KRZYSZTOF OSUCH SJ
Zaczyna się pełen zadumy okres Wielkiego Postu, a po nim znów będzie radość ze Zmartwychwstania Pana. Nasza zbiorowa myśl wybiega coraz intensywniej i częściej ku radosnej beatyfikacji Jana Pawła II. A pięknym tłem dla tego wszystkiego jest coraz więcej s słońca i wiosna na wyciągnięcie ręki!
To prawda, jest w Polsce, w Europie i świecie tyle niewiadomych i niemało powodów do niepokoju, jednak Bóg jest dla nas wierzących Tym, po którym spodziewamy się odnowienia, radości i tchnienia niezawodnej Nadziei. Potrzebne jest jednak nasze zaangażowanie, namysł i to, co w tradycji biblijnej zwie się nawróceniem (metanoia). O nawrócenie wcale nie jest tak łatwo. Wyczekujemy mocnego impulsu, który wezwałby nas do zwrócenia się całym sercem do Boga, a także do bliźnich – w miłości.
Można odnieść wrażenie, że w naszym zawirowanym świecie coraz trudniej jest „uruchomić” taki duchowy impuls, który doprowadziłby nas do autentycznego nawrócenia, przełomu, nowego początku. Działają w głębi naszych podzielonych serc i w cywilizacyjnej aurze jakieś znaczące czynniki, które zdają się natychmiast neutralizować wszelkie poważne wezwanie do poważnego nawrócenia. Wiem, że Słowo Boże i tak potrafi być mocniejsze (por. Hbr 4, 12). Warto jednak uprzystępnić Mu swe serce. Jak? Choćby przez to, że świadomie robimy w sobie miejsca dla upomnień, także dzisiaj kierowanych do nas przez samego Boga.
Był taki czas, kiedy to sam Jezus, osobiście, wołał: „Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido!” (Łk 10, 13). I osobiście przestrzegał:, „Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał” (Łk 10, 16). – Najniebezpieczniejszą rzeczą – i wtedy, i dzisiaj – byłoby wzgardzić Bogiem, Jego słowami! „Największym niebezpieczeństwem dla chrześcijanina jest zlekceważenie słów Pana. Niestety, dzisiaj dzieje się to często. Istnieje ogólna atmosfera, która stwarza presję, aby nie brać słów Pana poważnie. Dlatego ostrzeżenia Pana Jezusa odnoszące się do Korozain, Betsaidy i Kafarnaum są dzisiaj bardzo aktualne” (o. Włodzimierz Zatorski OSB). Niby boimy się wielkich zagrożeń i każdy chciałby się ustrzec niebezpieczeństwa największego, a jednak tak łatwo ulegamy mu, gdy lekceważymy słowa Pana!
Znamienna w naszym kontekście jest wypowiedź Ojca św. Benedykta XVI. Zapytany przez Petera Seewalda, jakie zadania uważa obecnie za najważniejsze, odpowiedział: „Teraz chodzi o to, żeby kontynuować to, co rozpoczęte [przez Jana Pawła II] i zrozumieć dramatyzm czasu i w nim Słowo Boże postawić jako słowo decydujące i równocześnie przywrócić chrześcijaństwu jego prostotę i głębię, gdyż bez tego nie może ono działać”. Stawką w grze o nasze zbawienie jest właśnie to: czy słowo Boga będzie decydujące, czy też będzie lekceważone.
Lekceważenie życiodajnych i przyjaznych słów Stwórcy ma długą historię i sięga początku dziejów. Złośliwy „wąż” pomógł wygenerować pierwszym rodzicom lekceważące traktowanie Boga i Jego słów! Odtąd fatalny nurt bezczelnego lekceważenia Boga obecny będzie przez całe ludzkie dzieje. Wszystkie pokolenia będą kuszone do tego, żeby słowa Boga lekceważyć. W obecnym czasie nie jest inaczej ani lepiej. Dopiero dziś wywierana jest wyjątkowo wielka presja, by słów Pana Boga nie brać poważnie.
Oczywiście, ta presja nie zawsze jest jawna czy brutalna. Łagodzą ją wyrafinowane techniki manipulacji, uwodzenia i odwodzenia od Boga. Być może wielu naiwnie się łudzi, że żyjemy w czasach super wolności, tymczasem „ktoś” (wielu, całe legiony) – konsekwentnie wywiera na nas określoną presję, a my poddajemy się jej bezrefleksyjnie (i bez należytego odporu)! Dziś jednym z przejawów „aksamitnej”, ale mocnej presji na to, by nie słuchać Boga, jest konsekwentne narzucanie (niby to) obowiązującej tzw. „poprawności” – w polityce i w wielu innych dziedzinach. Dzieje się zatem tak, że nawet inteligentni ludzie sądzą, że głos sumienia i Dekalog Boskiego pochodzenia to wolno zlekceważyć, ale kanony poprawności (ustalanej dla różnych dziedzin i sfer życia społecznego) koniecznie należy respektować. No bo jak im się sprzeciwiać, skoro promują je (by nie powiedzieć narzucają) potężne media, a ustalają wpływowe środowiska tzw. „nowej lewicy”. Ludzie z tych środowisk intensywnie działają od lat co najmniej 60-tych minionego wieku, a ich ideałem i ideologią jest to, by radykalnie zlaicyzować ludzką duszę, czyli doprowadzić ją właśnie do zlekceważenia Boga i oderwania od Niego.
