KRZYSZTOF OSUCH SJ
Święci tym się wyróżniają, że z łatwością spostrzegają przejawy miłości Boga w codzienności. Ich myśli, pragnienia, wybory i cała świadoma aktywność są przeniknięte Bogiem jako Kimś upragnionym. Chcą zbliżać się do Boga poprzez każdy czyn. Pragną podobać Mu się we wszystkim, a jeśli w czymś uchybiają, to szybko to zauważają i – żałując – ze wszystkich sił ponownie zwracają się ku Bogu.
Święty Ignacy Loyola, którego 450 rocznica śmierci przypada w roku 2006 (stąd tegoroczny Jubileusz – http://www.jezuici.pl/jubileusz/), miłował Boga ponad wszystko, a Chwała Boga obchodziła go najbardziej. Wszystko, co zamierzał i czynił, było poprzedzone pytaniem o zgodność z Wolą Boga. Znane jest Jego życiowe zawołanie: Omnia ad majorem Dei gloriam – wszystko na większą Chwałę Boga! W licznych mistycznych doznaniach 1 dane mu było oglądać tę Chwałę – wspaniałość Boga. Nic zatem dziwnego, że z niesłabnącą pasją dążył do tego, by jego osobista aktywność i aktywność całego założonego przez niego zakonu jezuitów była przyporządkowana Chwale Boga. Nie cokolwiek innego, ale sam Bóg, właśnie Jego Chwała, ma stanowić o treści intencji, przenikającej wszystkie pragnienia, decyzje i czyny. Można powiedzieć, że (świętą) obsesją Ignacego Loyoli było mieć we wszystkim „dobrą intencję” czy, inaczej, „czystą intencję”. Nie tylko nowicjuszom, rozpoczynającym życie w Towarzystwie Jezusowym, kładł na serce to jedno: Niech się wszyscy starają mieć czystą intencję nie tylko co do stanu swego życia, ale także co do wszystkich poszczególnych spraw, zawsze to w nich mając szczerze na oku, aby służyć i podobać się Dobroci Bożej raczej dla Niej Samej oraz dla miłości i niezrównanych dobrodziejstw, którymi nas uprzedziła, niż dla bojaźni kar lub nadziei nagrody, choć i tymi pobudkami wspierać się powinni. Trzeba ich też często zachęcać, aby we wszystkim szukali Boga, uwalniając się w miarę możności z miłości wszelkich stworzeń, tak by całą miłość przenieść na ich Stwórcę, Jego miłując we wszystkich stworzeniach, a wszystkie stworzenia w Nim według najświętszej i Boskiej Jego woli (Konstytucje [288] 26). – Jeśli naprawdę uważnie wczytamy się w kilka powyższych zdań i dojrzymy ład życia osobowego, który św. Ignacy Loyola przedkłada i zaleca, to jego myślenie i wartościowanie nie wyda się nam w niczym przesadzone czy tym bardziej... gorszące. Wszystko bowiem, także wszystkie stworzenia, mają swoje godne miejsce, ale w Bogu! Wszystko jest miłowane w Bogu.
Wśród wybitnych rysów osobowości świętego Ignacego jest pewne pytanie, które on często sobie zadawał: quid agendum – co należy czynić? Co należy czynić, by mieć we wszystkim dobrą, czystą intencję? Co należy czynić, by przez kolejny wybór i czyn nie oddalić się od Boga, ale zbliżyć się do Niego i z Nim współdziałać? Co czynić, by podejmowana decyzja była odpowiedzią na wciąż aktywną i często zauważaną miłość Boga do człowieka?
Spróbujmy i my zadać sobie ulubione pytanie św. Ignacego Loyoli: co należy czynić, by nabrać nawyku zauważania miłości Boga w naszym życiu. Co należy czynić, co przedsięwziąć, by z pewną regularnością zauważać Miłość Boga i miłować Jego Miłość? Co należy czynić, by być szczerze wdzięcznym?
