JAN PAWEŁ II W POLSCE
 

KRZYSZTOF MĄDEL SJ

Piotr pozostaje sobą

 

 

Kim jest Biskup Rzymu? Charyzmatycznym przywódcą, twórcą i strażnikiem doktryny katolickiej, obrońcą wiary i moralności, nauczycielem ludzkości? Kimś, kto ewangelizuje, zachwyca, napomina i rozstrzyga, a także kimś, kto troszczy się o Kościół jak o własne dziecko lub jak o posiadłość?

Czytając komentarze do encyklik, słuchając relacji z podróży papieskich, a wreszcie sięgając po poważniejsze opracowania teologiczne odnoszę wrażenie, że cała kwestia prymatu papieskiego najczęściej postrzegana jest dość jednostronnie. Być może będzie w tym trochę przesady, ale naprawdę nie mogę oprzeć się wrażeniu, że my wszyscy patrzymy na papiestwo głównie przez pryzmat Soboru Watykańskiego Pierwszego, a więc kojarzymy je przede wszystkim z dogmatem o papieskiej nieomylności. Fakt ogłoszenia przez papieży nowych dogmatów (Niepokalane Poczęcie — 1854, Wniebowzięcie — 1950) bardzo sprzyja takiej perspektywie. Sugestywnie zaś definiują ją następujące słowa Soboru Florenckiego (1439): „święta Stolica Apostolska i Biskup Rzymski posiadają prymat nad całym światem”.

Jeśli miałbym określić jednym słowem taką hermeneutykę papiestwa, to nazwałbym ją „hermeneutyką Pawłową”: Biskup Rzymu postrzegany jest tu bowiem jak nowy św. Paweł, a więc nowy Apostoł narodów, charyzmatyczny przywódca, twórca i strażnik doktryny katolickiej, obrońca wiary i moralności, nauczyciel ludzkości. Biskup Rzymu jest tu zatem kustoszem dyskursywnej przestrzeni wiary — kimś, kto ewangelizuje, zachwyca, napomina i rozstrzyga, a nadto kimś, kto troszczy się o Kościół jak o własne dziecko lub jak o posiadłość. Dlatego też zarówno ci, którzy myślą w ten sposób o obecnym Papieżu, jak i ci, którzy mówią o samym urzędzie, szukają w następcy Piotra kogoś, kto powinien kontynuować misję Pawła. I jeśli przy tym natrafiają na jakieś zagrożenia dla tej kontynuacji, wówczas podejmują mniej lub bardziej sensowną krytykę osoby bądź urzędu. Jeśli natomiast wzrok wyobraźni mówi im, że ów papież to jednak „Paweł jako żywo”, wówczas głosem podniosłym oznajmiają doskonałość katolicyzmu.

Zwolennikom Pawłowej hermeneutyki papiestwa nie można właściwie niczego zarzucić. Słusznie przecież chcą widzieć w Biskupie Rzymu wielkiego nauczyciela i teologa. Na dobrą sprawę, papieże aż po dziś dzień podpisują swoje doktrynalne wypowiedzi imieniem Pawła, bo nauczając, istotnie sprawują „Pawłowy urząd”. Co więcej, obecny Ojciec Święty, jak chyba żaden z jego bezpośrednich poprzedników, obdarzony jest niepowtarzalnym Pawłowym charyzmatem. Dociera do milionów. Ewangelizuje kontynenty. Niemal dla wszystkich jest autorytetem moralnym pierwszej wielkości. A jednak Biskup Rzymu nie jest w pierwszym rzędzie Pawłem. To wspaniale, że jest on także Pawłem i to tak wielkim Pawłem, ale tym, co konstytuuje jego najgłębszą tożsamość, jest misja Piotra.