Być może także nasz (mój i twój) „dramat polega na tym, że naszymi wyborami rządzi nie słowo Boga, ale to, co podsuwa świat”. Bywa i tak, że naszą tchórzliwą uległość wobec dyktatów świata (i jego „poprawności”) i naszą nieuczciwość wobec Boga próbujemy jakoś zakryć, powołując się na wielkie Miłosierdzie Boga! Tymczasem należałoby przede wszystkim samokrytyczne zapytać, czy „nasze patrzenie i oceny są brane” z nauki Pana, czy raczej ze świata.
Powyższe spostrzeżenia rodzą niepokój i uzasadniają szczerą otwartość na posługę upominania. Można by wiele rozważać o tym, co Pismo Święte mówi o upominaniu, i co w nim jest upomnieniem. Może od razu nasza myśl pobiegła do Niniwitów i Jonasza (por. (Jon 3,1-10). Finał Jonaszowego (Bożego) upominania był szczęśliwy: nie doszło zapowiadanej katastrofy. Niniwici poważnie potraktowali Boże upomnienie, dlatego miasto ocalało. Powiedziano: uwierzyli Bogu i odwrócili się od swojego złego postępowania.
Na przestrzeni wieków Bóg zlecał misję upominania wielu osobom. W każdym pokoleniu Bóg posyłał nowych proroków. Jednych nazywamy prorokami większymi, innych mniejszymi. Za największego proroka Jezus uznał Jana Chrzciciela (por. Mt 14, 4). Sam Jezus też może być nazwany Prorokiem i to najzupełniej wyjątkowym! Nurt upominania był mocno obecny w Jego nauczaniu: upominał uczonych w Piśmie, faryzeuszów i przywódców ludu (Łk 11, 39; 20, 20). Wszystkich napominał i wzywał do nowego i głębokiego rozumienia Dekalogu, a także do kierowania się Kazaniem na Górze i Błogosławieństwami! Negujących wyjątkowość Jego Osoby – Jezus ganił najszczególniej (por. Mt 12, 31-32, Łk 12, 10).
Temat upominania jest w Historii Zbawienia i w Piśmie Świętym zagadnieniem niewątpliwie centralnym i rozległym. Powiedzmy jeszcze tylko tyle, że Boże upomnienia nie zawsze trafiały na podatny grunt. Bywały one nieraz lekceważone, a głosicieli upomnień nierzadko zabijano! Zawsze miało to jednak fatalne skutki dla upominanych. Na opornych spadały ciężkie doświadczenia i nieszczęścia...
Boże upominania nie należą do zamierzchłych czasów. Także dziś Bóg proroków „zatrudnia” i posyła. Potrzebuje ich Bóg, ale jeszcze bardziej my ich potrzebujemy, gdyż to w naszych czasach nasilają się wielkie kuszenia. To obecnie rośnie liczba „odstępców” od Boga i wiary.
Konsekwentnie tworzony jest klimat kulturowy, w którym odejście od wiary i Kościoła jest traktowane niemal jak „oczywista oczywistość”. Taki klimat był przygotowywany od dawna. Właściwie od paru wieków, a zwłaszcza w kilku ostatnich dekadach – w Europie szerzono ideologie filozoficzne, obarczone zasadniczymi błędami antropologicznymi. Także w teologii i egzegezie nie brakowało myślicieli, którzy umniejszali Osobę Jezusa Chrystusa, a Słowo Boże objaśniali w sposób pseudonaukowy i w oderwaniu od żywej wiary!
Ofiarą tych procesów padały (i padają) miliony ludzi. (Kto nam zagwarantuje, że i my do tych ofiar zostaniemy doliczeni?)
Jest rzeczą niepokojącą, że coraz lepiej mają się „apostołowie” nowej cybernetycznej cywilizacji, pozbawionej odniesienia do Boga i trwałych zasad moralnych. Zdają się oni być niezwykle pewni siebie. Bezczelnie proponują ukształtowanie „nowego człowieka”. Chcą zrealizować wizję człowieka całkiem zlaicyzowanego. Zdają się przy tym nie mieć żadnych wątpliwości i wyrzutów sumienia. Zabiegają o stanowienie praw z gruntu przeciwnych Bożemu Prawu, Dekalogowi. A jednym z głównych elementów ich swoistej „religii” jest „dyktatura relatywizmu”, która poddaje sobie różne struktury życia społecznego i wiedzie wielu (masy) w strefę całkowitego bezsensu, śmierci i autodestrukcji. Jest to cos w rodzaju duchowego bagna, w którym nie ma stałego Gruntu i Fundamentu. Nie ma Początku i Celu.
