KRZYSZTOF OSUCH SJ
Któż zaś jest kłamcą, jeśli nie ten, kto zaprzecza, że Jezus jest Mesjaszem? Ten właśnie jest Antychrystem, który nie uznaje Ojca i Syna. Każdy, kto nie uznaje Syna, nie ma też i Ojca, kto zaś uznaje Syna, ten ma i Ojca. Wy zaś zachowujecie w sobie to, co słyszeliście od początku. Jeżeli będzie trwało w was to, co słyszeliście od początku, to i wy będziecie trwać w Synu i w Ojcu. A obietnicą tą, daną przez Niego samego, jest życie wieczne. To wszystko napisałem wam o tych, którzy wprowadzają was w błąd. Co do was, to namaszczenie, które otrzymaliście od Niego, trwa w was i nie potrzebujecie pouczenia od nikogo, ponieważ Jego namaszczenie poucza was o wszystkim. Ono jest prawdziwe i nie jest kłamstwem. Toteż trwajcie w nim tak, jak was nauczył. Teraz właśnie trwajcie w Nim, dzieci, abyśmy, gdy się zjawi, mieli w Nim ufność i w dniu Jego przyjścia nie doznali wstydu (1 J 2,22-28).
Bóg daje nam kolejny rok 2008. Ufamy, że będzie to kolejny rok naszego życia na Ziemi. Nikt nie potrafi przewidzieć ogromu wydarzeń w skali świata i w naszej mikroskali pojedynczej osoby. Nie wszystko z tego ogromu wydarzeń będzie zasługiwało na miano wydarzenia (w źródłowym znaczeniu tego słowa). Wiele rzeczy będzie sensacyjnych i nagłaśnianych, ale nie będą to „wydarzenia”, bo zbraknie im atrybutu dobroci, daru, obdarowania.
W świetle dzisiejszego słowa Bożego trzeba śmiało stwierdzić, że autentycznym wydarzeniem będzie na pewno to wszystko, co zaowocuje pełniejszym poznaniem Boga, szczerym oddaniem Mu czci i głębokim zaangażowaniem w realizację Jego wszechogarniającego Planu Zbawienia. Według słów św. Jana Wydarzeniem rozstrzygającym jest to, by dzięki Jezusowi Mesjaszowi poznać Boga jako Ojca, a Jego samego jako Wcielonego Syna Ojca. Poznać i uznać. Poznać i umiłować Jego pojawienie się (por. 2 tym 4, 8). Uwierzyć Mu i zawierzyć Mu siebie. Poznać Ojca i umiłować Go. Poznać Syna i uczcić Go. Poznać Ojca i Syna oraz trwać w Ojcu i Synu, a także czerpać wszelkie dobro (zwłaszcza życie i radość) z zanurzenia w Ojcu i Synu. To Wydarzenie dzieje się (czy też wydarza się) dzięki działaniu Ojca, Syna i dzięki namaszczeniu, które daje Duch Święty.
Dla św. Jana, który tak dogłębnie poznał Jezusa, jest oczywiste, że wydarzeniem największym w ludzkich dziejach jest Jezus Chrystus. Jednak poznanie Go i pełne przyjęcie jawi się nie tylko jako wielki dar, lecz także jako wielkie wyzwanie, trud, zadanie. Można nie sprostać ogromowi Daru.
Św. Jan mówi w związku z rozpoznawaniem Jezusa jako Mesjasza i Syna Bożego, że można okazać kłamcą i wręcz Antychrystem. Każdy, kto bliżej zetknął się w Jezusie z trynitarną Rzeczywistością Ojca, Syna i Ducha Świętego, a Ją – kwestionuje, nie uznaje Jej i odrzuca Ją, ten jest kłamcą i zasługuje na miano Antychrysta. Ten właśnie jest Antychrystem, który nie uznaje Ojca i Syna. Kto zamyka się na wielkie Wydarzenie, jakim jest Jezus Chrystus, ten również grzeszy. Grzeszy ciężko, grzeszy śmiertelnie, tzn. bardzo obraża Boga, a dla siebie samego (dla swego ducha) wybiera nie Pełnię Życia w Bogu, nie życie wieczne, ale śmierć, smutek, beznadzieję.
