Mam ostatnio poważny problem. Otóż mam swojego spowiednika, którego bardzo cenię, naprawdę dużo mi pomaga, lecz to chyba właśnie powoduje, że czasem idę do spowiedzi tak jakby do księdza a nie do Boga. Bóg czasem się zamazuje, ale tylko z mojej winy, ksiądz jest tu czysty. Jeśli próbuję wyspowiadać się u kogoś innego, to już całkowita tragedia, bo jakiś obcy kapłan praktycznie nie może mi nic pomóc. W ogóle czasem nawet nie próbuje, tylko powtarza to, co się zwykle mówi w takich przypadkach. Co mam zrobić?

 

Widzę jako bardzo potrzebne, aby w sytuacji takich trudności porozmawiać o nich ze swoim stałym spowiednikiem. Problem wydaje się być na tyle jasno określony, że można wprost o nim porozmawiać, mówiąc właśnie to, co zostało napisane w pytaniu do „Mateusza”. Nie ma to na celu szukania winnych, ale szukania rozwiązań dla pojawiających się trudności w sakramencie pokuty.

A rzeczywiście, nasze przychodzenie do spowiedzi nie jest głównie przyjściem do spowiednika, ale do Boga. I Kościół przypomina o tym, nauczając, że spowiedź jest sakramentem. A mówiąc ściśle, spowiedź czyli wyznanie grzechów, jest częścią sakramentu pokuty i pojednania, jednym z aktów penitenta (zob. KKK 1455nn). Katechizm i Obrzędy Pokuty wyraźnie to ukazują.

Co robić, aby przeżywać w pełni ten sakrament? Przytoczone trudności mogą wskazywać na to, że przebieg sakramentu pokuty koncentrował się na problemach, a nie na osobach: na Bogu, Jego miłosierdziu, czy na osobie penitenta. Problemy penitenta stały się jakby ważniejsze od jego osoby i od Boga, od potrzeby szukania Boga i Jego prowadzenia. Koncentracja na problemach mogła sztucznie eksponować, wzmagać ich trudność i wielkość.

Czy tak jest? Zachęcam do ufnej modlitwy o Boże światło, a także do modlitwy za spowiednika i o dobrą rozmowę z nim. To, co na dziś można uznać jako przypuszczenie, wymaga weryfikacji.

Szczęść Boże.

Ks. Tomasz Trzaskawka