KRZYSZTOF OSUCH SJ
Wolność to nasze podstawowe prawo. Jednak coraz częściej myślimy o niej także w kategoriach zagrożeń. Niespokojnie rozglądamy się, czy ktoś nie próbuje jej nam zabrać lub podstępnie ograniczyć. Najgorsze byłoby to, gdybyśmy byli już de facto zmanipulowani, a niczego nieświadomi, już podlegali wrogowi ludzkiej osoby, a jednocześnie sądzili, że sięgamy szczytów wolności. To „najgorsze” może nas spotkać i w wymiarze osobistym, i społeczno-politycznym. W takim przypadku (iluzji wolności) na nic zda się odmieniać wolność przez wszystkie przypadki. Cokolwiek myślimy o wolności, uznajmy, że są powody do czujności i reflektowania nad wolnością, zwłaszcza tą najgłębiej pojętą. Czyż gołym okiem nie widać, że w kwestii wolności zachodzi tyle fundamentalnych (delikatnie mówiąc) nieporozumień, bezwzględnych uwiedzeń i bezczelnych manipulacji? Wbrew pozorom – w epoce wszelkich możliwych „wyzwoleń” i swobód – jest się czego obawiać. I są powody, by o wolności mówić częściej i więcej, choć temat nie należy do łatwych i wygodnych.
Wiem, że o wolności rozprawiają różni „wielcy”, zwłaszcza filozofowie, jednak ekspertami od wolności są na pewno święci. Im się udało tak bardzo, że słusznie stawiani są „na ołtarzach” jako wzór i przykład do naśladowania. Jestem przekonany, że wybitnym ekspertem w kwestii ludzkiej wolności jest św. Ignacy Loyola. Jego duchowy geniusz widać w paru dziedzinach. Na pewno, oprócz założenia Towarzystwa Jezusowego (jezuitów), jego genialnym dokonaniem (oczywiście z daru Łaski!) są Ćwiczenia duchowne, potocznie zwane Rekolekcjami Ignacjańskimi. Do takich stwierdzeń ośmiela mnie także znakomita (choć dość hermetycznym językiem pisana) książka francuskiego jezuity, Gaston Fessard’a (1897-1978). Nosi ona tytuł: La Dialectique des „Exercices spirituels” de S. Ignace de Loyola, Paris, Aubier, 1966. Z lektury wynika,że Ćwiczenia duchowne były dla Autora książki nie tylko osobistym wielkim wydarzeniem, ale stały się dla niego – jako znakomitego filozofa i teologa – skutecznym „narzędziem” objaśniania sprawy właśnie ludzkiej wolności. To z nich czerpał przenikliwość i odwagę do krytycznej oceny zjawisk polityczno-społecznych i dwudziestowiecznych zabójczych ideologii, zwłaszcza nazizmu i komunizmu. W naszych aktualnych realiach (wielkich zagrożeń i uwiedzeń wolności) jego refleksja, wyrastająca z duchowo-filozoficznej analizy Ćwiczeń duchownych, też bardzo by się przydała. Autor już nie żyje, ale jest jego dzieło, a przede wszystkim są szeroko dostępne te same „źródła” jego precyzyjnie krytycznej i pro-wolnościowej myśli.
To dobrze i słusznie, że ludzka wolność – rozgrywana w wartkim strumieniu historii – jawi się coraz powszechniej jako absolutny wyróżnik ludzkiej osoby i warunek jej godności. Nie da się jednak ukryć czy zaprzeczyć, że z wolnością (poniekąd z powodu samej jej natury, zwłaszcza po grzechu pierworodnym) wszyscy mamy duże, coraz większe problemy. Nie bardzo wiemy, jak korzystać z niej dla rzeczywistego dobra. Doskwiera nam także wolność innych, gdy robią z niej marny użytek.
Jest zatem tak, że wolność jawi się nam słusznie jako konstytutywny „składnik” ludzkiej osoby. Rzeczywiście, na równi z rozumem jest ona, w pewnym sensie, czymś boskim. Bez niej nie można by mówić o naszym tak znaczącym podobieństwie do Stwórcy. Wolność, która znaczy tak wiele, jednocześnie bardzo „waży”. Tak wiele od niej zależy! Uświadamiając sobie swoją wolność, stajemy przed koniecznością odpowiedzenia sobie na parę ważkich pytań: Kim jestem? Na jakim gruncie i w odniesieniu do czego – a raczej w odniesieniu do Kogo – winny dokonywać się moje wybory i decyzje?
