KRZYSZTOF OSUCH SJ
Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże. Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni. Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie. Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą, i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom.
Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom (Łk 6,17.20-26).
Może się to wydać dziwne, a nawet szokujące, że Jezus błogosławionymi – szczęśliwymi nazywa płaczących, cichych, czystego serca, prześladowanych. Można się dziwić i nie pojmować, ale Jezus na pewno wie, dlaczego tak mówi. I ma rację. Jego słowa nie są tanim pocieszaniem. Owszem, Jezus „prowokuje”, czyli wzywa do głębszego zastanowienia się i wydobycia na jaw ukrytego sensu Jego słów i naszego życia. Klucz do właściwego rozumienia wszystkich Błogosławieństw kryje się zapewne w pierwszym błogosławieństwie, w dogłębnym rozumieniu tego, co znaczy być ubogim i czym jest ubóstwo właściwe ludzkiej osobie.
Ubóstwo wpisane w człowieka w akcie stworzenia go na Boży obraz i podobieństwo jest rzeczywistością wiele znaczącą, niezwykle wzniosłą, a także bardzo wiele obiecującą. Ubóstwo właściwe każdemu człowiekowi jest też wielkim wyzwaniem poznawczym. Nie od razu i nie tak łatwo pojmujemy, o co chodzi Bogu Stwórcy, gdy stwarza nas ubogimi, radykalnie ubogimi. A poza tym pojąć to ubóstwo – to jedno, a dobrze i mądrze je „zagospodarować” (w całym swoim życiu, w codziennych niezliczonych wyborach) – to rzecz druga i jeszcze trudniejsza.
Domyślamy się, jak ważny jest też tłumacz, interpretator naszego ubóstwa. Nie może to być ktoś pierwszy lepszy. Musi to być ktoś wyjątkowo mądry. Nie można też zaufać własnym pierwszym zrozumieniom i pierwszym reakcjom, które narzucają się nam, gdy odczuwamy wielki ból bycia kimś radykalnie ubogim. Doświadczając swego radykalnego braku i niespełnienia, możemy bowiem otworzyć się na bogactwo i spełnienie, jakim jest sam Bóg; jest też i taka możliwość, że bardzo niemądrze zechcemy zaradzać swemu dogłębnemu ubóstwu. Chesterton pisał, że „pijak szuka Pana Boga w rowie”...
Św. Ignacy Loyola może być uznany za dobrego interpretatora ubóstwa wpisanego w ludzką osobę. Sam dogłębnie zrozumiał myśl Jezusa z Kazania na Górze i dlatego na pewnym etapie drogi Ćwiczeń duchownych (w medytacji przedstawiającej sztandar Jezusa sztandar Lucyfera) każe „rozważyć mowę, którą Chrystus, Pan nasz, kieruje do wszystkich swoich sług i przyjaciół, których posyła na wyprawę, zalecając im, aby pragnęli wszystkim pomagać, pociągając ich najpierw do najwyższego ubóstwa duchowego” (ĆD, 146). –Pomóc człowiekowi (możliwie wszystkim) zrozumieć głębię znaczenia „najwyższego ubóstwa duchowego” i pociągnąć do życia nim – to prawdziwie bezcenna usługa.
Ubóstwo jest faktem od samego początku zaistnienia ludzkiej osoby. Jest ono darem niebywałym, „niebo-tycznym”. Najwyższe ubóstwo definiuje każdego człowieka. Trzeba je jednak starannie odczytać, pojąć i zaakceptować nie jako jakieś upośledzające fatum, lecz jako zaszyfrowane powołanie (potężne wezwanie) człowieka do świadomego i dobrowolnego skierowania się całym sobą ku Stwórcy, by się z Nim zjednoczyć.
Tę rzeczywistość najwyższego ubóstwa ducha (czy osoby) najpełniej oświetla i najpewniej objaśnia, oczywiście, Jezus Chrystus. Nikt nie dorówna Mu w interpretowaniu tego, co znaczy fakt, że jesteśmy ubodzy w najwyższym stopniu i bezbrzeżnie. Niestety, nie tylko Chrystus objaśnia znaczenie naszego ubóstwa. Swoją usługę interpretatora biedy i ubóstwa człowieka proponuje też Szatan. Pojawił się on już na samym początku, w raju, jako ktoś niby to przyjazny i lepiej poinformowany (por. Rdz 3). W umiejętnym procesie kuszenia pouczał człowieka (czyni to także dzisiaj), jak (łatwo i przyjemnie) przemienić swe najwyższe ubóstwo i sprzężone z nim wielkie pragnienie: by być jak Bóg – w rzeczywistość, w Spełnienie! Trzeba nam z całą starannością dopytywać się, co należy wiedzieć o swoim ubóstwie, by nie pobłądzić, by nie dać się zwieść i oszukać.
