Mieszkam samotnie z matką. Ona pracuje, ale zbliża się do emerytury, ja skończyłam studia i pracuję. Moja mama jest niewierząca. A ja, cóż, od paru lat czuję pragnienie oddania się Bogu, powołania, pójścia do zakonu. Niestety każda moja forma religijności, spotyka się z gniewem i wybuchami, trwa to już parę lat. Nie jestem aż taka może ubezwłasnowolniona, co po prostu: bezradna. Chciałabym tylko zapytać: jak to jest: Chrystus w Ewangelii powiedział: „opuści ojca i matkę”, „zostawcie umarłym, grzebanie umarłych”, a jednocześnie jak to połączyć z szacunkiem do rodziców i bardzo naturalną troską o nich? I jaka jest granica kompromisu?

 

Takie sytuacje zdarzają się wcale nie tak rzadko. Nie tylko dotyczą odchodzenia dzieci za głosem Boga, ale w ogóle zgody na ich samostanowienie osobie. Na pewno jednym z powodów jest lęk o to, że gdy będą potrzebowały pomocy, to nie będzie nas przy nich. My, rodzice często zapominamy o tym, że dzieci nie są naszą własnością, ale są nam podarowane przez Boga. Tę prawdę trzeba sobie przypominać nieustannie.

A teraz najważniejsze jest pozbycie się poczucia winy jakie nosisz w sobie. Troska o matkę, czyli respektowanie czwartego przykazania a jednocześnie odpowiedź na wezwanie Jezusa, to nie lada kłopot. Pokazuje też, że pójście za głosem Boga wymaga czasem heroicznej odwagi.

Decyzja będzie łatwiejsza, dopiero wtedy jak w duszy zapanuje pokój. O taką wolność wewnętrzną trzeba prosić Boga. On pokaże to co jest naprawdę ważne, doda odwagi do postawienia odpowiednich kroków. Na pewno przyda się też wiedza o istocie przykazań, która pozwoli rozwiać różne wątpliwości.

„Czcij ojca swego i matkę swoją, abyś długo żył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, da tobie.” (Wj.20, 12)

W Katechizmie Kościoła Katolickiego, p. 2218 mówi się „Czwarte przykazanie przypomina dzieciom już dorosłym o ich odpowiedzialności wobec rodziców. W miarę możliwości powinny one okazywać im pomoc materialną i moralną w starości, w chorobie, samotności lub potrzebie, Jezus również przypomina o tym obowiązku wdzięczności.” A w p. 2230: „Dorastające dzieci mają obowiązek i prawo wybrać zawód i stan życia.” I dalej p. 2253 „Rodzice powinni uszanować powołanie swoich dzieci i sprzyjać mu. Powinni pamiętać, a także uczyć, że pierwszym powołaniem chrześcijanina jest pójście za Jezusem.”

Rodzice są skarbem. Przez nich przychodzi do nas Bóg, od nich się uczymy Jego miłości. Jednakże wszędzie tam, kiedy działanie ojca lub matki zmierza nie tylko do wyboru zła przez dziecko, ale też gdy nie przyczynia się do czynienia dobra, tam kończy się posłuszeństwo! Wówczas mamy prawo nie realizować ich zaleceń.

Wybór stanu, w którym zamierzasz spędzić życie jest najważniejszym wyborem. On determinuje wszystkie następne. Zatem powinien być podjęty po rozeznaniu na modlitwie, bez lęku.

Odpowiedz sobie na pytanie: czego się obawiasz? Jeśli nie wyobrażasz sobie życia matki bez twojej pomocy, to świadczy na pewno o pięknej miłości. Pragnę jednak zwrócić uwagę na pewien aspekt powołania, który dotąd pozostał jakby niezauważony. Zapominamy o tym, iż Jezus również troszczy się tak samo o nas, jak i o naszych rodziców. I nie zostawi bez opieki matki, której córka oddała Mu swoje życie.

Przychodzi czas, kiedy trzeba „opuścić ojca i matkę swoją”, niekoniecznie dla tego ziemskiego oblubieńca, ale być może właśnie dla Tego, który jest Oblubieńcem dziewic. Jestem przekonana, że On zadba o tych, których pozostawisz, bo dlaczego miałby ciebie ranić.

