Mam 21 lat, jestem praktykującą katoliczką; czytam Pismo św. i wiele książek religijnych, angażuję się w grupie parafialnej, codziennie się modlę itd. Szukam Boga, jednak wciąż nie odczuwam Jego obecności. Dlatego pojawiają się wątpliwości w Jego istnienie i w sens życia wiarą. Znam dowody na istnienie Boga, ale to nie wystarcza. Co mam robić aby doświadczyć obecności Boga?

 

Nie wiem co masz na myśli mówiąc o pragnieniu „doświadczenia Boga”. Pod tymi słowami może się wiele kryć, ale spróbuję odpowiedzieć na Twoje pytanie dzieląc się własną drogą poszukiwania prawdziwej i prostej relacji z Bogiem.

Bóg objawił nam Swoje Imię na kartach Starego Testamentu i powiedział o Sobie „Jestem”. To ważne, bo skoro te słowa są na kartach Biblii, to znaczy, że On chciał nam to o sobie powiedzieć. Ale tej Jego obecności nie mogę doświadczyć na poziomie moich zmysłów. Nie zobaczę Go („Boga nikt nigdy nie widział” J 1,18), nie usłyszę Jego głosu, nie dotknę Go itd. Jesteśmy ludźmi i często według naszej ludzkiej miary na „nasze podobieństwo” próbujemy wyobrażać sobie Boga. A kiedy coś nam nie pasuje jesteśmy rozczarowani. Tymczasem Bóg jest Bogiem, a więc Kimś kto jest niepojęty i nieogarniony. Nie da się Go schwytać za nogi. Ale myślę, że można, a nawet trzeba modlić się o doświadczenie Jego żywej Obecności – nie we wrażeniach, lecz wydarzeniach własnego życia.

Pomódl się o Światło Ducha Św. i spróbuj pomyśleć o Twojej własnej historii. To w niej ukryta jest obecność Boga. W tych momentach, o których dobrze wiesz, ze o własnych siłach nie dałabyś sobie rady, w momentach radości kiedy czułaś się kochana i w chwilach doświadczeń, cierpienia, samotności. Tam właśnie Bóg objawia Ci siebie Swoje Imię – Jestem. Także w obecnym czasie – Twoich wątpliwości, poszukiwań.

Pytasz: „co mam robić, aby doświadczyć obecności Boga”? Prosić o przejrzenie i odnalezienie Go blisko Ciebie, obecnego w Twoim życiu. Św. Augustyn wołał: „Boże daj mi się poznać”, a Karol de Foucald modlił się: „Jeśli jesteś daj mi jakiś znak”. Módl się wytrwale tak samo jak nasi starsi bracia w wierze. Ta modlitwa jest miła Boga. A modląc się zacznij uważniej przyglądać się własnemu życiu, temu jak jesteś prowadzona przez Boga. Bo tu chyba nie tyle chodzi o rozum co o serce, nie tyle o dowody na istnienie Boga, co o wiarę w to, że jesteś przez Niego kochana, że Jemu na Tobie naprawdę zależy.

Pozdrawiam Cię serdecznie.

s. Klara

 

Kobieta nosi w sobie niesłychanie piękną cechę – nieustannie oczekuje od mężczyzny gestów adoracji, uwielbienia, potrzebuje znaków miłości, czułości. Jest to piękne, ponieważ mobilizuje mężczyznę do poszukiwania nowych pomysłów, którymi można zaskoczyć ukochaną. Nowe pomysły to jednak nie wszystko. Fantazja też ma swoje granice. Ale warto zauważyć, że ludzie zakochani czy małżonkowie często po latach wracają do takich miejsc, które stały się dla nich ważne, które coś znaczą w ich wspólnej historii, w dziejach ich miłości.

Dlaczego o tym mówię? Ponieważ odnoszę wrażenie, w bardzo piękny i kobiecy sposób traktuje Pani Boga. Oto nie wystarczą już zwykłe znaki Jego bliskości, jak modlitwa, czytanie Biblii (chyba nie bezpodstawnie zakładam, że wcześniej były one znakiem Bożej obecności). Poszukuje Pani czegoś więcej, czegoś nowego, co pozwoliłoby doświadczyć tej bliskości.