Jeśli umysłem i sercem chcemy dobrze rozumieć swe ubóstwo i dobrze je przeżywać, to winniśmy stale pamiętać, że to Bóg nas stworzył. On jako Ten, Który jest, dał nam udział w istnieniu, w byciu. Nasze istnienie jest wyjątkowe, gdyż jest osobowe. Znaczy to, że jesteśmy stworzeni na obraz Boga i na Jego podobieństwo. Jako osoby Bóg powołuje, zaprasza nas do uczestniczenia w Jego Boskim Życiu. Przed każdym człowiekiem stoi otworem perspektywa „przebóstwienia”. Nic zatem dziwnego, że całe życie odczuwamy w sobie niespokojność serca. Trawi nas rodzaj duchowego bólu, gdy w żadnym ze stworzeń (nawet w drugim człowieku) nie możemy znaleźć ukojenia, pełni szczęścia. Tak, naprawdę, niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Tobie, o Panie (św. Augustyn).
Konsekwencją tego, że Bóg stworzył nas na Swój obraz i Swoje podobieństwo, jest działający w nas wewnętrzny dynamizm, który stale skierowuje nas ku Bogu! Nieuchronnie tęsknimy za Bogiem, za Boską Pełnią, za doskonałym Pięknem, za Dobrem w Boskim „wydaniu”. Tęsknimy za uczestniczeniem w życiu Trójcy Boskich Osób. Nawet fakt grzechu nie niweczy w nas tęsknoty za samym Bogiem i udziałem w Jego Boskim Życiu! Wystarczy usunąć z serca gruz grzechów, zwątpienia czy zranień, a rychło dochodzi do głosu owa nieskończona tęsknota za Boskim rodzajem Życia i za samym Bogiem.
Tak, nie możemy nie tęsknić za życiem w świetle, w cieple, w miłości. Chcemy posiąść pełną wiedzę i zażywać doskonałego bezpieczeństwa. Każdy pragnie istnieć w zachwycie pięknem i w doskonałej wolności – bez przykrych ograniczeń takich jak upływ czasu i przemijanie, procesy niszczenia i sama śmierć. Bezbrzeżnie, radykalnie ubogi człowiek nie potrafi zadowolić się odrobiną Bożych darów; nawet obfitość tychże go nie zadowoli! Człowiek chce mieć udział we Wszystkim, co jest – w Całości. Pragniemy tego, co jest Bogu właściwe! To Bóg tak nas stworzył. To Bóg nas do tego uzdolnił i zaprosił. Św. Tomasz powie: homo – capax Dei. Jesteśmy capax – czyli zdolni nauczyć się nie tylko na przykład czytać, rozumować, pięknie malować, śpiewać itp., ale jesteśmy capax – czyli zdolni poznać Boga i z Nim się zjednoczyć. Takimi, powtórzmy, chce nas Bóg. Słusznie zatem spodziewamy się, polegając na Bożym Objawieniu, że kiedyś ujrzymy Boga twarzą w twarz i staniemy się do Niego podobni (por. 1 J 3). Na razie jednak trwa czas drogi, pielgrzymowania, mozolnej wędrówki. Tu rodzi się wielka trudność, jak iść do Celu, nie dając posłuchu kłamliwym i złośliwym radom Złego.
Za godność bycia osobą Bogu podobną i za wielkość powołania do życia z Bogiem płacimy określoną „cenę”; całe życie czujemy się wystawieni na wielką próbę. Bierze się ona między innymi stąd, że na Boską Pełnię trzeba czekać, i to przez całe ziemskie życie.
Któż z nas, nawet jeśli dobrze pojmuje swą godność i znaczenie swego „najwyższego ubóstwa”, nie doznawał pokusy, by po swojemu, przy pomocy stworzeń, próbować zaspokajać swoje, w istocie, duchowe pragnienia, za Boską Pełnią? Zlaicyzowany świat i duch zły twierdzą, że istnieje wiele (łatwo dostępnych) sposobów, by zaradzić bytowej biedzie człowieka, jego radykalnemu ubóstwu. Demon i świat zgodnie uwodząco przekonują, że człowiek nie musi czuć się całe życie radykalnie ubogi, nie musi trwać w poczuciu niemożności spełnienia swych najgłębszych pragnień; nie musi czekać aż Bóg spełni te pragnienia, i to dopiero po tym życiu. Według „światowej” i demonicznej oferty spełnienia są dostępne już tu i teraz. Są w zasięgu ręki, w zasięgu ludzkich możliwości.