 Co paraliżuje ciebie przed rozmowami z mamą o Jezusie, nawet nie jako Bogu, ale o Jego mądrości i miłości? Droga modlitwy za mamę i rozeznania co dalej i którędy do świętości wciąż jest otwarta. Jednak czas upływa, dlatego spokojna, odważna i ewangeliczna decyzja powinna być przez ciebie podjęta. Jest to dodatkowe możliwość ewangelizacji bliskich. „Dzieci przyczyniają się do wzrostu w świętości swoich rodziców. Wszyscy razem i każdy z osobna powinni wielkodusznie i niestrudzenie udzielać sobie nawzajem przebaczenia, jakiego domagają się zniewagi, kłótnie, niesprawiedliwości i zaniedbania. Sugeruje to wzajemna życzliwość. Wymaga tego miłość Chrystusa.” (Katechizm Kościoła Katolickiego, p.2227).

Życzę rozeznania tego problemu ze stałym spowiednikiem. Dołączam swoją modlitwę.

Ewa Rozkrut

 

Droga Pani Kasiu,

Rodzice są skarbem. Przez nich przychodzi do nas Bóg, od nich się uczymy Jego miłości. Wszakże dziś jest Pani osobą dorosłą i – w świetle przedstawionych faktów – dojrzałą. Do czego dojrzałą? Do tego, by umieć krytycznie spojrzeć na tę patową sytuację (ten list jest tego potwierdzeniem). Boję się udzielać tanich porad, zwłaszcza w tak delikatnej relacji jak ta Pani z jej matką. Niemniej wydaje mi się, że sama Pani wyraźnie stawia Jezusa na pierwszy miejscu. I trzeba to jednoznacznie, choć bez agresji przed mamą ukazywać. Przychodzi czas, kiedy trzeba „opuścić ojca i matkę swoją”, niekoniecznie dla tego ziemskiego oblubieńca, ale być może właśnie dla Tego, który jest Oblubieńcem dziewic. Co paraliżuje Panią przed rozmowami z mamą o Jezusie, nawet nie jako Bogu, ale o Jego mądrości i miłości? Czy ona nie ma jakiegoś głębokiego urazu? Droga modlitwy za mamę i rozeznania co dalej i którędy do świętości wciąż przed Panią otwarta. Jednak czas upływa, dlatego spokojna, odważna i ewangeliczna decyzja powinna być przez Panią podjęta. Choćby wyjazd do pewnego zgromadzenia na czas postulatu. Życzę rozeznania tego problemu ze stałym spowiednikiem. A ja dołączam swoją modlitwę.

Ks. Mirosław Czapla

 

To bardzo dobrze, że kochasz mamę i troszczysz się o nią – tak wynika z Twego listu, ale to może także stwarzać problemy – czego sama doświadczasz! Otóż samo przykazanie IV Dekalogu stoi na straży właśnie szacunku do rodziców dlatego, że są rodzicami, lecz czy są tego jakieś granice? Wszędzie tam, kiedy działanie rodzica zmierza do wyboru zła przez dziecko, tam kończy się posłuszeństwo!

Popatrzmy teraz na Twój problem: jesteś z mama, której sprawy wiary są nie tylko obojętne, ale jak sama piszesz jest ona wrogo nastawiona do Kościoła. Nie dziw się więc, że taka jest jej reakcja, ale to już Twoje zadanie, aby pokazać katolicyzm nie jako „sektę”, lecz jako spotkanie z Chrystusem – Zbawicielem człowieka. Już pierwszy krok zrobiłaś modląc sie za mamę – to dobrze, a drugi krok rozmowa, o tym czego doświadczasz, gdy się modlisz, jesteś w Kościele, słuchasz Słowa Bożego – wszystko to co odkryłaś przez wiarę, a co do tej pory było ci „obce”, bo taki był i jest światopogląd mamy!

Dlaczego właśnie tak? Bo, jak wiesz ludzie uwierzyli w Jezusa dzięki świadectwu tych, którzy Go spotkali; najpierw byli to Apostołowie, a po nich tysiące i miliony! Dzięki ich świadectwu my wierzymy! Być może więc, że Bóg stawia Tobie wcale nie łatwe zadanie ewangelizacji swojego domu! Nie mówię, że wszystko się uda, ale ma przynajmniej zastanowić mamę nad faktem: jak taka dziewczyna jak Ty, z wykształceniem, myśląca, widząca jak toczy się świat i jak różnie żyją ludzie, może „tracić” czas na modlitwę i chodzenie do kościoła? A dalej to już Duch podpowie co czynić!

Szczęść Boże!

x. Paweł Gronowski