W Pani sytuacji widzę następujące wyjście – robić to, co do tej pory Pani robiła. Skoro jest to i codzienna modlitwa, i zaangażowanie w parafii, i dość spora lektura książek religijnych – to już naprawdę niemało. Nie ma co szukać jeszcze czegoś nowego. Warto natomiast powracać do tych miejsc i momentów, w których coś ważnego się zdarzyło między Bogiem a Panią. Nieprzypadkowo Papież Jan Paweł II w czasie jednej ze swoich pielgrzymek modlił się w kościele wadowickim przy chrzcielnicy, nad którą został ochrzczony. To był właśnie taki powrót do ważnego miejsca, gdzie coś się dokonało. Może w Pani przypadku zastanowić się na nowo nad własnym chrztem, tak bardzo zapomnianym przez wielu sakramentem bierzmowania, także pojednania, czy Eucharystii?

Skoro domaga się Pani doświadczenia Boga obecności, to chyba warto po latach wracać w te miejsca, gdzie Coś Ważnego między wami się stało?

o. Marek Kosacz OP

 

Droga Beato, Kasiu, Jolu...,

Twoje pragnienie odczucia obecności Boga jest piękne, i bardzo możliwe iż zostało ono złożone w twoim sercu przez samego Boga, aby w ten sposób zaprosić cię do czegoś więcej, do bardzo osobistego spotkania z tym, który mieszka w twoim sercu.

To prawda, że uczucia nie muszą towarzyszyć naszej wierze, że nie są one największym dowodem na istnienie Boga, ale o ile piękniejsza staje się relacja pomiędzy nami i Bogiem, o ile bogatsza nasza więź z nim, o ile bardziej porywająca nasza miłość do Niego, gdy takie uczucia czasem występują. One pomagają nam wejść w intymną relację z nim, powodują iż On staje się naszym przyjacielem, naszym oblubieńcem, a nie Bogiem dalekim, niedostępnym, któremu nie zależy na uczuciach. Nasze uczucia są częścią ludzkiej natury i Jezus też okazywał w sposób zewnętrzny swoje wzruszenia, smutki i radości, a nawet wątpliwości.

Piszesz „co mam robić aby doświadczyć obecności Boga?”, czyli „odczuć” Jego obecność. Zamiast odpowiedzi, podzielę się najpierw z tobą moim doświadczeniem. Pięć lat temu, po kilku miesiącach uczęszczania na spotkania grupy modlitewnej, proboszcz naszej parafii poprosił mnie o danie swojego świadectwa wiary, w ramach rekolekcji wielkopostnych. Ja byłem wtedy jeszcze człowiekiem bardzo nieśmiałym, zwłaszcza jeśli chodzi o jakiekolwiek wystąpienia przed większą grupą ludzi. W takich sytuacjach paraliżował mnie strach, serce biło mi niesamowicie szybko, miałem krótki oddech, oblewał mnie pot i trzęsła mi się głowa. Wiedziałem więc, że jest to dla mnie zadanie nie do wykonania i że powinienem powiedzieć „nie”. Jednocześnie w tym momencie zdałem sobie sprawę, że to nie prosi o coś mnie ksiądz, ale sam Jezus. Poczułem podświadomie, że nie chcę mu odmówić i żebym się nie bał. Zgodziłem się więc z pełnym spokojem.

Na kilka dni przed moim planowanym świadectwem, moje życie zaczęło się zmieniać. Stałem się bardziej wrażliwy na każde wydarzenie, na każde spotkanie z drugim człowiekiem. Opuściły mnie wszelkie napięcia, troski, zdenerwowania, a zapanował głęboki pokój, miłość i chęć dania siebie drugiemu człowiekowi, zrobienia coś dobrego dla drugiego człowieka, poprzez drobne gesty i uczynki. To co kiedyś mnie denerwowało, teraz sprawiało mi przyjemność. Poza tym, odczuwałem obecność Boga niemal w każdym momencie. Widziałem Go patrząc na chmury na niebie, na liście drzew poruszające się na wietrze, na okoliczne góry, czy też na drugiego człowieka. Oczywiście nie widziałem oczami żadnej postaci, ale po prostu „czułem” jego obecność. W ten sposób Duch Święty napisał moje świadectwo. Stojąc w kościele pełnym ludzi opowiedziałem to co czułem i te fakty z mojego życia, na które On zwrócił moją uwagę. Nadal trochę się bałem na początku, ale otrzymałem na tyle łaski, na ile była mi ona w tym momencie potrzebna.

