KRZYSZTOF OSUCH SJ
Rzekli do Niego: „Jakiego więc dokonasz znaku, abyśmy go widzieli i Tobie uwierzyli? Cóż zdziałasz? Ojcowie nasi jedli mannę na pustyni, jak napisano: Dał im do jedzenia chleb z nieba”. Rzekł do nich Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu”. Rzekli więc do Niego: „Panie, dawaj nam zawsze tego chleba!” Odpowiedział im Jezus: „Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie (J 6, 30-35).
W Liturgii mszalnej czytamy w tych dniach szósty rozdział z Ewangelii Janowej. Znajdujemy w tym rozdziale opis dwóch wielkich cudów. Pierwszy cud to rozmnożenie chleba; Jezus nakarmił kilka tysięcy ludzi, mając do dyspozycji jedynie kilka chlebów i kilka rybek. Drugi cud to chodzenie po wodzie; Jezus dokonał rzeczy niemożliwej – szedł po wodzie, a ponadto sprawił, że łódka oddalona od brzegu natychmiast do niego dobiła. W ten sposób Jezus dał się poznać, w obu cudach, jako ktoś całkiem wyjątkowy, i jako ktoś, kogo warto słuchać we wszystkim.
Tylko ktoś posiadający moc stwarzania materii potrafi nakarmić głodne rzesze, mając do dyspozycji znikomą ilość pożywienia. Tylko ktoś stanowiący prawa przyrody potrafi – jeśli zechce – wznieść się ponad nie i, jak w tym przypadku – chodzić po wodzie.
Po co Jezus dokonuje tych cudów? Na pewno nie dla taniego poklasku czy dla zdobycia politycznych wpływów w okupowanej Jerozolimie. Jezus dokonuje obu cudów po to, by wzbudzić w świadkach cudów wiarę we wszystko, co mówi On zarówno o ludzkiej doczesności, jak też o powołaniu człowieka do wieczności.
Celem cudów zdziałanych przez Jezusa było i jest to, by człowiek został zaintrygowany i by z uwagą wysłuchał tego, co Jezus mówi o wielkich planach Boga Ojca wobec ludzi! Jezus chce otworzyć serca ludzi, nasze serca, na wielkie dary Boga Ojca. Oczywiście, Jezus poważnie traktuje także fizyczny głód tych ludzi, którzy Go słuchają. Przejmuje się też trwogą Jego umiłowanych uczniów, żeglujących po wzburzonym Jeziorze. Jezus w obie te sytuacje wkracza jako Ktoś przyjazny i potężny oraz śpieszący z pomocą. Znamienne jest to, że nawet nie proszony przychodzi z pomocą!
Jezus nie chce być jednak postrzegany jako jakiś fantastyczny „łatacz” dziur w naszym biednym świecie – pełnym potrzeb i zagrożeń. Ma On wobec nas Misję nieskończenie większą i poważniejszą! Jezus przychodzi po to, by w sposób wiarygodny wręczyć ludziom zaproszenia do wiecznego życia w Domu Ojca. Nasza odpowiedź na te zaproszenia jest celem Jezusowej misji, otrzymanej od Ojca. A czynionymi cudami Jezus daje znaki i przekonuje, że jest On wiarygodny. Że można Mu uwierzyć i zaufać „na przepadłe”. Czyli zawsze, w każdej sytuacji życia.
Zechciejmy się uradować tym, że i nas Jezus pragnie pobudzić swymi wielkimi cudami-znakami do niezachwianej wiary wobec Jego Osoby, i do niewzruszonej ufności wobec Niego. Nasza wiara i ufność – wtedy i dziś – są warunkiem tego, by Jezus mógł obdarować nas darami, które przekraczają nasze najśmielsze wyobrażenia.
W słowie Bożym czytanym w tych dniach widać, że Jezus zmierza aż do tego, by obdarować nas Eucharystią. On zaprasza nas do najściślejszej Komunii z Nim samym. Znaczy to, że Bóg już chce dać nam Siebie jako zadatek i rękojmię doskonałego zjednoczenia z nami i przebóstwienia nas w wieczności!
Czy już jesteśmy otwarci na największe dary Boga? Czy jest w nas dość żywej wiary i zaufania wobec Jezusa? Czy pozwalamy Bogu żywić wobec nas wielkie pragnienia? Czy ufnie i wielkodusznie przyzwalamy, by Bóg obdarował nas Sobą? Jak często wchodzimy w perspektywę takich obdarowań?