To niewątpliwie dobra rzecz: móc często zauważać cudną miłość Boga i móc się nią delektować, a także przeżywać swoje życie jako nieustanną odpowiedź na tę miłość. Piękną rzeczą jest być człowiekiem wdzięcznym. Jest to „godne i sprawiedliwe” w odniesieniu do Boga Dawcy, a człowieka czyni pięknym, promiennym. Bycie wdzięcznym ma i tę wielką zaletę, że chroni przed popadnięciem w takie choroby duszy jak zgorzknienie, pretensjonalność czy pycha.
Padło pytanie o sztukę bycia wdzięcznym; pośrednio jest to (może) pytanie o sztukę stania się osobą pełną wdzięku... Odpowiedź, obrazową i poetycką, możemy wziąć z Księgi Barucha. Trzeba „wstępować na miejsce wysokie”(por. Ba 5, 5), by uważnym wejrzeniem ogarnąć miniony czas (dzień, kilka dni) i dać się olśnić niezliczonymi darami Boga.
Dla świętego Ignacego to biblijno – poetyckie wskazanie przybiera kształt czegoś bardzo systematycznego i metodycznego, a mianowicie pięciopunktowego rachunku sumienia (zob.: Ćwiczenia duchowne, www.jezuici.pl/ignatiana/cd.html). Każdy z tych punktów, każde z pięciu zaleconych działań – spojrzeń tym się charakteryzuje, że domaga się maksimum (a przynajmniej minimum) skupienia i uważności, które z kolei służą przeżywaniu, sprawdzaniu i poprawianiu swych podstawowych relacji. Ograniczę się teraz do omówienia tylko pierwszego punktu – spojrzenia, zaleconego w pierwszym punkcie ogólnego rachunku sumienia 2. Chodzi w nim, oczywiście, o dziękowanie Bogu za dobrodziejstwa. Święty Ignacy daje zwięzłe zalecenie:
Dziękować Bogu Panu naszemu za o otrzymane dobrodziejstwa.
Poniżej proponuję kilka punktów oświetlających temat dziękowania Bogu za dary. Najpierw przypomnijmy sobie niektóre biblijne zachęty do bycia wdzięcznym.
W każdej Mszy św. pada wezwanie: Dzięki składajmy Panu Bogu naszemu, a wierni odpowiadają: godne to i sprawiedliwe. – Tak, Bóg jest godny tego, by Mu dziękować. Z góry wiedzmy, że tylko cząstkę Bożych darów potrafimy dostrzec i za nie podziękować. Tak mówi o tym Mądrość Syracha: „Nie jest dane świętym Pana, by mogli opowiedzieć wszystkie godne podziwu dzieła Jego (...) zaledwie iskierką są te, które poznajemy” (Syr 42, 17. 22).
Słowo Boże nie tylko ośmiela nas do dziękowania, ale i zobowiązuje: „Ogłaszajcie przed wszystkimi ludźmi dzieła Boże, jak są godne uwielbienia, i nie wahajcie się wyrażać Mu wdzięczności” (Tb 12,6). Podobnych wezwań znajdziemy w Psalmach co najmniej kilka: „Złóż Bogu ofiarę dziękczynną” (Ps 50,14). „Dobrze jest dziękować Panu i śpiewać imieniu Twemu, o Najwyższy” (Ps 92,2). „Kto składa Mi ofiarę dziękczynną, ten Mi cześć oddaje” (Ps 50,23).
Także św. Paweł z nalega, by kształtować w sobie „wdzięczne usposobienie”: „Dziękujcie zawsze za wszystko Bogu Ojcu w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa!” ((Ef 5, 20). Raczej winno być wdzięczne usposobienie” (Ef 5,4). „Umacniajcie się w wierze, jak was nauczono, pełni wdzięczności”(Kol 2, 7). „I bądźcie wdzięczni!” (Kol 3,15).
Przy okazji uzdrowienia dziesięciu trędowatych Jezus wyraźnie powiedział, co myśli o potrzebie wdzięczności: „Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. A był to Samarytanin. Jezus zaś rzekł: Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec” (Łk 17, 15-18).
W kolejnym punkcie zobaczmy, o co się potykamy, gdy próbujemy być wdzięczni.