Przez kilka następnych dni nadal czułem się jak „w raju” i myślałem nawet, że tak już będzie zawsze. To pocieszenie stopniowo minęło, ale pozostało na zawsze w mojej pamięci i jest mi ono wielką pociechą w chwilach trudnych. To przeżycie, to bardzo osobiste spotkanie z Panem, niesamowicie umocniło moją wiarę. Mogę teraz czasem czegoś nie rozumieć, czy nie być w stanie sobie lub drugiej osobie czegoś wytłumaczyć, ale nie poddaję w wątpliwość istnienia Boga. Zawsze mam w pamięci te chwile kiedy on mną zawirował, kiedy on mnie porwał i pozwolił mi na chwilę oderwać się od moich ograniczeń i słabości. Uczynił to zarazem w sposób bardzo delikatny, a jednocześnie bardzo przemieniający. Pokazał mi w ten sposób jak wielki jest potencjał mojego człowieczeństwa, tej pełni człowieczeństwa, którą można osiągnąć tylko przez jak największe przylgnięcie do tego co jest w nas boskie. Bóg stworzył nas na wzór i podobieństwo swoje, a Jezus ponownie wywyższył godność naszego człowieczeństwa poprzez tajemnicę wcielenia.

W moim przypadku, Bóg daje mi odczuć swoją obecność wtedy kiedy ja nie boję się okazać mu swoich uczuć, kiedy ja jestem wrażliwy i odpowiadam na jego poruszenia, kiedy poświęcam mu czas, aby z nim być, lub kiedy według niego jest mi to do czegoś potrzebne. Najczęściej odczuwam jego obecność, gdy zgadzam się wypełnić jego wolę poprzez podjęcie jakiegoś wezwania, choćby drobnego. Chociaż często nie jestem w 100% pewien czy powinienem to zrobić. Jeśli była to dobra decyzja, to Bóg potwierdza ją wewnętrznym pokojem i radością. Czy każdemu potrzebne są takie odczucia, aby wierzyć? Nie. Czy każdy przeżywa je w ten sam sposób? Nie. Zauważyłem jednak, że jeśli Bóg składa w czyimś sercu jakieś pragnienia i ta osoba podejmuje współpracę z nimi, to On pomaga jej te pragnienia zrealizować. Jeśli więc twoje pragnienie odczucia obecności Boga pochodzi od niego, to On pomoże ci je osiągnąć. Bądź mu wierna, wrażliwa na poruszenia Ducha Świętego i cierpliwa. Nie bój się i daj mu się poprowadzić, aby On mógł cię porwać swoją miłością wtedy kiedy zechce i w taki sposób jaki będzie najlepszy dla ciebie. Być może przygotował dla ciebie coś wielkiego.

Czasem boimy się szukać uczuć w naszej relacji z Bogiem, bo „nie są one konieczne”, bo „przecież dojrzałe małżeństwo łączy dużo więcej niż uczucia”. Tak, ale gorące uczucia też były potrzebne temu małżeństwu przynajmniej na początku. I o ile bogatsza jest ta miłość małżeńska, jeśli partnerzy potrafią ją wyrazić sobie również poprzez uczucia. Jakże wzruszający jest obrazek starszego, dojrzałego małżeństwa, które idzie trzymając się za ręce. Oni nie wstydzą się okazywać sobie uczucia i dzięki temu ich wzajemne relacje są pełne radości. Nasza polska tradycja skłania nas raczej do nieokazywania sobie i Bogu uczuć w sposób widoczny. Nie bójmy się tego, nie zamykajmy się tylko w tym co wypada, nie wstydźmy się miłości do Jezusa. Dajmy się jej porwać, niech nas przemienia i pobudza do pełni życia, do życia w obfitości.

Szczęść Boże,

Andrzej Sobczyk