www.mateusz.pl/mt/ko

KRZYSZTOF OSUCH SJ

„Dobrze, że tu jesteśmy”

Motywy życia i nadziei

 

1. Za sprawą dzisiejszej Ewangelii (Mk 9,2-13) uczestniczymy w wydarzeniu, które zaowocowało m. in. takim zawołaniem św. Piotra: Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy.

Można przypuszczać, że Piotrowi zdarzało się już niejeden raz mówić podobnie.

Przecież bycie z Jezusem, przyjaźń z Nim, patrzenie na Jego czyny, słuchanie Jego nauki – to powód do wielkiego zadowolenia i radości. Jednak okrzyk zadowolenia, wypowiedziany na górze Przemienienia, musiał być czymś wyjątkowym i niepowtarzalnym. Przyczyną tego wyjątkowego przeżycia i zawołania był, oczywiście, sam Chrystus, a dokładniej: On – Przemieniony, Wspaniały, pełen Boskiego Piękna.

Można by zapytać, czy my też – podobnie jak Piotr – mieliśmy w życiu już dość powodów, by szczerze wyznawać: Panie, dobrze, że tu jesteśmy. Dobrze, że jesteśmy, że żyjemy, że istniejemy.

Niezależnie od naszej odpowiedzi, należy powiedzieć, że chrześcijanin wciąż podąża do takiego poznania Boga i do takiego doświadczenia zbawienia w Chrystusie, by w końcu móc szczerze zawołać: Dobrze, że jestem na tej Ziemi. Dobrze, że żyję i że pielgrzymuję do Pełni życia w Bogu.

Gdzie jesteśmy na drodze poznania Boga, który się nam objawia i udziela?

Co należy czynić, by nie stać w miejscu, lecz postępować na drodze do zbawienia?

Nie możemy dziś, dosłownie jak Piotr, wstąpić z Jezusem na górę Tabor i tam oglądać Jezusa!

Możemy jednak – wraz z Jezusem i dla Niego – odosobnić się!

Czego można spodziewać się po odosobnieniu? – Odpowiedź św. Ignacego jest taka:

„Z takiego odosobnienia płyną trzy główne korzyści obok wielu innych:

Pierwsza: Odłączając się od wielu przyjaciół, znajomych i od wielu zajęć nie [zawsze] dobrze uporządkowanych, i czyniąc to w tym celu, aby służyć Panu Bogu naszemu i chwalić go, niemałą ma zasługę w oczach jego Boskiego Majestatu.

Druga: Będąc tak odosobnionym i mając umysł niezaprzątnięty wieloma sprawami, lecz całe swe staranie kierując ku jednej tylko sprawie, a mianowicie ku służbie swego Stwórcy i ku postępowi swej duszy, swobodniej posługuje się swymi władzami naturalnymi do szukania pilnie tego, czego tak bardzo pragnie.

Trzecia: Im bardziej dusza nasza jest samotna i odosobniona, tym bardziej staje się sposobna do tego, by się przybliżyć do Stwórcy i Pana swego i dosięgnąć go. A im bardziej tak go dosięga, tym bardziej usposabia się do przyjmowania łask i darów od jego Boskiej i najwyższej Dobroci” (ĆD, 20b).

Rekolekcyjne odosobnienie jest bardzo cenne, ale ważne jest, byśmy troszczyli się o minimum odosobnienia, ciszy, skupienia i modlitwy – także w naszej codzienności. „Wszyscy wielcy poszukiwacze Boga – zauważa Al. Pronzato – zgodnie twierdzą, że Boga nie można znaleźć wśród hałasu, niepokoju i zamętu. Ucieczka z miasta stanowi zerwanie ze wszystkim, co przeszkadza spotkaniu. Trzeba więc zapuścić się w przestrzeń samotności, milczenia, spokoju. ONE to tworzą atmosferę spotkania”.

