KRZYSZTOF OSUCH SJ
Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Wytrwajcie we Mnie, a Ja /będę trwał/ w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – o ile nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami (J 15,1-8).
Po długiej zimie przyszła piękna wiosna. Z każdym dniem przybywa kwiatów na drzewach i w ogródkach. Na jakiś czas Ziemia staje się rajem. Sam Stwórca zdaje się przechadzać w kwitnących sadach i zielonych parkach. Można Go dotknąć. Poeta (bodaj południowoamerykański) pisał: „Na tle nieba widzisz tyle dali, ile ci potrzeba”. Jeszcze więcej Boskiej Dali widać wtedy, gdy na błękit nieba patrzy się poprzez biel kwitnących wiśni i jabłoni. Jednak drzewa, jeśli mają wydać owoc, nie mogą kwitnąć cały rok. Kwitnienie to krótki epizod. Gałęzie drzew, obsypane kwieciem, „chcą” poczuć ciężar dojrzałych owoców. Takia jest ich natura, takie jest ich „powołanie”. – Jeśli marzeniem owocowych drzew jest to, by – po pięknym zakwitnięciu – wydać wiele smacznych owoców, to cóż powiedzieć o nas ludziach. My też chcemy (zdążyć) zakwitnąć i wydać dobre owoce. Jezus poucza nas, że naszym powołaniem i przeznaczeniem jest przyniesienie obfitego owocu. Słusznie mówi się, że człowiek czuje się spełniony i szczęśliwy, gdy może kochać i tworzyć, owocować. Jezus Chrystus – Ten, przez Którego i w Którym zostaliśmy stworzeni – nieustannie wychodzi naprzeciw naszym najgłębszym pragnieniom; pochwala je, objaśnia ich sens i odsłania warunki, bez których nie da się ich zaspokoić.
Jakie to dla nas radosne, miłe i odbarczające – móc usłyszeć od Pana Jezusa, że nasze ludzkie życie będzie udane (owocne), gdy będziemy mieć mądrość winnej latorośli, która ściśle zespala się z krzewem winnym. To nie my – każdy z osobna – jesteśmy krzewami winnymi czy drzewami owocowymi. To Jezus Chrystus, Wcielony Boży Syn, jest krzewem winnym, a my jesteśmy latoroślami, maleńkimi gałązkami, oby tylko ściśle zespolonymi z Krzewem, Jezusem Chrystusem! Główną odpowiedzialność za owocowanie ponosi krzew – drzewo, a nie latorośl – gałązka. Głównym zadaniem i odpowiedzialnością latorośli jest tkwienie w macierzystym krzewie. Krzew ma właściwą sobie „mądrość” i wie, jak i gdzie zapuścić korzenie, jak dostarczyć pokarm wszystkim latoroślom.
Naszą wspólną radością z Jezusem jest i to, że to Ojciec Jezusa „jest tym, który uprawia” krzew winny. Nie musimy (ani nie potrafimy) wnikać w głębie miłosnej relacji Ojca i Syna, chyba że zostaniemy do nich dopuszczeni. Możemy natomiast (i powinniśmy) w akcie ufnej wiary przyjąć fakt – dar naszego wszczepienia w Wielki Krzew Winny, jakim jest Jezus Chrystus. W Chrzcie świętym zostaliśmy wszczepieni w Jezusa Chrystusa. Otrzymaliśmy Nowe Życie, życie nadprzyrodzone, życie Łaski; życie, którego istotą jest Boska Miłość.
Nowe Życie w nas jest czystym darem Boga, dawanym nam w akcie wiary w Jezusa Chrystusa, w Jego usprawiedliwienie nas. Jednak to Nowe Życie nie „działa” w nas w taki sam sposób jak soki krzewu winnego w latoroślach. Wszczepienie ludzkiej osoby w Osobę Jezusa Chrystusa różni się od wszczepienia winnej latorośli w krzew winny. Jako osoby rozumne i wolne winniśmy w codziennie ponawianych aktach rozumu i woli odnosić się do Osoby Jezusa Chrystusa. Jezus wyraźnie mówi o potrzebie świadomego i dobrowolnego trwania i wytrwania w Nim. Jezus jasno postuluje naszą aktywność, trud pracy umysłu i serca: Wytrwajcie we Mnie, a Ja /będę trwał/ w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – o ile nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Oprócz tego, co Jezus sprawia w głębi naszego ducha, gdy udziela nam swego Życia i swej Miłości, jest jeszcze miejsce na nasz trud, na „trud uczestniczenia w łasce” (kard. Karol Wojtyła).
Rzeczywiście, potrzebne jest osobiste zaangażowanie i duchowa praca, która polega na pielęgnowaniu przyjaźni z Jezusem. W zacieśniającej się przyjaźni z Jezusem dzieje się bardzo wiele. Stajemy się uczestnikami bardzo wielu darów. Jednym z pierwszych jest olśnienie Miłością Dobrego Ojca. Ta Miłość nie tylko olśniewa, ale i oczyszcza i uświęca, sposobi do ścisłego zjednoczenia z Boskimi Osobami. Kościół podsuwa nam wiele wypróbowanych sposobów, poprzez które kontaktujemy się z Jezusem, trwamy w Nim i napełniamy się Jego darami. Najogólniej mówiąc, kontaktujemy się z Jezusem i trwamy w Nim poprzez wszelką dobrą lekturę duchową, czytanie i rozważanie Pisma Świętego, przez udział w świętej Liturgii. Szczególnym czasem i sposobem naszego kontaktowania się z Jezusem i utrwalania więzi z Nim jest wszelka modlitwa.
