www.mateusz.pl/mt/ko

KRZYSZTOF OSUCH SJ

„I zaczął umywać uczniom nogi” – Miłość przekazana i przykazana

 

 

Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty syna Szymona, aby Go wydać, wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: Panie, Ty chcesz mi umyć nogi? Jezus mu odpowiedział: Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział. Rzekł do Niego Piotr: Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał. Odpowiedział mu Jezus: Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną. Rzekł do Niego Szymon Piotr: Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę. Powiedział do niego Jezus: Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy. Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: Nie wszyscy jesteście czyści. A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie Nauczycielem i Panem i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem (J 13,1-15).

Wielki Czwartek to dla nas sakramentalne wspominanie tej Paschy, którą Jezus ze swoimi uczniami obchodził w Jerozolimie w przeddzień swojej męki i śmierci. Ta Pascha zawierała w sobie tradycyjne obrzędy, ale Jezus wniósł w nią „rzeczy” całkiem nowe. Była to nowa Ofiara i nowa Uczta, a także nowe Kapłaństwo, nowe Przykazanie Miłości. Te trzy dary kontemplujemy w Wielki Czwartek jako wielką Nowość, której dawcą mógł być jedynie Boski Zbawiciel.

Dzisiaj miliony wiernych gromadzą się w tysiącach kościołów. Wchodzą do Wieczernika, by uczestniczyć w zbawczej Ofierze Jezusa i w świętej Uczcie Ciała i Krwi Pańskiej. Udział w Ofierze i Uczcie – jest włączeniem się w wymianę Miłości Boskich Osób. Jeśli uda się nam włączyć w tę wymianę Miłości, to doświadczymy przypływu nadziei, która już przerzuca most między znaną nam kruchą doczesnością i trwałym Domem Ojca.

Wejdźmy do Wieczernika

Św. Jan Ewangelista opisując początek Ostatniej Wieczerzy, akcentuje to, że Jezus świadomie staje w obliczu przejścia z czasu do wieczności. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. – W takiej godzinie Jezus ogarnia dokonane dzieło i dopełnia je w znaczących słowach i gestach.

Główne dzieło Jezusa to zbawienie wszystkich ludzi. Jezus przyszedł, by szukać zagubionych i przyprowadzić ich do Ojca. Chcąc tego dokonać, pracował niestrudzenie nad odbudowaniem ufnej wiary i miłosnej więzi między ludźmi i Bogiem Ojcem. Bo tylko z wiarą i miłością w sercu może się dokonać nasz powrót do Raju – do tego, co było na początku.

Istotną częścią wielkiego Planu Zbawienia było usunięcie (co najmniej dwóch) wielkich przeszkód, które uniemożliwiały kontakt z Bogiem. Pierwszą przeszkodę stanowi grzech pierworodny i to, że wszyscy rodzący się na Ziemi, rodzili się w niewoli grzechu. A więc w stanie oddzielenia od Boga i bez poczucia smaku przyjaźni z Nim! Za tym opłakanym stanem upadłości i niewoli skrywał się Szatan i inne złe duchy. To one stanowiły ową drugą wielką przeszkodę w powrocie ludzi do Boga.

Tę duchową sytuację wszystkich ludzi mógł radykalnie odmienić tylko sam Bóg, a nie sam człowiek w jakimś heroicznym dokonaniu). Stary Testament nieustannie zapowiadał wielki zbawczy czyn Boga. Rzeczywiście, Bóg dokonał tego czynu w Jezusie Chrystusie! Ale nie dokonał tego w sposób łatwy i prosty. Nasze odkupienie z niewoli grzechów nie dokonało się ot tak sobie, ale w wielkim trudzie Boskich Osób.

To Syn Boży dobrowolnie podjął się wielkiego trudu. Rozciąga się on na kilkadziesiąt lat życia Jezusa, a w kilku ostatnich dniach życia Jezusa – trud zbawczego działania sięga zenitu. Moc zbawiania nas skrywa się nie tyle w samym trudzie, lecz w Miłości, która gotowa jest na wszystko. Właśnie to podkreśla św. Jan: Jezus umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował.

Słysząc te słowa (umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował), czujemy, jak wzbiera w nas święta ciekawość, by poznać, co 1 kryje się za owym „umiłowaniem swoich do końca”. Pragniemy poznać, w jaki to sposób Jezus „udowodni” swoim, że umiłował ich do końca.

Zaskakujący dowód umiłowania do końca

Na znak umiłowania do końca, Jezus najpierw umył swoim uczniom nogi. I od razu przykazał, żeby ta Jego miłość popłynęła dalej – do bliźnich, do braci.

Tak, Jezus chce i pragnie, by Jego gest – miłości delikatnej i pokornej – był naśladowany.

Czy dosłownie? – Owszem, także... Dzieje się to w Wielki Czwartek w Watykanie i we wszystkich kościołach katedralnych, a także zapewne w wielu innych kościołach, w niektórych wspólnotach zakonnych, w różnych wspólnotach, np. w neokatechumenacie.

