KRZYSZTOF OSUCH SJ
Gdy Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon. Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Ci mu odpowiedzieli: W Betlejem judzkim, bo tak napisał Prorok: A ty, Betlejem, ziemio Judy, nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy, albowiem z ciebie wyjdzie władca, który będzie pasterzem ludu mego, Izraela. Wtedy Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon. Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę. A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę. A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny (Mt 2,1-12).
Niedawno patrzyliśmy na maleńkiego Jezusa oczyma zdziwionych pasterzy, których sami Aniołowie z nieba skierowali do groty betlejemskiej. W uroczystość z 6 stycznia wpatrujemy się w Epifanię Boga razem z Mędrcami ze Wschodu. Reprezentują oni wszystkie narody, podążające ku olśniewającej tajemnicy «Boga pośród nas». Rzeczywiście, w Jezusie obecny jest sam Bóg, sam Boży Syn. – Nie wszyscy jednak, i to z pobliskiej Jerozolimy, potrafią rozpoznać w Jezusie Kogoś Wyjątkowego.
Tak wiele zależy od rozpoznania Boga w Jezusie Chrystusie, ale oto osoby najbardziej do tego powołane i „wykwalifikowane” nie potrafią uczynić tego, do czego zdolni okazali się prości pasterze i wykształceni Mędrcy ze Wschodu. Już przy maleńkim Jezusie przedziwnie rozchodzą się ludzkie drogi. – Ale właściwie dlaczego? Otóż jest „coś” takiego w nastawieniu umysłu i usposobieniu serca, co decyduje o przyjęciu Jezusa albo o odrzuceniu Go. Ignorują Go ci, którzy nie chcą zadać sobie trudu, by poznać tego, dla którego inni przemierzają wielkie przestrzenie Ziemi. Zobaczmy nieco dokładniej, co to takiego kryje się w ludzkim sercu, co decyduje o różnym przyjęciu Jezusa.
Dowiaduje się on o nowonarodzonym królu żydowskim. Dowiaduje się o Nim dość szybko. Mógłby poczuć się uprzywilejowany. Mógłby pomyśleć z wdzięcznością, że Bóg daje mu szansę, by jako jeden z pierwszych otwarł się na wspaniałą nowinę o narodzinach Tego, którego prorocy zapowiadali przez wiele wieków, a lud wierzący oczekiwał z wielką tęsknotą. Mógł też utorować drogę do Jezusa wielu swoim poddanym. Niestety, Herod dowiedziawszy się od Mędrców ze Wschodu, że gdzieś tu w okolicy narodził się „król żydowski”, nie myśli o niepowtarzalnej szansie na skierowanie wielu ku Betlejem, ale od razu „wietrzy” zagrożenie dla swojej władzy. Szybko okazuje się, zresztą kolejny raz, że król Herod patrzy na wszystko przez pryzmat swojej władzy. Lęka się, by mu jej ktoś nie uszczuplił. Okaże się wnet, że dla zachowania pozycji władcy – gotów jest przeciwstawić się choćby i samemu Bogu! Herod dobrze wie, że przybysze ze Wschodu pytają go nie o jakiegokolwiek króla żydowskiego, lecz o Króla-Mesjasza, który przecież był od dawna zapowiadany i wyczekiwany. To dlatego zwraca się z zapytaniem do uczonych i wykształconych faryzeuszy. – Gdy uzyskuje cenną informację z natchnionego źródła, decyduje się na brutalną rozprawę ze swym, jak sądzi, konkurentem.
