwem.

Otóż każdy, kto otrzymuje wiarę od rodziców czy od wychowawców, wspiera ją początkowo na ich ludzkim autorytecie. Nie ma w tym nic dziwnego. Ten motyw jednak, jak to zostało wskazane, jest niedojrzały i nie wystarcza, aby kształtować życie dorosłego człowieka według wymagań wiary. Toteż motyw wiary powinien się przekształcać. Ten proces jest przedmiotem zainteresowania teologii życia wewnętrznego, w której jest mowa o kolejnych nawróceniach człowieka zdążającego do zjednoczenia z Bogiem. Wychowawcy powinni prowadzić dziecko, i zresztą także dorosłych mających infantylną wiarę, do uwierzenia Bogu objawiającemu się, do ukazania Jego autorytetu, a zatem — z jednej strony — do ukazania apostolskości Kościoła: to znaczy tego, że nauka tu głoszona jest podawana z autorytetem Jezusa Chrystusa, a z drugiej strony do ukazywania konieczności nieustannego nawracania się. Ewangelia bowiem domaga się rzeczywiście zmiany życia.

Te dwa nurty są nieustannie obecne w posłudze św. Pawła. Właśnie jako posłany, a więc apostoł, tak pisze do wiernych w Koryncie: W imieniu Chrystusa spełniamy posłannictwo jakby Boga samego, który przez nas udziela napomnień. W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem! 53 Świadomość działania w imieniu Boga, który powierzył to zadanie apostołowi, jest głęboka i żywa: ...jak przez Boga zostaliśmy uznani za godnych powierzenia nam Ewangelii, tak głosimy ją, aby się podobać nie ludziom, ale Bogu, który bada nasze serca... 54 Dlatego nieustannie dziękujemy Bogu, bo gdy przyjęliście słowo Boże od nas, przyjęliście je nie jako słowo ludzkie, ale — jak jest naprawdę — jako słowo Boga, który działa w was wierzących 55. Podobnie pisze do Galatów: Przyjęliście mnie jak anioła Bożego, jak samego Chrystusa Jezusa 56. W świetle przytoczonych wyżej wypowiedzi Pana Jezusa posyłającego swoich uczniów, jest to w pełni uzasadnione.

Przyjęcie wiary w oparciu o autorytet ludzki wychowawców i nauczycieli, jak to widzimy na co dzień, nie wytrzymuje próby życia. Infantylizm wiary, to znaczy niewłaściwa, cielesna (żeby użyć terminu św. Pawła) jej motywacja jest dramatem naszej wspólnoty katolickiej. Rozłam między wiarą wyznawaną a życiem codziennym — przypomina Sobór Watykański II — występujący u wielu, trzeba zaliczyć do ważniejszych błędów naszych czasów. Zgorszenie to już w Starym Testamencie gwałtownie karcili prorocy, a o wiele bardziej w Nowym Testamencie sam Jezus Chrystus groził za nie ciężkimi karami... Jakkolwiek Kościół pozostał dzięki mocy Ducha Świętego wierną oblubienicą swego Pana i nigdy nie przestał być znakiem zbawienia w świecie, wie on jednak dobrze, że wśród jego członków, czy to duchownych, czy świeckich, nie brakowało w ciągu wielu wieków takich, którzy byli niewierni Duchowi Bożemu. Także w naszych czasach nie uchodzi uwagi Kościoła, jak wielka rozbieżność zachodzi między nauką, którą głosi, a ludzką słabością tych, którym powierzona jest Ewangelia... Matka–Kościół, prowadzony przez Ducha Świętego, nieustannie synów swoich zachęca do oczyszczania się i odnawiania, żeby znamię Chrystusa jeszcze mocniej jaśniało na obliczu Kościoła 57.

