KRZYSZTOF OSUCH SJ
Siostry Łazarza posłały do Jezusa wiadomość: «Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz». Jezus usłyszawszy to rzekł: «Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą». A Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza. Mimo jednak że słyszał o jego chorobie, zatrzymał się przez dwa dni w miejscu pobytu. Dopiero potem powiedział do swoich uczniów: «Chodźmy znów do Judei». Kiedy Jezus tam przybył, zastał Łazarza już od czterech dni spoczywającego w grobie. Kiedy zaś Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu. Marta rzekła do Jezusa: «Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga». Rzekł do niej Jezus: «Brat twój zmartwychwstanie». Rzekła Marta do Niego: «Wiem, że zmartwychwstanie w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym». Rzekł do niej Jezus: «Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?» Odpowiedziała Mu: «Tak, Panie! Ja wciąż wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat». Jezus wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: «Gdzieście go położyli?» Odpowiedzieli Mu: «Panie, chodź i zobacz». Jezus zapłakał. A Żydzi rzekli: «Oto jak go miłował». Niektórzy z nich powiedzieli: «Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?» A Jezus ponownie okazując wzruszenie głębokie przyszedł do grobu. Była to pieczara, a na niej spoczywał kamień. Jezus rzekł: «Usuńcie kamień». Siostra zmarłego, Marta, rzekła do Niego: «Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie». Jezus rzekł do niej: «Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?» Usunięto więc kamień. Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: «Ojcze, dziękuję Ci, żeś Mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że Mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał». To powiedziawszy zawołał donośnym głosem: «Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!» I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: «Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić». Wielu więc spośród Żydów przybyłych do Marii ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego (J 11, 3-7. 17. 20-27. 33b-45).
Ewangelia czytana w piątą niedzielę Wielkiego Postu jest długa i dotyczy najważniejszej sprawy: życia – śmierci i zmartwychwstania. Choć temat jest tak ważny, to bywa spychany na margines. Sprawcy marginalizowania tego, co najważniejsze, są różni. W końcu trzeba wskazać złośliwe moce na wysokościach, które są nam bardzo nieprzyjazne. Odpowiedzialność ponosimy także my w tej mierze, w jakiej ulegamy pokusie egocentryzmu i iluzji samowystarczalności. Największa odpowiedzialność spada zapewne na tych, którzy „zawodowo” zajmują się działaniami, które mają marginalizować Boga, Ewangelii Jezusa Chrystusa i misyjne działania Kościoła.
Jan Paweł II mówił w roku 1996: „Istnieje dzisiaj wola zagłuszania głosu Boga. Co więcej... ta wola zagłuszania jest dosyć programowa: wielu czyni wszystko, aby Jego głosu nie słyszano, aby był słyszany jedynie głos człowieka, który nie ma nic innego do zaofiarowania poza doczesnością” (za: Gość Niedzielny z 17 marca 1996). Rok później mówił Jan Paweł II w rozważaniu na Anioł Pański: „Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że z przejawów życia publicznego i dominującej kultury, wyłania się obraz ludzkości pewnej siebie, która chętnie obywa się bez Boga, domagając się absolutnej wolności, nawet wbrew prawu moralnemu. Ale jeśli spojrzymy z bliska na rzeczywistość każdej osoby, która musi zdać sobie sprawę z własnej kruchości i samotności, zorientujemy się, że dusze ludzkie ogarnięte są lękiem, obawami przed przyszłością, strachem przed chorobą i śmiercią”.
W podobnym duchu, wskazując na niebezpieczeństwo sekularyzacji, wypowiada się ostatnio Benedykt XVI: „sekularyzacja nie jest zjawiskiem zewnętrznym wobec Kościoła. Również wierni, w tym także pasterze, wystawieni są na działanie dominującej kultury obrazkowej, która poprzez powierzchowne, konsumistyczne podejście do rzeczywistości gruntownie wynaturza wiarę. Wymaga to odpowiedniego przeciwdziałania. Należy przypominać o godności i wolności osoby, o równości wszystkich ludzi, a także o sensie życia i śmierci oraz o tym, co po śmierci nastąpi” (za Biuletynem Radia Watykańskiego).
