KS. TOMASZ SCHABOWICZ
Na samym początku czterdziestodniowego postu, w Liturgii Słowa Środy Popielcowej słyszymy słowo Pana: „Nawróćcie się do mnie całym swym sercem, przez post i płacz, i lament. Rozdzierajcie jednak wasze serca, a nie szaty.” (Jl 2,12)
Zwykle czas Wielkiego Postu kojarzy się nam z koniecznością podejmowania ascezy. Rozpowszechnione pojmowanie tej formy religijności, sprowadzamy jednak zbyt często do zestawu pewnych praktyk – ćwiczeń. W najróżniejszych formach narzucamy sobie ograniczenia i wytyczamy cele do osiągania. Chcemy przez to osiągać uwznioślenie naszego człowieczeństwa. Słuszny to kierunek wielkopostnych działań o ile pamięta się nieustannie, że:
1o jedynym źródłem i celem naszych dążeń i działań ma być tylko Bóg sam;
2o jakiekolwiek wyrzeczenia czy szlachetne działania są tylko środkiem do celu, a nie celem samym w sobie;
3o nasze wysiłki, choćby najwznioślejsze i największe, nie są w stanie dać nam wolności od grzechu, czy wytworzyć w nas powiększenia dobra;
4o ostatecznie tylko Bóg może nas wyzwolić z naszych słabości.
Zatem podejmowanie wyrzeczeń ascetycznych powinno stać się tylko pomocniczym narzędziem w naszych dążeniach ku Bogu. Powinny one spełniać rolę witamin lub ziół wzmacniających, które działają jako wspomaganie organizmu przy zażywaniu zasadniczych leków. Podejmować je trzeba, ale bez tracenia z oczu tego, co naprawdę ma być dla nas „początkiem i końcem”.
Jawi się zatem na czas Wielkiego Postu okazja do szerszego spojrzenia na rodzaj i kierunek podejmowanej pracy nad sobą. Jest to propozycja znacznie trudniejsza niż tylko wygrywanie walki ze sobą przez wypełnianie postanowień i skrupulatne spełnianie narzuconych sobie praktyk. Jest to odkrywanie możliwości wzrastania w Bogu, poprzez pozytywne zaangażowanie się w przeżywaną codzienność. Dostrzeżenie, że dana mi ta właśnie chwila, a nie inna, nawet wymarzona przeze mnie, jest okazją do spotkania Boga, który chce mnie tu i teraz zbawić. Chodzi o nawrócenie serca, czyli całego swego człowieczeństwa. Całego, bez zachowywania jakichkolwiek obszarów będących dla Boga strefą zakazaną. Choćby nawet się wydawało, że Boga wpuścić tam nie wypada.
Bóg sam zaprasza nas do osobistego przeżywania tajemnicy zbawienia wciąż dokonywanej przez Niego. Jeśli zatem wybieramy żywe i realnie bliskie przebywanie w kręgu Bożych spraw, wpisujemy się w zbawczy plan samego Stwórcy Odkupiciela. Nasze spotkanie z Bogiem staje się spotkaniem w tej samej prawdzie – na tej samej scenie dziejów zbawienia. Zbawienia człowieka, mojego zbawienia, który bez Boga i poza Nim nie może odnaleźć sensu życia.
Przeżywanie wciąż na nowo spotkania z Żywym Bogiem, powinno coraz bardziej zajmować serce. Przenikać wręcz przeżywanie codzienności. Coraz bardziej powinno skutkować dostrzeganiem Żywej i Realnej, choć Niewidzialnej Obecności. Niekoniecznie rozumianym według logicznie ciasnych schematów. Koniecznie jednak akceptowanym w zawierzeniu, które ukazuje perspektywę osiągania pełni w Bogu i tylko w Nim.
Trzeba odkrywać tajemnicę Obecności we wszystkich, nawet trudnych momentach życia. Niestety, zbyt często zapominamy o prawdzie Żywego Boga, który jest Emmanuelem – Bogiem z nami „po wszystkie dni, aż do skończenia świata”.
