Tekst pochodzi z miesięcznika Posłaniec Serca Jezusowego, styczeń 2005 |
Ks. Jerzy Sermak SJ: Dla nas, pokolenia powojennego, Syberia kojarzy się z rzeczywistością, o której nam opowiadali nasi ojcowie, że to kraina gułagu i obozów, miejsce zesłania tysięcy Polaków. Oni byli przymuszani do wyjazdu na Syberię, Ty pojechałeś tam z własnej woli. Dlaczego?
Ks. Stanisław Pomykała SJ: Często powtarzam moim znajomym w Rosji, że przyjechałem tam nie dlatego, że jestem Polakiem, katolikiem, księdzem, jezuitą, ale ze względu na Chrystusa. Moje powołanie do pracy w Rosji związane jest z moim poszukiwaniem i z moją wiarą w Chrystusa. Zrodziło się ono bardzo wcześnie, gdy miałem 17-18 lat. Pociągały mnie rosyjska kultura i język, ale przede wszystkim ciekawość prawosławia. To prawda, że wyjechałem dobrowolnie, ale trzeba zaznaczyć, że dobrowolnie, zwłaszcza na początku XX wieku, wyjeżdżali też na Syberię inni Polacy. Jest tam np. wieś Wierszyna, do której Polacy przyjechali jako kolonizatorzy. To szukanie Jezusa i chęć służenia Mu właśnie tam są też niezwykle ważne z punktu widzenia moich relacji z prawosławnymi. Przecież najważniejszym warunkiem prawdziwego dialogu jest postawienie w centrum wszystkich spraw Jezusa i uświadomienie sobie, że wszyscy chcemy Mu służyć. Dlatego rodzi się pragnienie, by się wzajemnie uzupełniać, a nie konkurować z sobą.
Ks. J.S.: Czy po trzynastu latach pracy w Rosji i na Syberii możesz powiedzieć, że udało Ci się spotkać Chrystusa na tej “nieludzkiej Ziemi”?
Ks. S.P.: Chyba tak. Te trzynaście lat życia w Rosji i na Syberii oczyściło moje widzenie tego kraju. Dziś inaczej patrzę na ten kraj niż ci, którzy go znają tylko z mediów. Wydaje mi się, że oni mają obraz bardziej ideologiczny niż realny. Z tymi dziennikarskimi opowieściami o Rosji czuję się po prostu źle. One nie przedstawiają prawdziwie tego kraju, w którym ja żyję.
Ks. J.S.: Wobec tego spróbuj skorygować nasz obraz Rosji, znanej jedynie z mediów. Z jaką Rosją, a jeszcze bardziej z jaką Syberią, Ty się spotkałeś?
Ks. S.P.: Syberia jest krajem surowym. Taki jest tam klimat. Nowosybirsk to jest taka duża Nowa Huta. Tam nie ma nic specjalnego. To co jest największym bogactwem Syberii i co mnie najbardziej urzeka to człowiek, który tam żyje. Ci ludzie odznaczają się wielką wrażliwością na cierpienie, na wzajemną solidarność i pomoc. Dlatego nawiązują relacje o wiele bliższe i cieplejsze niż to widać u ludzi z zachodniego kręgu kulturowego.
Ks. J.S.: To Ty tych ludzi tak odbierasz. Ty jednak przyjechałeś tam jako ktoś obcy. Jak oni Cię przyjęli?
Ks. S.P.: Większość przyjęła mnie bardzo dobrze i życzliwie, chociaż wiem, że u podstaw takiego przyjęcia była ciekawość. Przyjechałem przecież z Rzymu, gdzie wcześniej pracowałem w Radiu Watykańskim. Mówili więc: Przyjechał szpieg watykański. Z wyjątkiem kilku spotkań, które były dla mnie dosyć trudne, w zasadzie nie miałem większych problemów. Nie widzieli we mnie zagrożenia. Coraz chętniej ze mną rozmawiali na tematy wiary i światopoglądu. Nawet moje niewierzące sąsiadki służyły mi radą i pomocą i dzieliły się jedzeniem. Ja oczywiście starałem się tę dobroć odwzajemniać. W ten sposób szybko nawiązywały się relacje osobowe. Rosja, w której dzisiaj żyję, różni się od tej, którą znałem z literatury i opowieści o bolesnych doświadczeniach naszych rodaków. Zawsze przecież między naszymi narodami było dużo nieufności i niedowierzania, a przede wszystkim niezrozumienia. Wydaje mi się, że te relacje ciągle jeszcze czekają na oczyszczenie i na lepsze czasy.
Ks. J.S.: Czy spotkałeś potomków naszych polskich Sybiraków?
Ks. S.P.: Spotykałem ich bardzo wielu. Poznawałem ich bardzo bolesne i tragiczne losy. Nawet dzisiaj jeszcze żyją tam ludzie, którzy boją się przyznawać do tego, że są Polakami, bo mają w pamięci straszne cierpienia, jakie musieli znieść oni, a zwłaszcza ich rodzice. Jest jednak coś zadziwiającego w tym, że ci Polacy, którzy tak bardzo cierpieli na Syberii, kochają ten kraj. Oni przecież tam żyją, Syberia jest ich drugą Ojczyzną, a dla wielu nawet pierwszą. Rosja stała się ich domem.