U podstaw obecnego rozważania leży przekonanie, że w każdym dniu mamy wiele powodów, by być wdzięcznym wobec Boga. Tak, bywają takie dni, w których życie jawi się nam przede wszystkim jako bardzo trudne, pełne ciężarów, lęków i zadań ponad siły. Te trudne doświadczenia tak nas zajmują i na sobie koncentrują, że nawet nie próbujemy przebić się ku „słonecznej stronie życia”. Czujemy się czasem nazbyt przygnębieni, smutni. – Jednak mimo to, wbrew narzucającym się pierwszym odczuciom, jesteśmy (i to zawsze) zdolni do dziękowania Bogu; także wtedy, gdy życie jawi się nam jako trudne. Z dziękowaniem Bogu nie trzeba czekać aż pojawią się okoliczności szczególnie sprzyjające. To wizja wiary uzdalnia nas do widzenia tego, czego na pierwsze (naturalistyczne) wejrzenie nie widać. To ta wizja wiary pozwala św. Pawłowi, niebywale przecież obarczonemu i bardzo cierpiącemu, powiedzieć: Sądzę, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić (Rz 8, 18).
Największą przeszkodę w byciu wdzięcznym stanowi bezbożność, zarówno teoretycznie uzasadniana jak ta praktycznie panująca w naszym sercu.
O ile człowiek pobożny cały zwraca się do Boga, to bezbożny – siebie stawia w centrum. Żywi on błędne przekonanie, że wszystko zawdzięcza sobie. Na tępą głupotę tego pogańskiego przekonania trudno znaleźć sposób. Święty Paweł w takiej sytuacji mówił bez ogródek: choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi (Rz 1, 21-22).
Gdy stawimy z jednej strony pobożność i rozumność, a z drugiej bezbożność i głupotę, to nie mamy wątpliwości, co należy wybrać. To pobożność jest rozumna i piękna. Zaś pobożność, jak powiedziałby św. Ignacy, to łatwość znajdywania Boga we wszystkim. Ta łatwość (znajdywania Boga we wszystkim) może wzrastać albo maleć i zanikać. Zależy to w dużej mierze od nas samych, konkretniej m. in. od przenikliwości poznawczej, która wręcz demaskatorsko ujawnia straszną brzydotę niewdzięczności. Św. Ignacy, odwołując się do intuicji człowieka duchowego, tak o tym pisze: „Kiedy się to rozważa w obliczu Jego Boskiej dobroci, to wśród wszelkich wyobrażalnych niegodziwości i grzechów niewdzięczność należy do najbardziej obrzydliwych rzeczy wobec naszego Stwórcy i Boga i wobec stworzeń, które uczynił On dla swojej Boskiej i wiecznej chwały; jest ona zapoznaniem otrzymanych dóbr, łask i darów; przyczyną, początkiem i źródłem wszelkiego zła i grzechów.” 3 – Tak, dobrze jest brzydzić się „rzeczą obrzydliwą”, miast mieć w niej upodobanie.
Na obrzydzenie zasługują też trzej „zabójcy wdzięczności”.
Pierwszym zabójcą wdzięczności „jest duma, która wierzy, że wszystko musi sama zrobić i być „sobą” tylko wtedy, kiedy sama wszystkiemu podoła i wszystko jedynie sobie zawdzięcza. Drugim jest łatwość, z jaką wszystko się przyjmuje; nie uświadamia się już sobie, że zdrowie, udane przedsięwzięcie, wspaniała pogoda itd. są darami. Trzecim „zabójcą wdzięczności” jest fałszywe myślenie wymaganiami, które sądzi, że do wszystkiego ma prawo, i wymaga tego, co może być jedynie darowane.” 4
Oprócz wspomnianych poważnych utrudnień w dostrzeganiu Bożych darów i w dziękowaniu – są zapewne jeszcze inne, bardziej poniekąd prozaiczne, ale równie destrukcyjne. Myślę tu zwłaszcza o potężnym wpływie cywilizacji, która proponuje ogrom absorbujących dźwięków i obrazów, a także błędnych sposobów na życie. Coraz też trudniej być człowiekiem wewnętrznie skupionym i zrównoważonym. Coraz trudniej oderwać się od tego, co czasowe, i dostrzec wieczną przyszłość.
