|
GRAŻYNA STARZAK Papież na Wawelu
|
Ile prawdy jest w doniesieniach prasy włoskiej, która po zakończeniu ostatniej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny, podała sensacyjnie brzmiącą informację, jakoby życzeniem Ojca Świętego było spocząć po śmierci w Krakowie? Program pobytu Ojca Świętego w ojczyźnie zmieniał się niemal do ostatniej chwili przed zatwierdzeniem przez Stolicę Apostolską. Wydawało się, że bez dyskusji pozostaje krakowska część pielgrzymki, którą zakończyć miała msza święta, odprawiona przez papieża w kaplicy Pałacu Biskupiego przy ul. Franciszkańskiej. Życzeniem Jana Pawła II było, aby w tej mszy uczestniczyli ci wszyscy, z którymi w czasach wadowicko-krakowskich przyjaźnił się, współpracował, chodził w góry. Jednak, gdy sporządzono listę tych osób, ich dzieci, wnuków, prawnuków, okazało się, że kaplica przy ul. Franciszkańskiej nie pomieści takiej gromady ludzi. Zdecydowano, iż prywatna msza święta, którą papież odprawi 17 czerwca tuż przed odlotem do Rzymu, odbędzie się w katedrze na Wawelu. Pierwotnie miało wziąć w niej udział około 500 osób. Dzisiaj mówi się, że szczęśliwców, którzy modlić się będą wraz z Ojcem Świętym przy starannie odrestaurowanej konfesji św. Stanisława, będzie około tysiąca. Wszyscy inni będą musieli zadowolić się przekazem radiowym. Bowiem msza na Wawelu, ze względu na jej prywatny charakter, nie będzie relacjonowana w telewizji. Wielu zastanawia się, czy można mówić o prywatnym charakterze spotkania w tak szerokim gronie? Ks. prałat Janusz Bielański, gospodarz katedry wawelskiej zapewnia, że tak. |
— Papież umie się wyłączyć z tłumu. Gdy przymyka oczy, ma się wrażenie, że Jego duch widzi wszystko, co chce widzieć. Gdy teraz niedawno byłem u papieża w Rzymie i prosiłem, żeby Ojciec Święty nawiedził katedrę, Jan Paweł II odpowiedział mi w ten sposób: „ja codziennie jestem w katedrze, ja się codziennie modlę przy św. Stanisławie i św. Jadwidze”... Katedra wawelska, która w swojej pierwotnej postaci powstała z inicjatywy Bolesława Chrobrego u schyłku drugiego dziesięciolecia XI wieku, to prawdziwe sanktuarium narodowe. W 1978 r. zorganizowano przy katedrze Muzeum Katedralne, gromadzące najcenniejsze pod względem artystycznym i patriotycznym przedmioty pochodzące ze skarbca, w którym od wieków gromadzono insygnia koronacyjne polskich królów i cenne dary biskupów, monarchów, królewskich gości. Muzeum otworzył 28 września 1978 r. kard. Karol Wojtyła, który zaraz potem został wybrany papieżem. Katedrę, Muzeum Katedralne, zwiedzają tysiące turystów. Nie wspominając o tym, że codziennie toczy się tutaj normalne życie religijne. Pierwsza msza święta odbywa się o godz. 6.30 rano. Zawsze odprawia ją ksiądz proboszcz Janusz Bielański, który zawsze też jest przy otwarciu katedry. Razem z dwoma kościelnymi obchodzą ją i sprawdzają, czy wszystko jest w porządku. Księża starają się zakończyć nabożeństwa do godziny wpół do dziewiątej, bo o 9 zaczyna się zwiedzanie. Ksiądz Janusz Bielański przypomina, że na wzgórzu wawelskim mieszka 76 osób i to te osoby mają najpełniejsze prawo do katedry, do tego, by brać tu śluby, chrzcić dzieci, uczestniczyć we mszy świętej. Wierni z parafii wawelskiej, najmniejszej w Polsce — to pracujący w tej parafii trzej księża, rektor PAT ks. bp Tadeusz Pieronek, ludzie, którzy