Sprawa rozpoznawania Jezusa jako Mesjasza powraca w wypowiedziach samego Jezusa. Toczył On na ten temat wielkie debaty ze swoimi ziomkami, zwłaszcza z przywódcami Izraela, z uczonymi w Piśmie i w Prawie, z faryzeuszami, z Sanhedrynem. Nie był to jednak problem elitarny. Jezus zwracał się z nim do wszystkich, do tłumów. U św. Łukasza czytamy: Jezus mówił do tłumów: Gdy ujrzycie chmurę podnoszącą się na zachodzie, zaraz mówicie: Deszcze idzie. I tak bywa. A gdy wiatr wieje z południa, powiadacie: Będzie upał. I bywa. Obłudnicy, umiecie rozpoznawać wygląd ziemi i nieba, a jakże obecnego czasu nie rozpoznajecie? (Łk 12,54-59). Okazuje się, że można – nie rozpoznawszy Osoby Jezusa i Jego misji – zostać zakwalifikowanym do kategorii obłudników.
Obłudnik to ktoś, kto z jakichś powodów woli być zaślepiony i nie widzieć Rzeczywistości taką, jaką ona jest. Ponadto, obłudnik zachowuje się w życiu jak aktor teatralny, który wyuczył się swej roli i stale ją odgrywa – nie bacząc na to, że trzeba dojrzeć „rzeczy nowe”, że trzeba zobaczyć Boga dziś objawiającego się; i że trzeba dać Mu własną i osobistą odpowiedź!
Jest jasne, że być nazwanym obłudnikiem – to sprawa poważna, a napiętnowani tym określeniem są wezwani do zmiany mentalności. Nie powinni wzbraniać się przed nawróceniem, twierdząc, że spotyka ich wielka obelga. Jezus nie może potraktować kogokolwiek obelżywie. Jezus próbuje jedynie wstrząsnąć sumieniami tych, którzy Go lekceważą i brutalnie odrzucają.
Jezus wiele razy przynaglał swych słuchaczy (oponentów), by wykrzesali w sobie minimum rzetelności poznawczej – także w dziedzinie duchowo-religijnej! Zachęcał ich, by pokojarzyli wielkie proroctwa mesjańskie z tym, co widzą w Nim, tu i teraz. Swoimi słowami i czynionymi znakami (cudami) wyraźnie komunikował ludziom, że jest Kimś najzupełniej Wyjątkowym, a także Kimś przez całe wieki zapowiadanym i oczekiwanym. Niestety, zamiast otwarcia, uważności i zwrócenia się ku Niemu całym sercem – spotykał się z tępotą, podejrzliwością. Z jakimś wielkim zaślepieniem! Wielu korzystało z Jego mocy uzdrawiania, ale też wielu (większość) nie miało „ochoty”, by dać wiarę temu, co On zwiastował o Bogu jako Ojcu, o Sobie jako Jego Synu, o ludziach jako Jego umiłowanych dzieciach i o Życiu wiecznym dla nich w Bogu.
Jezus zdaje się być zdumiony tym, że ludzie – tak skądinąd trzeźwi i logiczni w różnych dziedzinach życia codziennego – są tak tępi i zaślepieni w przyjmowaniu Go jako wielkiego Objawiciela Boga i jako wspaniałego Zbawiciela ludzi. Jakby w końcu pozostało Jezusowi to jedno: zostawić swych (czynnych i biernych) przeciwników z pytaniem pełnym bólu, zdumienia i. .. oskarżenia: Obłudnicy, umiecie rozpoznawać wygląd ziemi i nieba, a jakże obecnego czasu nie rozpoznajecie? Jakże Mnie nie rozpoznajecie?
Wszelkie rozmowy i dyskusje Jezusa z oponentami świadczyły o tym, że wierzył On w człowieka, w jego zdolności poznawcze. Wierzył, że człowiek potrafi zastanowić się nad czynionymi mu wyrzutami i zarzutami. I że dokona korekty, że porzuci zaślepienie i trwanie przy kłamstwie. Wtedy napotykał na mur nie do przebicia. Dar został odrzucony. Język Miłości został zlekceważony. Choć On sam nie przestał być Darem – aż po Krzyż. Tam też, z wysokości krzyża, nadal mówił językiem miłości, która jest miłością bez miary.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że w Jezus wypowiadał mocne słowa, które miały opamiętywać. Jedno z tych słów brzmi: obłudnicy! W „wydaniu Janowym” są to dwa mocne słowa: kłamcy! Antychryści! Dzieci, jest już ostatnia godzina, i tak, jak słyszeliście, Antychryst nadchodzi, bo oto teraz właśnie pojawiło się wielu Antychrystów; stąd poznajemy, że już jest ostatnia godzina (1 J 2, 18).