– A gdy już znajdziemy prawdziwe odpowiedzi, to okazuje się, że nie można ich traktować jako czegoś, co jest jednorazowe, czysto teoretyczne i abstrakcyjne. Te odpowiedzi trzeba nieustannie przenosić w prozę życia, w rwący potok codzienności, w nurt historii. A nurt jest naprawdę rwący i współtworzy go tyle osób, dążeń, przeciwstawnych oddziaływań, (nierzadko pseudo-) syntetycznych wizji, wykluczających się zapatrywań i interpretacji życia. Mamy też do czynienia z obłędnymi ideologiami i wyrafinowanymi manipulacjami… Jak się w tym wszystkim nie pogubić? Jak się rozeznać? Jak i co wybierać? Na co być otwartym, a co zdecydowanie odrzucić? Co obchodzić szerokim łukiem?
To jasne, wszyscy (dopiero i w pewnym sensie całe życie) uczymy się być wolnymi. Zmagamy się, by być suwerenami wobec siebie samych, wobec całej gmatwaniny dążeń i pożądań oraz pragnień. To prawda, każdy chciałby naprawdę suwerennie decydować o kształcie swoich myśli i czynów. Jednak nie można tego czynić w sposób arbitralny, lecz jedynie na rzetelnym gruncie, jakim jest poznana rzeczywistość (prawda).
Każdy też chce być dobry. Każdej osobie „marzy się”, by o jej czynach, podjętych świadomie i dobrowolnie, powiedziano, że są dobre. Niestety, znaczna część aktów wolności nie zasługuje na miano dobrych, rozumnych i pożytecznych. Niektóre przynoszą szkodę nam samym, szkodzą także bliźnim. Nasuwa się zatem zasadne pytanie: Od kogo i w jaki sposób możemy (a i powinniśmy) uczyć się „dobrego użytku” z danej nam „mocy rozstrzygania” (por. Koh 16, 14), z wolności? Jak wiadomo, szkół wolności jest wiele. Która, czyja „szkoła wolności” jest rzeczywiście wiarygodna? A która, używając niegodziwych środków, zyskuje jedynie miano wiarygodnej, by skutecznie zwieść, wykorzystać, nadużyć – dla jakichś interesów, pewnych grup ludzi czy w końcu … demonów. – Gdzie szukać światła i pomocy, autentycznej i bezinteresownej?
Osoby głęboko zakorzenione w Objawieniu Bożym i wierze, sądzę, nie mają wątpliwości, że to Kościół Jezusa Chrystusa jest, by tak rzec, ekspertem w sprawie człowieka. Analogicznie i bardzo zasadnie można by stwierdzić, że Ćwiczenia duchowne św. Ignacego Loyoli są znakomitą, wręcz „ekspercką” szkołą ludzkiej wolności. Widać to lepiej na szerszym tle… Wszyscy z grubsza znamy straszne w skutkach manipulacje ludzką wolnością. Nazizm czy komunizm w wydaniu filozofów i dyktatorów oferował swoje interpretacje wolności całym narodom, a miliony adeptów werbowano, uwodząc lub przymuszając. Opornych marginalizowano, a nawet skazywano na dosłowną eksterminację. Niestety, „czysto ludzcy” myśliciele – zwłaszcza nowożytni, współcześni i ponowocześni – często bardziej zaciemniają niż rozjaśniają sprawę ludzkiej wolności. Kierują ją wręcz na manowce, zamiast docierać do fundamentalnych reguł bycia osobą wolną – w historii. Niestety, Hegel, Marks, różne egzystencjalizmy, a także Nowa Lewica, od kilkudziesięciu lat wciąż zyskująca na znaczeniu (i wpływach w ośrodkach władzy i edukacji), nie mówią o ludzkiej wolności w sposób pełny i prawdziwy. Już w punkcie wyjścia i z założenia, w roztaczane wizje wprowadzają istotny błąd antropologiczny. Mówiąc o sztuce bycia wolnym, pomijają istotne „reguły” czy też najważniejsze dane, których dostarcza autentyczna filozofia i religia, zwłaszcza judeo-chrześcijańskie Objawienie Boże.