W Dekrecie o ekumenizmie czytamy: Mimo, że Kościół katolicki ubogacony został wszelką prawdą objawioną przez Boga i wszelkimi środkami łaski, to jednak jego członkowie nie żyją pełnią gorliwości w oparciu o nie, jakby to należało, tak że oblicze Kościoła za mało świeci braciom od nas odłączonym i całemu światu, a wzrost królestwa Bożego ulega opóźnieniu. Wobec tego wszyscy katolicy powinni dążyć do chrześcijańskiej doskonałości, a każdy — zależnie od swego stanu — ma dokładać starań, by Kościół nosząc w swym ciele Jezusowe uniżenie i umartwienie oczyszczał się z dnia na dzień i odnawiał, aż stanie się dla Chrystusa pełen chwały, bez skazy i bez zmarszczki.... Nie ma prawdziwego ekumenizmu bez wewnętrznej przemiany... Niech pamiętają wszyscy wyznawcy Chrystusa, że tym lepiej posuwają naprzód sprawę jedności chrześcijan, a nawet ją realizują, im bardziej nieskazitelne usiłują wieść życie w duchu Ewangelii... To nawrócenie serca i świętość życia łącznie z publicznymi i prywatnymi modlitwami o jedność chrześcijan należy uznać za duszę całego ruchu ekumenicznego... 58

W listach do siedmiu kościołów Azji umieszczonych na początku Apokalipsy św. Jana, obok pochwał za wierność, każe Pan Jezus umieścić Apostołowi wezwania do nawrócenia, a również i taką groźną wymówkę: Ty mówisz: „jestem bogaty” i „wzbogaciłem się” i „niczego mi nie potrzeba” a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny, i ślepy, i nagi. Radzę ci kupić u mnie złota w ogniu oczyszczonego, abyś się wzbogacił, i białe szaty, abyś się oblókł, a nie ujawniła się haniebna twa nagość, i balsamu do namaszczenia twych oczu, byś widział 59.

W świetle tych tekstów ujawnia się aż nadto wyraźnie ogromna trudność, jakiej doświadczają katolicy w postawieniu sobie pytania ekumenicznego. W ich wypadku ma ono charakter moralny. Zawiera wezwanie do prawdziwego nawrócenia i do odnowy moralnej. To z kolei domaga się wyrośnięcia z oparcia wiary na ludzkim autorytecie wychowawców i zawierzenia autorytetowi Bożemu obecnemu w apostolskim Kościele i wskazywanemu przez tych wychowawców. Infantylna wiara katolików, nie prowadząca ich do ukształtowania życia według wymagań Bożych, skłoniła biskupów zebranych na Synodzie poświęconym życiu religijnemu Europy do stwierdzenia, że Europa wciąż potrzebuje ewangelizacji!

Do szczerego postawienia sobie pytania ekumenicznego może nas prowadzić dopiero poważnie prowadzone życie wewnętrzne, zwłaszcza modlitwa i czerpanie ze środków zbawienia, ofiarowanych nam przez Chrystusa w Sakramentach. Tych ludzi, którzy dzięki życiu wewnętrznemu zostali doprowadzeni do głębokiego zjednoczenia z Bogiem czcimy jako świętych. Nawet jednak ci ludzie, tak bliscy Bogu, nie zawsze dostrzegali istotną rolę uczuć w trudnościach przeżywanych w wierze. Skłonni jesteśmy uważać, że różnice zachodzące w przyjęciu takich czy innych prawd z depozytu Objawienia mają swe źródło w porządku intelektualnym. Tak jednak nie jest. Najgłębszego źródła tych trudności trzeba szukać gdzie indziej. Można by do tej dziedziny odnieść z odpowiednią zmianą to, co Paweł VI powiedział o ateizmie: Argumenty, na których opiera się zaprzeczenie istnienia Boga uważamy oczywiście za zupełnie fałszywe i niezgodne z podstawowymi i koniecznymi wymaganiami rozumu 60. Można by z równą stanowczością stwierdzić, że przyczyny rozłamu w Kościele nie mają podstawy rozumowej, intelektualnej. Jest zatem złudzeniem, że w dialogu ekumenicznym sama dyskusja teologiczna na temat prawd wiary doprowadzi do upragnionej jedności. Będzie ona zawsze napotykała na niepokonalne niemal trudności, jeżeli jej uczestnicy nie postawią każdy sam sobie — z pełną szczerością — pytania, które nazwaliśmy pytaniem ekumenicznym i dopóki na to pytanie nie będą rzetelnie szukali odpowiedzi. Pytanie to dotyczy motywacji wiary i roli emocjonalnych związków z nauczycielami wiary.