Pytania Jezusa kryją w sobie zdumienie, ból i skargę. Jego pytania są wciąż aktualne. Powinny być one usłyszane (może najpierw) przez (niektórych) teologów, przez całe narody Europy i po prostu przez nas.
Niestety, nie tak mała liczba teologów, egzegetów i moralistów przestała w ostatnich dziesięcioleciach rozpoznawać Jezusa jako Boga-Człowieka, a niektórzy zdradzili Go w ordynarny sposób. Można tu przypomnieć gorzki wyrzut uczyniony przez kardynała J. Ratzingera tym teologom-egzegetom, którzy w swoich wywodach pozbawili Jezusa – Bóstwa. Gdyby polegać na tym, co oni o Jezusie powiedzieli, to wiary w Bóstwo Jezusa Chrystusa już być nie powinno, zauważał krytycznie Kardynał w roku 1996). I dodał znamiennie: wiara jest i rozwija się w najlepsze, ponieważ ludzie widzą, że tylko Chrystus jako Jedyny potrafi wyprowadzić ich z tego więzienia, jakim jest sama tylko doczesność (za Osservatore Romano 1996).
Także narody Europy winny usłyszeć pytania Jezusa i na nie odpowiedzieć. Pytania są podobne do tamtych i nieco zmodyfikowane. «Dlaczego Go nie rozpoznają? Dlaczego na wielką skalę wyszły z Kościoła? Dlaczego (przez Chrzest święty) nie zanurzają swych dzieci w Życiu i Wieczności Ojca, Syna i Ducha Świętego? Dlaczego setkami zamieniają kościoły – miejsca kultu Boga – na zupełnie inne cele? I dlaczego (wcześniej) oddzielają Jezusa od Kościoła, choć Kościół jest Jego Ciałem, a On jest Jego Głową? Dlaczego nie widzą nadciągającej katastrofy – podobnej do tych, które dosięgały nasz kontynent w minionym wieku i wcześniej?»
Jezus Chrystus to największy Prorok wszechczasów. Prorok to «usta Pana». On jest prorokiem w wyjątkowym znaczeniu. On też na różne sposoby dzieli swą misją i posługą prorocką. Na pewno wielką Prorokinią, także w minionym wieku i obecnym, jest Jego Matka i nasza Matka. Wiele by o tym mówić. Powiem najkrócej. Myślę, że prorocki Głos dał się słyszeć nie tylko dawniej, np. w Fatimie, ale i w dziesiątkach innych miejsc. Nie chcę ich wymieniać, ale jedynie wskazać na potrzebę otwartości serca na proroków, których Bóg do nas wciąż posyła.
Uważam, że wszyscy, którzy w dzisiejszych czasach naporu neopogaństwa i wszelkich form laicyzacji chcą wytrwać w postawie ewangelicznego czuwania (por. Mt 24, 42) i w nieustannej modlitwie do Pana (por. 1 Tes 5, 17), winni być szczerze otwarci na (oczywiście autentyczne) proroctwa i proroków, których Bóg dziś do nas posyła. Myślę tu o pełnym mocy nauczaniu Papieży i Biskupów w łączności z Ojcem świętym, ale nie tylko. Tym bardziej że i oni sami dają nam przykład otwarcia na Maryjne orędzia i proroctwa z Fatimy, Lourdes, La Salette, z rue du Bac itd.
Wiadomo, co Jezus mówił o (dość) konsekwentnym odrzucaniu proroków w Starym Testamencie (por. Mt 5, 12; Dz 7, 52; 1 Tes 2, 15). W naszych czasach nie jest lepiej. Zaślepiająca pycha, małoduszność, dyktat racjonalizmu ciasno pojmowanego w duchu Oświecenia, praktyczna niewiara i obłuda nie są mniejsze niż w Starym Testamencie i za czasów Jezusa!
Sądzę, że na miano proroka niedawnych czasów zasługuje Abraham Joshua Heschel 1. W tekście pisanym w osiem lat po II wojnie światowej tak wstrząsająco diagnozował i oskarżał (biblijnie rozumianą) obłudę kilku pokoleń (zapewne nie tylko swoich współwyznawców), które nadawały kierunek kultury i cywilizacji w paru ostatnich wiekach. Oto kilka fragmentów 1.
