WYDAWNICTWO WAM POLECA
![]() |
Renzo Allegri, Matka Teresa mi powiedziała, Wydawnictwo WAM, Kraków 2011, ISBN 978-83-7505-826-0 |
fragment książki
Sto lat temu, 26 sierpnia, urodziła się Matka Teresa z Kalkuty, kobieta, która swoją miłością do biednych zadziwiła i podbiła cały świat.
Na tysiące sposobów pragnie się dziś uczcić i upamiętnić tę zakonnicę, którą Kościół w 2003 roku ogłosił błogosławioną. Diecezje, parafie, administracja cywilna, stowarzyszenia kulturalne, ruchy bezwyznaniowe, laickie zareagowały entuzjastycznie. Żywiołową radością zareagował nie tylko świat chrześcijański, ale również muzułmanie, żydzi, hindusi, buddyści, taoiści i inni. Matka Teresa stała się postacią uniwersalną, wcieleniem ekumenizmu, osobą kochaną przez wszystkich.
Media także skierowały swoją uwagę i światła jupiterów na postać Matki Teresy. Nie sposób zliczyć poświęconych jej artykułów w gazetach, programów dokumentalnych w radiu i telewizji, napisanych o niej książek. W morzu tych publikacji mieści się także niniejsza pozycja.
Nie jest ona jednak biografią błogosławionej Kościoła. Nie posiada cech charakterystycznych dla opowiadania osadzonego w realiach historycznych, przedstawiającego ziemską egzystencję bohaterki. Jest jedynie wspomnieniem. Wspomnieniem dziennikarza, który z racji swojego zawodu miał szczęście spotkać kilka razy niezwykłą zakonnicę. I pragnie zachować ją w pamięci. Z okazji szczególnej, setnej rocznicy urodzin Matki Teresy, jej własnymi słowami pragnie odmalować wizerunek tej niezwykłej kobiety.
Matka Teresa mówiła mało. Była przede wszystkim ikoną. Całą sobą przekazywała myśli, refleksje. Mówiła twarzą, uśmiechem, głębokimi bruzdami wyoranymi na policzkach przez cierpienie, oczami, rękami i zdeformowanymi przez artrozę stopami, drobną, pochyloną sylwetką, sposobem chodzenia świadczącym o bólu i permanentnym zmęczeniu fizycznym. Przemawiała działaniem, pracą wykonywaną bez wytchnienia, świadczącą o całkowitym oddaniu, bezwarunkowym poświęceniu dla innych, najbardziej potrzebujących na świecie.
Kiedy okoliczności zmuszały ją do posługiwania się słowami, zawsze ujmowała swoje myśli krótko, syntetycznie. Jej głos brzmiał cicho, pokornie, serdecznie. Przeprowadzając z nią wywiad, nieraz w ściśle określonym celu zebrania informacji o jej życiu, miałem zwyczaj rejestrowania naszych rozmów na taśmie. Słowa Matki opisujące pewne wydarzenia, wypowiadane w formie poleceń, podsuwające pewne refleksje, są niezwykle cenne. Właśnie dlatego, że są słowami Matki, mają wielką, nadzwyczajną wartość.
Podczas porządkowania wypowiedzi Matki Teresy, przegrywanych z różnych wcześniejszych wywiadów, nie mogłem oprzeć się wrażeniu jej żywej obecności. Na nowo uczestniczyłem w naszych spotkaniach, znów słyszałem jej ciepły głos, widziałem jej twarz, oczy. Wspaniałe wrażenie wkrótce zmieniło się w rzeczywistość. Zdałem sobie sprawę, że nie jest jedynie ulotnym wrażeniem, lecz prawdą: Matka Teresa żyje, nawet jeszcze bardziej niż wówczas, gdy przebywała na ziemi. Jest też zawsze blisko tych, którzy o niej myślą.
Moim Czytelnikom z całego serca życzę, by poczuli, wczytując się w słowa błogosławionej zakonnicy, jej uważną, choć nieuchwytną obecność.
RENZO ALLEGRI
Tytuł mojej książki Matka Teresa powiedziała mi tchnie bez wątpienia pewnym zarozumialstwem. Jestem tego świadom. Może tylko osoba żyjąca wiele lat w pobliżu Matki Teresy mogłaby użyć takiego stwierdzenia. Mnie nie dane było to szczęście. Poznałem siostrę z Kalkuty, kilka razy przeprowadziłem z nią wywiady, nic więcej. A jednak w tym nieco prowokacyjnym tytule zawiera się zdumiewająca prawda.