Ks. J.S.: Co tym ludziom pomagało przetrwać najtrudniejsze lata?
Ks. S.P.: Na pewno wiara, ale także sam charakter, jakim odznacza się Polak. Jesteśmy ludźmi mężnymi i silnymi. Niełatwo się poddajemy. Oprócz wiary i tego polskiego charakteru na pewno bardzo ważna była, zwłaszcza w najtrudniejszych chwilach, zwykła ludzka solidarność.
Ks. J.S.: Jaka jest wiara tych ludzi? Czy zasadza się tylko na opowieściach babci, czy też ma ona mocniejszy fundament, na którym oni opierają swoje życie?
Ks. S.P.: Wiara oparta na strukturze Kościoła została w dużej mierze zniszczona. Kiedy przybywaliśmy tam na początku lat 90., to był ostatni moment, by spotkać się jeszcze ze starymi Polakami, by przejąć od nich pałeczkę wiary i budować dalej i głębiej. Wielu z tych najbardziej aktywnych i oddanych sprawom wiary już nie żyje. Ich wiara wyrażała się przede wszystkim w wierności pewnej tradycji i nie miała jakichś głęboko intelektualnych podstaw. Była to raczej wiara babć i rodziców. Jednak ta wiara przejawiała się w wielkim pragnieniu Boga. Tak jest zresztą do dzisiaj. Dla mnie jest czymś zadziwiającym to, jak ludzie są tam spragnieni słowa Bożego. Nigdzie nie spotkałem się z taką ciszą, gdy mówię kazanie, jak właśnie tam. To nie tylko uwaga, ale wręcz chłonięcie słowa Bożego.
Ks. J.S.: Diecezja Syberyjska do czasu jej podziału była największą terytorialnie diecezją na świecie. Ilu księży tam pracuje?
Ks. S.P.: W tej chwili jesteśmy podzieleni na dwie diecezje. Jest diecezja Przemienienia Pańskiego z siedzibą w Nowosybirsku i diecezja w Irkucku. Rzeczywiście, wcześniej byliśmy Administraturą Apostolską największą na świecie. Terytorium jest ogromne, ale Syberia charakteryzuje się tym, że większość ludzi żyje w wielkich miastach. W obu tych diecezjach pracuje ponad stu księży. Kiedy tam przyjechałem, to w Nowosybirsku pracował jeden franciszkanin; był też taki “latający” ksiądz, o. Świdnicki, który zakładał wiele wspólnot kościelnych, za co był zresztą więziony w czasach komunistycznych. Był jeszcze biskup i ja, razem czterech kapłanów. Później wielu księży przyjeżdżało na jakiś czas, np. na pięć lat. Byli to księża ze Słowacji, z Niemiec, z Włoch, z Polski. Prezbiterium naszej diecezji jest więc międzynarodowe. W tym widać naprawdę powszechność Kościoła. Jest jednak i pewna przeszkoda, bo my przywozimy z naszych krajów swoje modele Kościoła i każdy z nas buduje wspólnotę na wzór tego, co wywiózł ze swojego kraju. Tam musimy się ciągle uczyć być Kościołem dla tamtych ludzi. Jest też na Syberii dosyć dużo sióstr zakonnych, które wspaniale współpracują z księżmi. W Nowosybirsku są np. siostry Matki Teresy. Siostry Elżbietanki mają pięknie prowadzony i rozwijający się sierociniec. Są też siostry Eucharystki, głównie pochodzące z Niemiec. Mamy także już swoich księży. W tym roku było wyświęconych dwóch neoprezbiterów. Dwóch diakonów będzie święconych na kapłanów w przyszłym roku. W seminarium w Nowosybirsku i w Petersburgu mamy kilkunastu seminarzystów.
Ks. J.S.: Na czym przede wszystkim polega Wasza praca apostolska, bo przecież trudno ją chyba przyrównać do pracy księdza w Polsce?
Ks. S.P.: Wielkim naszym zadaniem jest szukanie katolików, bo myśmy jeszcze wszystkich nie znaleźli. Ciągle przychodzą nowi. Ważnym zadaniem jest też tworzenie miejsc kultu. Tam przecież zastaliśmy albo zniszczone kościoły, albo zajęte przez inne instytucje. Początkowo spotykaliśmy się w różnych miejscach, najczęściej w mieszkaniach prywatnych. Potem otrzymaliśmy od Niemców baraki, które służyły nam za kaplice. Niektóre kościoły udało się odzyskać, ale trzeba było je wyremontować i przystosować ponownie do kultu. Wybudowaliśmy też wiele nowych świątyń. Dużym problemem dla nas jest organizowanie katechezy. Księży jest ciągle za mało. Powinno ich być przynajmniej dziesięć razy więcej, niż jest ich dzisiaj. Każdy obsługuje kilka, a nawet kilkanaście ośrodków, bardzo oddalonych od siebie. Brak im sił do katechezy. Staramy się więc zorganizować program dla katechetów, aby w ten sposób móc wspierać księży w różnych wspólnotach. Na Syberii nie można mówić o takiej parafii terytorialnej, z jaką spotykamy się w Polsce. Trzeba raczej mówić o parafii personalnej. W półtoramilionowym Nowosybirsku mamy dwie parafie katolickie i 23 prawosławne. Jesteśmy tam zanurzeni w innym świecie, nic nam nie pomaga być katolikami. Większość ludzi to są tzw. prawosławni niewierzący. Oni przynależą do kultury prawosławnej, ale w wierze wcale się nie identyfikują z prawosławiem. Są też i tacy katolicy, którzy tylko wiedzą, że babcia była Polką, a więc też katoliczką. Dla nich droga do wiary prowadzi poprzez wspólnotę katolicką. W niej jednak są problemy narodowościowe. Są tam przecież i Niemcy, i Polacy, i Litwini. Trzeba znaleźć coś więcej niż tylko swoje pochodzenie. Trzeba zacząć czuć i myśleć po katolicku. Dopiero potem przychodzi wiara i modlitwa.
