|
|
Jakiś czas temu dyskutowaliśmy w gronie przyjaciół na temat tego, jak w przystępny sposób wytłumaczyć małżonkom, dlaczego praktykowanie metod naturalnego planowania rodziny jest lepsze niż stosowanie antykoncepcji. Była to szczera rozmowa i niektórzy z nas nie ukrywali swoich wątpliwości: nie jest wcale takie oczywiste, że metody naturalne są same w sobie lepsze niż antykoncepcja -- mówili -- a jeśli nawet, to nie da się tego wyjaśnić bez odwołania się do skomplikowanych zasad etycznych i teologicznych -- zbyt trudnych dla niespecjalistów. Pojawiła się też opinia, że również metody naturalne można stosować z pobudek egoistycznych, tak jak antykoncepcję. Ktoś inny stwierdził, że zna małżeństwa, które używają antykoncepcji, a mimo to kochają się i są dobrymi rodzicami. |
Zawsze było dla nas oczywiste, że nawet gdyby wynaleziono stuprocentowo skuteczną i zupełnie nieszkodliwą metodę antykoncepcji, to i tak nie pozwoliłoby nam to zaakceptować jej jako metody planowania naszej rodziny. Nie będziemy ukrywać, że dochowywanie czystości małżeńskiej nie zawsze jest dla nas łatwe, że czasem wiele nas to kosztuje. Wierzymy jednak, iż prawdą jest to, że wszystko, co naprawdę wartościowe, zdobywa się w życiu z trudem, poprzez różne wyrzeczenia, a nie dzięki łatwym i pozornie atrakcyjnym rozwiązaniom. Prawdą jest też, że jeśli mamy jakieś moralne wątpliwości co do wyboru jakiejś drogi w życiu, to na pewno postąpimy lepiej, wybierając drogę trudniejszą -- nieraz doświadczyliśmy prawdy tych słów. Nie daje prawdziwej radości pójście na skróty, daje ją zaś wytrwanie w trudnej czystości. Nie chodzi tu o maksymalne ograniczanie współżycia, bo ono zostało dane nam, małżonkom jako wyraz naszej miłości do siebie i do potomstwa, które sprowadzamy na świat. Współżycie nie jest złe samo w sobie i nie zna nauki Kościoła ktoś, kto twierdzi, że Kościół, zachęcając do czystości, występuje przeciwko naturalnym potrzebom człowieka i że kryje się za tym lęk przed seksualnością. Wystarczy posłuchać Jana Pawła II lub sięgnąć do książki "Miłość i odpowiedzialność", którą napisał w latach sześćdziesiątych, nie będąc jeszcze Papieżem. Karol Wojtyła stwierdza w niej: "Nie można tedy żadną miarą mniemać, że popęd seksualny, który ma swoją własną celowość w człowieku, celowość z góry określoną, niezależną od woli i samostanowienia człowieka, jest czymś, co znajduje się poniżej osoby i poniżej miłości. Celem właściwym popędu jest istnienie gatunku Homo sapiens, jego przedłużenie, procreatio, a miłość osób, mężczyzny i kobiety, kształtuje się w obrębie tej celowości, niejako w jej łożysku, kształtuje się jakby z tego tworzywa, którego popęd dostarcza. Może się więc ona ukształtować prawidłowo tylko o tyle, o ile kształtuje się w ścisłej harmonii z właściwą celowością popędu. Wyraźny konflikt z tą celowością będzie równocześnie zakłóceniem i podważeniem miłości osób. Celowość ta przeszkadza nieraz człowiekowi, usiłuje ją więc w sposób sztuczny ominąć. Jednakże sposób tai musi się odbić ujemnie na miłości osób, która jest jak najgruntowniej w tym wypadku związana z używaniem popędu" (s.52). Miłość kobiety i mężczyzny jest nierozdzielnie związana z popędem seksualnym. Znajomość zasad naturalnego planowania rodziny i wspólne świadome praktykowanie go, pozwala nam bardziej i więcej cieszyć się sobą -- bez lęku i bez wyrzutów sumienia. Pozwala nam zaprosić do naszej nową pociechę wtedy, kiedy są najlepsze ku temu warunki, możemy towarzyszyć naszemu dziecku od pierwszych dni jego życia. Wreszcie, co równie ważne dla nas, chrześcijan, możemy cieszyć się spokojnym, sumieniem. Nie zawsze jest łatwo zachować powściągliwość wtedy, kiedy najbardziej chcielibyśmy być ze sobą, choć wiemy, że to nie czas, by przyszło na świat dziecko; tym bardziej, że często najbardziej intensywne pragnienie towarzyszy dniom największej płodności -- i jest w tym jakaś mądrość natury dbającej o nasze przetrwanie. Nie wydaje nam się jednak, byśmy w ten sposób tracili coś decydującego o naszym małżeńskim szczęściu i miłości. Nie przypadkiem post od najdawniejszych czasów był jedną z pierwszorzędnych praktyk religijnych, wyrabiającą siłę ducha i trzeźwy dystans do spraw świata. |