pracują w zamku królewskim, strażnicy wawelscy, którzy mieszkają na wzgórzu, panie, które pracują przy konserwacji tkanin, paru emerytów, którzy tu kiedyś pracowali i nadal mieszkają — niektórzy już ponad 50 lat. Katedrę zamyka się o godz. 17.30, komisyjnie zakładając plomby. Przed zamknięciem strażnicy wawelscy bardzo dokładnie sprawdzają każdy zakamarek, czy aby ktoś się gdzieś nie schował. Przez całą noc wzgórza wawelskiego pilnują i strażnicy, i specjalnie tresowane psy. W ciągu 16 lat pracy duszpasterskiej na Wawelu ks. J. Bielańskiego tylko raz w katedrze zdarzyła się kradzież. Z tronu, na którym zasiada podczas większych uroczystości religijnych kardynał F. Macharski, skradziono figurę św. Piotra. Złodzieje brutalnie oderwali ją i uciekli. Ale ponieważ była bardzo dokładna dokumentacja tej figurki, zrobiono jej kopię, która jest identyczna, choć już nie oryginalna. — O wiele częściej zdarzają się drobne dewastacje — mówi ks. Bielański. |
— Najtrudniej upilnować zabytków w zimie, gdy w katedrze jest niewielu turystów. Bo gdy są większe grupy, to jedni drugich pilnują. Zawsze się znajdzie ktoś mądry, kto zareaguje. W zimie, gdy turystów jest pięciu, sześciu czy dziesięciu, barbarzyńcy umawiają się: jeden pilnuje, drugi dewastuje — próbują wyryć jakieś napisy, coś oderwać. Bardzo często wypisują bazgroły na grobie Mickiewicza czy Słowackiego, zwłaszcza gdy na maturze się im nie uda. Biedni ci nasi wieszczowie w tych grobach. Oj, nieraz usłyszą od maturzystów brzydkie słowa... Jak mówi ks. Janusz Bielański, prawdziwą plagą są w katedrze złodzieje. Kradzieże kieszonkowe zdarzają się codziennie: — To jest dla nich miejsce dobrego łowu, zwłaszcza teraz, gdy na wzgórzu wawelskim przebywa dużo dzieci i młodzieży. Wystarczy, że np. przy wejściu na Dzwon Zygmunta zrobi się korek i wtedy oni grasują. Myślę, że tak jest na całym świecie w zabytkowych miejscach. Od niedawna skarbów katedry wawelskiej i bezpieczeństwa turystów strzegą elektroniczne obiektywy 16 kamer. Ich instalacja trwała ponad trzy miesiące. Trzeba było położyć kilometry kabli, specjalnie dla potrzeb katedry zamawianych przewodów. Wydano na ten cel 200 tys. złotych. W pokoju proboszcza Bielańskiego non stop włączony jest telewizor, w którym automatycznie zmienia się obraz. Kamery ustawione są przy najcenniejszych zabytkach, ale też w zakamarkach katedry, w miejscach największego nasilenia ruchu turystycznego i na Dzwonie Zygmunta. Obraz jest bardzo wyraźny i kolorowy. — Zdecydowałem się na kolor, gdyż wtedy łatwiej rozpoznać złodzieja po płaszczu, sukience, nawet buzię wyraźniej widać — wyjaśnia prałat Bielański. — Policjanci, przedstawiciele BOR, którzy przed przyjazdem papieża przychodzą do katedry, mówią, że telewizja wewnętrzna to w tej chwili najlepsze zabezpieczenie przed złodziejami. — Kamery pracują nawet w nocy, gdy światła są powyłączane — zapewnia proboszcz wawelski. — Gdyby ktoś przechodził, nawet gdyby gołąb frunął, to automatycznie zaświecą się cztery żyrandole i w pokojach probostwa odezwie się alarm. Do tej pory tylko raz zbudził mnie dość intensywny pisk alarmu. Okazało się, że w katedrze grasowała... kuna. To jej cień wywołał alarm. Od tamtego czasu jest spokój. Zwiedzanie katedry wawelskiej to żelazny punkt programu delegacji zagranicznych, które odwiedzają