Herod ma wciąż swoich naśladowców, owładniętych jedną pasją: władzy absolutnej. Historia ludzkości, w tym niechlubny wiek XX, zna wielu takich, którzy chcieli sprawować absolutną władzę nad człowiekiem. Chcieli wszelkimi sposobami zapewnić sobie „rząd dusz”. Nie przyjmowali do wiadomości, że człowiek jest przede wszystkim Boży! I że są takie „obszary”, „poziomy” i „głębie” ludzkiej osoby, które mogą podlegać tylko wolnej decyzji człowieka, który z kolei dobrowolnie (ze względu na rozpoznaną prawdę i dobro) otwiera się na swego Boga i Stwórcę…
Nie ulega wątpliwości, że wciąż w historii były i nadal są takie filozofie (dokładniej: pseudofilozofie), takie ideologie i takie systemy polityczne, które upatrują zagrożenie we wszelkiej religii, a najbardziej w religii katolickiej. Denerwują się. Trwożą się jak Herod, gdy słyszą Prawdę głoszoną przez Chrystusa. W swych szalonych i totalnych zapędach są też na tyle inteligentni, iż widzą jasno, że moc Chrystusa i urok Jego Ewangelii są wielkie i wyrywają człowieka spod ich absolutnej władzy. To „gdzieś” tu jest główny powód, dla którego z taką zaciekłością ludzie o mentalności Heroda zwalczają Chrystusa, ośmieszają Go i posuwają się nawet do zaprzeczenia Jego istnieniu. Podobnie konsekwentni są w zwalczaniu z Kościoła, o ile stara się on wiernie uobecniać Naukę Jezusa Chrystusa.
Nie tak dawne publikacje (bodaj) amerykańskiej badaczki uświadomiły nam, że prześladowanie Chrystusa i jego wyznawców to nie jest sprawa pierwszych wieków, ale że to właśnie miniony wiek i nasze czasy są okresem (liczbowo) największych prześladowań i najliczniejszych krwawych ofiar składanych (komu?) z chrześcijan. Wciąż jest też wielu Herodów (a pewno ich przybywa w niektórych obszarach), którzy występują przeciw Chrystusowi i chrześcijanom z ukrycia lub z otwartą przyłbicą. Nie podoba się im wierność Chrystusowi i wyznawanie wraz z Nim transcendentnego charakteru ludzkiej osoby. Potrafią też nagradzać kompromisy i ustępstwa.
Może warto w tym kontekście przypomnieć, jaki los spotkał Heroda, który prześladował Apostołów Jezusa, w tym więzionego i cudownie uwolnionego Piotra. Czytamy w Dziejach Apostolskich: W oznaczonym dniu Herod ubrany w szaty królewskie zasiadł na tronie i miał do nich mowę. A lud wołał: To głos boga, a nie człowieka! Natychmiast poraził go anioł Pański za to, że nie oddał czci Bogu. I wyzionął ducha, stoczony przez robactwo. A słowo Pańskie rozszerzało się i rosło (Dz 12, 21-23).
Warto zapytać, czy w nas samych jest coś z Heroda? Czy nas może też przeraża Jezus Chrystus-Król i Jego Boska władza? Może i my wolelibyśmy przechylić na tę stronę podzielonego serca (a takie jest każde ludzkie serce), która chce żyć samopas, w absolutnej wolności, w radykalnej niezależności? – Jak to wygląda teoretycznie? Jak to wygląda praktycznie? Czy lgniemy do, wspaniałej i „słodkiej”, Boskiej władzy Jezusa Chrystusa nad ludzkimi dziejami, nad narodami, nad człowiekiem? Czy dobrze tę władzę pojmujemy – przez pryzmat Jego pokory i miłości, która idzie do końca, aż do niesienia Krzyża i śmierci poniesionej za nas, dla nas, dla mnie – powiedziałby św. Ignacy?
Arcykapłani i uczeni ludu – to jeszcze inna kategoria osób i inny typ reagowania na wieść o narodzinach Jezusa, króla żydowskiego.
