ANDRZEJ SOBCZYK
Abba Pojmen mawiał: „Jeśli człowiek zachowuje porządek, nie zagmatwa się”. (Apoftegmaty Ojców Pustyni 741)
Jakże łatwo jest w dzisiejszym świecie się zagmatwać. Jaka wielka mnogość dóbr, programów telewizyjnych, systemów wartości, szkół, zawodów, religii, etc. Teraz nawet realnie pojawia się możliwość wyboru kraju, miejsca na ziemi, gdzie chcemy żyć, mieszkać i pracować. Jakże inna jest to rzeczywistość od sytuacji człowieka, który urodził się sto czy kilkaset lat temu w małym miasteczku lub wiosce. Jego religia, system wartości, szkoła lub jej brak, rodzaj pracy, rozrywki, wszystko to było z góry ustalone przez rodzinę i lokalną społeczność, która go otaczała. Tylko nieliczni mogli dokonywać wyboru. Dzisiaj natomiast niemal każdy z nas staje codziennie przed wyborem wielu opcji.
Jedna rzecz chyba się jednak nie zmieniła: każdy człowiek stoi przed fundamentalnym wyborem pomiędzy wartościami świata ziemskiego (jakiekolwiek by one nie były) a wartościami świata nieprzemijającego. Ewangelia pierwszej niedzieli adwentu mówi nam: „A jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, i nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem Syna Człowieczego.” (Mt 24, 37-39)
Możemy się tak zagmatwać w naszej codzienności, że nie rozpoznajemy znaków, nie potrafimy ustalić właściwych priorytetów; wydaje się nam, że to co robimy w naszym codziennym zaganianiu musi być najważniejsze, bo każdy robi to samo, a my chcemy innych przegonić, albo chociaż im dorównać. Okazuje się jednak, że patrzymy bardzo krótkowzrocznie. Ludzie, wśród których żył Noe, mieli go pewnie za wariata i pogardzali nim. Po co ktoś marnuje czas, siły, pieniądze i buduje olbrzymią łódź w miejscu gdzie pewnie nie było oceanu, jeziora, czy żadnej wody? Przecież to jest bez sensu! A jednak okazało się, że jedyny Noe potrafił właściwie odczytać znaki i usłyszeć, co Pan mówił do niego. Ten jeden lokalny wariat okazał się najmądrzejszy.
Księga Rodzaju (6, 9) mówi nam, że „Noe, człowiek prawy, wyróżniał się nieskazitelnością wśród współczesnych sobie ludzi; w przyjaźni z Bogiem żył Noe.” Św. Teresa z Avilla porównuje modlitwę do intymnego przebywania ze sobą dwóch przyjaciół. A więc Noe musiał się modlić, musiał przebywać z Bogiem jak z najlepszym przyjacielem i dlatego wiedział, co ma robić. Czy ja mogę powiedzieć o sobie, iż jestem przyjacielem Boga, przyjacielem Jezusa? Nie chodzi mi o to, czy jestem nieskazitelny, ale czy jestem przyjacielem. Bo przyjaciel ludzki nie jest doskonały, ale jest wierny, jest kimś, na kogo zawsze mogę liczyć, kimś, kto ma dla mnie czas i przed kim mogę się zwierzyć, bo mam do niego zaufanie. O ile zatem bardziej Bóg, który jest doskonały, Jezus, który oddał za mnie swoje życie, pragnie ze mną przebywać, być moim wsparciem i moją opoką. Czy ja korzystam z tego daru Przyjaźni, czy przebywam z Jezusem na modlitwie serca?
W drugim czytaniu pierwszej niedzieli adwentu św. Paweł woła do Rzymian i do nas: „Rozumiejcie chwilę obecną: teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu.” I dalej: „Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła. Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom.” Dla św. Augustyna te słowa były przyczynkiem do nawrócenia, do uporządkowania swojego życia by nie kierować się już więcej tylko pożądaniami i tym, co robią inni. Dzięki łasce Chrystusa obudził się z tego bezmyślnego snu, i siłą woli postanowił świadomie odrzucić to, co pochodzi z ciemności, wybierając Światłość.
