KRZYSZTOF OSUCH SJ
Gdy jeszcze przemawiał do tłumów, oto Jego Matka i bracia stanęli na dworze i chcieli z Nim mówić. Ktoś rzekł do Niego: Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą mówić z Tobą. Lecz On odpowiedział temu, który Mu to oznajmił: Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi? I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką (Mt 12, 46-50).
Skoro już niejedno czytaliśmy, to zapytam, która z czytanych dotąd książek wydała się nam najbardziej pasjonująca i najważniejsza? Każdy święty kanonizowany i wielu chrześcijan powiedziałoby zapewne, że to Ewangelie są lekturą najważniejszą i najbardziej pasjonującą. Czy my należymy do grona osób zafascynowanych Ewangeliami? I czy jesteśmy pewni, że to w roli czterech Ewangelii jest ukryty największy skarb, najpiękniejsza perła?
Wspaniałość i ważność tego, co zawierają Ewangelie, już pewno do nas dotarła, choćby jeden raz i na krótko... Na ogół tak jednak bywa, że nawet jeśli już raz znaleźliśmy skarb Boga, którego skrywają i objawiają ewangelijne „opowieści”, to i tak (dość łatwo) dajemy sobie ten Skarb odebrać... Czasem byle błyskotka jawi się jako rzecz cenniejsza i ważniejsza niż słowa Boga. Niekiedy ulegamy tak mocnej fascynacji czymś tam (choćby świeżymi wiadomościami z prasy codziennej), że nie zauważamy mniej lub bardziej świadomej zdrady wobec Słowa Bożego. I tak na jakiś czas, czasem na bardzo długo, zamykamy drzwi przed Jezusem i znów każemy Mu stać u drzwi i kołatać (por. Ap 3, 20).
Zważywszy na naszą niestałość i niewierność w odniesieniu do Najwyższego Dobra, winniśmy utrwalić nawyk codziennego sprawdzania gotowości do kontaktowania się z Jezusem obecnym w Ewangeliach. Eucharystia, w której uczestniczymy zdaje się wyrażać taką naszą gotowość. Szukajmy zatem Jezusa w przeczytanej perykopie.
Oto oczyma wyobraźni zobaczmy najpierw Jezusa otoczonego rzeszą ludzi, którzy chętnie Go słuchają. Jezus wydaje się być bez reszty oddany misji powierzonej Mu przez Boga Ojca. Tymczasem nieoczekiwanie przychodzi Jego rodzina i chce się z Nim spotkać. Chcą porozmawiać. Powołują się na więzy krwi. Prawdopodobnie chcą wpłynąć na Jezusa. Powoduje nimi troska o Jezusa; obawiają się o Jego zagrożone życie. Tego się domyślamy, gdyż niespodziewana wizyta rodziny ma miejsce wtedy, gdy elity religijne w Jerozolimie zaczęły postrzegać Jezusa jako kogoś kontrowersyjnego. Podejrzewają Go o najgorsze rzeczy (por. Mt 20, 24). Śledzą Go i podsłuchują; zadają Mu podchwytliwe pytania, zaś faryzeusze odbyli już naradę przeciw Jezusowi, zastanawiając się, „w jaki sposób Go zgładzić”(por. Mt 12, 14).
Do rodziny Jezusa dotarło, że atmosfera wokół umiłowanego Syna Maryi zagęszcza się i staje się bardzo niebezpieczna; stąd ta ich próba ochronienia Jezusa przed niebezpieczeństwem i wpłynięcia na Niego. Bliscy chcą Go ostrzec i dać Mu kilka dobrych rad... Można przypuszczać, że byłyby to rady w stylu Piotra, który po zapowiedzi Męki zapewniał Jezusa dobrodusznie: „Nie przyjdzie to na Ciebie!” Pamiętamy, co Piotr usłyszał wtedy z ust Mistrza (por. Mt 16, 23).
Jezus, którego oglądamy w Ewangeliach, jest całkowicie oddany sprawie Ojca. Słucha Go i jest w Niego wpatrzony. Wszelkimi sposobami (nauczaniem, cudami) odsłania Jego łaskawy Zamysł wobec ludzkiej rodziny. On wie, że to Wola Ojca – miłośnie i potężnie ogarniająca cały Wszechświat, Ziemię i wszystkich ludzi – jest najważniejszym projektem. I to on winien być przez ludzi poznany i realizowany z wielkim zaangażowaniem. Jezus daje wyjątkowy przykład tego zaangażowania.
W tym kontekście warto przypomnieć pewną, pełną żaru wypowiedź Jezusa: Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął (Łk 12, 49). Słowo ogień pojawia się w Biblii aż 234 razy. Użyte jest ono w różnych kontekstach; nierzadko w połączeniu z gniewem Boga, który karaniem (dobrze pojętym) chce zwrócić uwagę Swego ludu na ważność Jego Osoby i Jego Woli! – W przytoczonej wypowiedzi Jezusa chodzi oczywiście o ogień Miłości; Miłości, która już płonie w Bosko-ludzkim Sercu Jezusa, a nie widać jej jeszcze we wszystkich ludzkich sercach.