„Wzywaliśmy Pana. Pan przyszedł. I został zignorowany. Głosiliśmy, co należy czynić, a równocześnie unikaliśmy Go. Wznosiliśmy pieśni pochwalne, buntując się przeciw Niemu. Teraz zbieramy owoce naszych zaniedbań. Przez wieki Jego głos był wołaniem na puszczy. Jak zręcznie udało się nam pochwycić Go i uwięzić w świątyniach! Ileż razy Go zagłuszaliśmy i wypaczaliśmy. Teraz widzimy, jak stopniowo milknie, porzucając jeden po drugim kolejne ludy, opuszczając ich dusze, pogardzając ich mądrością. Umiłowanie dobra zniknęło całkowicie ze świata. Mnożą się okrucieństwo, nienawiść i zbrodnia.
Przerażające rzeczy, których jesteśmy dzisiaj świadkami, rodzą wyrzuty sumienia i nieustający wstyd. Sprofanowaliśmy imię Boga, a bogactwo naszej ziemi, pomysłowość ludzkiego umysłu i bezcenne życie naszych synów i córek wydaliśmy na zatracenie. Nigdy przedtem ludzkość nie miała tylu powodów do wstydu, co obecnie.
Nad ogromnymi obszarami ziemi zalega bezlitosna cisza. Dzień Pański jest dniem bez Pana. (...)
Nie składaliśmy ofiar na ołtarzu pokoju i dlatego złożyliśmy ofiary na ołtarzu wojny. Czy słyszeliście kiedyś opowieść o grupie niedoświadczonych turystów, którzy wybrali się na wycieczkę w dzikie, górskie okolice bez przewodnika? W czasie wspinaczki urwała się nagle półka skalna, na której stali, i wszyscy wpadli do głębokiej i ciemnej jaskini. Kiedy ocknęli się w ciemnościach, ujrzeli przerażeni, że wokół kłębi się pełno rozwścieczonych żmij. W miejsce każdej, którą udało im się zabić, pojawiało się natychmiast dziesięć nowych. Wszyscy desperacko walczyli z niebezpieczeństwem z wyjątkiem jednego mężczyzny, który stał z boku i patrzył. Kiedy zatrwożeni i oburzeni towarzysze zaczęli go strofować za bezczynność, odkrzyknął im: „Jeżeli tu zostaniemy, zginiemy szybciej niż żmije. Ja szukam wyjścia z jaskini dla nas wszystkich”.
Nasz świat niewiele się różni od jaskini, w której jest kłębowisko żmij. Nie wpadliśmy do niej w 1939 roku ani nawet w 1933. Osunęliśmy się w jej czeluście wiele pokoleń temu, a żmije wstrzyknęły swój jad w krwiobieg ludzkości, stopniowo nas paraliżując, uśmiercając nerw po nerwie, otępiając umysł, zaciemniając widzenie. Granica między dobrem i złem, kiedyś różnymi od siebie jak dzień i noc, zatarła się i rozmyła. W codziennym życiu czciliśmy siłę, mieliśmy w pogardzie współczucie i nie byliśmy posłuszni żadnemu prawu, a jedynie naszym niezaspokojonym żądzom. Idea tego, co święte, umarła całkowicie w duszy człowieka. Kiedy już dojrzały w nas chciwość, zawiść i niczym nieskrępowane pragnienie władzy, żmije wyhodowane na łonie naszej cywilizacji wypełzły z jaskiń i rzuciły się na bezbronne narody.
Wybuch wojny nie był wcale niespodzianką. Było to długo oczekiwane następstwo katastrofy duchowej (...) Sumienie świata zostało uśmiercone przez tych, którzy mieli w zwyczaju obwiniać innych zamiast siebie. Nie zapominajmy o tym. Czciliśmy instynkty, a nie ufaliśmy prorokom. Pracowaliśmy niestrudzenie nad udoskonaleniem silników samochodów i samolotów, a tymczasem nasze wnętrze stało się wysypiskiem śmieci. Śmialiśmy się z przesądów, aż utraciliśmy zdolność wiary. Pomogliśmy zagasić światło, które zapalili nasi ojcowie. Przehandlowaliśmy świętość za wygodę, wierność za sukces, miłość za władzę, mądrość za informację, tradycję za modę. (...)
