KRZYSZTOF OSUCH SJ
Trafiają się teksty, o których szczerze mówimy, że nam się podobają. Czasem nawet bardzo! Czyjeś odkrywcze myśli potrafią nas olśnić. Za sprawą usłyszanych słów ogarnia nas światło, w którym wszystko widać lepiej i piękniej. Wtedy myślimy sobie: «To jest to, czego mi było potrzeba. Tego właśnie szukałem. Ktoś wreszcie nazwał mój problem; ktoś mnie rozumie, bo widocznie przeżywa podobne trudności jak ja. Cieszę sie, że to, co słyszę rozjaśnia ważny obszar mojego życia».
Uważni czytelnicy Pisma Świętego, już nieraz musieli doznać olśnienia słowami samego Boga. Słowo Boże – z góry tego się spodziewamy – ma to do siebie, że trafia w samo sedno życiowych problemów. Tym razem – za sprawą czytań liturgicznych na osiemnastą Niedzielę w cyklu C – też czeka nas parę olśnień i może jedno drugie „trafienie” akurat w nasz „osobisty” problem…
Otwórzmy się na to, co powiedzą nam natchnieni autorzy. Jest ich paru, ale przemówią w imieniu Jedynego Boga – Ojca i Stwórcy. Okaże się, jak ufam, że trafnie i … „trafiająco” wskażą to, co nam dolega. A dolega nam, najogólniej mówiąc, istnienie – takie życie – z wszystkimi, zwłaszcza wewnętrznymi, problemami! Najpierw trzeba je cierpliwie wydobyć z gąszczu zmiennych uczuć i myśli; trzeba im nadać imię (zwerbalizować je) i dopiero szukać dla nich najlepszych rozwiązań (a może jednego rozwiązania, o ile jest jedno dla … nich wszystkich).
Przyznajmy jeszcze, wszystkim nam – przecież najczęściej nie geniuszom i duchowym mocarzom – bardzo „przydaje się” ktoś, kto pomaga wejść w siebie i trafnym słowem nazwać właśnie to, co nam dolega. A jeśli potrafi jeszcze wskazać czy nawet dostarczyć „lekarstwo” na dolegliwości, to czegóż potrzeba nam więcej!
Rodzajem przywileju nas wierzących jest to, że niejako od zawsze wiemy, iż po Bogu Ojcu możemy spodziewać się najskuteczniejszej pomocy. Skuteczność Boga bierze się stąd, że to On nadał kształt nie tylko „nieobjętej Ziemi” i bezkresnemu Kosmosowi, ale także (a poniekąd przede wszystkim) naszym sercom, ludzkiej duszy, duchowi.
Po paru wstępnych spostrzeżeniach usłyszmy, co Bóg Ojciec mówi do nas przez Koheleta, następnie wprost przez swego Syna, a także przez Apostoła Narodów. Nie dajmy się zniechęcić powagą tematów i ostrością niektórych diagnoz, zwłaszcza tą jedną, Jezusową. Czyż nie od dobrego rozpoznania zwykle zaczyna się leczenie i zdrowienie duszy?
Kohelet nie jest autorem ani łatwym, ani „lekkim”. Opisuje on (w całej Księdze, a także w krótkim niedzielnym czytaniu) sytuację bardzo nieprzyjemną i trudną. To żadna przyjemność wczuwać się w przeżycia kogoś, kto życia ma już dość! Jednak warto pokonać pierwsze odruchy.
„Marność nad marnościami, powiada Kohelet, marność nad marnościami – wszystko marność. Jest nieraz człowiek, który w swej pracy odznacza się mądrością, wiedzą i dzielnością, a udział swój musi on oddać człowiekowi, który nie włożył w nią trudu. To także jest marność i wielkie zło. Cóż bowiem ma człowiek z wszelkiego swego trudu i z pracy ducha swego, którą mozoli się pod słońcem? Bo wszystkie dni jego są cierpieniem i zajęcia jego utrapieniem. Nawet w nocy serce jego nie zazna spokoju. To także jest marność” (Koh1, 2; 2, 21-23).
Na każdego (o ile nie zostanie zaskoczony nagłą śmiercią) przychodzi godzina, w której – nie za sprawą przekonywań (czy „straszenia”) z zewnątrz, ale z głębi osobistych doświadczeń – wie się i czuje, że życie smakuje gorzko; że potrafi rozczarować z całą bezwzględnością! Nawet cenne wartości i przymioty, takie jak mądrość, wiedza i dzielność – zdają się tracić na znaczeniu. Również trud fizyczny i praca ducha zdają być po nic. Wszystko wypada z rąk. Niczego nie da się zatrzymać. Słabnie zdrowie i psychika. Nawet w nocy serce nie zaznaje spokoju. Pozostaje gorzko stwierdzić: wszystkie moje dni są cierpieniem. Marność nad marnościami – wszystko marność!