Opisy i analizy uwarunkowań, które bardzo nam ciążą i przeszkadzają, to nie wszystko. Najważniejsze jest to, byśmy po prostu czynili to, co czynić należy! Przejdźmy zatem do wskazania tego, co pomaga praktykować zalecenie z pierwszego punktu rachunku sumienia.
Nasze domy stoją na fundamentach. W filozofii i w każdej dyscyplinie naukowej odwołujemy się do fundamentów, do założeń, do pierwszych zasad. Nasze działanie „zadane” nam w pierwszym punkcie rachunku sumienia też ma swój fundament – założenie. Zalecone działanie zasadza się na solidnym fundamencie, gruncie. – Oczywiście, nie da się za każdym razem (słownie) uobecnić to wszystko, co stanowi fundament, zasadę. Tak jak fundamenty domów (a także korzenie drzew) są na ogół ukryte, tak jest i tu – w obszarze życia duchowego. Trzeba jednak do fundamentów i korzeni jakoś sięgać. Niemniej jednak kilka takich fundamentalnych stwierdzeń przywołajmy.
Chcąc uzasadnić sens pierwszego punktu rachunku sumienia, musielibyśmy przypomnieć sobie wszystkie wypowiedzi Boga z Pisma Świętego, które mówią o Jego stale czynnej miłości wobec nas. Bóg nieustannie kocha nas, stwarza i współdziała z nami dla naszego dobra. To dlatego św. Katarzyna Sieneńska powie: cali jesteśmy utkani z miłości, zaś Autor pełnych bólu Lamentacji potrafi odwoływać się do niezawodnej miłości Boga nawet pośród największych udręk, duchowych i fizycznych:
Nie wyczerpała się litość Pana, miłość nie zgasła.
Odnawia się ona co rano: ogromna Twa wierność (por. Lm 3, 22 n).
Benedyktyński mnich (David Steindl-Rast w książce „Uwaga serca”): „Codziennie z każdym okamgnieniem darowane są nam niezliczone rzeczy. Musimy tylko uważać na to, a wdzięczność prawie że nas zaleje. [...] Być może komuś się wydaje, że to ciężkie, znajdować codziennie nowy powód wdzięczności. To nie jest ciężkie. Często przychodzą mi do głowy cztery lub pięć powodów. Wcale nie mogę sobie wyobrazić, jakim starym musiałbym się stać, aby wyraźnie zmniejszyć ten zapas” 5.
Ojciec G.M. Hopkins SI z wrażliwością właściwą poecie i mistykowi zapewnia: „Świat nasz jest nasycony świetnym blaskiem Boga. Ten blask chciałby wybuchnąć jak błysk złotych listków; Wzbiera, tłoczy się, sączy oliwą kroplistą – na nas. (...)W głuchych głębiach wszechrzeczy śpi olśnienie świeże”. Inny poeta, Jerzy Liebert, tak mówi o tym samym: „W całą naturę wpisana jest miłość, trzeba mieć tylko otwarte oczy”.
Mieć oczy otwarte i wystarczająco uważne, a także dość przenikliwe, by wszędzie widzieć Boga i Jego miłość do nas, to pewna nabywana umiejętność, to sztuka, którą doskonalimy, ćwicząc się w niej. W tej sztuce jest coś z dobierania okularów. Jedne szkła, zwłaszcza przypadkowo dobrane, wszystkiego nam w życiu nie załatwią. Nie wystarczy ani „szkiełko mędrca” czy naukowca, nie wystarczy nawet cała wiedza dostępna na stronach internetowych. .. Jest na ten temat wiersz – warty przytoczenia. Jego tytuł Dippold optyk. Został on napisany przez Edgara Lee Mastersa jako epitafium nagrobne dla optyka o nazwisku Dippold. – Słuchając tego wiersza przenieśmy się w wyobraźni do pracowni optyka. Zastajemy go przy dobieraniu okularów. Padają pytania:
Co widzisz teraz?
Czerwone, żółte, purpurowe kule.
Chwileczkę! Teraz?
Ojca, siostrę, matkę.
W porządku, a teraz?
Rycerzy w zbrojach, piękne kobiety, miłe twarze.
Weź te!
Łan zboża, miasto.
Świetnie! A teraz?