Rozważania te skreślone zostały nie w przekonaniu, iżby one same były w mocy jakoś zmienić uczestników dialogu ekumenicznego. Nie chodziło też zupełnie o ocenę moralną takich, czy innych postaw. Chodziło o to, by w miarę możności, uczestnicy dialogu uświadomili sobie istotne przyczyny doświadczanych trudności. Są nimi: emocjonalne przywiązanie do nauczyciela wiary i przekazywanych w danej wspólnocie, a zwłaszcza w rodzinie, tradycji, infantylne oparcie motywacji wiary na ludzkim autorytecie nauczyciela, oraz będąca źródłem zgorszenia niedojrzałość wiary przejawiająca się w niezgodnych z deklarowaną wiarą poglądach i w praktyce życia odbiegającej nieraz znacznie od moralnych zasad Ewangelii. Duch Święty, który tak potężnie działa w wierzących, budząc w nich gorące pragnienie jedności, jest w mocy zwrócić nas ku PRAWDZIE, choćby nasze uczucia były źródłem wielkich trudności.

Jest to wynikiem owego uniżenia Słowa Bożego, które przyjęło ludzką naturę i wszystkie jej uwarunkowania, a pragnie przekonać o Prawdzie ludzi, którym się objawia, przez niemocną moc swej Miłości, przez bezsilną wszechmoc swego Miłosierdzia: Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne... (J 3,16) Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich (J 15,13).

Czy jest naprawdę możliwą rzeczą, by motywacja wiary u tylu wspaniałych moralnie ludzi — jak np. Bonhoeffer — była w istotny sposób niedojrzała i oparta na autorytecie ludzkim jakiegoś nauczyciela wiary, a motywacja wiary kiepsko żyjącego katolika była dojrzała i opierała się rzeczywiście na autorytecie Boga Objawiającego się tylko dlatego, że ten katolik należy do wspólnoty Kościoła katolickiego? Co za tym idzie, że zachodzi istotna różnica w motywacji wiary katolika a członka jakiejkolwiek innej wspólnoty wierzących?

Rozłamy w Kościele miały różnorodne przyczyny. Trudno jednak zaprzeczyć, że są przede wszystkim następstwem działania teologów. Czasem byli nimi biskupi. Lud Boży zostaje wprowadzony w sytuację danego rozłamu przez teologa czy biskupa cieszącego się dużym autorytetem. Wierni ufają mu. W dobrej wierze idą za tym nauczycielem nie orientując się należycie w problematyce teologicznej. Sam inicjator tej drogi działa zapewne w przekonaniu o słuszności swego postępowania. Na naszych oczach dokonał się taki nowy rozłam. Chodzi o działalność arcybiskupa Lefebvra. Najstarsze osoby żyjące w diecezji płockiej pamiętają z lat swej młodości podobną sytuację. Poglądy teologiczne i działalność kapłana katolickiego, a później biskupa staro–katolickiego księdza Kowalskiego doprowadziła do powstania wspólnoty mariawitów.

Trzeba sobie zdać sprawę z faktu, że wpierw istniała wspólnota wierzących, w której z pokolenia na pokolenie ludzie przekazywali ludziom to, co spodobało się Bogu w swej dobroci i mądrości... objawić dla zbawienia wszystkich narodów, a więc ujawnić i oznajmić siebie samego i odwieczne postanowienia swej woli o zbawieniu ludzi. Dopiero po setkach lat zaczęły powstawać księgi, o których mowa, a cały ich zbiór kształtował się przez ponad dziesięć wieków. Użycie określenia Żydzi byłoby nieścisłe i prowadzić by musiało do nieporozumień. Dzisiaj duża liczba osób powołujących się na pochodzenie żydowskie nie wyznaje religii Mojżeszowej. Niemało uwierzyło w wypełnienie się obietnic mesjańskich w Chrystusie, a zatem przyjęło pełnię objawienia i zostało chrześcijanami. Bardzo wielu po prostu utraciło wiarę, zachowując jednak żywą świadomość swego pochodzenia (por. List do Hebrajczyków 1,1).

Karol Meissner OSB

 

Listy od czytelników

Jeżeli chciałbyś podzielić się Twoimi przemyśleniami po lekturze tego artykułu, napisz do nas na adres: mateusz@mateusz.pl.

