Kocham żonatego mężczyznę. Małżeństwo Jego jest jedynie kwestą formalną ponieważ małżonkowie nie mieszkają ze sobą, nie ma między nimi więzi emocjonalnej, uczuciowej... Moim zdaniem nie ma winnych tego, że tak się stało. Czasami po prostu ludzie wybierają nie ta drogę... podejmują nie takie decyzje...

Moje pytanie brzmi następująco: Czy to moja wina, że spotkałam mężczyznę którego pokochałam wtedy gdy był związany już z inną kobietą? Jestem przekonana, że mogę stworzyć z Nim harmonijny związek, oparty na miłości i zrozumieniu, pełen ciepła i dobroci. Czy mam prawo do szczęścia? Moje życie nie było łatwe, nadal nie jest. Przecież nie może być grzechem uczucie, które wnosi światło w życie i pozwala człowiekowi być lepszym i patrzeć z nadzieją w przyszłość.

 

Zastanawiałem się trochę nad odpowiedzią na Twoje pytanie i naprawdę nie wiem co Ci odpowiedzieć. Rzecz jasna, nie jest Twoją winą, że spotkałaś i pokochałaś żonatego mężczyznę; myślę, że problem leży gdzie indziej.

Ale po kolei: świat uczuć jest światem bardzo bogatym i niestety często bardzo poranionym. Nosimy w sobie dziedzictwo nie tylko przeżyć z dzieciństwa i młodości ale i poprzednich pokoleń. Uczucie potrafi wznieść człowieka na szczyty doskonałości ale może także uczynić z niego zbrodniarza. Tak – istnieje przecież zbrodnia w afekcie; zabójstwo kochanka spowodowane uczuciem zazdrości. Tak więc świat uczuć jest czasami niekontrolowany, nieprzewidywalny...

Jak to się przekłada na Twoje osobiste doświadczenie? Przede wszystkim nie mam zamiaru oceniać Ciebie jako osoby; tym zajmie się Bóg. Wątpię także by jakakolwiek teoria czy doktryna teologiczna mogła Cię usatysfakcjonować. Skoro jednak pytasz, czy masz prawo do szczęścia, moim obowiązkiem jest odpowiedzieć: tak! Masz do niego prawo tak jak każda inna ludzka istota. Czy uczucie jest grzechem? Nie – samo w sobie uczucie jest moralnie obojętne. Może jak wspomniałem wyżej doprowadzić człowieka do szczytów świętości ale może także być przyczyną nieszczęścia. Wszystko zależy od tego, do czego nas to uczucie doprowadzi; jakich czynów się dopuścimy kierując się tym uczuciem. Jeśli w wyniku niekontrolowanego uczucia; miłości której nie będziemy potrafili odmówić ktoś inny albo cala grupa osób (niekiedy setki i tysiące) będzie skrzywdzonych w jakikolwiek sposób: moralny lub fizyczny to trzeba się bardzo poważnie zastanowić nad każdą decyzją powodowaną nieraz wspaniałym uczuciem.

Być może, pytając o prawo do uczucia chcesz moralnego czy duchowego poparcia dla swojego postępowania. Czy ten niepokój, który jest w Tobie nie jest najlepszym sygnałem, że coś jest nie w porządku? A może należałoby skorzystać z rady spowiednika? Może to Bóg, który zna Cię najlepiej i bardzo kocha, daje Ci sygnały, że trzeba coś zmienić?

Zastanów się i przemyśl jeszcze raz swoje aktualne postępowanie. Spokojnie, na wszystko przyjdzie czas. Nie podejmuj na razie żadnej decyzji; po prostu porozmawiaj na ten temat z Bogiem.

Pozdrawiam Cię serdecznie

Ks. Mariusz Misiorowski

 

Jezus z Nazaretu objawił nam miłość. Jego Krzyż jest nam punktem odniesienia, miarą miłości, a belki krzyża wskazówkami pionową i poziomą jak rozkładać swą miłość ku Bogu i ludziom. Jeśli istnieje niezgodność między miłością do Boga i człowieka oznacza to, że nie jest to miłość zbawcza, uporządkowana, prowadząca do trwałego pokoju serca, a ostatecznie do świętości i zbawienia wiecznego.