Kraków. — Z ostatnich gości najbardziej utkwił mi w pamięci prezydent Indii, bardzo sympatyczny starszy, bodaj 83-letni pan — opowiada ks. prałat Janusz Bielański. — Wszyscy ci wielcy ludzie mają niewiele czasu na zwiedzanie katedry, więc ja poprowadziłem go do kaplicy Najświętszego Sakramentu. Pan prezydent usiadł tam na ławeczce i prosił o chwilę ciszy, mówił, że chce podumać. Potem przeszliśmy parę kroków do kaplicy Zygmuntowskiej i on mówi: „proszę księdza, ja czuję tutaj takie moce, jak w naszych świątyniach, w Indiach. Ja bym się chciał tutaj dłużej pomodlić”. Pięć, sześć minut trwał w skupieniu, modlił się, a potem powiedział, że tutaj, w katedrze wawelskiej czuje się, że jest jeden Bóg dla wszystkich. To był bardzo miły człowiek, widać, że głęboko religijny. „Tutaj czuję moce Boże...” — powtórzył jeszcze raz przy pożegnaniu. |
Papież Jan Paweł II z katedrą wawelską był związany od dziecka. Chrystus z krucyfiksu ołtarza św. Jadwigi Królowej był świadkiem najważniejszych wydarzeń w życiu Karola Wojtyły; jego mszy prymicyjnej w 1947 r., konsekracji biskupiej w 1958 r. i pięć lat później arcybiskupiej. To przed tym ołtarzem młody Karol podjął w 1942 r. decyzję o wstąpieniu do seminarium duchownego. — Gdyśmy ostatni raz szli przez katedrę, z krypty św. Leonarda do kaplicy Najświętszego Sakramentu, papież powiedział: „wiesz, gdy 1 września 1939 r. o piątej usłyszałem przez radio, że wybuchła wojna, od razu wstałem i poszedłem do katedry, tutaj, w tym konfesjonale spowiadałem się u księdza Figlewicza, bo wiedziałem, że przychodzi coś bardzo ciężkiego. Nie wiadomo, czy to przeżyję i dlatego trzeba być z Bogiem pojednanym” — wspomina ks. J. Bielański. 17 czerwca br. o godz. 7 rano Ojciec Święty wejdzie do katedry bramą południową. Odprawi mszę (bez homilii) przy konfesji św. Stanisława. Potem rozbierze się w zakrystii z szat liturgicznych i być może przywita się z grupą przyjaciół, którzy będą siedzieć w stallach w prezbiterium. Wedle tego, co twierdzą pracownicy Biura Ochrony Rządu, pobyt papieża w katedrze jest wyliczony co do minuty, dlatego jest mało prawdopodobne, aby Jan Paweł II swoim zwyczajem przeszedł wkoło katedry, pozdrawiając uczestników mszy. Wiele osób może być zawiedzionych, bo być może w ogóle papieża nie zobaczą. — Ale usłyszeć powinni wszyscy — zapewnia prałat Bielański. — Głośniki będą wystawione również na zewnątrz, tak jak podczas ostatniego pobytu Jana Pawła II na wzgórzu wawelskim w 1997 r. Papież odprawiał wówczas mszę świętą w krypcie św. Leonarda. Była to msza prywatna, ale zebrało się pół katedry ludzi i jeszcze mnóstwo na zewnątrz. Ojciec Święty długo się modlił. Po Ewangelii myślał chwilę, po komunii świętej też trwał przez chwilę w pobożnym skupieniu, po zakończeniu mszy następna chwila zadumy. Później ci, którzy byli na zewnątrz, zgłaszali zastrzeżenia, że nagłośnienie wysiadło. Ja im tłumaczę, że wszystkie mikrofony działały, że po prostu papież się wtedy modlił. A oni na to: „trzeba nam było powiedzieć, myśmy nie wiedzieli, co się tam dzieje i denerwowaliśmy się, bo wy, księża inaczej odprawiacie mszę, nie tak powoli, pobożnie jak papież”... — opowiada z uśmiechem na ustach ks. Bielański. Katedra nie będzie specjalnie dekorowana przed wizytą papieża. — Będą tylko kwiaty — mówi stanowczo proboszcz wawelski. — Wykluczone