KRZYSZTOF OSUCH SJ
Ponieważ zaś dzieci uczestniczą we krwi i ciele, dlatego i On także bez żadnej różnicy stał się ich uczestnikiem, aby przez śmierć pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest diabła, aby uwolnić tych wszystkich, którzy całe życie przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli. Zaiste bowiem nie aniołów przygarnia, ale przygarnia potomstwo Abrahamowe. Dlatego musiał się upodobnić pod każdym względem do braci, aby stał się miłosiernym i wiernym arcykapłanem wobec Boga dla przebłagania za grzechy ludu. W czym bowiem sam cierpiał będąc doświadczany, w tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom (Hbr 2, 14-18).
Powyższe słowa z Listu do Hebrajczyków są dla nas niezwykle ważne. Odważnie opisują dramatyzm człowieczego losu i zwiastują wspaniałą nowinę o zbawieniu, którego sprawcą jest Boży Syn. On stawszy się uczestnikiem naszego człowieczeństwa, zechciał upodobnić się do nas pod każdym względem, oprócz grzechu. Uczynił to po to, „aby przez śmierć pokonać tego, który dzierżył władzę nad śmiercią, to jest diabła, aby uwolnić tych wszystkich, którzy całe życie przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli”. Być może przyzwyczailiśmy się do tych stwierdzeń, ale są one niebywałe i niezwykle obiecujące.
Najpierw natchniony Autor uświadamia nam, że do czasów Chrystusa śmierć była groźną bronią w ręku szatana! Wróg ludzkiej natury posługiwał się nią bezwzględnie, by osiągać kilka swoich celów, całkiem obcych Bogu.
Pierwszy cel diabła to móc obficie czerpać nienawistną satysfakcję z tego, że nasze myślenie o nieuchronnej śmierci wywołuje jedynie strach i uczucie bezradności. I że nie ma wtedy miejsca na radość z daru istnienia, ani na wdzięczność. Pojawia się natomiast rozpacz, skoro perspektywa śmierci czyni wszystko bezpowrotnie przemijającym i daremnym.
Diabeł, wprowadzając śmierć na świat (por. Mdr 2, 24), chciałby też (to drugi jego cel) zachować monopol na interpretowanie śmierci po swojemu. Jego demoniczna interpretacja ma osaczyć człowieka, wplątując go w taką oto logikę: skoro masz przed sobą tylko śmierć jako rzeczywistość ostateczną, to pozostaje ci pogrążać się w grzesznych zachowaniach, by zyskać doraźnie poczucie intensywności i barwności życia, a ponadto, zapomnieć o śmierci i znieczulić ból marnej egzystencji.
Rzeczywiście, jest w tym pewna logika. Skoro śmierć jest nieuchronna i ostateczna, to jej nieuchronność trzeba sobie jakoś zrekompensować. Jak i czym? Maksymalne używanie, na miarę własnych możliwości, wydaje się być najlepsze; byle tylko wykorzystać tę oto trzymaną jeszcze w garści odrobinę życia! Uprawniony wydaje się także skrajny egoizm i indywidualizm. Jako „dobre” – w sensie egoistycznego użycia – jawi się wykorzystywanie innych i zagarnianie, odgradzanie się murem obojętności od ubogich, życie według zasady przyjemności i korzyści, sięganie po władzę (wszelkimi metodami) – nie po to, aby służyć innym, dobru wspólnemu, lecz sobie itd. (Ile tego mamy w przestrzeni publicznej!)
Zapewne wielką satysfakcję mają demony, gdy człowiek – wmanipulowany w logikę grzechu i śmierci – zostaje sam. Sam ze sobą. Sam z cierpieniem i śmiercią. Sam z lękiem i rozpaczą. Sam z niepokojącymi i nie rozumianymi wyrzutami sumienia, czyli z Głosem Stwórcy, który na dnie serca dojmująco dopomina się o ufną wiarę w Miłość i o wzajemność.
Czy zatem zostaliśmy skazani na radykalną samotność i marnienie w przestrzeni niszczących żywiołów grzechu, śmierci i rozpaczy oraz uruchomionych dynamizmów zaborczości, walki i przemocy? Czy może jednak pojawi się ktoś, kto przejmie pełną władzę nad grzechem, śmiercią i samym szatanem; i tego ostatniego dokumentnie pokona, odbierając mu (tylko przejściowo) dzierżoną władzę nad śmiercią?
Bóg od samego początku, niezmiennie i na zawsze żywi przyjazne uczucia wobec ludzi. Nic nie potrafi łaskawości Boga odmienić czy osłabić. Żadna siła nie potrafi też odgrodzić Boga od człowieka. Dlatego też „zaraz” po upadku pierwszych rodziców (Rdz 3, 15) Bóg podjął inicjatywę zbawienia. Dziejom grzechu i znieprawienia –przeciwstawił wielką Historię Zbawienia. W końcu, „gdy nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty” (Ga 4, 4). Bóg stał się człowiekiem, żeby zmiażdżyć głowę węża, a człowieka wyrwać z kręgu grzechu i śmierci oraz rozpaczy.