Żarliwa Miłość do każdego człowieka i do całej ludzkiej rodziny – każe Jezusowi manifestacyjnie trzymać na dystans swoją ziemską rodzinę. Jezus nie daje się niczym ograniczyć ani związać. Jezus zachowuje się jako Ktoś z Innego Świata. „Ktoś rzekł do Niego: Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą mówić z Tobą. Lecz On odpowiedział temu, który Mu to oznajmił: Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi? I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”. – Świadkowie zdarzenia poczuli się zapewne bardzo dowartościowani, gdy usłyszeli, że Jezus nadaje im „status” spokrewnionych z Nim. I to przez sam fakt słuchania Go, a potem starania się o wypełnienie woli Ojca.
Czy łatwo jest spokrewnić się z Jezusem? I tak, i nie! I łatwo, i trudno.
Najpierwsze jest to, by pragnąć poznać wolę Boga Ojca, a poznawszy ją uznać, że jest ona wspaniała, absolutnie dobra i bez cienia wątpliwości przyjazna nam! Wspaniałość woli Ojca wyraża się w tym przede wszystkim, że Bóg – potężny Stwórca wszystkiego – jest nie tylko naszym właśnie Stworzycielem, ale jest także naszym najlepszym, najserdeczniejszym Ojcem. Wszyscy zatem jesteśmy Jego umiłowanymi dziećmi i tworzymy jedną wielką Rodzinę dzieci Bożych! – Nie jest to wszystko, gdyż mając fundamentalną świadomość obdarowania i godności oraz bezpieczeństwa, winniśmy z kolei rozmiłować się w poznawaniu i wypełnianiu woli Ojca w różnych jej przejawach bardziej szczegółowych – poczynając od Dekalogu (całego i niezmienionego w demokratycznych procedurach i manipulacjach), a na Kazaniu Jezusa na Górze kończąc.
Tak, Jezus przyszedł na naszą ziemię z ogniem Boskiej Miłości. Można zatem i należy pytać: czy ten ogień płonie już w naszych sercach? W moim sercu? A co powiemy, patrząc szerzej, także na Polskę, Europę, na pozostałe kontynenty i na cały świat?
W rekolekcjach zajmujemy się najpierw samymi sobą; pragniemy, by ogień Boskiej Miłości zapłonął najprzód w naszych sercach (taka jest oczywista kolej rzeczy). W kolejnych etapach rekolekcji ignacjańskich to właśnie stopniowo się dokonuje; zapalamy się od ognia Boskiej Miłości. „Zajmujemy się ogniem”, który winien być podtrzymywany, pielęgnowany w latach życia, które dzielą nas od przejścia do Domu Ojca.
Nie miejmy jednak złudzeń, że będzie to łatwe! Czeka nas we współczesnym świecie niejedna batalia o ocalanie ognia Bożej Miłości w naszych sercach. Zagrożenia przyjdą z różnych stron. Kościół ustami Papieży i Biskupów, a także Kapłanów przestrzega nas przed różnymi zagrożeniami i atakami na naszą wiarę w Miłość Boga do nas. Jedne ataki bywają dość oczywiste i brutalne, inne – zamaskowane i wyrafinowane.
Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na jedno zagrożenie; to, któremu na imię obojętność.
Bardzo celnie napisał o niej William Barclay, komentując Jezusowe „biada!” wobec dwóch miast – Korozain i Betsaidy. Te miasta nie nawróciły się, choć dokonało się w nich najwięcej cudów (por. Mt 11, 20 nn). Przyczyną ich zamknięcia na Jezusa była obojętność i lekceważenie Rabbiego czyniącego wielkie znaki.
– Tak, można nie być wrogiem Chrystusa i chrześcijaństwa, można nie chcieć go niszczyć, ale poddanie się „najzwyklejszej obojętności” okazuje się w skutkach równie, a nawet jeszcze bardziej groźne. To bardzo niebezpieczne, gdy „Chrystusa zalicza się do szeregu tych, którzy się nie liczą. Pamiętajmy, że obojętność jest również grzechem, jednym z najgorszych, ponieważ potrafi zabić. Obojętność nie pali religii na stosie, obojętność zamraża ją na śmierć. Nie skazuje na ścięcie, lecz na powolne uduszenie” (W. Barclay, Ewangelia św. Mateusza, Warszawa 1978, t. II, s. 142).
Warto się nad tym porządnie zastanawiać i często krytycznie pytać, które dzisiejsze mody myślowe i ideologie, wzmacniane zabiegami socjotechnicznymi i presją różnorakiej w treści poprawności politycznej – intensywnie pracują nad upowszechnianiem ducha lekceważenia i obojętności wobec Jezusa i Jego Kościoła. Owszem, nie skazują formalnie na ścięcie i nie palą na stosie, ale to wystarczy, by zamrozić na śmierć i udusić powoli. – Kogo? Co? – No właśnie!
Obyśmy nie wchodzili w „koło szyderców”, o których mówi Psalmista (por. Ps 1, 1). Obyśmy nie dostali się w krąg obojętności i lekceważenia najwyższego dobra, jakim jest Jezus i Jego Ewangelia. Także Jego Kościół – Mistyczne Ciało Chrystusa.
o. Krzysztof Osuch SJ
Częstochowa, 16 lipca 2009 AMDG et BVMH
Inne teksty: www.mateusz.pl/mt/ko. Zapraszam na odnowione strony Centrum Duchowości: http://www.czestochowa.jezuici.pl
Znaczna część moich rozważań zamieszczanych w ostatnich paru latach na Mateuszu została wydana w formie książki – zobacz: http://ksiazki.wydawnictwowam.pl/?app=info&poz=2458
© 1996–2009 www.mateusz.pl/mt/ko