KRZYSZTOF OSUCH SJ
Chcę zaśpiewać memu Przyjacielowi pieśń o Jego miłości ku swojej winnicy! Przyjaciel mój miał winnicę na żyznym pagórku. Otóż okopał ją i oczyścił z kamieni i zasadził w niej szlachetną winorośl; pośrodku niej zbudował wieżę, także i tłocznię w niej wykuł. I spodziewał się, że wyda winogrona, lecz ona cierpkie wydała jagody. Teraz więc, o mieszkańcy Jeruzalem i mężowie z Judy, rozsądźcie, proszę, między Mną a między winnicą moją. Co jeszcze miałem uczynić winnicy mojej, a nie uczyniłem w niej? Czemu, gdy czekałem, by winogrona wydała, ona cierpkie dała jagody? Więc dobrze! Pokażę wam, co uczynię winnicy mojej: rozbiorę jej żywopłot, by ją rozgrabiono; rozwalę jej ogrodzenie, by ją stratowano. Zamienię ją w pustynię, nie będzie przycinana ni plewiona, tak iż wzejdą osty i ciernie. Chmurom zakażę spuszczać na nią deszcz. Otóż winnicą Pana Zastępów jest dom Izraela, a ludzie z Judy szczepem Jego wybranym. Oczekiwał On tam sprawiedliwości, a oto rozlew krwi, i prawowierności, a oto krzyk grozy (Iz 5, 1-7).
„Chcę zaśpiewać memu Przyjacielowi pieśń o Jego miłości ku swojej winnicy!” – Już sam początek brzmi pięknie i obiecująco. Ale będzie też arcypoważnie, nawet dramatycznie. Pieśń Izajasza jest wciąż aktualna, zwłaszcza gdy połączymy ją z Jezusową przypowieścią o winnicy (czytaną w 27. Niedzielę zwykłą).
Gospodarz bardzo się natrudził, zakładając winnicę. Pieczołowicie zadbał, by winorośle miały wszystko, dzięki czemu wydadzą winogrona słodkie i soczyste. A jednak okazało się, że dały „cierpkie jagody”. – Wiedząc, że to przypowieść i że chodzi o nas ludzi, pytajmy, czy jest się czym przejmować? Niewątpliwie tak! Ale gdyby pójść za duchem modnej tolerancji i relatywizmu, to trzeba by powiedzieć: «a niech sobie winorośle owocują, jak chcą. Są przecież wolne. Kto tu może im coś dyktować i czegoś od nich żądać. Są autonomiczne, itp.».
Jednak i ze słów Jezusa, i pieśni Izajasza wynika, że zdaniem Boga-Przyjaciela winorośle powinny wydać owoc szlachetny. Bóg stwarza z Miłości i zadaje sobie tyle trudu nie po to, żeby winorośle robiły ze sobą cokolwiek im się podoba, i by wyradzając się dawały „cierpkie jagody”. Powtórzmy, Bóg stwarza z miłości i dla miłości. Bóg wie, że człowiek nie „spełni się”, nie zazna poczucia sensu i szczęścia, jeśli nie przyjmie upajającego „wina Bożej Miłości” i jeśli sam nie zaowocuje miłością…
Św. Ignacy Loyola pisze w Ćwiczeniach duchownych, że „Miłość winno się zakładać więcej na czynach niż na słowach” (Ćd 230). – Rzeczywiście, Miłość Boga do nas (do winnicy) wyraża się w niezliczonych czynach. Bóg Stwórca zadbał o każdy szczegół: podzielił się istnieniem i podobieństwem do Niego Samego; dał powietrze, wodę, chleb, gwiazdy i słońce na bezkresnym firmamencie… Nade wszystko przyobiecał dać nam życie wieczne i udział w Jego Boskim życiu i szczęściu!
Ludzie Biblii, patrząc na czyny i dzieła Boga, wołali w zachwycie: „ Jak liczne są dzieła Twoje, Panie! Ty wszystko mądrze uczyniłeś: ziemia jest pełna Twych stworzeń” (Ps 104, 24). „Jakże godne ukochania są wszystkie Jego dzieła, i zaledwie iskierką są te, które poznajemy” (Syr 42, 22). Dziś czytany psalm 80. też mówi o wielkiej trosce Boga: „Przeniosłeś z Egiptu winorośl i zasadziłeś ją wygnawszy pogan. Rozpostarła swe pędy aż do Morza, aż do Rzeki swe latorośle”.
Gdyby Izajasz stanął dziś pośród nas, to na pewno (jako przyjaciel Boga) wołałby tak: «Izraelu, Kościele, człowieku, czy są jeszcze jakieś słowa miłości, których Bóg nie wypowiedział, lub czy są czyny miłości, których by nie wykonał!?».
