KRZYSZTOF OSUCH SJ
Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie! Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: Wstańcie, nie lękajcie się! Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, Jezus przykazał im mówiąc: Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie (Mt 17,1-9).
Oczarowanie to miłe przeżycie. Może nie za często i na co dzień, ale zapewne wszystkim przydarza się olśnienie pięknem emanującym z osób i innych arcydzieł Stwórcy. Myślę np. o niezliczonych kwiatach czy soczystej zieleni drzew, gdy oświetlają je jasne promienie zachodzącego słońca. Nasza ziemia i świat, mimo wielu niedostatków, zasłana jest pięknem o różnej „intensywności”.
A my – piękna złaknieni jesteśmy na równi z prawdą i dobrem. A piękna – może najbardziej, choć takie stwierdzenie jest w swej wymowie zaskakujące i dyskusyjne. Fiodor Dostojewski dał temu wyraz w słynnym i tajemniczo brzmiącym zdaniu: „Piękno zbawi świat” (które, od razu dopowiem, samo też – pewnych aspektach – wymaga zbawienia). Ks. D. Jastrząb przytaczając wypowiedź autora Idioty na temat znaczenia piękna, poprzedza ją spostrzeżeniem: „Dla pisarza piękno nie jest żadnym luksusem, ale pierwszą potrzebą człowieka. «Bez Anglików ludzkość da sobie radę, bez Niemców także, bez Rosjan na pewno, przetrwa bez nauki, bez chleba, i jedynie bez piękna się nie obejdzie, gdyż bez piękna nie warto będzie żyć na świecie!»” (za: http://www.zycie-duchowe.pl/?0335,artykul,dostojewski).
Tak, każda ludzka osoba chce mieć do czynienia z pięknem (a nie brzydotą), z dobrem (i dobrocią, a nie ze złością), z prawdą (a nie kłamstwem). A że niektórym duchom (upadłym i złym) oraz niektórym ludziom (psutym grzechem i deprawującymi ideologiami) – jawią się jako atrakcyjne: brzydota, złość, agresja czy programowe kłamanie, by coś tam „ugrać” – to pozostawiam bez komentarza (musiałby być zasadniczy i długi). Czytelników tych myśli zapewne z gruntu nie interesuje tego typu opcja (a że czasem kusi, to rzecz innej natury).
Jedno jest pewne i najważniejsze. O Bogu Stwórcy – z widzialnych Jego dzieł (i dzięki innym źródłom) – wiemy z pewnością, że do Jego istoty należą: Dobroć (nie ma w Nim żadnej złości i złośliwości), Prawda (nie postało w Nim żadne kłamstwo) i Piękno (On musi być najdoskonalej Piękny)! Oczywiście, byłoby „to” wszystko nicością czy jakąś szybko znikającą fatamorganą, gdyby Bóg nie był Tym, Który Jest (do Którego istoty należy istnienie).
Jeśli Bóg (taki właśnie!) stworzył nas na Swój obraz i podobieństwo, to nic dziwnego, że do Istnienia, Dobra, Prawdy i Piękna – i to w wydaniu Boskim, doskonałym – lgniemy tak, jak płuca lgną do powietrza! Człowiek nie da rady żyć bez tlenu. Nie da też rady żyć bez chłonięcia i karmienia się – w obecnie dostępnej nam rzeczywistości – choćby tylko okruchami dobroci i piękna. Na razie okruchy – jako do swego Źródła odsyłające – muszą nas zadowolić. A na pełnię musimy (po)czekać, właściwie całe życie.
Tymczasem nasze życie postrzegamy w świetle Bożego Objawienia jako nieustanne pielgrzymowanie do Pełni – do Boga, który da nam udział w swoim Boskim Bycie (istnieniu) i we wszystkich Swoich przymiotach. Na razie ożywia i dynamizuje nas fascynujące przeczucie, że nasza biedna egzystencja dozna radykalnej odmiany i przemiany, gdy Bóg da nam się poznać w sposób bezpośredni. Do tego przeczucia (potwierdzanego także w mądrościowych poszukiwaniach wielkich filozofów) nawiązuje św. Jan, gdy uroczyście zapowiada, że staniemy się do Boga podobni, gdy ujrzymy Go takim, jaki jest (por. 1 J 3, 2).
Na szczęście nie ze wszystkim musimy czekać na śmierć i jakościowo nową odsłonę życia w wieczności! Boga już możemy oglądać. Przynajmniej w pewnym sensie, bardzo znaczącym.
Jezus Chrystus to przecież sam Bóg pośród nas, Emanuel, Syn Boga Ojca. Jest On wspaniałym Bożym Synem i jednocześnie najpiękniejszym z synów ludzkich (por. Ps 45, 3). Czyż nie piękna była Jego mowa? (por. J 7, 46), a wszystkie Jego czyny nie wprawiały w zachwyt? Cała Jego Osoba promieniowała dobrocią i pięknem. Nic zatem dziwnego, że chcieli być jak najbliżej Jezusa Jego uczniowie i apostołowie, a także niezliczone rzesze zewsząd ciągnące. Tak jest aż po dziś dzień, nawet jeśli próbuje się Chrystusa unieważnić i na setki sposobów przesłonić czy niejako przyćmić (o czym ostatnio z wielką troską przypomniał, zasadniczo milczący, Benedykt XVI)!
