Odnoszę wrażenie, że dla naszego kościoła waga tradycji jest dużo większa niż znaczenie Pisma Świętego. Wiem jak trudna jest interpretacja Biblii i zdaję sobie sprawę, że bez dobrych komentarzy bardzo niewiele osób zdolnych jest przeczytać z minimalnym chociaż zrozumieniem Pismo Święte. Mamy pretensję do różnych sekt o „naciąganie” tekstu i przenoszenie przecinków w tekstach (jak choćby rozmowa Jezusa na krzyżu z łotrami i to co z tym fragmentem zrobili np. Świadkowie Jehowy) a jednocześnie dopuszczamy (Kościół) do takich nadinterpretacji, które wypaczają naszą religię. Mnogość świętych i patronów przypomina mi świat starożytnych Greków i Rzymian z ich ogromną liczbą bogów i bożków „wyspecjalizowanych” w najrozmaitszych zajęciach – patronów itp. Oczywiście ktoś powie, że nie modlimy się do świętych a tylko za ich pośrednictwem do Boga. Wiem, wiem, ale dla mnie to nie w porządku. Czy dziecko musi prosić swoich rodziców przez sąsiadkę czy ciotkę? W dodatku obchodzimy np. św. Krzysztofa z całą ceremonią święcenia pojazdów nie wiedząc nawet czy on faktycznie istniał. Czy to nie jest dobry przykład tradycji która przeinacza naszą wiarę? Tradycja na pewno ma swoje dobre strony ale jeśli góruje nad Pismem Świętym to nasz katolicki rok liturgiczny wygląda następująco: WIGILIA (choinka), NOWY ROK, WIZYTA DUSZPASTERSKA, POPIELEC, WIELKANOC („święcenie jajek”), PROCESJA (Boże Ciało).

Skończyły się czasy, w których większość ludzi nie umiała pisać ani czytać i siłą rzeczy skończyły się czasy przekazywania religii przez kolorowe obrazki i tradycję ustną. Nie można zakładać, że studiowanie Biblii nie jest odpowiednim zajęciem dla maluczkich. Kilka razy odwiedzałem sklepy Veritasu ale literatura, którą tam znalazłem ograniczała się tylko do: Ojca Świętego, Ojca Pio oraz kilku pomniejszych świętych. Czy naprawdę brak jest książek o archeologii biblijnej, studiów i komentarzy Pisma Świętego itp. Czy księżom nie zależy na prawdziwej religii czy tylko ja pogubiłem się w tym wszystkim?

Pozdrawiam wszystkich – Janek

 

Nie wiem, czy nie zaszło tu jakieś nieporozumienie. Chodzi o odgrzewanie szesnastowiecznego sporu między Tradycją a Pismem Świętym. Przecież Biblia nie jest niczym innym, jak zapisem pewnej Tradycji! Tradycji związanej z przyjęciem przez człowieka Objawienia się Boga. A Objawienie dokonało się nie w książce, ale w historii. Pismo Święte jest tego najbardziej pierwotnym i oryginalnym źródłem, spisanym pod Bożym natchnieniem, punktem odniesienia dla chrześcijańskiej Tradycji rozwijanej po zakończeniu Objawienia.

Skąd wynika owa tendencja rozwojowa Tradycji? Z działania Ducha Świętego. W tym sensie nam jako chrześcijanom nie wolno powiedzieć, że wraz z zakończeniem redakcji ostatniej z ksiąg Nowego Testamentu zamknęło się działanie Boga w historii ludzkości, a my teraz – na wzór kwakrów – powinniśmy ignorować to, co się dzieje na świecie i wyłącznie trwać w oczekiwaniu na koniec świata. Kościół będąc świadomy działania Boga w historii opisanej na kartach Starego i Nowego Testamentu widział je także w świadectwie konkretnych ludzi: męczenników, wyznawców, nauczycieli wiary. Tak było od samego początku. Oczywiście, że kult świętych przybierał (i przybiera) formy zwyrodniałe, niemal bałwochwalcze, ale nie oznacza to, że należy wylewać dziecko z kąpielą. Święci nie są „ciotkami czy sąsiadkami” negocjującymi w naszych kontaktach z Bogiem Ojcem. Są raczej naszymi bardziej doświadczonymi braćmi i siostrami w wierze, tylko że być może nasza mentalność rozwydrzonych jedynaków nie akceptuje ich starszeństwa i pomocy, albo przeciwnie – traktuje ich jak idoli. Ale to jest nasz problem.

Nie jest też winą tradycji Kościoła, że przeciętny tzw. Polak-katolik swój rok liturgiczny kojarzy z choinką, popiołem, jajeczkiem itd. To jest kwestia wolności człowieka i tego, co sam robi ze swoją wiarą. Popatrzmy, co wynikło z kilkusetletniego „mantrowania” Pismem Świętym w społeczeństwach protestanckich, np. w Szwecji, Danii, Szwajcarii i gdzie indziej, gdzie w XVI w. oficjalnie odrzucono „katolickie zabobony” i powrócono do źródeł. Teraz po cichu sami protestanci mówią, że... po prostu stworzyli własną tradycję, a że jest to ideowo dosyć niewygodne, więc stopniowo modyfikowano doktrynę i obyczaje aż do zupełnego zlaicyzowania. Teraz wszyscy narzekają, że kościoły na Zachodzie stały się ośrodkami socjalnymi, a nie wspólnotami wierzących, bo nie ma żadnego symbolicznego języka, którym chrześcijanie mogliby się porozumieć między sobą. To jest druga skrajność, która grozi gdy zaczniemy odrzucać wszystko to, co się nie podoba, bo jest w naszej opinii „pogańskie” albo „niebiblijne”.

Pierwsze słyszę, że ktoś komuś w Kościele katolickim zabrania czytania Pisma Świętego. Owszem, księgarnie Veritasu nie są najlepszym miejscem do zakupu literatury biblijnej. Tam kupuje się kolorowe albumy bądź kartki na święta (swoją drogą wziętość tego towaru przeczy tezie, że skończyła się epoka obrazkowa – moim zdaniem właśnie kończy się epoka słowa pisanego, a wtórni analfabeci informowani są przez telewizję i inne obrazki). Literatura teologiczna czy biblijna wydawana jest w Polsce ostatnio w sporych ilościach. Jest długa litania wydawnictw, które publikują na ten temat, czasem całe serie: w Krakowie WAM i „M”, w Poznaniu „Pallotinum”, Księgarnia św. Wojciecha i „W Drodze”, Wyd. św. Jacka w Katowicach, nie licząc tematycznych publikacji naukowych wydawanych przez KUL, UKSW, PAT, PWT, PFT itd. Może trzeba trochę lepiej poszukać...?

Tadeusz Cieślak SJ