Zaś Sam Bóg mógłby z wyrzutem przypomnieć nam, że tak łatwo zapominamy o Jego solennych zapewnieniach i je lekceważymy: „Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju, mówi Pan, który ma litość nad tobą” (Iz 54, 10). „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie. Oto wyryłem cię na obu dłoniach” (Iz 49, 15).
Dramatem pokoleń (wierzących) idących przez ziemię jest to, że choć są miłowaną i bardzo zadbaną winnicą Bożą, to jednak wydają cierpkie jagody! Tych cierpkich jagód w niektórych pokoleniach bywa stanowczo za dużo, dramatycznie za dużo. Powiedziano: Bóg „spodziewał się, że [winnica] wyda winogrona, lecz ona cierpkie wydała jagody”. Nic dziwnego, że Bóg dopytuje się: „Czemu, gdy czekałem, by winogrona wydała, ona cierpkie dała jagody?”
Odpowiedzi na pytanie Boga trzeba szukać „na początku”. Już w raju człowiek okazał się podejrzliwy wobec swego Stwórcy! Nieufności po „mistrzowsku” zasugerowanej przez szatana – ulegli pierwsi rodzice w raju. Ich dramat polegał na tym, że „odstawili na bok” posiadany obraz Boga (posiadaną prawdę o Bogu) i zasłuchali się w kłamliwe gadanie kusiciela na temat ich Boga Stwórcy! Obraz Boga wygenerowany w umyśle upadłego anioła (szatana) uznali za godny uwagi. Demoniczny obraz Boga przyszedł do nich (w kuszeniu „węża”, por. Rdz 3) jako fatalna i bezczelna insynuacja, że Bóg Stwórca nie jest jednak taki do końca dobry, prawdomówny i czysty w swych intencjach wobec swoich rozumnych stworzeń …
Szatan i jego słudzy wygadywali w przeszłości i wciąż na temat Boga gadają „rzeczy” szalone i okropne, a my ludzie (połowicznie wierząc i chorobliwie niedowierzając) nadstawiamy ucha na tę gadaninę. Nadstawiamy ucha, jakbyśmy sobie w skrytości serca myśleli: «a nuż jest w tym jakaś „tajemna prawda”, która wtrąca w ostateczną beznadzieję (skoro samemu Stwórcy nie można ufać), ale też intryguje możliwością robienia tego, co się komu podoba».
Inaczej mówiąc, człowiek przyswajając sobie demoniczny obraz Boga, widzi, że traci stan raju, ale za to – zdaje mu się – że zdobywa, jakby w zamian, zwolnienie z obowiązku szlachetnego owocowania i dawania Gospodarzowi smacznych winogron. „Odtąd” winogrona mogą być jakiekolwiek – cierpkie, zwyrodniałe, brzydkie.
Idąc za demonicznym kuszeniem i uwiedzeniem, człowiek (bezbożna cywilizacja) swoiście delektuje się tym, że bez wyrzutów sumienia może siebie „budować” ze zła, ewidentnej nieprawości i grzechów. Wszelka złość i szpetota stają się równoprawne z dobrem i pięknem. Oto grzechu, zła, brzydoty nie trzeba się już wstydzić, bo „teraz” wszyscy (gdy tylko oderwie się ich od Boga) mają się poczuć zobowiązani do akceptacji, a nawet pochwalania tego, co zwyrodniałe i sprzeczne z wolą Stwórcy.
Nasuwa się pytanie, czy Bóg Stwórca, tak pięknie nazwany przez Izajasza Przyjacielem, też się okaże tolerancyjny. Czy będzie Mu wszystko jedno i okaże „szczytową” tolerancję wobec ludu wydającego „cierpkie jagody”? – Nie. Zdecydowanie nie! On na pewno przypomni, Kto tu jest Właścicielem, Gospodarzem i „Inwestorem”!
Zarówno Izajasz w natchnionej pieśni, jak i Pan Jezus w przypowieści o winnicy (por. Mt 21, 33-43) zapowiadają bardzo poważne konsekwencje grzechu nieufania miłości Boga i lekceważenia Go. Owszem, jest więcej niż pewne (na mocy Objawienia), że Bóg zawsze będzie miłosierny wobec nawracającego się grzesznika, ale człowieczej samowoli nie pozostawi bezkarną, gdy ta generuje zło wszelkiego rodzaju i w nim się pogrąża.
Więc dobrze! Pokażę wam, co uczynię winnicy mojej: rozbiorę jej żywopłot, by ją rozgrabiono; rozwalę jej ogrodzenie, by ją stratowano. Zamienię ją w pustynię, nie będzie przycinana ni plewiona, tak iż wzejdą osty i ciernie. Chmurom zakażę spuszczać na nią deszcz.