Co gorsza, na ogół z całą gorzką wiedzą o marniejącym życiu człowiek zostaje sam. Myśli sobie: «Nie ma się czym chwalić. A poza tym, kto to zrozumie? Może inni mają całkiem inaczej. A może bardzo podobnie, jednak po co ich niepokoić lub dostarczać im, jak niektórzy szczerze się do takiej myśli przyznają, radości z tego, że „mój żywot” tak marnie się kończy».
Z całej Księgi Koheleta można jednak wyczytać „motywy życia i nadziei”. Tak, mimo wszystko! Nie pora o tym teraz mówić. Ograniczmy się do jednej myśli tchnącej wielką nadzieją. Otóż w dzisiejszym czytaniu z Koheleta niech nas to uraduje, że Bóg, nasz Stwórca i najlepszy Ojciec, dobrze wie, że z darem istnienia ludzkiej osoby i z cudem życia stało się coś niedobrego. Wie, że wdarł się (nie z Jego woli, wbrew niej) jakiś fatalny zgrzyt. Na szczęście całe Boże Objawienie – wszystkie zbawcze czyny Boga – mają za cel przezwyciężenie pesymistycznego postrzegania życia. Choć życie człowieka na ziemi musi zmarnieć i przeminąć, to jednak nie przestaje być ono pod władztwem Boga, dla którego wszystko żyje…
W perykopie z Łukaszowej Ewangelii przypatrujemy się dwom braciom, którzy z życiowym problemem – jak się mogło wydawać największym – przychodzą do Jezusa. Wnet się okaże, że pomoc Mistrza nie pójdzie po linii ludzkich oczekiwań, ale to dzięki niej człowiek może pójść w głąb i „tam” uzyskać od Jezusa niepomiernie więcej… W dzisiejszym słowie otrzymujemy niezwykłą szansę, by znów (choćby na trochę) opuścić to, co powierzchowne, „krzyczące” i krzykliwe, a wypłynąć na głębię (por. Łk 5, 4).
„Ktoś z tłumu rzekł do Jezusa: Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem. Lecz On mu odpowiedział: Człowieku, któż Mię ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami? Powiedział też do nich: Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa [we wszystko], życie jego nie jest zależne od jego mienia”(Łk 12,13n).
Problem dwóch braci jest dość typowy. Wszyscy potrzebują choćby jakiegoś minimum dóbr materialnych, by żyć. A niestety, jedni drugich nawet tego minimum pozbawiają. Tak łatwo wejść na drogę niesprawiedliwości i pogardy wobec twarzy człowieka biednego i potrzebującego. Już tak jest (na naszym „biednym” świecie), że gdy dzieli się dobra materialne pomiędzy wielu, to ludzie łatwo się oddzielają, skłócają i od siebie oddalają. Na szczęście stoją przed nami otworem dobra duchowe; a te, gdy się je dzieli z innymi, to się pomnażają, zaś ludzie hojnie nimi obdzieleni stają się sobie mili i bliscy.
Zatrzymajmy się nieco przy problemie tego z dwóch braci, który najwyraźniej poczuł się skrzywdzony. W swej bezradności szuka pomocy u Jezusa: Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem.
Patrząc z boku, moglibyśmy poczuć szczerą sympatię do bezimiennego petenta i wesprzeć go w jego staraniach. Bo to naprawdę przykre, kiedy jeden drugiego oszukuje i krzywdzi, zagarniając to, co i „bratu” – bliźniemu należy się ze sprawiedliwości, by mógł żyć w godziwych warunkach. Czyż choćby i u samego Jezusa nie należy szukać wsparcia w dochodzeniu sprawiedliwości w obdzielaniu ludzkiej rodziny dobrami ziemskimi? W końcu On jest Dawcą wszelkich dóbr i na pewno pragnie, by służyły one wszystkim z zachowaniem (co najmniej) sprawiedliwości, która każdemu każe oddawać to, co mu się należy.