Zaofiarować człowiekowi jedynie samą doczesność – choćby najbardziej barwną i doraźnie nasycającą – to zdecydowanie za mało. Nie wolno zatem dać się zwieść pozorom wystarczania sobie i świetnego radzenia sobie bez odniesienia do Boga Stwórcy i Ojca. Czas Wielkiego Postu wciąż stwarza nam sposobność do głębszej refleksji i zwrócenia się całym sercem do Boga i Ładu Jego Miłości. Jest to tym ważniejsze, że tak naprawdę wszyscy jedziemy na jednym wozie i wszyscy odpowiemy za falę narastającego zła niewiary i zła moralnego, które (niejako) skumulowane zechce powrócić jako rodzaj „kary”, sankcji. Obyśmy okazywali się dość uważni wobec Boga mówiącego do nas językiem Miłości i Miłosierdzia. Warto się zastanowić i odpowiedzieć sobie na pytanie: co tez dzieje się – z nami i w nas, a także w sercu Boga, gdy Miłość Boga jest konsekwentnie lekceważona i, właśnie, marginalizowana?
Dziś – na krótko przed skazaniem Jezusa na śmierć – warto dojrzeć to mroczne tło cywilizacji popadającej w beznadziejny sekularyzm, by tym uważniej usłyszeć Jezusową Ewangelię Życia, życia mimo wszystko.
Siostry zatem posłały do Niego wiadomość: Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz.
Jezus był częstym gościem w domu Łazarza, Marii i Marty. Obecność Jezusa dawała tej rodzinie wiele pokoju i radości. Wszyscy troje czuli się przy Nim bardzo bezpieczni. Jednocześnie ich życie biegło zwyczajne. Sami troszczyli się o codzienny chleb, ale liczyli też na Jezusa, że pomoże im w razie poważnego zagrożenia. A przyszło ono w postaci poważnej choroby Łazarza. Niestety, tak się złożyło, że Jezus znajdował się właśnie wtedy daleko od Betanii. Gdyby był blisko, tu na miejscu, to na pewno uzdrowiłby ich drogiego brata – Łazarza. Było im przykro, że choroba wypadła w takim momencie. Nie tracą jednak głowy i nadziei: posyłają jakiegoś umyślnego gońca, by odszukał Jezusa i powiedział Mu o chorobie Łazarza. O nic wprost nie proszą. Niczego nie podpowiadają, a jedynie odwołują się do miłości, łączącej Jezusa i Łazarza. W głębi serca obie siostry liczyły na to, że Jezus możliwie jak najprędzej zjawi się w Betanii i uzdrowi swego przyjaciela, zanim będzie za późno.
Z dzisiejszej ewangelii jest do wzięcia bardzo dużo, ale wszystko zaczyna się od tego prostego gestu, by – gdy czujemy się zagrożeni i bezradni – co prędzej posyłać wiadomość do Jezusa. On dogłębnie zna naszą sytuację, ale pragnie, by posyłać wiadomość...
Żeby to naprawdę czynić, trzeba wiedzieć, że nas Jezus kocha też wielką miłością. Wierzymy w to tym bardziej, że i u nas Jezus był w gościnie już tyle razy: w czasie każdej dobrej modlitwy, a zwłaszcza gdy zapraszał nas na Eucharystii i dawał nam. .. Siebie w Komunii świętej; gdy On przyjmował nas i my przyjmowaliśmy Jego.
Chciejmy odnowić w sobie tę podstawową świadomość i wiarę chrześcijanina, że nigdy nie jesteśmy zdani na samych siebie. Mamy do Kogo się odwołać! Zaś Jezus słyszy najlżejsze drgnienie serca do Niego „zaadresowane” i szybko oraz skutecznie śpieszy z pomocą. Jego pomoc przekracza skalę naszej wyobraźni i najśmielsze oczekiwania. – Takie stwierdzenia mogą wydawać się jakimś tanim pocieszeniem, zwłaszcza gdy pomyślimy o naszym przemijaniu, chorobach i śmierci... Rzeczywiście, nie ma dla nas ludzi większego zagrożenia i nieszczęścia niż śmierć i grób. Ta perspektywa trwoży nas, zasmuca i zdaje się być ostateczną klęską każdego człowieka i kresem wszystkich ludzkich spraw. Bóg dobrze o tym wie. On – Miłośnik życia. On, który śmierci nie stworzył. On, który wyjaśnia, że śmierć weszła na świat przez zawiść diabła (por. Mdr 2, 24), konsekwentnie przywraca nam ludziom nadzieję na zwycięstwo życia nad śmiercią. – Bóg czyni to, dając najpierw wielkie obietnice: Tak mówi Pan Bóg: „Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów, ludu mój, i wiodę was do kraju Izraela, i poznacie, że Ja jestem Pan, gdy wasze groby otworzę i z grobów was wydobędę, ludu mój. Udzielę wam mego ducha po to, byście ożyli, i powiodę was do kraju waszego, i poznacie, że Ja, Pan, to powiedziałem i wykonam”, mówi Pan Bóg (Ez 37, 12-14).
