Znów wędrujemy...
     | 
  
Jest taki midrasz: 
 W Wielkim Tygodniu zaproszeni jesteśmy do medytacji nad przedostatnim aktem spełnienia się tegoż właśnie wstrząsającego przymierza. Weź zatem do ręki Biblię. Otwórz ewangelię według św. Marka. Czytaj rozdział 14 i 15. Albo ewangelię Janową: rozdział 18 i 19. Wydarzenia, opisane w Ewangeliach w sposób zdumiewająco lakoniczny, miały miejsce w Jerozolimie prawie dwa tysiące lat temu. Bez względu na to jaka jest Twoja wiara, nie możesz nie odpowiedzieć sobie na pytanie o Twój stosunek do historii męki i śmierci Jezusa Chrystusa. Kim jest dla Ciebie ten, którego Piłat chciał co prawda uniewinnić, lecz ugiął się przed tłumem wołającym: "Nie tego, lecz Barabasza" (J 18,40)? Dlaczego umarł? I dlaczego ponad miliard istot rozumnych, zamieszkujących trzecią planetę w pewnym słonecznym układzie planetarnym, uważa Go za Zbawiciela całego Wszechświata? Czym jest dla Ciebie skandal Jezusa z Nazaretu? Jeśli przyjąłeś Ukrzyżowanego jako swojego Zbawiciela, to wcale nie znaczy, że Krzyż nie jest dla Ciebie radykalnym znakiem zapytania? Zastanów się, dlaczego Bóg zbawił Cię pozwalając się przybić do kawałka drewna? Dlaczego właśnie w ten sposób? Dlaczego nie uczynił tego przysłowiowym "pstryknięciem palcami"? Przecież jest wszechmocny! Św. Ignacy z Loyoli (XVI wiek) proponuje ćwiczenie duchowne zwane "kolokwium pod krzyżem": Wyobrażając sobie Chrystusa, Pana naszego, obecnego i wiszącego na krzyżu rozmawiać z Nim (pytając Go), jak to On, będąc Stwórcą, do tego doszedł, że stał się człowiekiem, a od życia wiecznego przeszedł do życia śmierci doczesnej i do konania za moje grzechy. Podobnie patrząc na siebie samego pytać się siebie: Com ja uczynił dla Chrystusa? Co czynię dla Chrystusa? Com powienien uczynić dla Chrystusa? I tak widząc Go w takim stanie przybitego do krzyża, rozważyć to, co mi się wtedy nasunie. A zresztą, rób, co chcesz! Ważne jest, abyś choć na chwilę stanął pod Chrystusowym krzyżem. Kim jesteś, Ty, stojący pod dwoma skrzyżowanymi belkami: rzymskim żołnierzem, uczonym w Piśmie, łotrem (po prawej lub po lewej stronie), setnikiem, Marią Magdaleną, Janem...? A Twój krzyż? Co sprawia, że czasem czujesz się jak człowiek o unieruchomionych (przybitych) rękach i nogach? Czy Krzyż na Kalwarii oświetla Twój osobisty krzyż? Pytań jest wiele. Dariusz Kowalczyk, jezuita 
  | 
  