są flagi czy coś w tym rodzaju. Katedra jest tak piękna, że nie ma potrzeby umieszczać w niej sztucznych dekoracji. Papież chce widzieć te rzeczy, których dotykał, gdzie się modlił, gdzie się spowiadał. Wszystko to jest odświeżone, zakonserwowane, przygotowane do tego, by przez następne pokolenia kształciło ducha, serce, uczyło historii Polski i miłości do Boga. Proboszcz wawelski podkreśla, że przed tegoroczną pielgrzymką Jana Pawła II udało się odnowić zespół zabytków wchodzący w skład konfesji św. Stanisława — srebrną trumnę ze szczątkami świętego, polichromowaną kopułę z drzewa, baldachim z filarami marmurowymi. Wszystko to zrobiono praktycznie od grudnia ub. roku do marca bieżącego. Przy konfesji pracowało codziennie, bardzo intensywnie, jak podkreśla ks. Bielański, 16 osób: złotnicy, konserwatorzy srebra, marmuru. Większość prac w katedrze finansowanych jest ze środków SKOZK. |
Już po wyjeździe papieża odnawiany będzie mur wokół katedry, który w tej chwili jest czarny i brzydki. Przy okazji ma być sprawdzany system odwodnienia katedry od strony południowej i zachodniej. System ten nie był przez całe lata czyszczony. Prawdopodobnie trzeba będzie zmienić rury na kamionkowe, żeby przypadkiem woda nie dostała się do grobów królewskich. Gdy pytam, co parafia wawelska da w podarunku Ojcu Świętemu, ks. J. Bielański odpowiada bez namysłu: „uśmiech i dobre słowo”. I zaraz potem dodaje: — Gdy jedziemy do Ojca Świętego do Rzymu, to zazwyczaj wieziemy jakiś nowy album czy książkę o Wawelu. Jan Paweł II zostawia w darze dla katedry najczęściej albę, mszał, kielich liturgiczny. — To są bardzo miłe pamiątki — mówi prałat Bielański. — Mamy na przykład śliczny ornat, który papież otrzymał we Wrocławiu. Przyjechał do nas i mówi: „wezmę ten ornat do Rzymu, nie docenią, a dla was to będzie pamiątka, niech on tu będzie i niech służy chwale Bożej”. Używamy go np. 16 każdego miesiąca, jak odprawiamy msze papieskie. Nosi go wyłącznie ksiądz kardynał i księża biskupi, żeby go nie zniszczyć. Zresztą dbamy o wszystkie te dary: ornaty, alby. One nie są może takie piękne, cenne i drogie, jak te nasze wawelskie, średniowieczne, ale też są dziełami sztuki, trzeba je szanować, żeby przetrwały do następnych stuleci. Kończy się moja wizyta w katedrze. Razem z księdzem Bielańskim obchodzę srebrną trumnę ze szczątkami św. Stanisława i zastanawiam się na głos, ile prawdy jest w doniesieniach prasy włoskiej, która po zakończeniu ostatniej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny podała sensacyjnie brzmiącą informację, jakoby życzeniem Ojca Świętego było, aby po śmierci mógł spocząć na Wawelu. Czy to byłoby w ogóle możliwe? — pytam wprost prałata Bielańskiego. — To raczej mało prawdopodobne — słyszę odpowiedź. — Papieża kocha cały świat. Musimy sobie niestety powiedzieć wprost, że niektóre narody bardziej go kochają i bardziej się liczą z tym, co mówi, niż my, Jego rodacy. Wszyscy mają prawo do kontaktu z Jego osobą, również przez modlitwę. Dlatego Rzym, to jedyne miejsce, gdzie kiedyś mógłby spocząć. Rzym to miasto, z którym nie można porównać Krakowa. A nam musi wystarczyć, że mamy w katedrze wawelskiej Jego piuskę, sutannę, infuły, w których celebrował mszę świętą. Już to jest wielkim zaszczytem. To są nasze święte relikwie. Grażyna Starzak |
|
|