Duchowość
Mój wymarzony Bóg czyli Zamyślenia adwentowe

III. Emaus: Adwentowa droga duchowego oświecenia


Czego chcemy od życia - a czego nie chcemy. Czego...
Czego chcielibyśmy, a co nas przeraża. Co...
Czego się boimy? Bólu po straceniu marzeń?
To takie ludzkie najpierw przebiec ziemię wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu wymarzonego kota, ale kiedy już, już prawie trzymamy zwierzaka w ręce - wystarczy jedna myśl i... darujemy mu wolność:
- "A idźże sobie swoją drogą. Psiiik!"
Gdybyśmy schwytali tego kota, to... no właśnie: co potem? O czym później będziemy marzyć? Strach ma takie wielkie oczy. Strach paraliżuje nas swoim wzrokiem. Czy rzeczywiście lepszy jest "wróbel w garści niż gołąb na dachu"?

Wyobraźmy sobie, jak na pytanie o tożsamość Jezusa odpowiedzieliby dwaj z Jego uczniów, którzy po śmierci Mistrza, "udając się do Emaus rozmawiali ze sobą o tym, co się wydarzyło w Jerozolimie. Kiedy tak szli, sam Jezus przyłączył się do nich, ale Go nie poznali. Zapytał ich: O czym rozmawiacie. Odpowiedzieli: O tym, co stało się z Jezusem Nazerejczykiem, którego ukrzyżowali nasi przywódcy. A myśmy się spodziewali, że On wyzwoli Izraela.
Powiedział do nich: O nierozumni! I zaczął wykładać im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego. Potem przymusili Go, aby został z nimi na noc. Kiedy zajął miejsce przy stole, wziął chleb, połamał go i dawał im mówiąc: Bierzcie i jedzcie. Wtedy otworzyły się im oczy" (por. Lk 24, 13-35).

"Kim jest dla mnie Syn Człowieczy?" Bóg bywa często postrzegany jako moje wymarzone "ja". Ma takie same cechy, jakie chciałby mieć każdy z nas. Jest najlepszym na świecie sportowcem, genialnym matematykiem, wszystkowiedzącym mędrcem itd. Problem w tym, że taki Bóg (może raczej bożek) mieszka w niedostępnych obłokach i trudno spotkać go twarzą w twarz.
Modlitwa do niego ograniczna się do smutnego monologu, w którym wyjaśnia się mu wszystko to, co się wydarzyło, całą szarą rzeczywistość: że coś smuci, że coś boli, że łzy pieką, że samotność... Zamiast końcowego "Amen" wzdycha się z rezygnacją: "A myśmy się spodziewali". Nie wiadomo czego i po kim, ale spodziewaliśmy się, bo w życiu trzeba się czegoś spodziewać. Tymczasem, jeżli wierzy się w Boga, a nie w bóstwo (różnica polega na tym, kto od kogo pochodzi: pierwszy stworzył człowieka, drugiego stworzył sam człowiek), trzeba przyjąć i zaakceptować kilka podstawowych prawd, między innymi tę, że ten Bóg istnieje: ma uszy, które słyszą, oczy, które widzą i serce, które kocha. Bóstwo można zmodyfikować, ulepszyć; Bóg po prostu jest. Trzeba jedynie zbliżyć się do Niego. Tego właśnie potrzebowali dwaj rozczarowani uczniowie, którzy po śmierci Jezusa doszli do wniosku, że trzeba powrócić do stanu, w jakim żyli wcześniej, czyli dalej czekać. Nie spodziewali się jednak, że cel ich ucieczki stanie się miejscem spotkania, że Jezus właśnie tam otworzy im oczy i że w Emaus skończy się ich Adwent: zrozumieją, kim jest Syn Człowieczy.

Usiądź więc dzisiaj nad mapą Twojego życia i poszukaj własnego Emaus, czyli tego miejsca, gdzie zdarzył się jakiś cud, gdzie objawił Ci się Bóg. A może to stało się dzisiaj?
Droga do Emaus jest szlakiem modlitwy: od strachu, od ignorancji aż po oświecenie. Czy znasz ten blask?

Czy wystarczy Ci odwagi, aby zakończyć adwentowy sen, otworzyć oczy i zobaczyć Jego twarz? A może tym, czego potrzebujesz, jest wyłącznie odrobina szczerości względem siebie? Może ten kot, którego szukasz, już od dawna łasi Ci się do nóg? - Psiiik!
Nie! Bardzo Cię proszę, niech ten Adwent będzie dla Ciebie czasem przemiany. Nie bądź już dłużej okrutny. POGŁASKAJ KOTA.

Jakub Kołacz SJ

Jakub Kołacz, jezuita, ma 27 lat, mieszka w Collegio Internazionale del Gesu i studiuje teologię na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie.


Poprzednie rozważania

I. Nauczyciel, Pan czy Przyjaciel? A może jeszcze Ktoś inny?

II. Nie śmierć uświęca człowieka, ale życie

Chcesz podzielić się z innymi? Napisz!

moje zamyślenia...

imię (nazwisko):

email:


początek strony
(c) 1996-1997 Mateusz