Ks. J.S.: Zapewne te lata Twego przebywania na Syberii nie były tylko naznaczone trudem i zmaganiem się z różnymi problemami. Masz pewnie jakieś osiągnięcia, coś, co szczególnie zapadło Ci w pamięć...
Ks. S.P.: Tych radości jest dosyć dużo. Te trzynaście lat to był dla mnie przede wszystkim okres poszukiwań i wrastania w rzeczywistość rosyjską, uczenia się życia i myślenia po rosyjsku. Często jeździłem z rekolekcjami. Kiedy dziś widzę choćby tych naszych młodych kapłanów, to odczuwam wielką radość. Kiedy w sierocińcu spotykam dzieci wzięte kiedyś z ulicy, a które dzisiaj mają dom, w którym żyją i uczą się, to też jest moją wielką radością. Radością też jest wdzięczność i miłość ludzi, z którymi spotykam się często po długiej nieobecności, a także których spotykam jakby przypadkowo w autobusie, w pociągu czy na ulicy i gdy tam podejmują oni ze mną rozmowę na różne ważne tematy.
Ks. J.S.: Spójrzmy teraz w przyszłość. Zapewne masz jakieś swoje plany i zamiary, pragnienia, aby coś dla tych ludzi i dla Chrystusa jeszcze uczynić.
Ks. S.P.: Moim wielkim pragnieniem jest to, żebyśmy z naszymi braćmi prawosławnymi umieli dzielić troskę o wiarę w Chrystusa, żebyśmy umieli być skupieni na Nim i na trosce o tych, którzy Go jeszcze nie znają albo znają Go za mało. Po prostu chodzi o to, żebyśmy chcieli sobie wzajemnie pomagać, by Kościół prawosławny i katolicki były wiarygodnymi świadkami Chrystusa, żyjącego tu i teraz. To jest dla mnie bardzo ważne i ciągle się o to modlę. Zaś w naszych katolickich wspólnotach, myślę, że czas już przejść od bazy materialnej do duchowej, by wypracowywać odpowiednie metody ewangelizacji. Jako jezuita widzę szczególną odpowiedzialność za Ćwiczenia duchowne, dawane właśnie tam, na Syberii. Ja prowadzę Ćwiczenia w sposób bardzo prosty. Daję ludziom, także i takim, którzy dopiero dwa albo trzy lata temu przyjęli Chrzest, książeczkę Ćwiczeń duchownych, Biblię i coś do pisania. Objaśniam im tylko najważniejsze słowa św. Ignacego, a oni niezwykle pięknie te Ćwiczenia odprawiają. Moim osobistym osiągnięciem z pracy w Rosji jest to, że ta praca zmusiła mnie niejako do zajęcia się Ćwiczeniami duchownymi. Przyjeżdżają ludzie nawet z Krasnojarska, oddalonego tysiąc kilometrów do Nowosybirska, by odprawić rekolekcje.
Ks. J.S.: Nasi Czytelnicy prowadzą od wielu lat tzw. przyjacielską prenumeratę Posłańca dla rodaków na Wschodzie. Otrzymujemy wiele listów wyrażających wdzięczność za ten gest dobroci. Czego jeszcze byście się spodziewali od naszych Czytelników?
Ks. S.P.: Przede wszystkim korzystam z okazji, żeby podziękować za Posłańca, bo też go otrzymujemy w Nowosybirsku. Zawsze jest oczekiwany i czytany przez uczestników polskiej Mszy świętej w naszym kościele. Ludzie bardzo go sobie cenią i gdy się opóźnia, to pytają: A co z “Posłańcem”, dlaczego go jeszcze nie ma? To jest właściwie jedyne pismo katolickie, jakie z Polski do nas dociera. To, czego nam najbardziej potrzeba, to po prostu modlitwy. Liczymy na duchową solidarność z Polakami i wierzącymi na Syberii.
Ks. J.S.: Serdecznie dziękuję za rozmowę.
Tekst pochodzi z miesięcznika Posłaniec Serca Jezusowego, styczeń 2005
© 1996–2005 www.mateusz.pl