www.mateusz.pl/mt/ko

KRZYSZTOF OSUCH SJ

Pokonać grzech «zwycięską rozkoszą»

 

 

Nasze reagowanie na zło – zawodzi

Świat, w którym żyjemy, zwłaszcza (wiosenna) przyroda, olśniewa nas swym pięknem i bogactwem. Jeśli jesteśmy uważni, to codziennie znajdujemy wiele powodów do zdumień i zachwytów. Ogrom dobra widzimy także w ludziach. Również w sobie samych widzimy zachwycającą godność dzieci Bożych. – To najkrócej o tym, co olśniewające. A dalej rozważymy nieco to, co doskwiera nam najbardziej: ogrom zła, którego sprawcami są inni ludzie i my (ja osobiście).

Wydaje się, że obecnie ludzka rodzina konfrontowana jest, w pewnym sensie bardziej niż ludzie innych epok, ze wzbierającą falą różnorakiej przemocy, ślepej nienawiści. Ludzie ludziom wyrządzają krzywdy zda się z upodobaniem i wcale ich to nie przeraża. Wciąż wielka (a może coraz większa) jest niesprawiedliwość w skali globu: miliony ludzi umierają przedwcześnie z niedożywienia i głodu. Jednym (bardzo wielu) brakuje tego, co podstawowe, zaś inni chorują z nadmiaru i przesytu!

– Chyba wszystkim trudno jest godzić się na świat tak urządzony. Wszyscy odczuwamy przynajmniej pewien dyskomfort psychiczny i moralny. A co mają powiedzieć ci, którzy osobiście (na własnej skórze) doświadczają głodu, krzywd, prześladowań – także (i to coraz nagminniej) z powodów religijnych i politycznych? Oni naprawdę, oprócz poczucia bezsilności i rozpaczy, mieliby prawo odczuwać złość i gniew.

Sądzę, że głębsza refleksja, zwłaszcza rozświetlona Bożym Objawieniem, uświadamia nam, że oto mamy do czynienia nie tylko ze „zwyczajną” nieporadnością w zaprowadzaniu sprawiedliwego ładu w świecie, ale także z czymś dużo poważniejszym. W języku religijnym to „coś” nazywa się grzechem, pewnym upodobaniem w wybieraniu zła moralnego. Poważny defekt tkwi w samej ludzkiej naturze, która została naznaczona skutkami grzechu pierworodnego. Mimo zasadniczo dobrej woli (czyli mimo skierowania ku dobru i pragnienia dobra) wszyscy odnajdują w sobie skłonność do czynienia zła, do kierowania się „złymi myślami”, obecnymi i „nurtującymi” w „nieczystym” sercu (por. Mk 7, 21).

Wobec przywołanej tu rzeczywistości zła, grzechu, cierpienia i skażoności ludzkiej natury należałoby zająć właściwe stanowisko. Zgodne z obiektywną prawdą. Należałoby podjąć także właściwe działania. Ale nie jest to takie proste i łatwe.

Otóż zauważmy – na poziomie i teorii, i praktyki – poważne różnice, a także zdumiewające sprzeczności i niespójność w podejściu do ogromu zła w świecie, a także do kwestii wyjaśnienia przyczyn oraz sposobów przeciwdziałania temuż złu.

Dziś uderza (czasem poraża) to, że promuje się i upowszechnia bezkrytyczną tolerancję wobec niemal wszelkich złych zachowań, które przecież jeszcze nie tak dawno były (w kulturze, cywilizacji i religiach) jednoznacznie ganione. Ale bywa też i tak, że ci sami ludzie (te same ideologie) „dotąd” bezkrytycznie tolerancyjni i permisywni wobec zła i grzechu – przechodzą, przynajmniej w pewnych „przypadkach”, na pozycje skrajnie przeciwne. Ta skrajność wyraża się w bardzo surowym potępianiu już nie tylko (pewnych kategorii) samego zła (co uznać należałoby za słuszne), ale także w bardzo surowym potępianiu samych sprawców, czyli osób, uwikłanych w nieprawość. – Ta postawa mogłaby się wydać zupełnie słuszna i jakby bliska naszym (chrześcijańskim) przekonaniom i zasadom. Ale różnice są ogromne!

Sądzę, że chrześcijańska intuicja wyczuwa pewien fałsz w obu powyższych podejściach zarówno do zła i grzechów, jak i do zło-czynćow (osób zło czyniących). Obie zasygnalizowane postawy (i owa łatwo „wszystko” rozgrzeszająca tolerancja, i bezpardonowo potępiająca surowość) prowadzą w ślepy zaułek. Nie ma w tym stwierdzeniu przesady, gdyż w obu tych podejściach człowiek (osoba pełna godności ugruntowanej w Bogu) zostaje pokonany przez zło i nie proponuje mu się rzeczywistego ratunku i skutecznego ocalenia!