Jeśli zaś tak, to potrzeba nam „Piotrowej hermeneutyki” papiestwa. Piotr jako Piotr to bowiem temat dla wszystkich chrześcijan. Jest coś takiego w Piotrowym urzędzie, co każe nam pytać o jego tożsamość, zanim jeszcze zapytamy o formę jego sprawowania, o właściwe kompetencje. Mówiąc inaczej, jest w urzędzie Piotrowym coś, co realizuje się niezależnie od tego, kto i kiedy ten urząd sprawuje; coś, co jest koniecznym atrybutem każdego papieża i każdego papiestwa; coś, co konstytuuje sam urząd, co jest warunkiem możliwości wszystkich urzędowych funkcji; coś, co wreszcie domaga się racjonalnego opisu. Piotr jako Piotr to sprawa poniekąd metafizyczna. Misterium.

Już nawet najprostsza definicja tego urzędu daje sporo do myślenia: według często powtarzanej przez sobory definicji Biskup Rzymu jest „następcą św. Piotra, księcia Apostołów, prawdziwym zastępcą Chrystusa, głową całego Kościoła”, a zatem jest on dla współczesnego Kościoła tym, kim Szymon Piotr był dla Apostołów i dla całej pierwotnej wspólnoty chrześcijańskiej. Nie tylko jego misja jest kontynuacją misji Piotrowej, ale również jego mandat jest kontynuacją tamtego, otrzymanego z rąk samego Chrystusa mandatu. A skoro tak, to właściwym językiem opisu urzędu Piotrowego może być tylko język teologiczny, czyli ten, jaki sugeruje samo objawienie. Analogie i metody, jakich mogą dostarczyć nauki społeczne, może zwłaszcza politologia, mogą tu mieć charakter wyłącznie pomocniczy. Urząd Piotra należy wyjaśniać najpierw jako element misterium Chrystusa i Jego Kościoła, a dopiero potem jako element rzeczywistości naturalnej, historycznej.

Jeśli zatem urząd Piotrowy jest częścią misterium, tak jak jego częścią jest choćby nasz chrzest, to kontemplacja i dyskurs teologiczny winny doprowadzić nas do takich jego treści, które realizują się zawsze dlatego, że należą do tej podstawowej struktury osobowej, którą samo objawienie nazywa Ludem Bożym, mistycznym Ciałem Chrystusa, Kościołem. Dlatego też nawet czyjeś krytyczne odniesienie do urzędu Piotrowego mogłoby być jego rzeczywistą afirmacją, jeśli tylko byłoby ono afirmacją Chrystusowego misterium. Oczywiście, komuś o krytycznym nastawieniu do papiestwa trudno doradzać kontemplację tego, co w tym urzędzie Piotrowym przeddyskursywne, transcendentne i konieczne, choć nie zawsze widzialne. Znacznie łatwiej po prostu pokazać jakiegoś świętego papieża. Prawda jednak jest taka, że do refleksji nad tym, co transcendentne, dochodzi bardzo rzadko. W dziennikarskiej, ale nawet w teologicznej debacie nad papiestwem mówi się niemal wyłącznie o istniejących lub możliwych funkcjach. Tymczasem ani dialog ekumeniczny, ani pojednanie z tymi, którzy rzymskiego papieża nie akceptują, ani nawet osobiste nawrócenie tych, którzy by wszystko za papieża oddali, nie są możliwe bez oparcia się na tym, co trudniej dostępne, lecz na pewno uniwersalne. To właśnie tu potrzeba największego wysiłku i współpracy. Dialog historyków, jak się można spodziewać, będzie owocował coraz większą zgodą w zakresie kodyfikacji i interpretacji faktów. Natomiast dialog teologów musi toczyć się zawsze. Nawet bowiem wtedy, kiedy będzie przynosił nadzwyczajne rezultaty, będzie niewystarczający. Jest przecież kontemplowaniem misterium. A mimo iż zawsze okazuje się niewystarczający, tylko on może nam dać nadzieję na ewangeliczny autentyzm i pojednanie.