Dziś – po poznaniu i ogarnięciu całej drogi Jezusa, aż po Jego zmartwychwstanie – wiemy, że Bóg zapowiada przez Ezechiela nie tylko wyprowadzenie z takiej czy innej niewoli, ale obiecuje – najdosłowniej – wydobycie ludzi z grobów i udzielenie im Boskiego Ducha, który ożywia.
W opisie choroby, śmierci i wskrzeszenia Łazarza wyraźnie widać, jak radykalnie Jezus uczestniczy w biedzie ludzi, których dotknęły fatalne skutki grzechu pierworodnego... Widzimy też i to, że to On wypowiada ostatnie słowo w sprawie śmierci. Najpierw sam – do łez – wzrusza się z powodu bólu, który towarzyszy umieraniu i zrywaniu serdecznych więzi między kochającymi się osobami, a następnie cały ten ból relatywizuje i opromienia cudem wskrzeszenia Łazarza.
Na wieść o poważnej chorobie Łazarza Jezus reaguje z wielkim spokojem. Na wszystko, także na tę sytuację, Jezus patrzy ze swojego szczególnego „punktu”. On patrzy na wszystko razem z Ojcem. Dobrze wie, że Ojciec powierzył Mu wielkie zadanie przekonania ludzi, że wszechmoc miłosiernego Ojca jest na pewno większa niż rażąca siła grzechu i śmierci, która przyszła jako konsekwencja grzechu.
Na kartach Ewangelii często widzimy, jak Jezus wykorzystuje każdą trudną sytuację ludzi, z którymi się spotyka, by głosić im dobrą nowinę o zbawieniu, które sprawia Bóg. Wieść o poważnej chorobie Łazarza Jezus odczytał jako sygnał, by wypowiedzieć wielką katechezę na temat śmierci, która jest przykrym (i, po grzechu pierworodnym, nieuchronnym) etapem na drodze do pełnego udziału w chwale Boga Ojca.
Apostołowie dowiedzieli się od Mistrza, że postrzega On śmierć bardziej jak rodzaj snu niż jako tragiczne wydarzenie, po którym nic już nie ma! Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę, aby go obudzić. Uczniowie rzekli do Niego: Panie, jeżeli zasnął, to wyzdrowieje. Jezus jednak mówił o jego śmierci, a im się wydawało, że mówi o zwyczajnym śnie.
– Tak, jest śmierć! Jest ona czymś poważnym. Sprawia ona, że na naszej Ziemi nieustannie płyną łzy i wielu dotyka smutek. Sam Jezus wnet zapłacze, gdy zobaczy płaczącą Marię i Martę, a w nich wszystkie ludzkie rozstania w godzinie umierania i śmierci... Z drugiej strony Jezus wie, że to właśnie On – swym przejściem przez Ziemię, swoją Paschą – wysusza źródła łez.
Jezus – w odróżnieniu od nas biednych ludzi, widzących jedynie to, co bezpośrednio uchwytne – już się raduje i uczy radować się pośród największych utrapień tego życia: Łazarz umarł, ale raduję się, że Mnie tam nie było, ze względu na was, abyście uwierzyli.
W co mają uwierzyć uczniowie Jezusa?
– W to, że On naprawdę jest naszym zmartwychwstaniem i życiem.
– I że kto we Niego wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Że każdy, kto żyje i wierzy w Niego, nie umrze na wieki.
o. Krzysztof Osuch SJ
Częstochowa, 9 marca 2008 AMDG et BVMH
Inne teksty: www.mateusz.pl/mt/ko/ oraz tutaj: punkty do medytacji. Zapraszam także na strony Centrum Duchowości: www.jezuici.pl/centrsi
© 1996–2008 www.mateusz.pl/mt/ko