Cierpliwy i wynagrodzony
Dziennikarze, właśnie z racji swojego zawodu, nierzadko znajdują się w sytuacjach, w których nigdy by nie podejrzewali, że mogą się znaleźć. Przez czterdzieści lat pracowałem jako korespondent w najpoczytniejszych tygodnikach i spotykałem się z najprzeróżniejszymi osobistościami: artystami, politykami, uczonymi, mistrzami sportu, gwiazdami, świętymi i przestępcami. Niekończąca się, barwna mozaika postaw i typów ludzkich.
Na temat tych osobistości napisałem niezliczone artykuły, a nawet kilka razy ubiegłem inne dzienniki w zamieszczeniu sensacyjnych newsów. Na okładce gazety są one niczym magnes dla oka. Dzisiaj redakcje kupują newsy za zawrotne pieniądze. Kiedyś taki rodzaj dziennikarskich transakcji należał do rzadkości. Za moje sensacyjne wieści nikt mi nigdy ekstra nie płacił. Szukałem ich, bo taką miałem pracę, i przede wszystkim sprzyjało mi szczęście.
Zafascynowany muzyką klasyczną i liryczną, prowadziłem przez 25 lat rubrykę w jednym z najbardziej poczytnych tygodników. Dzięki temu poznałem, przeprowadzałem rozmowy i często spotykałem wielkich wykonawców, wśród których znaleźli się m.in.: Arturo Benedetti Michelangeli, Salvatore Accardo, Uto Ughi, Carlo Maria Giulini, Riccardo Muti, Gianandrea Gavazzeni, Mario Del Monaco, Tito Gobbi, Gino Bechi, Boris Christoff, Giuseppe Di Stefano, Placido Domingo, Renata Tebaldi, Luciano Pavarotti czy Renata Scotto. Listę tę można by ciągnąć jeszcze długo.
W 1973 roku Maria Callas, jedna z najsławniejszych kobiet świata tamtych lat, wyreżyserowała operę Giuseppe Verdiego Nieszpory sycylijskie z okazji otwarcia Nowego Teatru Regio w Turynie. Dzień wcześniej zjechało do miasta ponad 200 dziennikarzy prasowych, telewizyjnych i radiowych ze wszystkich kontynentów. Każdy z nich marzył o tym, by zamienić choćby słówko z primadonną. Na próżno, Callas nie rozmawiała z nikim. Tylko do mnie jednego uśmiechnął się los. Spędziłem z divą trzy godziny w jej hotelowym pokoju, otrzymawszy wyłączne prawo na przeprowadzenie wywiadu. Ten jedyny, długi wywiad został opublikowany w mojej gazecie na sześciu stronach.
W 1985 roku jako pierwszy zdobyłem informację o zaręczynach Katii Ricciarelli z Pippo Baudo. Przez kolejne miesiące prasa karmiła się tym wydarzeniem. Informacja, którą podałem, nie zawierała sformułowań typu „mówi się”, „plotka głosi” czy innych podobnych powiedzonek, lecz była konsekwencją rzetelnej, wyczerpującej i spokojnej rozmowy. Towarzyszyła jej piękna sesja zdjęciowa. To samo zdarzyło się w przypadku innej sławnej pary: Maurizio Costanzo i Marii De Filippi.
Jako korespondent uczestniczyłem w dwudziestu dwóch kolejnych Festiwalach Piosenki w San Remo. Poznałem właściwie wszystkich wielkich wykonawców zapraszanych na tę muzyczną imprezę i zawsze przywoziłem stamtąd ważne artykuły, umieszczane następnie na pierwszych stronach gazet.
Pewnego dnia przeprowadziłem wywiad z młodym mężczyzną, który zamordował narzeczoną pięćdziesięcioma dwoma ciosami nożem. Policja deptała mu po piętach, w wiadomościach radiowych podawano szczegóły zabójstwa i przestrzegano przed niebezpiecznym przestępcą. Znalazłem go nocą w miejscu, gdzie się ukrywał. Byłem tam z fotografem. On pstrykał zdjęcia, a ja z dyktafonem w ręku słuchałem zwierzeń chłopaka. Tygodnik, w którym wówczas pracowałem, opublikował natychmiast moje zdjęcie z zabójcą i zamieścił pod spodem uwagę: Nasz korespondent przybył szybciej niż policja.