Rok Liturgiczny stopniowo stawia nam przed oczy wszystkie zbawcze Tajemnice Jezusa Chrystusa. Możemy je, rok po roku i dzień po dniu, kontemplować, rozumieć i uwewnętrzniać: od Wcielenia Syna Bożego, poprzez wszystkie Jego słowa i czyny, aż po Jego Śmierć i Zmartwychwstanie.
A Jezus niezmiennie i przez wszystko – w imieniu Ojca – przekonuje nas, że kocha nas i jest nam zawsze bliski! Że przebacza nam grzechy, biorąc je na siebie i czyniąc z Siebie ofiarę za nasze grzechy (por. Mt 26, 28). Słowem, Boska Miłość gorąco pragnie dla nas szczęśliwego życia wiecznego.
Kto poznaje Jezusa, kto poznaje, by tak rzec, Całego Jezusa, ten stopniowo nasyca się pewnością, że w śmierć można (już odtąd) wejść jak w bramę do Nowego Życia! I niekoniecznie z panicznym lękiem i rozpaczą, ale z zaufaniem do Boga Ojca. I oczekując olśnienia Spotkaniem z Nim.
Jezus umierający na krzyżu w akcie zawierzenia Ojcu i wydania się w Jego ręce – uczy nas przeżycia śmierci w sposób podobny. A Zmartwychwstały Pan przekonuje nas, że całe nasze życie na ziemi, wraz ze śmiercią jako zwieńczeniem, jest w istocie Paschą, czyli przechodzeniem, a w końcu definitywnym przejściem do Domu Ojca. Jezus przejmuje śmierć w swoje władanie i czyni z niej akt miłosnej ofiary oraz akt wydania się w miłujące ręce Boga Ojca.
Diabeł owszem mógł przedstawić jakąś małą cząstkę prawdy o śmierci, ale zawsze w fałszywym świetle i dla zatrwożenia nas. Dla pogrążenia... Od Jezusa dowiadujemy się, że śmierć – w Jego interpretacji i z jego polecenia (z jego łaski) łagodnie szepce: „Nie stargam Cię ja – nie! – Ja... u-wydatnię!” (C. K. Norwid). Jezus – także dając nam Ducha Świętego – przekonuje nas, że dopiero za progiem śmierci ujrzeć można Boga i skosztować prawdy Jego wielkich obietnic.
Pięknie to wszystko, co wyżej powiedziano, symbolizuje nam świeca. Świeca płonąca. Kościół wiele razy w Roku Liturgicznym, zwłaszcza w Wigilię Paschalną i w czasie Chrztu, zapala ją i wręcza. Bierzemy ją do rąk w różnych momentach życia jako wymowny znak duchowego światła, którym jest nasz Zmartwychwstały Zbawiciel. W świecy branej w dłonie widzimy znak zwycięstwa światła nad ciemnością; znak górowania ciepła nad chłodem i zimnem; symbol potęgi Życia i Miłości!
Płonąca świeca mówi nam od dnia Chrztu świętego aż do ostatniego tchnienia (gdy włożą ją nam jako gromnicę w stygnące dłonie), że stworzył nas i pewną ręką prowadzi nas Bóg, który jest Życiem, Światłem i Miłością. Że stworzył nas dla bycia w świetle i cieple. Że stworzył nas, by dać nam na zawsze udział w Boskim Życiu, Światłości i Miłości.
Dobrym modlitewnym „ćwiczeniem” byłoby zapalenie świecy (czy choćby niewielkiej świeczki) i odpoczęcie w jej blasku i cieple. Można zbliżyć dłonie do płomienia świecy i ogrzać się. Można ucieszyć oko pięknem światła. Można nacieszyć się tym, że w świetle świecy – po prostu widać! Najmniejszy płomyk pokonuje ciemności, podczas gdy najczarniejsza ciemność nie potrafi pokonać najmniejszego płomyka światła...
Chrystus jest wielkim Światłem. Potężniejszym niż wiele słońc! Dlatego mówi o Sobie, że jest Światłem! „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8, 12). W czasie Wigilii Paschalnej Kościół wyśpiewuje wspaniałą pieśń pochwalną na cześć świecy symbolizującej Zmartwychwstałego Chrystusa.
Wybór całe życie należy do nas. Zawsze można go skorygować, gdy jest błędny, a odnowić, gdy jest dobry. Przechylenie się na stronę Życia i Światłości nie powinno być takie trudne. Tym bardziej że wciąż rozbrzmiewa serdeczne Jezusowe zaproszenie: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy!” (Mt 11, 28). Cichy i pokorny sercem Jezus obiecuje dać ukojenie naszym skołatanym duszom. Zawsze. Codziennie, a szczególniej w obliczu cierpienia i śmierci. To wtedy Jego Boskie możliwości i zbawcza moc objawiają się najbardziej przekonująco.
o. Krzysztof Osuch SJ
Częstochowa, 2 kwietnia 2010 AMDG et BVMH
Inne teksty: www.mateusz.pl/mt/ko. Zapraszam na odnowione strony Centrum Duchowości: http://www.czestochowa.jezuici.pl
Znaczna część moich rozważań zamieszczanych w ostatnich paru latach na Mateuszu została wydana w formie książki – zobacz: http://ksiazki.wydawnictwowam.pl/?app=info&poz=2458
© 1996–2010 www.mateusz.pl/mt/ko