W podejściu permisywnym i super tolerancyjnym daje się banalnie łatwe przyzwolenie na to, by człowiek (skoro chce) sam zatracił się w złu i grzechach (jak np. w przypadku narkomanii, nałogów, niszczących uzależnień i przemocy). Z kolei w podejściu rygorystycznym – bazującym na prawie, rozbudowanym aparacie ścigania i bardzo surowych sankcjach – stawia się człowieka pod straszliwym pręgierzem! W imię rygoryzmu prawno-moralnego, w pewnym sensie, niszczy się człowieka i nieraz z pewną łatwością linczuje, skazując tak łatwo na śmierć cywilną. Czyniącemu zło człowiekowi, praktycznie, nie daje się nadziei na rzeczywistą rehabilitację, na pełne odzyskanie godności!

Być może nie dość jasno wyraziłem swą myśl. Moja intuicja stanie się jaśniejsza, gdy po prostu powiem, że my ludzie – sami – absolutnie nie poradzimy sobie ani ze złem tzw. fizycznym, ani tym bardziej ze złem moralnym. Sami nie poradzimy sobie ze złem, które z nas wychodzi i obciąża zarówno nas samych jak i innych wokół! Sami z siebie, nie będziemy też wiedzieć, jak najwłaściwiej potraktować innych ludzi, którzy czynią zło, nas dotykające! – Gdzie jest ratunek?

To dopiero wielka Tradycja Biblijna trafnie podpowiada, mówiąc, że ratunek przychodzi jedynie od Boga! Przykładowo Psalmista modli się takimi oto aktami strzelistymi:

Ty zaś, o Panie, nie stój z daleka; Pomocy moja, śpiesz mi na ratunek! (Ps 22, 20).

Szamocę się w moim ucisku, jęczę pod wpływem głosu nieprzyjaciela, pod wpływem wołania grzesznika, bo sprowadzają na mnie niedolę i napastują mnie w gniewie. A ja wołam do Boga i Pan mnie ocali (Ps 55, 3-4.17).

Czekam, o Panie, Twojej pomocy i wypełniam Twoje przykazania (Ps 119, 166). Cytaty można by mnożyć.

Dla ludzi znających Boże Objawienie i żyjących wiarą jest (winno być) jasne, że jeśli świat i my w nim nie mamy popłynąć z wielką falą zła ku zatracie, to powinniśmy na nowo i dogłębniej odkryć patrzenie Boga na zło oraz na złoczyńcę, i uczynić je naszym patrzeniem! W przyswojeniu sobie Bożego traktowania grzechów i grzeszników kryje się coś bardzo obiecującego.

Boski styl reagowania na zło i złoczyńcę

Najpierw trzeba stwierdzić, że w reagowaniu na złość grzechu Bóg jest całkiem inny niż my ludzie. Radykalnie inne (w porównaniu z nami) jest w Bogu przede wszystkim to, że nie ma w Nim żadnego zła. A także to, że Bóg nie znajduje żadnej satysfakcji w przychwytywaniu człowieka na złu. Bóg nie jest też żądny odwetu wobec czyniących zło! Czyż nie jest to oczywiste? – Jeśli matka z taką łatwością i miłością odróżnia dziecko od …brudnych pieluch, to co powiedzieć o Bogu, żywiącym wobec każdej osoby uczucia najlepszej Matki i najlepszego Ojca!

W nas ludziach, od samego początku, po grzechu pierworodnym, żałosne jest to, że przyswoiwszy sobie od „węża” demoniczny obraz Stwórcy, uciekamy przed Bogiem, podobnie jak Adam i Ewa. Chcemy ukryć przed Bogiem zarówno swój grzech, jak i siebie samych, gdyż Bóg wydaje się nam bardzo niebezpieczny. Wydaje się nam, że wystarczy ukryć przed Bogiem siebie i swoje grzechy, a znikną strach i poczucie winy. Niektórzy dla przezwyciężenia w sobie fatalnego strachu i dojmującego poczucia winy – posuwają się aż do eliminacji Boga. Arbitralnie deklarują, że Go nie ma i sądzą, że oto w ten prosty sposób mogą się poczuć spokojni, „bezwinni” i weseli (jak w reklamie ateistów na londyńskich autobusach: „Boga przypuszczalnie nie ma. Przestań się martwić i ciesz się życiem”).

