Rekolekcje przed Zmartwychwstaniem

15 MARCA 2001, CZWARTEK

 

 

Żył pewien człowiek, bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił.
(Łk 16,19)

Początek przypowieści o bogaczu i Łazarzu sprawia wrażenie jakby historia ta należała do baśni z serii: „ Za siedmioma górami, za siedmioma morzami żyła sobie królewna... Niestety dalszy ciąg opowiadania szybko nas otrzeźwia pokazując, że mamy do czynienia z prawdziwą tragedią. Na czym bowiem polega dramat owego bogacza? Na tym, że człowiek ten nie wzniósł się w swoim życiu ani o milimetr ponad poziom przyjemności. Przyjemność była dla niego wszystkim. Wokół niej koncentrowało się całe jego życie: ciągła zabawa, hulanki, kobiety, brak niepokojów i trosk ( był bogaty), nieodparte poczucie, że właściwie to już niczego mu nie brakuje — może nawet uważał się za boga (nosił purpurowe szaty, którymi poganie okrywali posągi bożków). I o dziwo nie poraził go żaden piorun z nieba. Wszystko jakoś ładnie się układało, gdyby nie jeden drobny „szczególik” — ów wstrętny, owrzodzony i obleśny Łazarz, który śmiał wylegiwać się pod bramą pałacu. Ale i z nim jakoś sobie poradził — zawsze jest w domu coś, co zbywa np. resztki. A nawet jeśli ich zabraknie, to można poszczuć go psami.

Jaki jest morał z tej „tragicznej” bajki? Jeśli przyjemność staje się jedyną albo naczelną zasadą w życiu, to wówczas „wysysa” z człowieka całe jego bogactwo: jego energie, talenty, możliwości. Czyni go ślepym na drugich, i niepomnym faktu, że przecież kiedyś... umrze. Przy śmierci człowiek taki staje z pustymi rękoma. Szybko się też o nim zapomina. Po śmierci nie otrzymuje żadnej kary, ale kontynuację tego, czym żył na ziemi.

Tyle tylko, że za życia wypalał go ogień przyjemności i powoli pustoszył jego wnętrze, czego nie był świadom; a po tamtej stronie pali go ten sam płomień i drąży ta sama pustka, i tego jest całkowicie świadom.

Dariusz Piórkowski SJ

 

 

 

 

 

 

na początek strony
© 1996–2001 Mateusz