Dosłowne umywanie nóg jest trudne i każe pójść w głąb – w rozumieniu Boga i człowieka. Mamy jednak świadomość, że Jezusowy nakaz umywania nóg winien zostać rozpisany na wiele form codziennej wzajemnej służby i usługiwania sobie nawzajem.

To pokorne usługiwanie i miłosna służba zaczynają się od mycia i pielęgnowania niemowlęcia, a kończą się na pielęgnowaniu obłożnie chorych. Zaś pomiędzy początkiem i kresem życia rozciąga się jedno wielkie pasmo wzajemnych usług, służb i posługiwań. Dziś często nazywa się to wszystko pracą, która z reguły wiąże się z pieniędzmi i zarabianiem na życie. Nie w tym nic złego. Czy jednak operując jedynie terminem pracy i wynagrodzenia, nie tracimy wrażliwości na to, co Jezus nam zaofiarowuje i przykazuje w szeroko rozumianym geście umywania nóg?

W czynie Jezusa jest coś, co ma się nijak do największych pieniędzy. To coś, to oczywiście Boska Miłość, która zbawia, ceni, wspomaga, chroni i uszczęśliwia. Spełnia. Daje odpoczynek.

Najsłabsze ogniwo

Jezusowi bardzo zależało na tym, by być zrozumianym, dlatego pyta i sam udziela właściwej odpowiedzi: A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie Nauczycielem i Panem i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem.

Jak się czujemy, gdy w takiej oto formie (tak skonkretyzowanej) otrzymujemy Przykazanie miłowania naszych bliźnich? Co powiemy o wypełnianiu tego przykazania?

Z góry można założyć, że wszyscy (delikatnie mówiąc) nie dociągamy. I mamy ochotę zapytać, co czynić, żeby „dociągać”? – Odpowiedź jest dość prosta: trzeba często, aż do zachwytu i nasycenia rozważać, jak wielka musi być miłość Boga do nas, skoro Wcielony Boży Syn nie waha się klękać przed człowiekiem, by zaofiarować mu miłość, która oczyszcza z grzechów, uświęca i wynosi na Boski poziom Życia? Rozważać i to, jak wielka jest godność i wartość nadana człowiekowi przez Boga, skoro Wcielony Boży Syn nie waha się uklęknąć przy Piotrze i pozostałych swoich uczniach, a także przy Judaszu?

Pomocne będzie także pytanie siebie o to, jakie jest najsłabsze ogniwo w przyjmowaniu i wdrażaniu Jezusowej Miłości?

Bez ryzyka błędu powiedziałbym, że wciąż najsłabszym ogniwem jest stopień naszego osobistego przepojenia siebie zaofiarowaną nam Miłością. Bóg zaofiarowuje nam nieskończenie dużo, a my się wzbraniamy, ociągamy się; Jego miłości nie chcemy potraktować dość poważnie. Nie karmimy się nią codziennie i po wielekroć na dzień. Nie chcemy wdychać jej wraz z każdym oddechem i widzieć jej przy każdym uważnym spojrzeniu na wszystko, co jest Jego stworzeniem i Jego miłosnym darem.

Nasze skierowanie „wprost do Miłości Boga” 2 jest wciąż nie dość konsekwentne, zdecydowane. Wciąż zbyt łatwo pozwalamy sobie na życie na powierzchni, na życie bardziej ulotnymi wrażeniami niż samą Istotą – Bogiem, Jego Miłością do nas, Wiecznością, Niebem, od którego odgradza nas cienka ścianka doczesności.

Eucharystia – cud wszystkich cudów

W jednej homilii nie da się, to oczywiste, powiedzieć o wszystkich darach i skarbach, danych nam w Wieczerniku, czyli w każdej Mszy świętej. Z pomocą niech nam przyjdą święci świadkowie Eucharystii.

Św. Faustyna daje wyraz swojemu olśnieniu Eucharystią w takich słowach: „O, jak straszne tajemnice dzieją się w czasie Mszy św. Wielka tajemnica się dokonywuje w czasie Mszy świętej. Z jaką pobożnością powinniśmy słuchać i brać udział w tej śmierci Jezusa. Poznamy kiedyś, co Bóg czyni dla nas w każdej Mszy św. i jaki w niej dla nas gotuje dar. Jego Boska miłość, tylko na taki dar zdobyć się mogła. O Jezu, Jezu mój, jak wielkim bólem przeniknięta jest dusza moja, widząc tryskający zdrój żywota z taką słodyczą i mocą dla każdej duszy. A jednak widzę dusze zwiędniałe i usychające z własnej winy. O Jezu mój, spraw, niech moc miłosierdzia ogarnie te dusze” 3.