O modlitwę – czy jest, czy jest wystarczająca, czy jest przez nas doskonalona i dostosowywana do naszego rozwoju – pytajmy, pragnąc przynieść owoc obfity i stać się uczniami Jezusa. W swoich poszukiwaniach na temat modlitwy warto poznać ten jej rodzaj, który nazywa się ewangeliczną kontemplacją.
Kontemplacje ewangeliczne, z takim upodobaniem proponowane przez św. Ignacego Loyolę w Ćwiczeniach duchownych, są bardzo prostym i raczej przystępnym sposobem naszego otwierania się na Jezusa i czerpania z Jego bogactw. „Kontemplacje ewangeliczne, którym poświęcamy tak dużo czasu w rekolekcjach ignacjańskich, nie są jakimś wywoływaniem martwej przeszłości. Są one raczej formą kontaktu ze stale obecnym i działającym Chrystusem. Ten kontemplacyjny kontakt z Jezusem obdarza nas życiem na podobieństwo sakramentu. Strumień Jezusowego życia w nas potężnieje dzięki kontemplacji. Ilekroć uważnie „dotykamy” ewangelicznych zapisów, tylekroć dane jest nam odczuć, że rzeczywiście wpływa w nas inne życie – Chrystusowe. Chrystus, który żyje wiecznie, a więc także teraz i tu, sprawia, że Ewangelia nie staje przed nami jak martwy opis historyczny, czy jak „pusta rura”, którą nic nie płynie. W świętym naczyniu Ewangelii bije źródło życiodajnej wody. To sam Chrystus udziela się nam, ilekroć przyłożymy do Ewangelii nasze usta, ręce i ilekroć otworzymy na nią nasze uszy, a także duchową zdolność smakowania i czucia. Wpatrując się w Jezusa z różnych wydarzeń, wyobrażając Go sobie, pamiętając o Nim i rozpamiętując w swym sercu Jego słowa i czyny – Nim samym się napełniamy, On sam nas napełnia. Chrystus żyjący na wieki i nigdy nie przestający zbawczo działać – czuwa nad tym, by Sobą wypełniać kontemplowane przez nas Jego słowa, czyny i całe Jego życie. To Jego czuwanie można by porównać do fal radiowych, które stale „czuwając” od razu napełniają dźwiękiem i obrazem załączony odbiornik” 1.
Jezusowa alegoria o krzewie winnym tchnie wielką nadzieją, ale jest w niej też poważna przestroga. Brak kontaktu z Jezusem ma fatalne konsekwencje. Grozi, obrazowo mówiąc, stopniowe usychanie i w końcu uschnięcie latorośli. Proces usychania sygnalizują uczucia, których treścią jest samotność i zagubienie, a także niezadowolenie... Uschnięcie jest już pewną skrajną sytuacją. Najczęściej bywa tak, że związek z Chrystusem stopniowo rozluźnia się. Więź z Jezusem staje się połowiczna. W jej miejsce próbujemy wprowadzić różne „rzeczy”. Nierzadko bywa to rozpaczliwe szukanie innych przyjaźni. Ale one nie mogą wypełnić ludzkiego serca. Człowiek w swej głębi skierowany jest bowiem ku Bogu Ojcu i dlatego nie zazna spokoju, dopóki nie wejdzie na drogę przyjaźni i rosnącej zażyłości z Jezusem, Synem Ojca!
W niedzielę, w dniach skupienia, na rekolekcjach czy w dniach wymuszonego (choćby chorobą, niepowodzeniami) zatrzymania się – należałoby sprawdzać, czy nasz smutek, zagubienie i poczucie daremności codziennego trudu nie wskazują aby na poważne osłabienie naszej więzi z Jezusem. Osłabienie więzi z Jezusem, swoiste niedożywienie jej, może stopniowo doprowadzić do praktycznego odwrócenia się od Tego, bez którego nic nie możemy uczynić. Innym skutkiem braku intensywnej więzi z Jezusem i nie trwania w Jego Miłości – jest to, że owoce życia stają nikłe i nie mogą cieszyć ani Boga, ani nas samych. Rada jest prosta: trzeba ciągle sprawdzać, jak dbam o więź z Jezusem na płaszczyźnie czasu Jemu poświęcanego, pamięci o Nim, wyobraźni Nim wypełnianej i – po prostu – modlitwy, kontemplacji ewangelicznej, liturgii, sakramentów...
Jezus, ze swej strony, jest stale otwarty i w pogotowiu! On stoi u drzwi i kołacze (por. Ap 3). On pragnie nas, mnie osobiście. Pragnie, byśmy Go pragnęli! On daje nam Siebie w Eucharystii – jako pokarm, jako wyraz Miłości do końca. O Swoim pragnieniu dawania nam Siebie mówi Bóg w całym Piśmie Świętym.
o. Krzysztof Osuch SJ
Częstochowa, 14 maja 2006 AMDG et BVMH
1 http://www.jezuici.pl/centrsi/czytelnia/Osuch/dar.pdf lub http://jezuici.pl/drczdz/podstrona.php?link=czytelnia&link2=ignatiana&id_informacji=98
Inne teksty: www.mateusz.pl/mt/ko/
Zapraszam na strony internetowe Centrum Duchowości im św. Ignacego Loyoli w Częstochowie www.jezuici.pl/centrsi
© 1996–2006 www.mateusz.pl/mt/ko