W ludziach przestraszonych Bogiem (źle wyobrażonym i marnie poznanym) – jest taka dziwna skłonność, by także innych straszyć Panem Bogiem. I jest to jakoś zrozumiałe. Gdy samemu jest się pełnym strachu przed Bogiem (fałszywie wyobrażonym), to pewno ma się ochotę ten strach „zafundować” także bliźnim! Zresztą, czyż po grzechu pierworodnym i gdy się ma bagaż grzechów własnych – straszenie Bogiem czy banie się Boga same się nie narzucają? A wtedy dla podtrzymania stanu pogrążenia w smutku, zwątpieniu i lęku – szatan niewiele ma do roboty.

Wszystko, co dotąd powiedziane, uwydatnia (jak sądzę) wielkie zapotrzebowanie na to, żeby pozwolić Bogu zabrać głos w sprawie człowieka-grzesznika i grzechu, zła. Inaczej mówiąc, to bardzo ważne, by z najwyższą uwagą wsłuchiwać się w oryginalną wypowiedź Boga (w omawianej kwestii). A wypowiedź Boga jest jednoznaczna i tworzy rodzaj „symfonii życia”.

Ryzykując powtórzenia, powiedzmy, że Bóg – Dobry Ojciec komunikuje nam niezmierną i niezmienną życzliwość i Miłość! Całe Pismo Święte jest utkane z zapewnień o Jego Miłości do nawracającego się grzesznika. Bóg, pełen dobroci, zawsze czeka na powrót człowieka uwikłanego w grzech.

Tylko twardość ludzkich serc niejako zmusza Boga, by mówił nie tylko i wyłącznie o Miłości, ale także (czasem, gdy trzeba) o Swym gniewie i karaniu. Pewno jest tak, że gdy słyszymy prorocką wypowiedź o „gniewie Boga” (a więc o uczuciu poniekąd bardziej nam znanym i być może, paradoksalnie, bardziej do kogoś przemawiającym), to może skuteczniej dociera do nas prawda o tym, że Boga naprawdę dotykają i ranią nasze grzechy (nieufność, niewiara w Jego miłość itd.).

Jedno wszelako winno być pewne, że Pan Bóg się nie złości, ani się nie dąsa. Bóg „nie potrafi” i wręcz (z definicji) nie może stać się nieprzejednany i nieprzystępny! Bóg jako Najlepszy Ojciec zawsze kocha stworzenia Jemu podobne; tym bardziej, że podniósł je do godności swoich dzieci (por. 1 J 3, 1).

Czy jest to takie trudne do pojęcia, że Bóg Ojciec, widząc nas – zwiedzionych i zniewolonych złudną atrakcją grzechu – pochyla się nad nami z tym większą czułością i delikatnością? Jednego pragnie najżywiej: pokonać w nas lęk i opatrzyć rany, zadane przez grzechy własne i cudzą złość.

„Zwycięskie rozkoszowanie”

W rozważaniu dochodzimy do punktu, który jest w moim rozumieniu najcenniejszy.

Są różne przyczyny, dla których grzesznie (niegodziwie i bałwochwalczo) sięgamy po przyjemności, korzyści materialne i inne pomniejsze wartości.

Trzeba nam jednak jasno wiedzieć, że to brak serdecznej więzi z Bogiem jest główną przyczyną grzesznych zachowań! Inaczej mówiąc, osoba, która nie przeżywa przyjemności i radości o charakterze duchowym (z kontaktu z Bogiem-Stwórcą i Ojcem, ze Zbawicielem, z Duchem Świętym), nieuchronnie i gorączkowo rozgląda się za przyjemnymi doznaniami, czerpanymi jedynie (czy głównie) z kontaktu ze stworzeniami. I na nich się zatrzymuje, tracąc z oczu Boską DAL!

Jeśli zatem chcemy skutecznie zerwać z grzeszną (bałwochwalczo traktowaną) przyjemnością, korzyścią czy wygodą, to winniśmy usilnie zabiegać o otwarcie serca na to, co św. Augustyn nazwał delectatio victrix, czyli zwycięskim rozkoszowaniem.

Tu posłużę się paroma, pięknymi zdaniami kardynała Jean Daniélou.