|   Ja człowiek stąpający po księżycu ,klonujący zwierzęta ... mogę niec
    wspólnego z człowiekiem którego Bóg chłosta, wzgardzonego opuszczonego przez Boga
    iludzi.. To Ja człowiek całuję mistrza w ogrodzie oliwnym ...swoją wolną wolą to nie
    modne abym zgioł kolano w modlitwie .. To Ja człowiek wbijam stępione gwozdzie
    ...wprawną ręką usuwając niechcianą ciążę.. To Ja człowiek nawet po Jego Smierci
    włócznią beszczelnosci morderst złodziejstwa obojętnosci na biedę przebijam Jego
    bok...  Jacek Tatarowicz  Droga Krzyżowa ulicami mojego miasta - wyruszamy w godzinie wieczornej, ze swiecami
    w dłoniach, w dwutysięczną prawie rocznicę tamtego marszu. W droggę po gładkim
    asfalcie ulic, w rzęsistym swietle ulicznych latarń, ciepło odziani - bo nocny chłód
    marcowy... Droga Krzyżowa...Czyżby? Wrócimy do swoich domów, w poczuciu dobrze
    wypełnionego obowiązku, ze swiadomoscią, że ta nasza wieczorna wędrówka to tylko
    "in memoriam" - a także (a może przede wszystkim) z uczuciem ulgi, że to nie
    nasze dłonie podawały gwożdzie, unosiły młot czy przebijały JEGO bok
    włócznią...Czyżby? Ilu z nas jeszcze dzis - a najdalej jutro - wymierzy swój cios w
    JEGO SERCE, umoczy swoją gąbkę w occie i da MU pić? Może tym kims będę ja, może
    ty, a może ten, tuż obok nas, troskliwie osłaniający płomień swej swiecy przed
    wiatrem, lub tamta niewiasta głosno spiewająca "którys za nas cierpiał
    rany"...? Może... Wobec tego, czy warto isć tą Drogą? Czy ma to sens, skoro
    wciąż i wciąż pod ręką znajdujemy gwożdzie i młotki, a idąc potykamy się o
    po(d)rzucone włócznie? Ma sens i warto!!! Dopóki żyje choć jeden człowiek - doputy
    żyje nadzieja. A NADZIEJĄ jest TEN, który rzecze: "kto we MNIE wierzy - choćby i
    umarł - ŻYĆ BĘDZIE!" Więc? (Szymonie z Cyreny przesuń się nieco, chcę
    podstawić ramię pod to nasze wspólne BRZEMIĘ...) W DROGĘ!!!  Andrzej  Jestem świadom swojej ułomności. Jestem świadom tego, że będę upadać, że
    będę się przyczyniać do grzechu świata, że mimo moich chęci wiele razy wycofam się
    przed dobrem, które mogę uczynić. Mój krzyż to ja sam. Sam się na nim męczę i
    wiem, że nie mam mocy bezgrzeszności. I gdybym był na nim zupełnie sam to moja
    egzystencja byłaby jedynie śmiechem świata na głupotą naiwnego Pawła, który chce
    dotrzeć do nieosiągalnej doskonałości, beznadziejnej szlachetności. Ale nie jestem
    sam, bo ze mną jest Jezus, który bierze na siebie mój ciężar, aby mnie mój grzech
    nie tylko nie zabił, lecz by we mnie zaczęło krążyć Jego życie.  Paweł Preś  I znów ja! Tym razem "nie w temacie". Ojcze Darku, jaka szkoda, że
    możemy mówić do siebie tylko przez Internet. Oj, posiedziałoby się do niejednego
    poranka, przy gorącej herbatce (a może i kusztyczku przedniego korzennego miodku -
    jestem i z rodu i z przekonania Sarmatą) i kolejnej dogasającej swiecy; i pogawędziło
    o Tym i o Owym! A tak dużo jest do pogwarzenia w naszych niespokojnych czasach - a tak
    mało jest z kim, kto umie nie tylko mówić ale i słuchać...A może założylibysmy,
    pod Twoim, Ojcze, przewodnictwem cos w rodzaju Mateuszowego Forum - bo chyba nie tylko Ty
    i nie tylko ja mamy swiatu cos do powiedzenia, lecz sądząc po rezonansie, jaki w
    Internecie wywołały Twoje Rozważania, jest nas całkiem spore grono. Więc jak?  Andrzej  Tym co zniewala jest niewątpliwie mój grzech. A przez grzech rozumiem to wszystko,
    co przesłania mi samego Boga. To, co dla kogoś jest dobre, dla mnie może być właśnie
    grzechem czyniącym przepaść między mną i moim Stwórcą. W tym kontekście krzyż
    Jezusa Chrystusa jest możliwościąś powrotu do łaski życia w prawdzie i przez to
    niewątpliwie oświetla światłem nadziei mój osobisty krzyż. Przykład Dobrego Łotra
    mówi wyraźnie, że Kalwaria pozostanie zawsze Górą Nadziei, niezależnie od rozmiaru
    mojego grzechu.  
  | 
  
  | 
  
początek strony  |