Zabijanie żmij uratuje nas, ale tylko na chwilę, nie na zawsze. (...)Największe zadanie naszych czasów to wydobyć dusze ludzi z jaskini pełnej żmij. Świat przekonał się, że chodzi w tym wszystkim o Boga. Nie wolno nam nigdy zapomnieć, że poczucie tego, co święte, jest nam równie niezbędne, jak światło słońca. Nie ma przyrody bez ducha, świata bez Tory, braterstwa bez ojca, ludzkości bez przywiązania do Boga.
Bóg powróci do nas, kiedy będziemy chcieli przyjąć Go do siebie – do naszych banków i fabryk, do Kongresu i do klubów, do sal sądowych i komisji parlamentarnych, do domów i teatrów. (...)
Tylko w Jego obecności nauczymy się, że chwałą człowieka nie jest jego pragnienie mocy, ale moc współczucia. Człowiek jest albo obrazem Jego obecności, albo uosobieniem bestii. (...) świat nie jest próżnią. Od nas zależy, czy uczynimy go ołtarzem Boga, czy też zaludnią go demony. Nie ma w nim miejsca na neutralność. Jesteśmy albo sługami tego, co święte, albo niewolnikami zła. Oby bluźnierstwo naszych czasów nie stało się skandalem na wieki. Oby przyszłe pokolenia nie znienawidziły nas za to, że nie ustrzegliśmy i nie przechowaliśmy tego, co prorocy, święci, męczennicy i studiujący Pismo stworzyli przez tysiące lat. Apostołowie siły i przemocy pokazali, że są doskonali w czynieniu zła. Pokażmy, że potrafimy być równie doskonali w dobru. (...)
Jest takie Boże marzenie, które pielęgnowali w sobie prorocy i rabini, które wypełnia nasze modlitwy i przenika wszystkie akty autentycznej pobożności. Jest to marzenie o świecie uwolnionym od zła dzięki łasce Boga i staraniom człowieka poświęcającego wszystkie siły na to, by ugruntować w świecie Boże królowanie. Bóg czeka na nas, abyśmy odkupili świat. Nie powinniśmy spędzać naszego życia na gonitwie za trywialnymi przyjemnościami, gdy niecierpliwy Bóg nieustannie czeka na nasze wysiłki i poświęcenie.
Wszechmocny nie stworzył świata po to, byśmy mogli zaspokoić naszą chciwość, zazdrość i ambicje. Nie po to przeżyliśmy, by marnować lata na rzeczy wulgarne i puste. Męczeństwo milionów wymaga od nas, byśmy poświęcili nasze życie wypełnianiu Bożego marzenia o zbawieniu świata. Izrael nie przyjął Prawa ze swej własnej woli. Gdy Izrael przybliżył się do góry Synaj, Bóg uniósł ją i trzymając nad głowami ludu, powiedział: „Albo przyjmiecie Torę, albo zmiażdży was ta góra”. Góra historii znowu wisi nad naszą głową. Może powinniśmy odnowić przymierze z Bogiem?”
Zadajmy sobie pytanie:
Czy ja rozpoznałem Jezusa jako mojego Pana i Zbawiciela?
Czy jest On dla mnie najwspanialszym Darem Boga – Stwórcy i Ojca?
Czy z Nim współpracujemy nad zbawieniem wszystkich ludzi? – Każdy tam, gdzie jest i według otrzymanego charyzmatu.
o. Krzysztof Osuch SJ
Częstochowa, 2 stycznia 2008 AMDG et BVMH
1 ABRAHAM JOSHUA HESCHEL ur. 1907 w Warszawie, potomek rodu chasydzkich cadyków, studiował w Wilnie i Berlinie, uciekł przed Zagładą do USA, teolog, poeta, mistyk, reformator społeczny i historyk, pisał o Biblii, Talmudzie, myśli średniowiecznej, filozofii, teologii, chasydyzmie i problemach moralnych, zmarł w 1972 roku.
1 Cytaty z książki A. J. Heschla Prosiłem o cud. Antologia duchowa. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa W drodze. Za: W drodze, Zeszyt nr 10 (338) 2001. Zob. online http://www.mateusz.pl/wdrodze/nr338/01-wdr.htm
Inne teksty: www.mateusz.pl/mt/ko/ oraz tutaj: punkty do medytacji. Zapraszam także na strony Centrum Duchowości: www.jezuici.pl/centrsi
© 1996–2008 www.mateusz.pl/mt/ko