W tym momencie oddam głos Tadeuszowi Żychiewiczowi. Jego mocnym słowom trudno będzie zaprzeczyć… Nawiązując do Bożej groźby, tak pisze: „Sceptycyzm trzeba zostawić u progu, gdyż spełniły się najdokładniej Izajaszowe wizje: nie było pod niebem innego ludu, nad którym zawisłyby dotkliwsze spełnienia. Widziała, zburzona do korzeni, Jerozolima całą zapowiedzianą obrzydliwość spustoszenia i las rzymskich krzyży dookoła ruin świątyni... Mijający czas widział rozproszenie ludu i całą gehennę jego poniżenia.... Płonęły stosy Hiszpanii i Niemiec, getta płonęły także, a synagogi w rojach iskier padały w proch. Tyle wieków a gniew niegasnący. Lecz zanim wpadnie nam do głowy myśl, aby Bogu wystawić rachunki, pomyślmy: może dlatego gniew mocny i niegasnący, że podobna była i miłość? Może dlatego gniew tak głęboki, że podobnie wielkie było zawierzenie i zawód odrzucenia?
… Może dlatego gniew tak straszliwy, że bliskość tak wielka? – I może także niewygasła. Gdy i to mówi Prorok: że omyje Pan córkę Syjonu, a wielu zapisanych jest w Księdze Żywota. Gdy wpadnie nam do głowy myśl głupia i gnuśna i tchórzliwa, że wszystko to nas nie dotyczy – zechciejmy zrozumieć, że to przecież nieprawda”. „Nic się zmieniło. Chrześcijanie są ludem lirycznym. Marzą o wielkiej i niegasnącej miłości Boga. Strofy bardzo piękne układają o wielkiej Jego bliskości. I po cichutku agrest podsuwają Panu zamiast winnych jagód. Nawet podobne. I tylko o tym jednym zapominamy chętnie: że gniew bywa podobny miłości i równie straszny, jak wielka może być bliskość. Izajaszu spraw: abyśmy cię usłyszeli” (Tadeusz Żychiewicz, Stare Przymierze, Wyd. Znak 1986, s. 672).
Nasuwa się pytanie: czy nasze pokolenie ma biernie czekać na nieuchronne i bolesne konsekwencje odstępstwa od Boga i zlekceważenia Jego istnienia, Jego Miłości i Jego Ładu? A może raczej prowadząc swoiście podwójne życie, mamy ukryć się w liryzmie, („bez-konsekwentnie”) opiewającym wielką Miłość Boga? – Nie. Jedno i drugie nie miałoby sensu, nie powodując odwrotu od grzechu i zwrócenia się całym sercem do Boga.
Co zatem może nas uratować przed wiszącymi nad naszymi głowami fatalnymi skutkami (mówi o nich Izajasz i Jezus) wielkich grzechów świata, globalizującego się także co do skali i powszechności zła? Czy jest ratunek dla winnicy, jaką jest Kościół, Ziemia i każda osoba?
Kto stara się być uważny na prorocką mowę Boga, rozbrzmiewającą w przepowiadaniu Piotra naszych czasów, a także w orędziach Matki Bożej, ten zna podstawowe i trafne odpowiedzi. Nawet w wielkim skrócie nie będę ich teraz przytaczał. Chcę jednak tym wyraziściej podkreślić „starą” receptę na całe zło świata, daną w połowie minionego wieku przez Piusa XII. Papież twierdził wtedy, że złu i wielkim zagrożeniom możemy zaradzić i zapobiec, zwracając się wprost do Miłości Boga, tej kontemplowanej w Sercu Jezusa!
Ukonkretnieniem papieskiej (a właściwie Chrystusowej) recepty na ocalenie świata, Europy, Polski są poważnie potraktowane – osobiste, wspólnotowe, narodowe… – poświęcenia zagrożonej „Winnicy” Sercu Jezusa, Chrystusowi Królowi, Niepokalanemu Sercu Najśw. Maryi Panny… Chciałoby się zapytać, skąd tu tyle nieporozumień, dziwnych oporów, zwłoki… Czy zdążymy?
Tak á propos. Poruszył mnie świeżo obejrzany film Dominika Tarczyńskiego o Kolumbii, emitowany w telewizji Trwam (inne polskie sieci telewizyjne odmówiły emisji tego dokumentu, nagrodzonego grand prix w Niepokalanowie, nawet … za darmo!). Film mówi o degrengoladzie Kolumbii, gdy ta w roku 1991 „konstytucyjnie” desakralizowała naród kolumbijski, a następnie w efekcie intensywnych działań mistyków (właściwie Matki Bożej), grup modlitewnych i władz państwowych – ponownie poświęciła Kolumbię Najśw. Sercu Pana Jezusa i odtąd doświadcza coraz pełniejszego odrodzenia, rozkwitu, zwyciężania dobra.