Żydom – świadkom wielkich znaków mocy Jezusa – marzyło się tylko tyle, by Jezus dał się obwołać jako ich król, który dostarczy im chleba doczesnego. Im, rzec można, marzyła się manna z nieba (jako rodzaj powtórki z historii, z wędrówki przez pustynię), tymczasem Jezus chciał im zaofiarować dar nieskończenie większy i wspanialszy. Tak o tym Darze mówił: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu. Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie (J 6, 32. 35).
Trzeba przyznać, że także my chrześcijanie, choćby najbardziej wierzący, z trudem i poniekąd po omacku poruszamy się w świecie Eucharystii. Niech pewną pomocą będą słowa Jezusa o darze Eucharystii, skierowane do Gabrieli Bossis, w Wielki Czwartek, 14 kwietnia 1949 roku:
– „Bądź blisko Mnie. To dzień mojej wielkiej miłości. Obchodź jego rocznicę na swój najprostszy i najserdeczniejszy sposób. Dostrzegaj przede wszystkim miłość. Dawaj przede wszystkim miłość. Szukaj przede wszystkim miłości, a będziesz taką, jaką cię pragnę. Moja biedna córeczko, wszystko inne jest niczym! Czy tego nie czujesz? Daj to odczuć innym, a będziesz postępować naprzód po swej drodze apostolstwa. Jakaż to byłaby dla Mnie radość, gdyby wszystkie wasze chwile były chwilami miłości! Byłaby to bardzo pobożna odpowiedź na moje życie ziemskie. Widzisz, nie mogę ci dziś mówić o niczym innym. Czy myślałaś czasem o ciężarze miłości, który doprowadził Mnie do ustanowienia Sakramentu Eucharystii: tego ścisłego zjednoczenia wewnętrznego i zewnętrznego? Płonąłem chęcią przebywania z wami, pozostania w waszym posiadaniu aż do ostatniego dnia, bycia jakby waszą rzeczą braną, spożywaną i pitą. Chciałem być zamknięty w waszych kościołach, oczekiwać was tam, słuchać was tam, pocieszać was tam w najściślejszym zjednoczeniu. Czy nie powinniście kochać Mnie za to odrobinę więcej? Jakiego języka mam użyć by dać się wam zrozumieć? Jeżeli twoja wiara nie jest dość silna, by znaleźć gorące słowa, proś Mnie bym to Ja mówił o tobie, Ja sam do Siebie samego. Umieść swoje serce pomiędzy moimi palcami jak nastrojoną i napiętą harfę. Wydobędę z niej dźwięki, których harmonia zachwyci ziemię i niebo. Czy chcesz być tym instrumentem?”
– Tak, Panie mój, z jakąż radością!
– „I razem będziemy śpiewać na ten sam ton: ‘Ojcze składamy Ci dzięki za to, że dzień ten się narodził’. Będziesz powtarzała, jak biedne dziecko, które uczy się alfabetu miłości” (ON i ja, tom III, nr 228).
Tak już jest, że gdy Jezus mówi o Niebie, to my ludzie często myślimy (tylko) o „chlebie”. Bywa i gorzej, żądamy, jak ci z Ewangelii, ciągle nowych znaków, które jeszcze raz i jeszcze bardziej uwiarygodniłyby wspaniały Jezusowy Dar – dawany już tu, w drodze do wiecznej Uczty w Niebie.
Nie powinniśmy żądać od Jezusa coraz to nowych i jeszcze większych cudów-znaków. Raczej winniśmy z większą uwagą patrzeć na znane nam czyny Jezusa i pojmować ich głębszy sens. Obyśmy z większą uważnością słuchali (niby) dobrze znanych słów Jezusa, a pojmując je głębiej, przeczuwali Boską Dal, która stoi przed nami otworem i czeka na nas. Odgradza nas od niej cienka ścianka obecnego życia.
o. Krzysztof Osuch SJ
osuch@ignatiana.net
Częstochowa, 28 kwietnia 2009 AMDG et BVMH
Inne teksty: www.mateusz.pl/mt/ko. Zapraszam na odnowione strony Centrum Duchowości: http://www.czestochowa.jezuici.pl
© 1996–2009 www.mateusz.pl/mt/ko