Pokusa, o której mowa, jest aż nadto realna. W naszych czasach narastającej dechrystianizacji coraz więcej ludzi czuje napór tej pokusy. Idąc na lep tej fundamentalnej pokusy, przeinaczamy i wręcz gwałcimy sens (danego nam i zadanego) „najwyższego ubóstwa”, które jest Boską pieczęcią w nas. Niestety, zamiast konsekwentnie kierować się ku Bogu i zamiast pielęgnować więź z Bogiem, to coraz łatwiej sięgamy (choć pewno z różną intensywnością i częstotliwością) po różne namiastki, czyli po coś, co ma być zamiast Boga. Bywają to na przykład rzeczy i pieniądze, gromadzone ponad słuszną miarę. Bywa to namiętna pogoń za znaczeniem, władzą, za uznaniem w oczach innych, za zaszczytami... Bywa to pogoń za przyjemnością, i za tym, co ją wywołuje.
To wielki błąd i wielki uszczerbek dla godności osoby, gdy człowiek swój zwrot do Stwórcy zamienia na bałwochwalczy zwrot do rzeczy, do stworzeń. Gdy brak jest komuś wiary, nadziei i miłości, łączących z samym Bogiem, to pozostaje mu maksymalizowanie doznań – zmysłowych, estetycznych, a także duchowych, pojmowanych wszelako bez odniesienia do Boga, do Transcendencji. Ojciec Karl Rahner SJ (w książce „Ryzyko chrześcijanina”, s. 12) trafnie zauważa, że dzisiaj – z powodu właśnie braku żywego, pełnego ufnej wiary, odniesienia do Boga – ludzie próbują maksymalizować, co się da, wszystko! Nawet czynieniu zła nadaje się monstrualne, ogromne, właśnie maksymalne rozmiary. Po co? Po to, żeby zmaksymalizowane. .. zło robiło wrażenie czegoś (o ironio) boskiego! Rzeczywiście, przemysł rozrywkowy stara się coraz bardziej wyrafinować swoją doczesną ofertę i kusić coraz mocniejszymi wrażeniami i zmysłowymi doznaniami. Wykorzystuje się do tego, co tylko się da: wyciągi z roślin, produkty chemiczne, samo ciało i psychikę. Sięga się też po różne techniki zmieniające świadomość, nie wyłączając praktyk okultystycznych, odwołujących się do demonów. W ten przemysł uszczęśliwiania człowieka oderwanego od swego Stwórcy wciąga się także sztukę i technikę (z jej ofertą dźwięków, migoczących kolorowych świateł itp.).
To wielka szkoda, gdy pozwalamy, by danym nam przez Boga „najwyższym ubóstwem” zawiadywał Zły i duch zlaicyzowanego świata.
Czy jeszcze potrafimy słuchać wielkich Proroków, Mistyków i Świętych, którzy wiarygodnie pouczają nas, jak pojmować i jak przeżywać dane nam przez Boga najwyższe ubóstwo?
Błogosławiony człowiek, który nie idzie za radą występnych,
nie wchodzi na drogę grzeszników
i nie zasiada w gronie szyderców,
lecz w Prawie Pańskim upodobał sobie
i rozmyśla nad nim dniem i nocą (Ps 1).
Bóg stworzył nas w najwyższym stopniu ubogimi, by móc nas Sobą obdarować.
Naszemu ubóstwu może sprostać i zaradzić jedynie sam Bóg, Bóstwo Boskich Osób.
On jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą,
które wydaje owoc w swoim czasie,
liście jego nie więdną,
a wszystko, co czyni, jest udane.
o. Krzysztof Osuch SJ
Częstochowa, sobota, 11 lutego 2007 AMDG et BVMH
Inne teksty: www.mateusz.pl/mt/ko/ i tu: http://www.jezuici.pl/centrsi/puncta/puncta.htm. Zapraszam także na strony Centrum Duchowości: www.jezuici.pl/centrsi
1 Ks. J. Tischner, Pomoc do rachunku sumienia, 13
© 1996–2007 www.mateusz.pl/mt/ko