Zachętę do takiego głębszego namysłu znaleźć możemy w opublikowanym niedawno specjalnym dokumencie watykańskim o prymacie następcy Piotra w tajemnicy Kościoła. Cenna wydaje mi się tam zwłaszcza sugestia, iż „próby określania minimalnego zakresu funkcji sprawowanych w przeszłości nie są właściwą drogą do wyodrębnienia tego, co stanowi istotę nauki wiary o kompetencjach Prymatu”. Piotr jako Piotr to coś więcej niż tylko historyczni Piotrowie. Piotr jako Piotr żyje i właśnie to jest najbardziej istotne. Dokument jasno tłumaczy, że ani dawne kompetencje Biskupa Rzymu nie muszą koniecznie być jego dzisiejszymi kompetencjami, ani te dzisiejsze nie muszą przysługiwać mu zawsze. Piotr bowiem żyje i cały czas sprawuje swój urząd.

Jak go sprawuje? Wsłuchując się w Ewangelię, a nawet w historię pierwotnego Kościoła zapisaną w Dziejach nie sposób oprzeć się wrażeniu, że urząd Piotra jest uprzywilejowanym miejscem, w którym to raczej Bóg okazuje swoją hojność człowiekowi, a nie odwrotnie. Patrząc na Szymona Piotra ani przez chwilę nie wątpimy, że on kochał Chrystusa szczerze, ale, o dziwo, jeszcze bardziej uderza nas to, że na każdym kroku Chrystus okazywał mu miłość jeszcze większą. W tym sensie Piotr jest jakby zaprzeczeniem Pawła, którego postać do tego stopnia urzekła niektórych dziewiętnastowiecznych autorów, że gotowi go byli postawić wyżej niż samego Chrystusa. U Piotra nic takiego nie ma. Piotr całym sobą odsłania Chrystusa. Piotr to szczęściarz, któremu ciągle przebaczano i pomagano, i który, co bardzo ważne, umiał to przyjąć. Owszem, od dnia zesłania Ducha Chrystus zawdzięcza Piotrowi coraz więcej, ale nawet wtedy Piotr pozostaje sobą. Jeśli zatem dziś stawiamy sobie pytanie o naturę prymatu, to czy nie powinniśmy czuć się zaproszeni do tego, żeby w Piotrach naszych czasów szukać najpierw żywych znaków Bożej opatrzności, z całym przekonaniem, że na pewno są one w nich zapisane, a dopiero potem, jeśli w ogóle, dociekać, czy owi Piotrowie odpowiedzieli na te znaki lepiej niż my? Jeśli Bóg troszczy się o swój Kościół, to o kogo jak o kogo, ale o Piotra troszczy się na pewno — taki jest chyba najbardziej bezpośredni sens prymatu Piotrowego w świetle Ewangelii. Piotr to ten, któremu powierzono najwięcej.

Ignacy Loyola, mój święty mistrz, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Żył w samym środku reformacji. Znał od środka słabości Kościoła. Miał kiedyś nawet powiedzieć, że gdyby zreformować papiestwo, to cała reszta potoczyłaby się sama. Jednak dla Ignacego jedyną rzeczą do „naprawienia” był on sam, Ignacy. Wiedział też dobrze, że papiestwo w najsłabszym nawet wydaniu niesie w sobie coś, czego ani przecenić, ani znaleźć gdzie indziej niepodobna. Mówi się czasem, że Ignacy postawił wszystko na posłuszeństwo papieżowi i na tym zbudował zakon. To jednak nieprawda. Ignacy chciał służyć jedynie Chrystusowi. Miał zarazem głębokie przekonanie, że nie wystarczy jedynie robić tego, co by się chciało. Chciał chcieć więcej i szukał tu pomocy. Zwrócił się zatem do tego, komu tę pomoc obiecano najwyraźniej.

Krzysztof Mądel SJ

 
Życie

 

 

 

 

 

Jan Paweł II w Polsce JAN PAWEŁ II W POLSCE
Dodatek specjalny "Mateusza" poświęcony pielgrzymce papieskiej.
Najobszerniejsze źródło informacji w Internecie.
Fotografia tytułowa: br. Hieronim Majka CSSp.
Kontakt poprzez formularz pocztowy lub e-mail: mateusz@mateusz.pl.
Wszystkie prawa zastrzeżone © 1999 Mateusz