Ale oto Jezus widzi więcej! I bardzo często inaczej niż my. Mistrz widzi skrzywdzonego brata w całej jego wewnętrznej prawdzie. To dlatego pozostawia na boku rozstrzygnięcie sporu o podział majątku (wręcz się od tego odżegnuje), natomiast dobitnie wskazuje największy problem i przyczynę nieszczęścia. Jedno i drugie polega na tym, że (paskudna) chciwość zawładnęła najprawdopodobniej sercami obu braci! To ta fatalna żądza, zwąca się chciwością, niszczy w nich obu to, co cudne i cudowne, najcenniejsze i najpiękniejsze! Tą cudną, a niestety niszczoną Rzeczywistością, jest ich żywa więź z Bogiem. Dziś, poznawszy całe nauczanie Jezusa i wolę Boga Ojca, dopowiedzmy, że chodzi o jak najserdeczniejszą więź człowieka-dziecka z Bogiem OJCEM, który dał się poznać we Wcielonym Synu jako nasz ABBA.
Wolno się domyślać, że brat wnoszący skargę przeżył wewnętrzny wstrząs. Że przeżył go na tyle duchowo, iż nie odszedł z poczuciem zawiedzenia, rozczarowania i przekonania, że nikt nie chce mu pomóc. Pan Jezus uznał za najwłaściwsze, by w sporze o ziemski majątek nie stanąć po żadnej ze stron (uznał ten spór za kwestię wtórną i mniej ważną). Zechciał natomiast przyjaźnie przemówić do obu braci, prosząc ich i ostrzegając: Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości!
Tak, chciwość zawsze człowieka oszukuje, zaślepia i nim manipuluje! Dlatego, że odwodzi od „tego”, co jest naprawdę ważne: od BOGA! Od relacji z Nim. To przecież Bóg (a nie spadek, cały czy „równa” połowa) daje życie – obecne i wieczne. To Bóg Ojciec udzielający Siebie człowiekowi stanowi o najwyższej jakości i poziomie życia! Mało tego. To ubóstwo – przede wszystkim duchowe, ale nie tylko (por. Mk 10, 23) – sprzyja otwarciu serca na Najbogatszego: na Boga!
Raczej pominę nasuwające się odniesienia do naszych polskich (czy także światowych) problemów społecznych. Tak, my też mielibyśmy z czym przyjść do Jezusa, przedkładając Mu różne niesprawiedliwości. I to wielkie. Gigantyczne – zwłaszcza w skali globu. W relacjach wewnątrz polskich i w stosunkach międzynarodowych jest ich bardzo dużo. Ojciec święty Franciszek jeszcze mocniej o tym przypomina, wzywając wszystkich, zwłaszcza bogatych i możnych, do międzyludzkiej solidarności.
– Powiedzmy jeszcze tylko tyle. Bardzo wiele zmieniłoby się w życiu społecznym i gospodarczym, gdyby wszyscy zechcieli skonfrontować się z doświadczeniem Koheleta… Czyż wszystko, co jest tylko materialną wartością, i co zdobywane jest w imię żarłocznej chciwości, nie objawi się wszystkim (ubogim i bogatym) jako marność? Ba, marność nad marnościami!
Akurat dzisiaj czytałem w tygodniku „(W) SIECI”, jakiej to łaski przewartościowania swoich (wysokich) zarobków doświadczył szef SKOK-ów, Grzegorz Bierecki. W obliczu bliskiej śmierci zobaczył, że zarabiane miliony warto mieć tylko po to, żeby czynić dobrze potrzebującym. I on to czyni, znajdując w tym radość i pokój, jak daje się to wyczuć z tonu całej wypowiedzi, pełnej troski o dobro Ojczyzny i wszystkich Polaków.
Zauważmy jeszcze to. Jezus uznał za stosowne, żeby do swojej jasnej odpowiedzi przydać jeszcze porażającą przypowieść. Zapewne chce, by ważna przestroga wybrzmiała jak najmocniej. Chce też „twardą” wymową przypowieści skuteczniej zrównoważyć brutalną siłę chciwości.
I opowiedział im przypowieść: Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów. I rzekł: Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj! Lecz Bóg rzekł do niego: Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował? Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem (Łk 12,13-21).
Czy można mocniej przestrzec i pokazać, jak głupia jest żądza chciwości i wyrastająca z niej, miażdżąca innych, brutalna logika zagarnia tylko dla siebie, z zapomnieniem o słabych, potrzebujących, ubogich i głodnych?