Sługa Boża s. Leonia Maria Nastał opisuje, co dane jej było zrozumieć pewnego razu przy odmawianiu Wierzę w Boga; po wymówienia słowa «wszechmogącego» – pisze w swoim Dzienniku – „Głos wewnętrzny przerwał mi: «Dzieła mojej wszechmocy otaczają cię dookoła we wszechświecie. Wiedz jednak, że daleko więcej uwydatnia się moja wszechmoc w stwarzaniu w duszy cudów łaski. Każde posunięcie duszy na drodze doskonałości, każde pomnożenie w niej miłości, jest cudem wszechmocy Bożej.cudem wszystkich cudów jest tajemnica Eucharystii, tajemnica zjednoczenia duszy z Bogiem przez Sakrament Miłości. Dusza za każdym razem wchodzi głębiej w Boga – Bóg wchodzi głębiej w duszę. Istota ziemska nabiera coraz więcej cech Boskich. Wobec tych dzieł, choć niewidzialnych, lecz istotnych, blednie cały blask piękności rozlanej w przyrodzie. Wobec sił duszy, nabytych w tym zespoleniu z Bogiem, słabnie mocarna potęga gromów. Tych cudów wszechmocy dokonuję ustawicznie w duszy, w miarę jej wierności i zaufania»„ 4.

Św. ojciec Pio w jednym z listów pisze tak: „Każda Msza święta, w której z pobożnością i dobrze uczestniczymy, sprawia w naszej duszy wręcz przedziwne skutki, ubogaca nas w dary duchowe i materialne, o których nawet sami nie wiemy. (...) Świat mógłby istnieć także i bez słońca, ale nie może istnieć bez Mszy świętej” 5.

Idźmy do Ogrójca

W Niedzielę Palmową w krótkim czasie przeszliśmy od radosnego okrzyku «Hosanna» do opisu Pasji Jezusa. Dziś jest podobnie. Wnet przyjdzie nam opuścić radosną i podniosłą atmosferę Wieczernika, by udać się z Jezusem do ogrodu Getsemani. Niech miłość Jezusa do nas i nasza miłość do Niego – przynagla nas, by choć „jedną godzinę” (por. Mt 26, 40) czuwać z Nim i pocieszać Go w Jego niebywałej udręce.

Ze skruchą i wdzięcznością uświadomimy sobie, że Boży Syn zapłacił wielką cenę trudu, męki i ofiary, by skutecznie podciąć tkwiący w nas korzeń grzechu pierworodnego, i by przezwyciężając fatalne skutki naszych grzechów osobistych, podarować nam świętość i nieskalaność przed obliczem Ojca (por. Ef 1).

To wszystko nie jest dla nas takie oczywiste, dlatego potrzebne są nam godziny modlitwy kontemplującej agonię Pana Jezusa w Ogrójcu. W czasie oddanym Jezusowi możemy doznać olśnienia ogromem Miłości Zbawiciela; może też pogłębić się wstrząs z powodu okropności grzechu odstępstwa od Boga i niewiary w Jego Miłości.

Widok Jezusa, który – obarczywszy się naszymi grzechami – smuci się i odczuwa trwogę, a następnie upada na twarz (por. Mt 26, 37. 39) i poci się krwią (por. Łk 22, 44), może nami naprawdę wstrząsnąć.

Tak, straszna jest ciemność, którą tworzą skutki grzechu pierworodnego i grzechy nas wszystkich ludzi. Jezus „zderzony” z tą ciemnością stał się jak bezbronne dziecko, które woła o ratunek. Jego trzykrotna żarliwa modlitwa: Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty (Mt 26, 39), okazała się zwycięska i wydała owoc naszego zbawienia.

Trwając przy Jezusie, uczymy się od Niego, jak powinniśmy się modlić do Ojca, gdy i na nas przyjdzie Ogrójec…

o. Krzysztof Osuch SJ

Częstochowa, 20 marca 2008 AMDG et BVMH

 

1 Zobacz jak Matka Boża pozwala to głęboko rozumieć ks. Gobbiemu – cytat na końcu mojego zeszłorocznego rozważania: http://jezuici.pl/centrsi/puncta/07wieczernik.htm
2 Pius XII w encyklice Haurietis aquas nazywa nasze skierowywanie się „wprost do Miłości Boga” najlepszym lekarstwem na wszystkie bolączki tamtych czasów.
3 Dzienniczek, nr 913-914
4 L. Nastał SNMPNP, Uwierzyłam Miłości. Dziennik, Stara Wieś 2000, nr 154, pod datą 28 VIII 1936 r.
5 Za: O. Gracjan Majka OFMCap, Z Chrystusem przybity do krzyża, Kraków 1992

 

Inne teksty: www.mateusz.pl/mt/ko/ oraz tutaj: punkty do medytacji. Zapraszam także na strony Centrum Duchowości: www.jezuici.pl/centrsi

 

 

 

© 1996–2008 www.mateusz.pl/mt/ko