Chcąc być konkretnym, przytoczę na koniec słowa Jezusa, które usłyszała Gabriela Bossis:
„Moje serce kocha cię nieustannie. Prawda, że nie zdajesz sobie z tego sprawy? Prawda, że dziwi cię ta miłość twego Boga? Chociaż znasz Go mało, staraj się myśleć o Nim więcej i niech to będzie dla ciebie słodkie. Będę tym uszczęśliwiony. Można powiedzieć, że wasz Bóg kocha was tylko po to, by wam dać radość. A jednak tak wielu nie chce w to uwierzyć!... I to było moją troską w Ogrodzie Oliwnym: ‘Cierpię aż do śmierci, ponieważ ich kocham. Ale oni nie będą mogli nawet znieść tego, by im to powiedziano...’ O, moja córko, wierz po prostu w Miłość. Dziękuj Miłości. Kochaj Miłość. Zajmuj się tylko Nią. Prawda, że to jest skarb twego serca? Prawda, że to ożywicielka twojej samotności? Towarzyszka twych nocy? Czym byłabyś na ziemi beze Mnie? Czy miałabyś odwagę żyć? I umrzeć? O, jakież to dla Ciebie schronienie! Chcę być twoim Schronieniem. Gdybyś znała moją uczuciowość; oczekuje was ona w niebie wszystkimi cnotami Boskimi: delikatnością twego Wielkiego Przyjaciela, pięknem, dobrocią, doskonałością, których poszukujesz tu na ziemi, a które znajdziesz w Nieskończonym... Nie obawiaj się wejść... drzwi są otwarte: powiesz Mi z prostotą swoje czułe słówko, spojrzysz na Mnie, uśmiechniesz się do Mnie i wrócisz do swoich zajęć, wiedząc, że dokądkolwiek się udajesz, zabierasz Mnie z sobą, gotowa złożyć Mi w drodze jakąś ofiarę, z której będę dumny jak z kosztownego prezentu. Myśl częściej o niebie: czymże jest wszelkie piękno, które cię zachwyca na ziemi, w porównaniu z pięknem zza świata?... Jakże was tam wszystkich oczekuję!... Tak starannie przygotowałem Ucztę!... Twoje miejsce czeka... Zrozum moje wielkie pragnienie, by jak najprędzej przyjąć współbiesiadników, by ucieszyć się ich zdumieniem, ich zachwytem. To Ja, Chrystus, za wszystko zapłaciłem, bardzo drogo zapłaciłem za wasze szczęście. A jednak wydaje Mi się, że to wy Mi je ofiarowujecie, tak bardzo wasza radość jest moją radością, moje biedne dziatki, tak bardzo moje!...” (ON i ja, tom II, nr 314).
Częstochowa, 1 października 2011 AMDG et BVMH o. Krzysztof Osuch SJ
ZOBACZYĆ SIEBIE OCZAMI CHRYSTUSA
„przed tobą jest DAL”
To dobroczynne: dać się olśnić Bogiem możliwości wielkich – nieskończonych. A widać je w atomie i cudzie życia, w „nieobjętej ziemi” i bezkresnym kosmosie, a także w dokonaniach człowieka. Ale czy to już wszystko? Zamiary Boga wobec nas są zawrotne. Przed nami jest DAL życia w Bogu, a nie cieśnina przemijającej doczesności i śmierci (por. Hi 36, 16).
Autor podejmuje kilka tematów podwyższonego ryzyka i przedstawia je, być może, wbrew dyktatowi „poprawności”. Chętnie rozważą je ci, którzy nie chcą być manipulowani ani przez małodusznych ludzi, ani przez złośliwe demony. Do trudnych tematów należą prorockie upomnienia, gniew i karanie Boga, który zawsze i przez wszystko naprowadza na swe nieskończone Miłosierdzie. Lekcja cierpienia skojarzona jest z …tańcem.
Obiecująco brzmi stwierdzenie św. Augustyna, że „przyjemność pokonuje się tylko przez przyjemność” i że wszyscy potrzebujemy delectatio victrix, czyli «zwycięskiego rozkoszowania się» Bogiem, aby pokonać zniewalającą atrakcję grzechu! Ostatnia konferencja podprowadza – nas drogocennych! – do powierzenia się dłoniom i Sercu Matki, a także do współdziałania z Nią (zwłaszcza w czasie trwającej Wielkiej Nowenny Fatimskiej).
Rozważania adresowane są do różnych osób – zarówno do (już) wierzących, jak i do (jeszcze) czekających „na kamieni nagłe przebudzenie” i „na głębie co u stóp naszych legną” (M. R. Rilke).
Sesja odbyła się w Centrum Duchowości Księży Jezuitów w Częstochowie w styczniu 2011.
© 1996–2011 www.mateusz.pl/mt/ko