DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ
Czwartek, 4.XII.2003
„Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale” (Mt 7,24).
Nadzieja w gruncie rzeczy przychodzi do nas jako moc i światło, które sprawia, iż w zawiłych doświadczeniach życiowych nie przekreślamy z góry możliwości ich pozytywnego rozwiązania. Nadzieja niesie w sobie wielość możliwych rozstrzygnięć. Rozpościera w naszym umyśle szerszy duchowy horyzont, który wyprowadza nas poza granice zakreślone przez zastosowane dotąd sposoby radzenia sobie z problemami. Poniekąd to my sami stwarzamy nadziei sposobność zadomowienia się w naszym sercu. Ona zawsze stoi u drzwi, gotowa rozgościć się w naszym domu, szczególnie w momencie utknięcia w sytuacji po ludzku nierozwiązywalnej. Jednak nadzieja napotyka niejednokrotnie na nasz opór i to najrozmaitszej natury. Najbardziej pospolitym przejawem zatrzaśnięcia drzwi serca dla nadziei, jest przyjęcie za niezbity pewnik określonych schematów postępowania, wyrażonych w tzw. „trzeźwych” przekonaniach, które zdawałoby się na trwałe wszczepiły się do naszego umysłu. To one regulują skrycie nasze postępowanie, ustawiają horyzont naszego patrzenia, zmniejszają pole manewru, wykluczają z góry pewne warianty rozwiązań, próbują sprowadzić wszystko do wspólnego mianownika.
Jakież to są przekonania? Wymieńmy tylko niektóre:
„Uczciwością do niczego w życiu nie dojdę”.
„Bez pieniędzy nie da się żyć”.
„Jeśli nie będę się rozpychał łokciami, to inni mnie zniszczą”.
„Nie nadaję się do niczego”.
„Zawsze muszę być do dyspozycji i w dobrej formie”.
„Będę czegoś wart, gdy coś osiągnę i odniosę sukces”.
„Nie oczekuję za wiele od życia, byleby się jakoś ustatkować i nie przejmować zbytnio sprawami innych”.
„Nie mam czasu”.
„Nie należy drugim ufać, bo wykorzystają to przeciwko mnie”.
I tak można by wyliczać w nieskończoność. Ten katalog przeróżnych „maksym” nie spada z księżyca. Przedostaje się do naszej głowy wskutek wychowania, zdobywania doświadczeń, a głównie dzięki słuchaniu. A dopiero później przyłączają się do poszczególnych zasad odpowiadające im zachowania, style bycia i kryteria wyborów. Często owe zapatrywania zwalczają się wzajemnie, przeczą sobie, doprowadzają do najrozmaitszych konfliktów, chociaż jakimś cudem w całym tym kłębowisku pozwalają przetrwać. Nie jest rzeczą obojętną, czego i jak słuchamy. Nie należy lekceważyć znaczenia i wpływu urobionych przez nas kluczowych wzorców i pojęć o świecie i człowieku. Od jakości treści, jakie z biegiem lat do nas dotarły i jakie nieustannie przenikają do naszego umysłu, zależy nasze ustosunkowanie do rzeczywistości, zachodzących w niej procesów i zdarzeń, do pojawiających się wyzwań i złożoności problemów. Aby stać się człowiekiem nadziei, trzeba rozpocząć od rewizji tego, co usłyszeliśmy, i położyć większy nacisk na charakter tego, czego nadal słuchamy. Trzeba przyjrzeć się krytycznie naszym „dewizom” życiowym i je zrewidować. Może od dawna trzymani jesteśmy na uwięzi przez wiele stereotypowych „prawd”, które rodzą w nas wrażenie, jakbyśmy poruszali się po ruchomych piaskach. Budowanie życia na skale opiera się na rzeczywistych i prawomocnych przekonaniach. („Kto tych słów moich słucha”), które zawsze umożliwiają rozwój i nie „ustawiają” nas raz na zawsze do świata i drugich.
Dariusz Piórkowski SJ, darpiorko@poczta.onet.pl
© 1996–2003 www.mateusz.pl