Niedawno napisali do nas małżonkowie szukający pomocy w praktykowaniu odpowiedzialnego rodzicielstwa: "... chociaż metoda objawowo -- termiczna jest bardzo trudna, to stwierdziliśmy, że będziemy tylko i wyłącznie ją praktykować". Nam też na początku wydawało się to wszystko dosyć skomplikowane i nie ukrywamy, że musieliśmy trochę poczytać, skorzystać z doświadczenia innych, pouczyć się, żeby zrozumieć, że tak naprawdę to wszystko nie jest aż tak skomplikowane. Ale przekonaliśmy się również, że warto było podjąć ten trud; że systematyczne prowadzenie obserwacji daje nam wielki komfort wiedzy o tym, co dzieje się z organizmem żony, a przeżywane trudności skłaniają nas do pracy nad sobą, do szerszego spojrzenia na okazywanie sobie miłości. Wielkim umocnieniem są dla nas listy, które dostajemy od małżonków proszących nas jako nauczycieli naturalnego planowania rodziny o poradę. Tak, to nie pomyłka -- właśnie ci ludzie, którzy piszą nam o swoich trudnościach, czasem wręcz o bezradności, ale mimo wszystko trwają w czystości małżeńskiej, są dla nas potwierdzeniem wartości odpowiedzialnego rodzicielstwa. Na przykład list od pewnej kobiety, która ma za sobą takie przejścia zdrowotne, że aż trudno w to wszystko uwierzyć, zakończone amputacją części szyjki macicy. A jednak mimo ogromnych trudności i przebyciu trzech zagrożonych ciąż małżonkowie ci nadal chcą pozostać wierni swemu chrześcijańskiemu sumieniu. Z tego i z innych listów wynika jeszcze jedno. Chociaż ekologiczne metody naturalnego rozpoznawania płodności nie muszą być koniecznie związane z podejściem religijnym, to jednak wiara i modlitwa bardzo pomagają w przeżywaniu różnych trudności i w ugruntowaniu decyzji wytrwania na tej drodze. Małżonkowie otwarcie mówią o tym, że trwają dzięki zaufaniu do Boga, które owocuje tym, że nawet "nieplanowane" dzieci są przyjmowane przez nich z radością i otwartością. |
Ale te same kwestie mogą też być traktowane zupełnie inaczej. Jakiś czas temu żona pożyczyła popularny kobiecy miesięcznik, żeby pokazać mi pewien cykl artykułów poświęconych przeżywaniu seksu w wieku lat dwudziestu, trzydziestu i czterdziestu. Nie znaleźliśmy tam ani słowa na temat prawdziwej miłości, takiej, o jakiej pisze św., Paweł w swoim Liście do Koryntian -- takiej co to cierpliwa jest, łaskawa jest, nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma, nigdy nie ustaje. Można było natomiast przeczytać o miłości, która musi się zabezpieczać, miłości bezpiecznej, o seksie, traktowanym jak sport, o używaniu siebie nawzajem dla jak największej przyjemności. Można było odnieść wrażenie, że autorzy mają na myśli przygotowywanie się do jakiejś wyprawy wojennej, a nie do miłosnego oddania się sobie w bezinteresownym darze -- pisali o ochronie, wyposażeniu, pewności itp. Ktoś powie, że z używaniem antykoncepcji nie musi być wcale związane aż tak negatywne nastawienie wobec możliwości pojawienia się na świecie nowego człowieka. Mimo wszystko jednak nie spotkaliśmy jeszcze ani jednego artykułu poświęconego antykoncepcji, w którym o poczętym dziecku mówiłoby się ciepło, pozytywnie, nie traktując go jako intruza wkraczającego w przeżywanie "radości we dwoje". To daje do myślenia. Miał rację Karol Wojtyła, kiedy we wspomnianej już książce napisał: "Naturalny kierunek popędu seksualnego wskazuje na człowieka drugiej płci, a nie na samą tylko "drugą płeć". Ale właśnie przez to, że popęd zwraca się do człowieka -- wyrasta w jego obrębie i poniekąd nawet na jego podłożu możliwość miłości". Bożena i Maciej Taborowie
|
|
|