 

1 Sobór Watykański II, Konstytucja dogmatyczna o Objawieniu Bożym Dei verbum, nr 2.
2 Tamże, nr 11.
3 1 List do Efezjan 4.3–6.
4 List do Galatów 1,11.
5 List do Kolosan 2,9.
6 Ewangelia wg św. Jana 1,11–12.
7 Ewangelia wg św. Jana 3,11–12.
8 Ewangelia wg św. Jana 5,43.
9 Patrz np. Ewangelia wg św. Jana 11,25–26; 12,44; 14,1.
10 Ewangelia wg św. Jana 6,60.
11 Konstytucja dogmatyczna o wierze katolickiej, rozdz, III; cyt. wg J. M. Szymusiak i St. Głowa, Breviarium fidei, Poznań 1964, s.28–29.
12 Sobór Watykański II, Konstytucja dogmatyczna o Objawieniu Bożym Dei verbum, nr 5.
13 Patrz List do Rzymian 1,5 i 16,26.
14 Patrz Sobór Watykański II, Konstytucja dogmatyczna o Objawieniu Bożym Dei verbum, nr 12.
15 1. List do Koryntian 3,1–3.
16 Patrz Sobór Watykański II, Konstytucja o Objawieniu Bożym Dei verbum, nr 2.
17 1,1–2
18 1 List do Tymoteusza 2,5.
19 1 List św. Jana 5,20.
20 2,6–8.
21 List do Rzymian 10,17.
22 List do Rzymian 10,14–15.
23 Ewangelia wg św. Jana 1,10–11.
24 Ewangelia wg św. Marka 7,6–8.9.13.
25 Ewangelia wg św. Jana 5,43.
26 Zabawną anegdotę opowiadano o teologu szwajcarskim Hansie Küngu. Po ukazaniu się jego książki pt. Unfehlbar? w której poddawał wątpieniu nieomylność Stolicy Apostolskiej w sprawach wiary i moralności, na skierowane jakoby do siebie pytanie, co by się stało, gdyby został wybrany papieżem, miał odpowiedzieć: Straciłbym swoją nieomylność.
Por.Ewangelia wg św.Marka 9,22–24 i Ewangelia wg św.Łukasza 17,5.
27 Księga Proroka Ezechiela 13,3.6.
28 Księga Proroka Jeremiasza 28,15.
29 2. List do Tymoteusza 4,3–4.
30 Konstytucja o Objawieniu Bożym nr 5.
31 Por. Ewangelia wg św. Marka 9,22–24 i Ewangelia wg św. Łukasza 17,5.
32 Ewangelia wg św. Jana 9,36.
33 Ewangelia wg św. Jana 9,7.
34 List do Galatów 1,7–8.
35 Patrz np. Ewangelia wg św. Jana 6,29; 11,42; 17,8; 17,21.23.
36 List do Hebrajczyków 3,1.
37 Ewangelia wg św. Jana 17,3. Użyta tu została forma czasownika apostéllein.
38 Patrz Ewangelia wg św. Mateusza 28,18–20.
39 Ewangelia wg św. Jana 20,21. Względem siebie Chrystus używa słowa apostéllein, względem apostołów słowa pémpein.
40 Ewangelia wg św. Jana 17,18. Obydwa razy użyta forma czasownika apostéllein.
41 Ewangelia wg św. Mateusza 10,40. Jezus używa względem siebie czasownika apostéllein.
42 Ewangelia wg św. Jana 13,20.
43 Ewangelia wg św. Łukasza 10,1.16. Znowu względem Jezusa zastosowane jest słowo apostéllein.
44 Ewangelia wg św. Jana 12,49.
45 Ewangelia wg św. Jana 7,16.
46 List do Galatów 1,12.
47 List do Galatów 1,1
48 Dzieje Apostolskie 9,18.
49 Dzieje Apostolskie 9,26–28.
50 Dzieje Apostolskie 13,1–4
51 List do Galatów 1,18; 2,1–10.
52 List do Galatów 2,2.
53 2 List do Koryntian 5,20.
54 1 List do Tesaloniczan 2,4.
55 1 List do Tesaloniczan 2,13
56 List to Galatów 4,14.
57 Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes, nr 43.
58 Nry 4, 7 i 8.
59 Apokalipsa św. Jana 3,17–18.
60 Paweł VI, Encyklika Ecclesiam suam, nr 100.

 

 

 

na początek strony
© 1996–2000 Mateusz