Młodą kobietę, nad nią schyleni Aniołowie.
Mocniejsze szkła! A teraz?
Liczne kobiety, ich wzrok jasny, usta rozchylone.
Weź te!
Tylko puchar na stole.
Aha. Spróbujmy tych szkieł.
Tylko otwarta przestrzeń – nic określonego.
Zgadza się. Teraz?
Sosny, jezioro, letnie niebo.
Te lepsze. Teraz?
Książka.
Przeczytaj mi stronę.
Nie mogę, wzrok biegnie poza nią.
Przymierz te!
Głębia powietrza.
Wyśmienicie! I teraz?
Światło! Tylko światło,
W nim każda rzecz jak zabawka.
W porządku. Takie właśnie damy okulary. 6
Nikt z nas (noszących okulary) takich rozmów z optykiem na pewno nie prowadził... Prawdą jest jednak, że wszyscy przeczuwamy przesłanie poety. Chcielibyśmy mieć „ostatnie” szkła, gdyż dzięki nim widać nie tylko pewne fragmenty rzeczywistości, ale i samo Światło; Światło! Tylko światło, W nim każda rzecz jak zabawka. Pewnie o tym samym świetle Boskiej Miłości mówi Psalmista (w psalmie 36, 10): Albowiem w Tobie jest źródło życia i w Twej światłości oglądamy światłość. „Światłość” czy Światło Boże jest tożsame z Jego Miłością. W Świetle Miłości wszystko widać takie, jakie jest, czyli jako miłosny dar, jako prezent. Szkła, o których mowa pod koniec wiersza, sprawiają, że jesteśmy kontemplatywni w działaniu(contemplativi in actione). Kontemplatywni w działaniu radują się, widząc, jak Bóg jest zawsze i wszędzie obecny, jak udziela im Siebie i nieustannie ogarnia ich poprzez rzeczywistość, tę codzienną, tak bardzo z pozoru zwyczajną. Przychodzą tu na pamięć słowa św. Pawła: Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru (Rz 8,28).
Po wysłuchaniu powyższych naprowadzeń i świadectw – podejmijmy próbę czynienia osobiście tego, do czego zachęca nas pierwszy punkt codziennego rachunku sumienia.
Praktycznie oznacza to, że na modlitwie zadamy sobie proste pytania i damy na nie konkretne odpowiedzi. Gdy na nie odpowiemy, to okaże się, że ta nasza tzw. szara codzienność, wcale nie jest taka szara, lecz jest pełna blasku, gdyż jest pełna Boga, pełna Jego miłości. Okaże się, że Dawid naprawdę ma rację, gdy o każdym swoim dniu mówi, że Bóg nasyca go dobrami – On twoje dni nasyca dobrami (Ps 103, 3). Oto kilka przykładowych pytań, które pomagają ustawić kąt patrzenia na miniony dzień:
Co dobrego dziś mnie spotkało?
Kto był dziś dla mnie dobry?
Kto i czym dziś mnie obdarował?
Dla kogo ja byłem dziś dobry?
Ile osób trudziło się dzisiaj, bym miał wodę i pokarm, prąd i gaz, i tyle innych rzeczy, koniecznych bądź przydatnych, upiększających bądź ułatwiających moje życie?
Ile osób publicznych (duszpasterzy, uczciwych polityków, artystów, naukowców, pracodawców, pracowników itd.) przyczyniało się do mojego dobrobytu i pomyślności?
Tę listę pytań możemy wydłużyć i uczynić ją bardziej osobistą. 7
Możemy też pytać wprost o działanie Boga:
Czym „Bóg wszelkiej pociechy” (2 Kor 1,3) sprawił mi dziś radość?
Jak Bóg Ojciec wyznawał mi dziś swoją miłość i jak darzył pokojem, gdy np. mówił do mnie poprzez Pismo św., na modlitwie, w liturgii, w lekturach?
Czy odczułem dziś przypływy zaufania, ogarnięcia miłością (od Boga i do Boga) lub pomnożenie nadziei?
Czasem nawet jedno trafne pytanie potrafi wytrącić nas z rutynowych i smutnych postaw. Warto mieć pod ręką kilka celnych pytań czy głębokich myśli, które otwierają nam przestrzeń dla dziękczynienia.