Lista takich zaskakujących zdarzeń mogłaby być długa. Zadziwiające jest to, że kiedy o nich myślę, dochodzę do wniosku, iż wszystkie te sensacyjne newsy nie są owocem moich zdolności, ale przede wszystkim dziełem szczęśliwego trafu. Zawsze byłem mocno wspomagany przez fortunę w uprawianiu mojej dziennikarskiej profesji, obdarzany cierpliwością i szczęściem. Podobnie stało się w przypadku Matki Teresy.
Piętnaście lat czekania
W 1971 roku rozpocząłem starania o przeprowadzenie z nią wywiadu. Byłem zafascynowany działalnością i charyzmą tej siostry, wówczas jeszcze mało znanej we Włoszech. Po raz pierwszy przeczytałem o niej artykuł autorstwa Piera Paola Pasoliniego i poczułem, że podbiła moje serce.
Zacząłem myśleć o spotkaniu. Pragnąłem nie tyle prostego, pośpiesznego wywiadu, co długiej rozmowy, by potem móc w odcinkach opowiadać o jej życiu. Wymagające pragnienie!
Spełniło się ono dopiero w 1986 roku, czyli po piętnastu latach oczekiwania. I, tak jak zawsze, również w tym przypadku sprzyjało mi szczęście.
Pomiędzy mną a Matką Teresą zrodziła się pewnego rodzaju więź, poufałość, którą ośmielę się nawet nazwać najdroższą przyjaźnią. Dzięki niej spotykałem się z Matką wielokrotnie, mogłem przeprowadzać wywiady, podróżować z nią, podwozić ją samochodem, doświadczać niespodziewanych względów, np. gdy została duchową matką chrzestną córki mojego przyjaciela, piosenkarza Al Bano, a także pięciorga rzymskich bliźniąt.
Przebywający w Rzymie ksiądz Pavel Hnilica, biskup słowacki, przedstawił mnie Matce Teresie. Był jej przyjacielem i to on pomagał jej otwierać w mieście domy opieki dla ubogich.
Pewnego dnia zauważył, że Matka Teresa, zwykle z rezerwą odnosząca się do dziennikarzy, chętnie ze mną rozmawia i traktuje mnie jak swoje przybrane dziecko. Swoje spostrzeżenia zawarł we wstępie do mojej książki o Matce Teresie.
Oto jego słowa, które zachowuję jak najcenniejszy skarb:
Piętnaście lat temu przedstawiłem Matce Teresie dziennikarza Renza Allegri. W trakcie pierwszego spotkania Renza z tą wielką, pełną pokory siostrą zakonną poruszyła mnie atmosfera zaufania, jaka od razu wytworzyła się pomiędzy nimi. Nawet więcej, myślę, że nie ma przesady w stwierdzeniu, iż zaistniała między nimi prawdziwa harmonia dusz, która mnie zdumiewa i pozwala cieszyć się razem z nimi. Dowód tego niezwykłego porozumienia dała mi sama Matka Teresa. Powiedziała, że czuje się dobrze w obecności Renza i docenia jego pełen dyskrecji, lojalny styl pracy dziennikarskiej. Kto lepiej poznał Matkę Teresę, ten wie, że nie było łatwo dziennikarzom zbliżyć się do tej promiennej, czystej postaci, która unikała wszelkiego rozgłosu i niezwykle rzadko pozwalała sobie na podobną pochwałę.
Zawsze odczuwałem i odczuwam nadal wielką wdzięczność dla Matki Teresy za okazywaną mi dobroć, na którą z pewnością nie zasługiwałem. Wdzięczność za udzielone mi wywiady, wspaniałe rzeczy, które mi opowiadała o swoim życiu, działalności na rzecz ubogich, a także za serdeczne porady i wskazówki, do których, niestety, nie zawsze przykładałem odpowiednią wagę.
Dlatego w niniejszej książce próbuję zebrać bezcenne słowa ukochanej Matki, jej gesty i czyny, często dobitniej przemawiające niż ludzki język. Myślę, że to usprawiedliwia tytuł mojej książki.
„Tak bardzo chciałabym wrócić do domu”
W zeszłym roku minęła setna rocznica urodzin Matki Teresy. Mogłaby jeszcze pozostawać z nami. Znam wiele osób, które przyszły na świat – tak jak ona – w 1910 roku, i nadal cieszą się życiem. Ale tak naprawdę ona również żyje, o wiele bardziej niż wtedy, gdy przebywała na ziemi. „Śmierć nie jest niczym innym jak tylko przejściem z życia pełnego trudów i cierpień do życia w świetle miłości i szczęścia w Bogu” – powtarzała często. A mówiła to takim tonem, że słuchającemu zapierało dech.