Pan Jezus przemawia do naszej wyobraźni (to oczywiście parafraza): «Wyobraźcie sobie, że czyjaś chciwość zostaje zaspokojona i nawet ponad miarę nasycona. Chciwiec ma tyle, ile zachciał! Zagarnął pod siebie więcej, niż sobie w swej schorzałej wyobraźni zdołał zamarzyć. Patrzcie! Co dzieje się z takim człowiekiem? Zobaczcie, jak się łatwo prymitywizuje jego życie! Robi wrażenie, jakby dostał się na równię pochyłą… Zobaczcie, jak niemal samoczynnie degenerują się jego pragnienia, a te prawdziwie duchowe – zanikają!»
Tak, wielkie pieniądze – wyjąwszy dość liczne wyjątki wśród ludzi bogatych – narzucają swoje reguły. Każą posiadaczom swoje życie postrzegać i przeżywać w dwóch głównie aspektach: ekonomicznym i utylitarnym. Tak łatwo dołącza się jeszcze ten trzeci: hedonistyczny! Reszta znika z pola widzenia. Dla tylu bogaczy, a może zwłaszcza nowobogackich, biedny bliźni się nie liczy. Nie mają też Boga przed oczyma. Nie chcą słyszeć o Jego Prawie i Ładzie. Nie mają też chęci pomyśleć o własnej śmierci i gotowanym sobie losie w życiu wiecznym. Jest tylko jedna „olśniewająca” myśl i wynikający z niej sposób myślenia oraz działania: Mam wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj! – Ot i cała „wielka kultura”: posiadania, odpoczynku, jedzenia, picia i używania! (Jezus to mówi; ja tylko powtarzam).
Czy Europa nie stacza się do takiego właśnie (bardzo niskiego i przyziemnego) poziomu kultury, wykorzeniwszy się wpierw z żywej i serdecznej więzi ze swym Stwórcą i Ojcem?
To jasne, wszyscy jesteśmy kuszeni, żeby swe życie (po uprzednim oderwaniu się od Boga) skutecznie uprościć (zbanalizować), a zarazem ile się da ubarwić oraz nasycić wszelkimi uciechami i przyjemnościami. Wiadomo potrzeba do tego pieniędzy…
Nie bądźmy głupi i naiwni. Nie śpijmy. Czuwajmy. Pan Jezus używa naprawdę mocnych słów, by nas obudzić, a dokładniej, by obudzić w nas godność DZIECKA BOŻEGO, które żyje, myśli, wybiera i działa jeszcze na ziemi, ale jego ojczyzną już jest Dom Ojca – Niebo.
Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Gdy się ukaże Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale. Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w waszych członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem. Nie okłamujcie się nawzajem, boście zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu Boga, według obrazu Tego, który go stworzył. A tu już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich jest Chrystus (Kol 3, 1-5. 9-1)1.
Święty Paweł jest jasny i precyzyjny. (To nie jest nowomowa takiej czy innej ideologii). Ogląda on wszystkie ludzkie sytuacje i problemy w świetle Jezusa Zmartwychwstałego! Na szczególne podkreślenie zasługują te dwa zdania: Wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu! Szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus!
Apostoł Narodów z całym realizmem wymienia również wszystkie dążenia „starego człowieka”, który do samej śmierci stanowi część naszej osobowości… Człowiek stary, zwany też cielesnym, chciałby mieć swoje „niebo”, polegające głównie na zmysłowej przyjemności. Chce mieć je od razu, tu i teraz, bez ograniczeń. Ani mu się śni myśleć o innym Niebie i w jego imię podejmować duchowe rozeznawanie i duchową walkę!
Święty Paweł, duchowy mocarz i wielki oświecony spotkaniami ze Zmartwychwstałym Panem, przypomina nam z całą mocą i głębokim przekonaniem, że jest w nas także „nowy człowiek” – człowiek duchowy, który rozumie Jezusa, kocha Go i do Niego chce się całkowicie upodobnić.
Życzmy sobie wzajemnie i o to się też gorąco módlmy, żeby ten nowy człowiek – zrodzony na Chrzcie świętym i mający wyższe „smakowe” upodobania – w nas się umacniał i rósł do Pełni przez Boga Ojca dla każdej osoby odwiecznie przewidzianej (por. Ef 4, 13).
Nie lękajmy się żyć jako ludzie nowi, tworzący także nową kulturę, przesyconą Ewangelią, Bogiem, Wiecznością. Dopiero takie Życie – z Chrystusem i w Nim – nie jest marnością. Owszem, spotka je los ziarna wrzuconego w rolę, ale marnym, koniec końców, się nie okaże.
Częstochowa, 3 sierpnia 2013 AMDG et BVMH o. Krzysztof Osuch SJ
Blog Krzysztof Osuch SJ
Nota wydawcy |
© 1996–2013 www.mateusz.pl/mt/ko