Oprócz ulubionych pytań możemy mieć także ulubione „miejsca”, do których co jakiś czas wracamy, by niezawodnie przeżyć olśnienie skalą Bożego obdarowania i by powiedzieć: dziękuję, Ojcze, naprawdę dziękuję, bo tak mnie obdarowałeś!
• Podstawowym miejscem doświadczania darzącej dobroci Boga jesteśmy my sami, ja sam dla siebie. Kiedy tylko zechcę (co dzień, często), uświadomię sobie, jak Bóg wspaniale pomyślał moją osobę. Zdam sobie sprawę z tego, jak wspaniale pomyślane jest moje ciało: ileż to usług oddały mi dzisiaj nogi, palce u rąk, oczy, uszy, dotyk, smak... Dzięki uzdolnieniom psychiczno-duchowym mogę poznawać i zapamiętywać tyle danych, dawnych i najświeższych. Mogę też pragnąć, miłować i żywić całą gamę uczuć. Dzięki rozumowi wnikam w sens materii i bycia osobą, człowiekiem...
• Ileż powodów do wdzięczności staje przede mną, gdy uświadamiam sobie, że Bóg objawił nam ludziom wielkie prawdy – o Sobie i o nas! Wiedziony intuicją wiary i natchnieniami Ducha Świętego skieruję moją uwagę raz na tę, raz na inną prawdę wiary zawartą w Katechizmie, w Credo, w Ojcze nasz, w Zdrowaś Maryjo... Zawsze świeże powody do wdzięczności znajdę też, myśląc o przemodlonym ostatnio Słowie Bożym...
• Inne miejsce, gdzie na pewno rodzi się wdzięczność, to wspaniałość przyrody i cała uroda Wszechświata. Wszystkie rzeczy, wszystkie stworzenia pomagają nam żyć i tak bezsłownie świadczą o troskliwej miłości Boga do nas... Na co nie popatrzę, czego nie użyję – wszystko mówi mi o dobroci Stwórcy. Słońce nawet zza chmur nie przestaje dawać światło i ogrzewać! Bezcennym darem jest woda, czysta i pokorna. Gasi pragnienie, obmywa brudne ręce i twarz... (Strach pomyśleć, co by to było, gdyby któregoś dnia jej zabrakło)
• Pewien paryski robotnik wyznał, że gdy kiedyś na wsi wziął do ręki pisklę, które wykluło się na jego oczach, to miał wrażenie, „jakby Pana Boga chwycił za nogi”. – Nic nie stoi na przeszkodzie, by i nam przytrafiały się podobne olśnienia, albowiem: „świat nasz jest nasycony świetnym blaskiem Boga. Ten blask chciałby wybuchnąć jak błysk złotych listków; Wzbiera, tłoczy się, sączy oliwą kroplistą – na nas. (...)W głuchych głębiach wszechrzeczy śpi olśnienie świeże” (G.M. Hopkins SI).
• To prawda, że z upływem lat słabną nasze oczy i tępieje wrażliwość zmysłów. Jeśli jednak całe lata ćwiczymy się w „znajdywaniu Boga we wszystkim” (św. Ignacy), to jest nadzieja, że nasze olśnienie Bogiem nie osłabnie pod presją cierpienia i przemijania. Być może mowa świata o pięknie Boga (i innych przymiotach) osłabnie, ale to nie szkodzi, bo wtedy uważniej będziemy słuchać, co o przymiotach Ojca mówi Jego Syn. Wzrośnie w nas pragnienie, by z Nim zjednoczyć się w traceniu życia i w powstawaniu z martwych...
• Poważne powody do szczerej wdzięczności znajdzie w swoim życiu każdy człowiek. Nawet ten najbiedniejszy. Wszyscy w równym stopniu zaistnieliśmy i już nigdy nie przestaniemy istnieć! Pod wieczór wszyscy możemy się cieszyć, zaś ubodzy najbardziej, bo oto upłynął kolejny dzień i bliżej nam do Nieba, do spotkania z Ojcem w Jego domu...