Ktoś inny (Dom L. Leloir) powie: „Istnieje przesłanie od Boga, którego nie można przyjąć bez odizolowania się; istnieje łaska intymności udzielana jedynie tym, którzy milczą i rzeczywiście oddzielili się od świata na jakiś czas czy definitywnie 1. Wendy Robinson – w Odkrywaniu ciszy, Gdynia 1988 – tak rozpoczyna swoje rozważanie: Dowiedziałam się, że Abba Agaton, gdy po raz pierwszy udał się na pustynię, przez trzy lata trzymał w ustach kamień, zanim nauczył się życia w ciszy. I oto ja, walcząca słowami z ciszą. Kiedy skończę to, co mam do powiedzenia, muszę wyjść i poszukać tamtego kamienia! Za każdym razem, gdy moi synowie słyszą pierwsze takty dziecięcej piosenki lubię spokój, lubię ciszę, odpowiadają grzmiąco, słowem i czynem: lubię hałas, lubię zamieszanie. To mały cud, że mnie pociąga cisza. Chyba dlatego, iż zauważyłam, że odkrywanie ciszy, w kontekście chrześcijańskiej tradycji i życia sakramentalnego, jest tym, co nadaje sens mojemu działaniu.”

Powyższe myśli o ciszy, skupieniu, odosobnieniu i modlitwie jasno podpowiadają nam, co należy czynić, by móc wraz ze św. Piotrem i ze swoimi bliskimi, w rodzinie, we wspólnocie..., powiedzieć szczerze: Boże, Ojcze nasz, dobrze, że tu jesteśmy. Dobrze, że żyjemy w czasie i mamy nadzieję na wieczne szczęście.

 

2. Jest jeszcze jedno bardzo poważne zagrożenie dla naszego szczęścia – nieufność do Boga – grzeszny egocentryzm – bałwochwalstwo.

Amedeo Cencini, znany włoski psycholog i zakonnik, celnie wypunktowuje to zagrożenie w takich słowach: obecnie oddychamy „kulturą samoodniesienia, proponującą model człowieka, który nie ma żadnego innego punktu odniesienia poza własnym „ja”, model człowieka jednowymiarowego, zamkniętego w swojej indywidualności”. – Można by mówić o biedzie człowieka, o słabości intelektu, ale także o grzechu pychy, który każe człowiekowi siebie wywyższyć ponad wszystko – aż do pogardzenia swoim Stwórcą. Człowiek ma do wyboru: żyć w skrajnym egocentryzmie albo w radykalnym otwarciu na Boga.

Benedykt XVI w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP tak opisywał stan ducha człowieka, który poszedł za logiką szatańskiego kuszenia:

„Człowiek nie ufa Bogu. Żywi on podejrzenie, że Bóg w ostatecznym rozrachunku odbiera mu coś z jego życia, jest konkurentem, który ogranicza naszą wolność i że bylibyśmy w pełni istotami ludzkimi wtedy jedynie, gdybyśmy odłożyli Go na bok; jednym słowem, że tylko w ten sposób możemy zrealizować w pełni naszą wolność”. „Człowiek podejrzewa, iż miłość Boga stwarza pewną zależność i że musi on koniecznie pozbyć się jej, aby być w pełni sobą samym. Człowiek nie chce otrzymywać od Boga swego istnienia i pełni swego życia. Sam chce czerpać z drzewa poznania moc kształtowania świata, uczynienia z siebie boga, podnosząc się do Jego poziomu oraz pokonać śmierć i ciemności. Nie chce liczyć na miłość, która nie wydaje mu się godna zaufania; liczy jedynie na wiedzę, albowiem to ona daje mu moc. Bardziej niż na miłość stawia na władzę, z jaką chce wziąć samodzielnie w swe ręce swoje własne życie. A czyniąc to, pokłada ufność raczej w kłamstwie niż w prawdzie i w ten sposób pogrąża się ze swym życiem w próżni, w śmierci”.

Niestety, od czasu grzechu pierworodnego mamy w sobie kroplę silnej trucizny.