Interpretacje wolności, oderwane od „rozumu i wiary”, nie rozwiążą dylematów wolności przygodnego bytu (człowieka), który pojawia się, określa siebie, rozwija się i przemija w rwącym strumieniu czasu, w historii pełnej uwarunkowań. Chciałoby się zapytać, jakie jeszcze klęski muszą spaść na głowę nowożytnych i obecnych kreatorów człowieka, brutalnie odrywanego od Boga, by zrozumiano, że „tylko Bóg może nas uratować”. – Już raz tu wspomniany, Gaston Fessard SJ, widział właśnie w Ćwiczeniach duchownych św. Ignacego Loyoli wybitne podjęcie dylematu wolności, nieraz potwornie zbłąkanej i fatalnie uwodzonej. Jego filozoficzno-duchowa refleksja pokazuje Ćwiczenia jako narzędzie przydatne zarówno do dialogu z epoką tak wrażliwą na wolność, jak też do duchowej walki ze zdecydowanymi przeciwnikami Boga, z przeciwnikami otwarcia i pojednania wolności ludzkiej z wolnością Boga. Mówiąc w ten sposób, daleki jestem od taniej (zakonnej, religijnej czy „Ćwiczeniowej”) propagandy. Chodzi o pokazanie, że u podstaw optymistycznych stwierdzeń na temat Ćwiczeń znajdują się bezcenne ich walory, zarówno treściowe jak i formalne.
Ostanie zdanie wymagałoby szerokiego rozwinięcia. Trzymając się pewnych limitów, w tym miejscu zawieszam refleksję. Dodam to jedynie, że obszerniejsze rozwinięcie tematu znajdzie się w mojej nowej książce, w rozważaniu zatytułowanym: „Wolność – od święta i na co dzień”. (Książka ma się niedługo ukazać w Wydawnictwie WAM, najprawdopodobniej pod takim tytułem: „Rozważania na obecny czas kryzysu, obaw i powrotu Jezusa. Przyjdę niebawem”). Oczywiście, nasuwającym się wnioskiem jest zaproszenie na Rekolekcje Ignacjańskie. To w ciszy, w godzinach modlitwy Bóg rozświetla nasze wnętrze – umysł i serce, a także „strefę” wolności. Żeby jednak moje zaproszenie zabrzmiało bardziej przekonująco, to na koniec wybieram (z tego, co będzie w książce) coś, co bardziej przemówi do wyobraźni.
„Wyobraźmy sobie, że na wielkim placu budowy są wszystkie elementy, z których może być zbudowana wspaniała romańska czy gotycka katedra. Te wszystkie elementy mogłyby tak leżeć bezużyteczne na placu budowy przez setki lat i nic… Dopiero użycie ich i przyporządkowanie do określonego planu i projektu architektonicznego – zamienia je w olśniewający cud, w arcydzieło: w katedrę. W Piśmie Świętym, w depozycie wiary, w Katechizmie Kościoła Katolickiego też jest wszystko, z czego „zbudowana” może być przyjaźń człowieka z Bogiem, jego przemiana, świętość osoby. Geniusz i uniwersalizm Ćwiczeń na tym polega, że ich Autor ma przed sobą (całkiem świadomie czy nie do końca, na mocy wybitnej refleksji czy raczej daru mistycznego) strukturę aktu wolności i do niego niejako dobiera i przyporządkowuje zbawcze prawdy i wydarzenia z Historii Zbawienia. A w efekcie tego działania – gdy droga Ćwiczeń jest przebywana i w końcu modlitewnie przebyta – dokonuje się cud Przymierza, porozumienia, zjednoczenia woli ludzkiej z wolą Boga. Oczywiście, w Miłości”.
Częstochowa, czwartek, 10 maja 2012 AMDG et BVMH o. Krzysztof Osuch SJ
© 1996–2012 www.mateusz.pl/mt/ko