Bóg obdarza nas swoimi łaskami, stwarza sytuacje do spotkania w głębi naszego serca, posyła do nas ludzi, ale pozostawia nam wolny wybór, bo prawdziwa miłość nie może zniewalać. Dlatego możemy powiedzieć tak lub nie. Wielkiemu i potężnemu Bogu możemy powiedzieć tak lub nie! Problem jest jednak w tym, że z reguły nawet nie słyszymy tego pytania. Otaczający nas świat wmówił nam, że mamy tysiące ważnych rzeczy do zrobienia i że są to rzeczy ważniejsze niż spotkanie z Miłością. Dlatego każdego dnia biegniemy przed siebie w tłumie, a to spotkanie odkładamy na jutro. Spójrzmy chociażby na obecny czas adwentu. Ile jeszcze przed nami prezentów do kupienia, ile ciast do upieczenia, kartek do wysłania, bombek do zawieszenia. Świat nam wmawia że wszystko to jest bardzo ważne. Owszem, ważne, ale czy najważniejsze?
Dlatego rada Abby Pojmena, choć wydaje się banalna, jest bardzo istotna. Jeśli chcemy zachować porządek w naszym życiu aby się nie zagmatwać, to postawmy rzeczy najważniejsze na pierwszym miejscu. We wstępie do rekolekcji zachęcałem do codziennej modlitwy wewnętrznej i to najlepiej z rana, aby postawić Boga na pierwszym miejscu. Cóż może być ważniejszego niż to spotkanie z najlepszym przyjacielem, to spotkanie z Miłością, która nieustannie i z pokorą na mnie czeka? Dzięki temu spotkaniu mój dzień będzie przeżywany w innym wymiarze, moje decyzje będą trochę bardziej decyzjami Bożymi, moje rozmowy będą bardziej istotne, moje spotkania z ludźmi bardziej przepełnione miłością.
Ale porządek wyraża się również w mniej ważnych sprawach. Ile czasu w ciągu naszego dnia poświęcamy na sprawy drugorzędne? Ja jestem uzależniony od telewizji. Tak naprawdę nigdy jej bardzo dużo nie oglądałem, ale jeśli był przede mną włączony telewizor, to nie mogłem od niego oderwać oczu. Nie potrafię robić dwóch rzeczy naraz, a przynajmniej robić ich dobrze, dlatego włączony telewizor rozpraszał mnie i nie mogłem już robić nic innego – musiałem jemu poświęcić całą swoją uwagę. Z jednej strony telewizor mnie denerwował, bo wiedziałem, że często mógłbym zrobić coś bardziej pożytecznego, z drugiej nie potrafiłem się od niego oderwać do końca jakiegoś programu czy filmu. W końcu się zdenerwowałem i wyniosłem go z domu. Do tej pory jednak jestem uzależniony, bo gdy znajdę się u znajomych gdzie jest włączony telewizor, to siadam na wprost niego i łapię się na tym, że co jakiś czas wyłączam się z rozmowy i jestem wpatrzony w ekran.
Nie każdy jest uzależniony od telewizji, dlatego nie zalecam, aby wszyscy wynosili swoje telewizory. Telewizja sama w sobie nie jest niczym złym, to ja powinienem się kontrolować i oglądać tylko to, co naprawdę chcę i na co mam czas. Myślę jednak, że wielu z nas ma jakiś nałóg. Czy będzie to alkohol, narkotyki, telewizja, seks, plotkowanie, pieniądze, sława, czy jeszcze coś innego; jeśli ta rzecz mnie kontroluje, to nie ma porządku w moim życiu. To nadmierne zafascynowanie czymś, staje się moim bożkiem i nie pozwala mi dostrzec prawdziwej perły. Czasami trzeba podjąć radykalną decyzję i wyciąć to co mnie niszczy. Tak jak św. Augustyn czytając dzisiejszy tekst św. Pawła zrozumiał, że stacza się w dół i podjął radykalną decyzję zerwania ze swoimi złymi nawykami. Bóg daje nam łaskę, światło, okazje do uporządkowania naszego życia. Potencjalnie każde rekolekcje są takim czasem podczas którego Pan da nam łaskę wytrwania w naszym dobrym postanowieniu. Potrzebne jest jednak nasze szczere „tak”, nasza decyzja pójścia za światłością.