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus mawiała, że „wszystko jest łaską”. Wszystko zatem cokolwiek przychodzi mi przeżywać staje się szansą i wezwaniem. Skoro Bóg stawia mnie w takiej, a nie innej sytuacji, znaczy to że wierzy we mnie! Wierzy, że Go nie zawiodę. Kochając ufa mi. Daje szansę na odnalezienie spełnienia mojej relacji z Panem przez wiarę w pełni miłości.
Trzeba pozwolić się dotknąć Bogu. Kiedy pozwalam na to Chrystusowi, jestem jak ten ewangeliczny ślepiec uzdrawiany. Takie realnie bliskie dotknięcie, powoduje że zaczynam widzieć. Początkowo jeszcze nie bardzo wyraźnie, ale gdy poddaję się działaniu Światła Prawdy i pozwalam się przez nie kształtować, mogę widzieć już całkiem wyraźnie.
Biblijna scena zmagania się Jakuba z Aniołem – Bogiem samym, pokazuje że nikt nie może pokonać Boga. Nic, nawet ośli upór człowieka, nie jest w stanie zniweczyć Jego planu. Ale możliwe jest przekonanie Go do udzielenia łaski. Jest to ostatecznie jakby przegrana człowieka. Paradoksalnie jednak staje się ona wielką wygraną. Rezygnując ze swojego dotychczasowego, ograniczonego sposobu widzenia rzeczywistości, poddaję się tej Wielkości, do której jestem wzywany już tu i teraz. Co więcej już ją otrzymuję.
Prawda objawiona i objawiająca się staje się moją własną. A o to przecież idzie w relacji do Boga, by objawiający się Bóg Żywy stał się moim Panem.
Cała istota człowieka i całe jego istnienie przyporządkowuje się tej prawdzie. Jak ktoś kiedyś powiedział „nie idzie o to by wierzyć w Boga, ale by wierzyć Bogu”. Pozwalając zaś kształtować się przez tę prawdę, podejmuję drogę prawdziwego nawrócenia – przemiany świadomości, sposobu widzenia i wartościowania.
Prymas Tysiąclecia – Sługa Boży Stefan Kardynał Wyszyński mawiał, że „w każdym z nas jest cząstka tego zła, które dzieje się na świecie”. Zatem nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaczynać poprawiać świat od siebie. Bo jeśli ja nie będę zbawiony, to przy mnie nie zbawią się inni. Tylko ja będąc święty Bogiem, mam szansę uświęcania rzeczywistości, w której przychodzi mi codziennie stawać.
Jeśli pozwalam się ogarniać Bożemu widzeniu rzeczywistości, mogę naprawdę otwierać się na dobro a oczyszczać ze zła. Możliwe jest autentyczne zdobywanie się na heroizm dużo więcej. Nawet na wszystko, bo przecież „wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”.
Trzeba zadbać o świadomość, czujność, wrażliwość i gotowość na przyjęcie każdego Bożego wezwania. Koniecznością wtedy staje się stawianie pytań Bogu, którego Opatrzność zrządziła takie akurat okoliczności: „Panie, czego chcesz mnie nauczyć przez to doświadczenie? Jakie dobro ukryłeś w tej sytuacji dla mnie?”. Boży wymiar widzenia ludzkich spraw, podsuwa zawsze głębszy sposób ich rozwiązywania. Zaczynam dostrzegać w najbardziej nawet banalnych okolicznościach życia, wielkość Bożej łaski. Widzę że świat może być piękny i wart zachwytu mimo nie odpowiadających moim subiektywnym wymaganiom warunków zewnętrznych. Bo nigdy nie czasów idealnie sprzyjających. Dostrzegam także, że człowiek jest godnym dla mnie partnerem – bliźnim, mimo że nie jest taki jakbym chciał.
To jest właśnie otwarcie się na tajemnicę wielkości Bożego daru jakim jest moje – nasze człowieczeństwo wezwane do świętości, czyli obcowania z Bogiem. To jest pełny, duchowy wymiar istnienia, do którego jesteśmy zaproszeni byśmy mogli odnaleźć siebie. Byśmy także mogli pomagać innym w pełnym dotknięciu Bożych spraw i przyjęciu najgłębszego sensu naszej egzystencji na ziemi.
Ks. Tomasz Schabowicz
© 1996–2005 www.mateusz.pl