Serce i myślenie zatrute trucizną grzechu pierworodnego posuwa się nawet do tego, że w obliczu Niepokalanego Poczęcia NMP niedowierza, wątpi o pięknie nieskalaności i świętości przed obliczem Boga(por Ef 1, 4).Ojciec święty kontynuował: „budzi się w nas podejrzenie, że osoba, która wcale nie grzeszy, jest w gruncie rzeczy nudna; że brak jej czegoś w życiu: dramatycznego wymiaru samodzielnego istnienia; że do prawdziwego człowieczeństwa należą wolność powiedzenia «nie», zstąpienie w dół, w mroki grzechu i pragnienie samodzielności, że tylko wtedy można wykorzystać w pełni rozległość i głębię naszego bycia ludźmi, bycia rzeczywiście sobą samym; że musimy wystawić tę wolność na próbę także przeciwko Bogu, abyśmy rzeczywiście stali się samymi sobą. Jednym słowem, myślimy, że zło w gruncie rzeczy jest dobre, że potrzebujemy go choćby niewiele, aby doświadczyć pełni bytu... Myślimy, że trochę paktowania ze złem, zachowanie sobie nieco wolności w stosunku do Bogu w gruncie rzeczy jest czymś dobrym, może wręcz czymś koniecznym”.

Jest oczywiste, że człowiek zatruty głęboką nieufnością wobec Boga, a nawet wątpiący o Jego istnieniu, nie może – na podobieństwo św. Piotra na Taborze – wołać: Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy.– Nie można jednocześnie Boga podejrzewać, wątpić o Jego Miłości czy nawet istnieniu i jednocześnie czerpać od Niego sens, radość i pokój czy zachwycać się Jego pięknem!

 

3. Gdy pytamy, jak się bronić przed naporem demonicznych pokus, które popychają do grzechu zwątpienia o Miłości Bogu i do praktycznego odstępstwa od Niego, to w odpowiedzi chciałbym wskazać starą metodę modlitwy Ojców pustyni. Nazywa się ta metoda modlitwą antytetyczną. – Tak jak na chorobę ciała dobiera się odpowiednie lekarstwo, odpowiednie zioło – tak na chorobę ducha i serca, zagrożonego silnymi pokusami przeciw wierze i ufności, dobrać należy odpowiednie Słowo Boże i odpowiednio je zastosować.

Zainteresowanych odsyłam do dwóch tekstów:

– Medytacja Słowa Bożego drogą do nadziei 2.

– Słowo Boże w strumieniu oddechu 3.

Nasze rozważanie zakończę delikatną i piękną przyganą Jezusa, skierowaną do świętej Katarzyny ze Sieny.

„Czemu nie ufasz Mnie, który jestem twoim Stwórcą? Bo ufasz sobie. Czyż nie jestem Ci wierny i oddany?/.../ Czemu wątpisz, że jestem dość mocny, aby Ci pomóc, dość silny, aby Cię wspierać i bronić od nieprzyjaciół, dość mądry, aby oświecić oko Twojego intelektu, lub że mam dość dobrotliwości, żebym Ci zechciał dać to, co jest konieczne dla twego zbawienia. Czemu mniemasz, że nie jestem dość bogaty, abym mógł Cię wzbogacić, ani dość piękny, by Ci przywrócić piękność. Czemu boisz się, czy znajdziesz u Mnie chleb do jedzenia i szatę do przyodziania się”.

Niech nasze wątpienie o możliwościach Jezusa i Jego szczerej Miłości do nas zamieni się w niewzruszoną ufność. Zatem:

„Niech nic cię nie niepokoi, niech nic cię nie przeraża.

Wszystko mija. Bóg się nie zmienia.

Cierpliwość osiąga wszystko.

Temu, kto ma Boga, nie brakuje niczego.

Bóg sam wystarcza” (św. Teresa z Avila).

o. Krzysztof Osuch SJ

Częstochowa, 18 lutego 2006 AMDG et BVMH

 

Zapraszam na strony internetowe Centrum Duchowości im św. Ignacego Loyoli w Częstochowie www.jezuici.pl/centrsi

1 Al. Pronzato, Rozważania na piasku, s.114.
2 Anselm Gruen OSB, Medytacja słowa Bożego drogą do nadziei, Pastores 9(4) 2000, s. 15-22. A także w: Rozeznanie duchowe na trzecie tysiąclecie, Wydawnictwo WAM, Kraków 2001.
3 Tekst znajdziemy w książce: Krzysztof Osuch S.I., Modlitwa w szkole św. Ignacego Loyoli,Wydawnictwo WAM, Kraków 2003. Zobacz także www.jezuici.pl/centrsi/.

 

 

 

© 1996–2006 www.mateusz.pl/mt/ko