Kiedyś spytałem ją znienacka: „Siostra boi się śmierci?”.
Od kilku dni przebywałem w Rzymie. Spotkaliśmy się kilka razy i właśnie przyszedłem pożegnać się z nią przed moim odjazdem do Mediolanu.
Popatrzyła na mnie, jakby chciała zrozumieć powód tak sformułowanego pytania. Pomyślałem, że palnąłem głupstwo, mówiąc o śmierci. Próbowałem naprawić błąd. „Widzę, że siostra odpoczęła” – powiedziałem. – „Wczoraj wyglądała siostra na bardzo zmęczoną”.
„Tak, wreszcie odpoczęłam” – przyznała.
„W ciągu ostatnich lat przeszła siostra kilka dość skomplikowanych operacji w związku z chorobą serca. Trzeba by zadbać o zdrowie, mniej podróżować”.
„Wszyscy mi to mówią. Ale ja muszę myśleć o dziele, które powierzył mi Jezus. Kiedy nie będę już potrzebna, On mnie sam zatrzyma”. – I zmieniając zupełnie temat, spytała: „Gdzie pan mieszka?”.
„W Mediolanie”.
„Kiedy pan wraca do domu?”.
„Mam nadzieję, że dzisiaj wieczorem. Chciałbym zdążyć na ostatni samolot. Jutro, w sobotę, mógłbym zobaczyć się z rodziną”.
„Ach, widzę, że cieszy się pan z powrotu do domu, do rodziny” – uśmiechnęła się Matka Teresa.
„Prawie od tygodnia nie mam z nimi kontaktu” – próbowałem usprawiedliwić swój entuzjazm.
„Dobrze, dobrze” – dodała. – „Bardzo dobrze, że się pan cieszy. Proszę jechać do żony, dzieci, swoich bliskich, do domu. Tak właśnie powinno być”.
Na chwilę zamilkła. Potem powróciła do przerwanego wątku śmierci: „Ja też byłabym szczęśliwa, podobnie jak pan, gdybym mogła powiedzieć, że dzisiaj wieczór umrę. Umierając, poszłabym do domu. Do nieba. Poszłabym do Jezusa. Poświęciłam życie Jezusowi. Jako zakonnica zostałam Mu poślubiona. Widzi pan, noszę obrączkę na palcu jak kobiety zamężne. Jestem poślubiona Jezusowi. Wszystko, co tutaj robię, na ziemi, robię z miłości do Niego. Umierając, wróciłabym do domu. Do mojego Oblubieńca. Poza tym tam, w niebie, odnalazłabym także wszystkich moich bliskich. Tysiące osób, które umarły w moich ramionach. Więcej niż czterdzieści lat minęło, odkąd oddałam swoje życie na służbę chorym i konającym. Ja i moje siostry zbieramy ich z ulic, szczególnie w Indiach, tysiące; tysiące osób na progu śmierci. Zanosimy je do naszych domów i pomagamy im godnie odejść. Wielu oddało ostatnie tchnienie w moich ramionach, podczas gdy ja uśmiechałam się do nich i głaskałam ich drżące twarze. Dlatego kiedy umrę, spotkam ich wszystkich. Oni tam na mnie czekają. W tych ostatnich trudnych chwilach na ziemi pokochaliśmy się serdecznie. Nadal się kochamy, pamiętając o sobie. Kto wie, jakie przyjęcie mi zgotują, gdy mnie znów zobaczą! Jak mogłabym bać się śmierci? Ja jej bardzo pragnę. Kiedy przyjdzie, będę mogła wreszcie powrócić do domu”.
Nigdy więcej nie słyszałem, żeby Matka Teresa tak dużo i z takim entuzjazmem mówiła. W wywiadach, a także w rozmowach prywatnych była zazwyczaj zwięzła, dawała krótkie i szybkie odpowiedzi. Tego dnia jednak, odpowiadając na moje dziwne pytanie, zdobyła się na prawdziwą przemowę. Podczas gdy odkrywała przede mną swe myśli, jej oczy promieniały szczęściem, a z twarzy bił zadziwiający spokój.
Od 13 września 1997 roku ciało Matki Teresy spoczywa w grobie znajdującym się w samym sercu Kalkuty. Grób mieści się na parterze Domu Sióstr Misjonarek Miłości, zgromadzenia zakonnego założonego przez Matkę w 1948 roku, na początku jej posługi pośród najuboższych z ubogich.