• Bywają takie dni, w których wydaje się nam, że nie spotkało nas nic dobrego. Wystarczy wtedy najzwyczajniej rozejrzeć się po swoim mieszkaniu i przypomnieć sobie, o kim (o czym) mówią do nas poszczególne rzeczy – obrazy na ścianie, krzyż, zgromadzone książki i pamiątki, upominki, meble, kwiaty itd.
Tak jest, powtórzmy to za poetą jeszcze raz: „W całą naturę wpisana jest miłość, trzeba mieć tylko otwarte oczy” (Jerzy Liebert). – Skoro tak, to doskonalmy sztukę czytania Bożej miłości, która dociera do nas zewsząd: z najdalszych wydarzeń zbawczych, z wydarzeń dnia dzisiejszego i z eschatologicznej przyszłości. Cnota nadziei pozwala nam widzieć ją już jako wspaniałą i jaśniejącą spełnionymi obietnicami Boga. Oczy otwarte i w całej naturze (i wszędzie) widzące miłość Boga – odmieniają nasze życie: przepędzają smutki, zakorzeniają w radości. Nasza radość jest radością Boga. Człowiek żywy i radujący się życiem głosi chwałę Boga (por. św. Ireneusz). A kto jest wdzięczny, daje dowód tego, że widzi rzeczywistość taką, jaka jest ona naprawdę.
Człowiek o wdzięcznym usposobieniu jest znacznie mniej podatny na różne choroby duszy. Często odnawiając pamięć o Bożych dobrodziejstwach, nie możemy być pyszni czy „myśleć roszczeniami”. Traci się też podstawę do tego, by cokolwiek zawłaszczać. Tracą też rację bytu pesymizm i czarnowidztwo. Stale podcinany jest też korzeń lęku o siebie i o swą przyszłość.
o. Krzysztof Osuch SJ
Częstochowa, 14 stycznia 2006 AMDG et BVMH
Zapraszam na strony internetowe Centrum Duchowości im św. Ignacego Loyoli w Częstochowie www.jezuici.pl/centrsi
1 Można o tym poczytać w Autobiografii. Opowieści pielgrzyma - w której św. Ignacy (używając trzeciej osoby) sam prezentuje swoje życie: www.jezuici.pl/ignatiana/autobiogr.html)
2 Po omówienie wszystkich punktów odsyłam do: http://www.jezuici.pl/centrsi/czytelnia/Osuch/codzienny.pdf Jest też książka: Krzysztof Osuch SJ, Rachunek sumienia szczegółowy i ogólny. Jak codziennie ulepszać siebie, relacje z Bogiem i drugim człowiekiem, Wydawnictwo WAM, Kraków 2004
3 List św. Ignacego Loyoli z 18 marca 1542 do jego współbrata Simona Rodriguesa Za: Willi Lambert SJ, Słownik duchowości ignacjańskiej, Wyd. WAM, Kraków 2001, s. 41.
4 Willi Lambert SI, Słownik duchowości ignacjańskiej, s. 48.
5 Za: Willi Lambert SI, Słownik duchowości ignacjańskiej, s. 50.
6 Edgar Lee Masters, Antologia Umarli ze Spoon River 1981, s. 198. Tłum. M. Sprusiński. Za: M. Bednarz SJ, Bóg wiary i modlitwy, s. 240. E. L. Masters, amerykański pisarz 1868-1950, zyskał sławę publikując Umarli ze Spoon River 1915, w Polce – wybór 1968.
7 Ojciec Tetlow SI radzi, by dziękować Bogu zwyczajnie za dobre rzeczy, które mnie dziś spotkały. „Czynię to dość szczegółowo, zachowując się prawie jak małe dziecko. Np. dziękuję Bogu za słońce albo za deszcz, za to, że udało mi się naprawić krzesło, że zadzwonił do mnie przyjaciel, że dobrze się czułem przez cały dzień, że miałem dość energii wieczorem, by dokończyć pracę.” Wybrać Chrystusa w świecie. Przewodnik po Ćwiczeniach Duchownych Św. Ignacego Loyoli według adnotacji osiemnastej i dziewiętnastej (maszynopis).
© 1996–2006 www.mateusz.pl/mt/ko