Ta decyzja musi być naprawdę szczera i bardzo konkretna, nie ogólnikowa, że kiedyś spróbuję, że będę się starał, ale że tu i teraz, od dzisiaj postanawiam kroczyć w światłości Pana. Nie mogę oddać Panu tylko jakiejś jednej sfery swojego życia, a zostawić wszystko inne własnej kontroli. Nie mogę zostawić sobie klucza do żadnej szufladki czy schowka, tylko wszystko muszę oddać Panu. Jeśli mówię, że chcę postępować w światłości, a zostawiam sobie jedną dziedzinę życia, której nie chcę podporządkować Bożej woli, to tak, jakbym pozamykał dziewięć różnych furtek od zagrody owiec, a zostawił dziesiątą otwartą. Cóż z tego że dziewięć jest zamkniętych, jeśli tą ostatnią i tak wilk może wejść. Tak samo jest z nami. Jeśli nie zamkniemy wszystkich furtek, jeśli nie oddamy wszystkich kluczy Bogu, zły duch ma nadal do nas dostęp.
Czy muszę stać się nieskazitelny, doskonały, aby furtki były zamknięte, abym mógł wejść na drogę światłości? Nie, wystarczy tylko, że powiem Bogu moje szczere „tak”, że świadomie zgodzę się oddać mu kontrolę nad swoim życiem, że będę chciał szczerze kroczyć jego ścieżkami, pójść za Nim bez żadnego „ale”. Wtedy On będzie mnie mógł stopniowo przemieniać swoją łaską.
W którym tekście ewangelii się odnajduję? Czy w tym: „Do innego rzekł: Pójdź za mną! Ten zaś odpowiedział: Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca! Odparł mu: Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże! Jeszcze inny rzekł: Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu! Jezus mu odpowiedział: Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego.” (Łk 9, 59-62)
Czy też w tym o powołaniu apostołów, który usłyszymy we wtorek pierwszego tygodnia adwentu: „Gdy Jezus przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci: Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi. Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. A gdy poszedł stamtąd dalej, ujrzał innych dwóch braci: Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał. A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim.” (Mt 4, 18-22)
Zarówno pierwsi, jak i drudzy byli powołani przez Jezusa. Jedni i drudzy otrzymali łaskę Bożą, ale wszyscy mieli wolną wolę. Jedni i drudzy w zasadzie powiedzieli tak. Jednak ci pierwsi postawili Bogu warunek: pójdę za Tobą jeśli mi pozwolisz zrobić to i to. Tak dzieje się wtedy, kiedy my oddajemy Bogu pewne sprawy, ale chcemy zatrzymać kontrolę nad czymś, na czym nam zależy najbardziej, chcemy schować ten jeden kluczyk. Drudzy natomiast nie powiedzieli „ale”, tylko, jak podkreśla ewangelista, natychmiast zostawili to, co robili i poszli za Jezusem.
Kiedy nasze życie jest uporządkowane, wówczas tak jak Noe i apostołowie jesteśmy wyczuleni na głos Pana. Znamy Go, bo przebywamy z Nim dzień w dzień jak z najlepszym przyjacielem. Mamy do Niego pełne zaufanie, bo nieraz doświadczyliśmy jak dobry jest Pan. Dlatego kiedy On mówi nam „chodź”, to nawet się nie zastanawiamy dlaczego i dokąd mamy iść. Wiemy, że to, co dla nas przygotował, to najlepsza z możliwych opcji.
Andrzej Sobczyk
© 1996–2004 www.mateusz.pl