„Choćbyśmy byli winni najcięższych grzechów, trzeba zaczynać od spotkania z Trójcą Boskich Osób, a potem dopiero myśleć o swoich przewinach. Jeśli zaczynamy od przeciwnej strony, nigdy do niczego nie dojdziemy. To tutaj trzeba właśnie odnaleźć to, co św. Augustyn nazwał delectatio victrix, zwycięskim rozkoszowaniem się. Tylko przyjemność odnosi zwycięstwo nad przyjemnością. Nigdy nie odnosi się zwycięstwa nad przyjemnością przez obowiązek. Przyjemność zawsze będzie potężniejsza niż obowiązek. To właśnie chce wyrazić św. Augustyn: Przyjemność pokonuje się tylko przez przyjemność”[1].

W tym kontekście chciałbym powiedzieć, że to właśnie wsłuchiwanie się w wielkie i wspaniałe wyznania Miłości Boga do człowieka dostarcza nam owej delectatio victrix. Przyswajając sobie Miłość Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego do nas, wstępujemy – oby regularnie i często! – na trop zwycięskiego rozkoszowania się, które odczuwane jest nie tyle w zmysłach co na „poziomie” ducha, serca, osoby.

Wielką (by tak rzec) przysługę oddają nam w tym względzie Boskie wyznania miłości, zawarte przede wszystkim w Piśmie Świętym. To one winny być głównym źródłem i przyczyną owej delectatio victrix, czyli przyjemności o charakterze duchowym, która odnosi zwycięstwo nad przyjemnością, przeżywaną głównie w ciele i zmysłach.

Oto choć kilka wypowiedzi z Pisma Świętego, które znamiennie mówią o pełnej radości, o rozkoszach na wieki, o znajdywaniu rozkoszy!

„Ukażesz mi ścieżkę życia, pełnię radości u Ciebie, rozkosze na wieki po Twojej prawicy” (Ps 16, 11).

„A sprawiedliwi się ciesząweselą przed Bogiem, i radością się rozkoszują” (Ps 68, 4).

„Otępiało ich serce opasłe, a ja znajduję rozkosz w Twoim Prawie” (Ps 119, 70).

„Pragnę Twojej pomocy, o Panie, a prawo Twoje jest moją rozkoszą” (Ps 119, 174).

„Ilekroć otrzymywałem Twoje słowa, pochłaniałem je, a Twoje słowo stawało się dla mnie rozkosząradością serca mego” (Jr 15, 16).

Moc Krwi Jezusowej

My biedni ludzie – na biedę i złość grzechów reagujemy różnie. I trudno się temu dziwić. Po prostu różnie próbujemy sobie poradzić ze zniewalającą i niszczącą nas siłą zła i grzechu.

To Jezus daje nam najlepszą i niezawodną pomoc.

Oprócz tego, że mówiąc najkrócej i symbolicznie, obmywa nas swą Najdroższą Krwią, to jeszcze zachęca nas do jednoczenia się z Nim i do rozkoszowania się Jego Osobą – Jego Miłością, Jego Obietnicami, Jego Ojcem, Jego Królestwem, Jego pięknem!

Oto dwa fragmenty z „ON i ja”, które przynaglają i ośmielają i do jednoczenia się z Jezusem, i do „posługiwania się” Jezusową Krwią!

„Zwracaj się zawsze do mojej dobroci, ponieważ ją znasz. Jestem tutaj dla ciebie. Dla twojej małości mam swoją Wielkość i swoją Siłę. Korzystaj z twego Wielkiego Brata. A przede wszystkim nie wątp! W tym jest wasza zasługa, że widzicie w ciemności. Być pewnym. Pewność miłości”.

– Panie, czy aż do śmierci będę tak powtarzać swoje grzechy, zawsze te same?

– „Masz moją Krew. Gdybyś wiedziała, jak bardzo Mi zależy, by się nią posługiwano! Wierzysz przecież, że może Ona oczyścić każdą winę, za którą się żałuje. Dlaczego tyle jej przelałem? Ale trzeba ofiarować ją Ojcu. Trzeba ją rozlać na świat. Któż o tym myśli? A jednak chory bardzo potrzebuje lekarstwa. Przypominasz sobie, jak mówiłem: ‘Moje Serce to szpital’„ (Gabriela Bossis, ON i ja, t. I, nr 804).

I jeszcze wezwanie do zjednoczenia.

Nalegam na zjednoczenie

„Nalegam na zjednoczenie. Dlaczego mielibyście pozostawać sami, skoro w każdej chwili możecie być we Mnie. Być we Mnie to tak jak być w niebie, bez wizji i rozkoszy. Ćwicz się więc w jednoczeniu się ze Mną, w okazywaniu Mi uwielbienia i czułości.