Uczucie, jakie Pani żywi do żonatego mężczyzny samo w sobie nie jest złe, bo żadne uczucie nie jest moralnie złe lub moralnie dobre. Problem zaczyna się, gdy uznaje Pani, że „małżeństwo jego jest jedynie kwestią formalną”. Otóż, dla nas, chrześcijan jest inaczej; brak więzi emocjonalnej, uczuciowej, a w konsekwencji rezygnacja ze wspólnego zamieszkania, nie jest znakiem braku sakramentalnego małżeństwa, lecz jego bardzo poważnego kryzysu. Nawet gdyby już było po rozwodzie, gdyby któraś ze stron założyła rodzinę (w tym przypadku kobieta) wcale nie będzie to oznaczać, że dla Boga i Kościoła przestali być małżeństwem. Przecież kiedyś świadomie i dobrowolnie, prawdopodobnie z przekonaniem o wielkiej miłości wzajemnej przystępowali przed ołtarzem do złożenia przysięgi małżeńskiej. Tak jak wówczas Kościół traktował ich poważnie, tak i teraz nie przestaje z całą powagą i smutkiem towarzyszyć im w ich małżeńskim kryzysie czy nawet rozpadzie związku.

Nie można też powiedzieć, że nie ma winnych tej sytuacji. Nikt nie wytacza przeciw tym małżonkom oskarżycielskich armat, niemniej, gdy powstało jakieś wielkie dobro (miłość oblubieńcza), które zostało obdarowane jeszcze większym dobrem (zbawcza obecność Chrystusa w miłości małżonków), wówczas utraciwszy tę wartość nie można stwierdzić ot, tak sobie, że nic się nie stało, nikt nie jest winien, takie jest życie, albo wypowiedzieć inne okrągłe a bełkotliwe slogany. Nie, gdyż albo była miłość prawdziwa albo jej nie było wcale i mieliśmy do czynienia z dziecinadą, z fascynacją wdziękiem drugiej osoby, szukaniem siebie w drugim, wzajemnym egoizmie. Miłość w rozumieniu chrześcijańskim najlepiej wyraża św. Paweł w swym Hymnie o miłości gdzie m.in. jest takie stwierdzenie: „Miłość nigdy nie ustaje” (1 Kor 13, 8).

Napisała Pani, że „ma prawo do szczęścia”. Każdy z nas je ma. Pani wypowiedź dotyczy tego uczucia budzącego się do tego konkretnego mężczyzny. W tym kontekście trzeba zauważyć, że w sposób nieporównanie większy takie prawo przysługuje jego małżonce i dzieciom, jego rodzicom, rodzeństwu. W dalszej dopiero kolejności znajdują się przyjaciele, do których, jak sądzę, zalicza się i Pani. Nasza wolność i prawa nie mogą obcinać cudzej wolności i cudzych praw. Dlatego jako chrześcijanka nie może Pani budować swego szczęścia na cudzym nieszczęściu, choćby tamta kobieta nie miała nic przeciwko temu, bo wedle niej też już wszystko z tamtą miłością skończone. Jeśli jednak ona miałaby takie przekonanie, i rzeczywiście nie byłoby szans na pojednanie się małżonków, próby uratowania ich związku spełzłyby na niczym, wówczas można poprosić Kościół o zbadanie czy tamto małżeństwo w ogóle zaistniało jako sakrament, czy były to jedynie pozory sakramentu. Takie działanie dokonuję się poprzez proces o stwierdzenie nieważności małżeństwa w sądzie biskupim.

I ostatnia moje spostrzeżenie. Napisała Pani: „Przecież nie może być grzechem uczucie, które wnosi światło w życie i pozwala człowiekowi być lepszym i patrzeć z nadzieją w przyszłość”. Jak nadmieniłem wyżej, uczucie nie jest grzechem, dopiero jego następstwa – świadomie i dobrowolnie podjęte działanie sprzeczne z przykazaniami Bożymi i kościelnymi – jest grzechem. Myślę, że warto, aby przeczytała Pani zapytanie młodej osoby o żal za grzechy przeciw VI przykazaniu. W odpowiedzi, której jej udzieliłem oraz dodanym później liście innej kobiety (i również mojej drugiej odpowiedzi) poruszone zostały sprawy sumienia i grzechu. Może posłuży to lepszemu rozeznaniu czym jest grzech, żal, miłość.

Życzę dojrzałej miłości w Chrystusie.

Ks. Mirosław Czapla