Kontakt z Bogiem w Jezusie Chrystusie ma jednak swoje by tak rzec ograniczenia. Oglądanie Boga w Jezusie z Nazaretu to wciąż nie jest szczyt tego, czego Bóg Ojciec pragnie dla człowieka i czego człowiek pragnie i spodziewa się po Nim! Psalmista znakomicie wyraził to głębokie i uniwersalne, nawet jeśli z różnych powodów przytłumione, pragnienie ludzkiej duszy: „Boże, Ty Boże mój, Ciebie szukam; Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęskni moje ciało, jak ziemia zeschła, spragniona bez wody. W świątyni tak się wpatruję w Ciebie, bym ujrzał Twoją potęgę i chwałę” (Ps 63, 2-3).
Jeśli ktoś na ziemi – oprócz dusz mistycznych – doświadczył wybitnego spełnienia prośby zawartej w psalmie, to musieli to być trzej Apostołowie wewnętrznie uzdolnieni do oglądania Pana Jezusa Przemienionego na górze Tabor.
Dzisiejsza ewangelia kontaktuje nas z zachowaniem ludzi, którzy ujrzeli w Jezusie Chrystusie niewymowne Piękno Jego Bóstwa. Widywali je nieraz w prześwitach – w słowach i czynach Jezusa, jednak zasadniczo było ono mocno ukryte, a w Męce i na Krzyżu ukryje się ono jeszcze bardziej!
I oto w Przemienieniu na Taborze Jezus objawił swym Apostołom (choć tylko nielicznym) „coś więcej”! Spełnił w pewnym sensie pragnienie Apostołów, wyartykułowane przez (czującego wielki niedosyt) Filipa: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy”(J 14, 8).
A my dzisiaj? Przyznajmy, że cali utkani jesteśmy nie tylko z Miłości Boga, ale i z …pragnienia, by móc ujrzeć Go „twarzą w twarz” (por. 1 Kor 13, 12). Uszczęśliwiająca wizja Przemienionego Jezusa była i jest – i dla Apostołów, i dla nas – „jedynie” przejasnym i drogocennym punktem odniesienia. Dzięki oglądaniu Przemienionego Jezusa (oczywiście jeszcze bardziej Zmartwychwstałego) mamy na horyzoncie (na styku ziemi z niebem) wyrazisty „punkt”, który nas przyciąga i orientuje. To bardzo ważne, by mieć punkt odniesienia – osobowy, Boski punkt odniesienia. „Punkt” mocno swym Boskim Pięknem przyciągający – nas Piękna złaknionych! Działa on na nas jak działa pole magnetyczne bieguna na igłę w kompasie.
To wszystko jest bezcenne, jednak realizm Jezusowej drogi (z Nim i za Nim) polega na schodzeniu, ileś tam lat i co dzień, z góry Przemienienia (oby tym była codzienna modlitwa i Eucharystia) na zda się prozaiczną równinę codzienności… Ale nie tylko to jest dla nas trudne i szokujące (wiele by o tym mówić). Trzeba jeszcze pamiętać (i nieraz sobie przypominać), że tak jak Jezus będziemy musieli, w końcu, wejść na górę Kalwarię! Dopiero z tej góry, Golgoty – i to doniósłszy tam swój krzyż i na nim (w dwojakim sensie) doznawszy wykończenia – dokonamy paschy, przejścia… Bóg Ojciec wyciągnie tam swoje ramiona i przeniesie nas do swojego Domu, gdzie „wiele mieszkań” przygotować obiecał sam nasz Pan i Zbawiciel (por. J 14, 2 n).
Oby jak najczęściej przydarzała się nam łaska bycia z Jezusem na Taborze, ale chciejmy pamiętać, że zawsze trzeba z niego zejść i iść dalej, do końca, drogą ofiarnej służby w tzw. szarej codzienności. A gdy spadną na nas wyjątkowe próby, to pamiętajmy, że „przez wiele ucisków trzeba nam wejść do Królestwa Bożego”(Dz 14, 22).
Gdyby ostatnia myśl wydała się komuś nazbyt przykra, to niech posłucha, jakich argumentów używa św. Augustyn wobec Piotra, który nie miał ochoty poddać się konieczności zejścia z Taboru. „Piotr jeszcze tego nie rozumiał, skoro pragnął żyć z Chrystusem na górze” (por. Łk 9, 33). Autor Wyznań serdecznie tłumaczy Piotrowi i nam: „Dostąpisz tego, Piotrze, dopiero po śmierci. Ale teraz Chrystus mówi: Zejdź z góry, by trudzić się na ziemi, by służyć na ziemi, byś był pogardzany i ukrzyżowany na ziemi. Życie zstępuje, aby dać się zabić; Chleb zstępuje, aby doznawać głodu, Droga zstępuje, aby męczyć się w drodze, Źródło zstępuje, aby odczuwać pragnienie, a ty nie chcesz się trudzić?”
Częstochowa, 15 marca 2014 AMDG et BVMH o. Krzysztof Osuch SJ
Zapraszam na mój blog: Krzysztof Osuch SJ
Nota wydawcy |
© 1996–2014 www.mateusz.pl/mt/ko