Czegóż nie uczyniłabyś, gdybyś mnie naprawdę widziała? Rzuciłabyś się do mych stóp, przycisnęłabyś Mnie do serca. Dziękowałabyś Mi za moje cierpienia i za moje dobrodziejstwa. Prosiłabyś Mnie o przebaczenie ci pewnych win dobrowolnych i mówiłabyś Mi słowa miłości.

Czyń tak, jakbym był dla ciebie widzialnym. O, jakie to dobre ćwiczenie w wierze! Daje ono nadzieję i miłość. A jeżeli jesteś pewna mojej Obecności jak mogłabyś nie pragnąć zjednoczenia z Tym, który cię kocha najwięcej? Tym, który jest pełen uroku... Tym, który nazywa się Miłością? Czy kiedykolwiek znałaś kogoś, kto by się tak nazywał? Kogoś, kto posiadałby Nieskończoność? Czy możesz sobie wyobrazić Siłę nie mającą ograniczeń? Jakie sprzeciwy mogłabyś wysunąć przeciw oddaniu się tej Sile, skoro Ona jest Miłością i Dobrocią?

Na co czekasz, aby wznieść się ponad swoją przeciętność? Proś Mnie o pomoc i ratunek. ‘Choćby mnie zabił, ufać Mu będę’. O, jakże Mnie poruszają te piękne słowa Hioba,... czy można oprzeć się całkowitej ufności dziecka? Bądź takim małym dzieckiem. Wzruszaj Mnie pragnąc pełnej świętości. Pragnij tego, co ci się wydaje niemożliwe. Wtedy Ja zaczynam interweniować. Czy nie mogę cię wziąć na moje ramiona? Ja, Olbrzym? Nie opuszczaj Mnie... Nie opuszczaj Mnie nigdy. Nawet spoczywając śpij na moim sercu.

Gdybyś mogła pojąć znaczenie, jakie przywiązuję do zjednoczenia... Rozumiesz, kiedy sami z siebie, bez żadnej presji przychodzicie do Mnie, to takie wasze przylgnięcie do Mnie przynosi Mi zaszczyt i chwałę. To trochę tak jak zaproszenie do małżeństwa. Przypominasz sobie? Byłaś dumna i wzruszona. Ja też czuję to samo i nawet więcej, bo jestem najwrażliwszy, najbardziej kochający” (Gabriela Bossis, ON i ja, t. II, nr 238).

o. Krzysztof Osuch SJ

 

1 Jean Daniélou, Trójca święta i tajemnica egzystencji, Wyd. Znak 19994, s. 31.

 

Zobaczyć siebie oczami ChrystusaZOBACZYĆ SIEBIE OCZAMI CHRYSTUSA
„przed tobą jest DAL”

To dobroczynne: dać się olśnić Bogiem możliwości wielkich – nieskończonych. A widać je w atomie i cudzie życia, w „nieobjętej ziemi” i bezkresnym kosmosie, a także w dokonaniach człowieka. Ale czy to już wszystko? Zamiary Boga wobec nas są zawrotne. Przed nami jest DAL życia w Bogu, a nie cieśnina przemijającej doczesności i śmierci (por. Hi 36, 16).
Autor podejmuje kilka tematów podwyższonego ryzyka i przedstawia je, być może, wbrew dyktatowi „poprawności”. Chętnie rozważą je ci, którzy nie chcą być manipulowani ani przez małodusznych ludzi, ani przez złośliwe demony. Do trudnych tematów należą prorockie upomnienia, gniew i karanie Boga, który zawsze i przez wszystko naprowadza na swe nieskończone Miłosierdzie. Lekcja cierpienia skojarzona jest z …tańcem.
Obiecująco brzmi stwierdzenie św. Augustyna, że „przyjemność pokonuje się tylko przez przyjemność” i że wszyscy potrzebujemy delectatio victrix, czyli «zwycięskiego rozkoszowania się» Bogiem, aby pokonać zniewalającą atrakcję grzechu! Ostatnia konferencja podprowadza – nas drogocennych! – do powierzenia się dłoniom i Sercu Matki, a także do współdziałania z Nią (zwłaszcza w czasie trwającej Wielkiej Nowenny Fatimskiej).
Rozważania adresowane są do różnych osób – zarówno do (już) wierzących, jak i do (jeszcze) czekających „na kamieni nagłe przebudzenie” i „na głębie co u stóp naszych legną” (M. R. Rilke).
Sesja odbyła się w Centrum Duchowości Księży Jezuitów w Częstochowie w styczniu 2011.

 

 

 

© 1996–2011 www.mateusz.pl/mt/ko