Grób charakteryzuje się uderzającą prostotą, niezmienioną także po 19 października 2003 roku, kiedy papież Jan Paweł II ogłosił Matkę Teresę błogosławioną. Biała cementowa płyta pozbawiona jest ornamentów. Jedynie na marmurowym nagrobku wyryto werset z Ewangelii św. Jana, który oddaje ducha służby w życiu Matki Teresy: „Miłujcie się wzajemnie tak, jak Ja was umiłowałem”. Poniżej, na czarnym krzyżu, widnieje napis: „Matka Teresa 26-8-1910 – 5-9-1997, nasza droga i ukochana Matka założycielka”.
Pośród ludzi, których kochała
Grób znajduje się tam, gdzie kiedyś mieściła się jadłodajnia sióstr misjonarek. Okna wielkiej sali wychodzą na jedną z najbardziej zatłoczonych ulic Kalkuty – pełną nędzarzy Lower Circular Road. Z zewnątrz wdziera się ogłuszający zgiełk miasta, odór smogu, smród zatkanych rur kanalizacyjnych, rynsztoków i wilgoć spowodowana sezonowymi deszczami. Oto Kalkuta, którą Matka Teresa tak kochała. Kalkuta pełna nędzy,
ludzi dotkniętych wszelkim nieszczęściem, chorych, upośledzonych, kalekich, nieposiadających niczego.
Małymi grupkami lub pojedynczo dzień po dniu bez przerwy wchodzą do sali i zatrzymują się przed grobem. Modlą się albo, wedle hinduskiego zwyczaju, półgłosem zwierzają się doczesnym szczątkom Matki, jakby tu siedziała przed nimi i uważnie ich słuchała. Niektórzy pragną kontaktu fizycznego, kładąc kwiatek albo delikatnie głaszcząc marmurową płytę.
Nie było łatwo Misjonarkom Miłości otrzymać pozwolenie na pochówek Matki Teresy w ich własnej siedzibie. Prawo indyjskie zabrania przechowywania zwłok w domach mieszkalnych. Jednak dla tej małej świętej z Kalkuty władze uczyniły wyjątek. Trudno byłoby znaleźć bardziej odpowiednie miejsce na jej wieczny spoczynek niż tu, w domu, w którym pracowała przez pół wieku pośród umiłowanych, najuboższych z ubogich.
Za życia Matka Teresa stała się jedną z najbardziej znanych kobiet świata. Bez wątpienia historia zapamięta ją jako jedną z najbardziej znaczących osobistości Kościoła katolickiego drugiej połowy XX wieku. A wszystko to bez udziału instytucji, urzędów, biur, sekretariatów, telefonu. Zawsze i wyłącznie poprzez pracę na ulicy. Matka Teresa żyła, podobnie jak jej podopieczni, w ubóstwie. Słuszne jest zatem, by także po śmierci wróciła w rejon hałaśliwej ulicy w samym sercu Kalkuty, do ludzi, którym poświęciła wszystko.
Niezwykła misja Matki Teresy, z wszelkimi objawami szaleństwa: nagłą zmianą frontu działania, wyjściem z ram racjonalizmu, ślepym poddaniem się woli Bożej, rozpoczęła się właśnie tutaj. Dopiero po jej śmierci, szczególnie po beatyfikacji, stał się jasny jej heroiczny akt wiary w Ewangelię, jej czyn wypływający z żarliwej miłości. Matka Teresa miała 36 lat, kiedy rozpoczęła swoją służbę pośród najuboższych z ubogich. Zakochała się, można to ująć dosłownie, w Jezusie. Jak wszyscy zakochani, działała pod wpływem impulsu, kierując się prawem serca.
Ta miłość nigdy się nie wypaliła. Matka Teresa zawsze żyła jak zakochana. Choć minęło sporo czasu od jej śmierci, pozostaje dziś symbolem wspaniałomyślności i altruizmu, cech, które w pełni nobilitują rodzaj ludzki. Papieże, głowy państw, monarchowie, członkowie rządów, politycy, artyści i intelektualiści, ludzie wszystkich ras, religii i ideologii, podziwiali ją, kiedy żyła, kłaniali się jej z szacunkiem i nadal to czynią, składając hołd jej doczesnym szczątkom.