Święty Mateusz pisze: Herod zebrał wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Ci mu odpowiedzieli: W Betlejem judzkim, bo tak napisał Prorok: A ty, Betlejem, ziemio Judy, nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy, albowiem z ciebie wyjdzie władca, który będzie pasterzem ludu mego, Izraela. Można powiedzieć, że uczeni w Piśmie okazują się być znakomitymi fachowcami. Natychmiast znajdują w zwojach Ksiąg Starego Testamentu to miejsce u proroka Micheasza, gdzie jest powiedziane, że Mesjasz ma się narodzić w pobliskim Betlejem judzkim! Ich wiedza znakomicie uzupełnia (tajemniczą) wiedzę Mędrców. Przybysze ze Wschodu wiedzą, kiedy Mesjasz się narodził, a nawet że już się narodził, ale nie wiedzą, gdzie dokładnie się narodził. Uczeni w Piśmie wiedzieli, gdzie Mesjasz miał się narodzić, ale nie wiedzieli, kiedy się to stanie, nie wiedzieli, że już to się wydarzyło! Teraz jedni i drudzy (łącznie z Herodem) wiedzą, gdzie – kiedy – i że się narodził, ale tylko Mędrcy, przybysze ze Wschodu, wyruszają w drogę, wyruszają w dalszą drogę. Żaden uczony w Piśmie nie poszedł z nimi! Uczeni ludu – ci znakomici fachowcy od Biblii, owi dobrze poinformowani – nie wyciągają żadnego wniosku. Dają się użyć Herodowi jako źródło potrzebnej mu wiedzy, ale sami nie robią, zda się, narzucającego i ważnego kroku w stronę nowonarodzonego króla żydowskiego.
Oto jak można zareagować na Epifanię Boga – na Światłość świata, Życie prawdziwe i zbawczą Moc, które są tuż tuż, w zasięgu ręki: potężny Herod chce zabić Dziecię, zaś uczeni ludu, choć wiedzą (już) tak dużo, zamykają oczy na mocno prześwitującą Prawdę o wyczekiwanym Zbawicielu. Wolą tkwić w tym, co jest im dobrze znane i nie wiąże się z trudem i ryzykiem.
Szukają oni obiecanego Króla Izraela, który – jak zapewne przeczuwają – jest także Królem wszystkich narodów. Oni też są uczonymi, ale takimi, którzy idą i szukają. Są otwarci. Idą za wewnętrznym głodem Prawdy – prawdy coraz pełniejszej i pewniejszej niż ta, która była im dotąd dostępna. Pokornie pytają spadkobierców żydowskiej tradycji i udają się, jak im wskazano, do Betlejem. – A w Betlejem upadają na kolana i oddają pokłon Dziecięciu. Darują Mu też symboliczne dary... A co czynią potem?
Choć znaleźli Tego, którego szukali, to jednak nie pozostali w Betlejem, lecz wrócili do swojej ojczyzny. Wrócili do swojej codzienności. – Tak dają dowód tego, że zrozumieli, co wydarzyło się w Betlejem. Zrozumieli, że Bóg, który jest obecny w Betlejem w sposób tak pokorny i tak niepokaźny, może też być obecny w ich dalekiej ojczyźnie, w ich codzienności, w codziennym życiu. Rzeczywiście, to jest cudowne, że w Jezusie Bóg jest Emanuelem, czyli «Bogiem z nami». Dzięki Wcieleniu Syna Bożego wiemy, że Bóg jest tu! Że jest pośrodku naszej (często, jak nam się zdaje) szarej codzienności. Jego obecność przenika to, co zwyczajne, ziemskie, ludzkie.
Można powiedzieć, że w Jezusie Chrystusie – wszystko, co czasowe, ziemskie, historyczne i ludzkie a także szare zyskało Boski wymiar. Wszystko w Nim i dzięki Niemu podąża ku chwalebnej wieczności. Tam zostanie wszystko, co ludzkie w pełni przemienione, przebóstwione, ale już tu ten proces zaczyna się. Trzej Mędrcy zapewne odkryli to wszystko, medytując nad Dziecięciem i Jego Matką... Zapewne Duch Święty nadal (jak dotąd ich prowadził) oświecał ich umysły i serca. Musieli się radować, mogąc patrzeć na (niby) tę samą Rzeczywistość – nowymi oczyma.
Prośmy Trzech Świętych Mędrców, byśmy w docieraniu do Jezusa byli tak konsekwentni i ofiarni jak oni! Prośmy o radość z głębszych spotkań z Jezusem Chrystusem. – Dopóki żyjemy, wciąż trwa nasze wędrowanie do Jezusa, do Jego Tajemnicy, która opromienia zwykłą codzienność blaskiem wiecznej Chwały Boga.
o. Krzysztof Osuch SJ
Częstochowa, 5 stycznia 2006 AMDG et BVMH
© 1996–2006 www.mateusz.pl/mt/ko