Pokojowa Nagroda Nobla
„Matka Teresa jest aniołem miłosierdzia” – tak wielokrotnie o niej pisano. „Wobec niej wszyscy czujemy się mali i zawstydzeni sami sobą” – powiedziała Indira Gandhi, kiedy piastowała urząd premiera Indii.
Świat uczcił Matkę Teresę, przyznając jej najwyższe nagrody. W 1962 roku otrzymała od Indii order Padma Shri, jedno z najwyższych odznaczeń Republiki. W tym samym roku odebrała z Filipin Nagrodę Ramona Magsaysaya, uznawaną za azjatyckiego Nobla.
W 1971 roku papież Paweł VI przyznał jej Nagrodę Pokoju Jana XXIII. W 1973 roku przyjęła z rąk księcia Edynburga Nagrodę Templetona za żywe świadectwo wiary. Właśnie Matka Teresa została jednogłośnie wybrana przez jury, złożone z dziesięciu reprezentantów światowych grup religijnych, spośród dwóch tysięcy kandydatów różnych narodowości i religii.
W 1975 roku otrzymała Medal FAO (Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa) jako „wyraz wdzięczności za jej nieustające poświęcenie dla głodujących i biednych na całym świecie”.
Rok 1978 przyniósł jej Nagrodę Balzana za propagowanie godności ludzkiej, pokoju i braterstwa pomiędzy ludźmi, a rok następny – Pokojową Nagrodę Nobla.
Po tym prestiżowym wyróżnieniu posypało się wiele innych, np. najwyższe indyjskie odznaczenie cywilne, order Bharat Ratna z 1980 roku, Medal Wolności od prezydenta Stanów Zjednoczonych (1985) oraz Złoty Medal Kongresu USA (1997).
Dla Kościoła już jest błogosławiona
Chyba nie było w minionym stuleciu kobiety tak sławnej i tak wychwalanej jak Matka Teresa. Tymczasem ona, pokorna i powściągliwa, zawsze z głębokim przekonaniem powtarzała: „Jestem niczym”.
Bóg jednak widział jej serce. I po śmierci przyjął ją do Królestwa Niebieskiego, a Kościół po pięciu latach ogłosił błogosławioną.
Uroczysta ceremonia wyniesienia na ołtarze odbyła się 19 października 2003 roku na placu św. Piotra, w obecności tłumów wiernych przybyłych z całego świata. Mszę celebrował papież Jan Paweł II, bardzo już wtedy schorowany. Pragnął jednak pomimo wszystko osobiście uczcić świętość zakonnicy, którą tak cenił i podziwiał. Choroba Parkinsona nie pozwoliła mu wyraźnie mówić, musiał więc powierzyć odczytanie homilii swojemu współpracownikowi, księdzu Leonardowi Sandriemu. W swoim orędziu papież Wojtyła określił Matkę Teresę jako „kobietę mężną, ikonę Dobrego Samarytanina”. Potwierdził, że „nawet konflikty i wojny nie były w stanie jej zatrzymać” i że „wybrała nie tyle bycie najmniejszą, ile służebnicą najmniejszych”. Zachęcał wszystkich do „oddawania czci tej drobnej kobiecie zakochanej w Bogu, tej pokornej zwiastunce Ewangelii i niestrudzonej dobrodziejce ludzkości”. „Czcimy w niej jedną z najbardziej znamienitych osobowości naszej epoki. Przyjmijmy jej przesłanie i naśladujmy jej przykład” – zakończył.
Renzo Allegri
Matka Teresa mi powiedziała
SPIS TREŚCI
Słowo wstępne – 7
1. Niezwykłe porozumienie – 9
2. Drobna kobieta zakochana w Bogu – 15
3. Dziesięć lat oczekiwania – 19
4. Pierwsze spotkanie – 27
5. Zaświadczyć o miłości – 31
6. W macierzystym domu – 38
7. Pieszczoty Opatrzności – 51
8. Nieustanna modlitwa – 58
9. Serce mamy – 65
10. Tutaj jest Bóg – 73
11. Umiłowane dzieci – 79
12. Cudowny medalik – 88
13. Tragedia rodzinna – 102
14. W tajemnicy powołania – 110
15. Nocny rozkaz – 120
16. Gruntowna zmiana – 128
17. „Rozpoczęłam misję razem z Dzieciątkiem Jezus” – 137
18. Misjonarki Miłości – 147
19. Armia, która stawia czoło niemożliwemu – 156
Kalendarium życia Matki Teresy – 162
© 1996–2011 www.mateusz.pl