Ten destrukcyjny proces dzieje się na naszych oczach i to z jakimś niepokojącym przyśpieszeniem. Widać to wyraźnie choćby właśnie w ustawodawczych działaniach różnych parlamentów. Te coraz łatwiej, szybciej i „lekką ręką” sankcjonują niemal wszelki bezład w dziedzinie zasad moralnych.
To, co dzieje się z narodami Europy (choć nie tylko), można by porównać do gwałtownych pożarów, które w upalne lata (niemal rok po roku) trawiły wysuszone lasy Europy, także Rosji. Nasuwa się pytanie: Czy jest to jakiś znak i symbol innego ognia, który trawi dusze ludzi naszych czasów? A może trzeba by mówić o jeszcze innym ogniu? Czym w końcu on się okaże?
Ośmielę się zadać pytanie: Czy kreatorzy „nowego człowieka” i „nowego porządku świata” (NWO) nie powinni usłyszeć mocnych napomnień ze strony Boga, który jest Stwórcą wszystkiego i jedynym Panem dziejów?! Może i oni – dla swojego wiecznego dobra – powinni zdać sobie sprawę z tego, że przed Bogiem stanie wszelkie stworzenie (por. Ap 5, 13)? Oni też! – Oby nie było za późno!
Tak, napomnienia są potrzebne nie tylko wszystkim innym, ale także nam wszystkim. Potrzebujemy upomnień, gdyż wszyscy podlegamy wielkim kuszeniom i w jakimś stopniu im ulegamy!
Jesteśmy szczerze wdzięczni Bogu za to, że wciąż kieruje do nas prorockie pouczenia i napomnienia! Czyni to Bóg poprzez różnych pasterzy Kościoła, a zwłaszcza wielkich papieży: Jana Pawła II i aktualnie Benedykta XVI. To oni na bieżąco dokonują duchowego rozeznania. Ich jasna i krytyczna myśl – przeniknięta wizją Objawienia i wiarą – sprawia, że pewniej i szybciej odróżniamy przyjazne działanie Ducha Świętego w świecie od działań złych duchów, które składają fałszywe obietnice szczęścia.
Jasnego prorockiego rozeznania potrzebujemy szczególniej wtedy, gdy Antychryst przebiera się i działa pod pozorem dobra: Sam bowiem szatan – powie św. Paweł – podaje się za anioła światłości (2 Kor 11, 14).
Żywiąc wdzięczność za proroków i dla proroków, chciejmy koniecznie pamiętać i o tym, że my wszyscy ochrzczeni członkowie Kościoła jesteśmy wyposażeni w prorocki charyzmat i władzę upominania! To w sakramencie Bierzmowania Duch Święty uzdolnił nas i zobowiązał także do upominania.
Głos świeckich chrześcijan, mających ducha prorockiego, jest dzisiaj szczególnie cenny. Być może poprzez nich Głos Bożego upomnienia dociera (przynajmniej do niektórych) skuteczniej. Wśród odważnych świadków wiary, wymieniłbym przykładowo Vittorio Messori’ego i Georege’a Weigela. Ci, katoliccy myśliciele mają odwagę bronić wiary i demaskować absurdy „dyktatury relatywizmu”. Mają też odwagę z autentyczną miłością wytkać grzechy w Kościele.
Dla „zilustrowania” trafności głosu proroka świeckiego przytoczę wypowiedź André Frossard’a, nawróconego francuskiego Żyda. W niewielkiej książeczce, zatytułowanej Słuchaj, Izraelu, tak diagnozował „stan świata” w roku 1994: „Jeśli chodzi o stan świata, to jest on mniej więcej taki, jaki był w przeddzień potopu: gwałty, grabieże, kłamstwa, chorobliwa pycha, pogarda dla słabych, rozmaite okrucieństwa, skryta niechęć do niewinności”.
Ta wezbrana fala zła, zalewająca Europę i Amerykę niczym potężne tsunami, ma swą przyczynę i źródło – podkreśla Frossard – w najpoważniejszym grzechu: odstępstwa od Boga.
Autor gorzko i ironicznie stwierdza: „Zjedliśmy nie tylko owoc zakazany, o którym jest mowa w Księdze [Rodzaju], ale połknęliśmy całe drzewo, z liśćmi, gałęziami i pniem aż po korzeń. ‘Będziecie jako bogowie znając dobro i zło’ – obiecywał wówczas diabeł, by zachęcić nas do spożycia tego owocu. I oto spójrzcie: jakimi pięknymi staliśmy się bożkami! Jesteśmy zamrażani, instrumentalizowani, niszczeni zależnie od prawa podaży i popytu. Jutro za matkę i ojca będziemy mieli próbówkę i strzykawkę; uprawia się nas w roztworze molekuł zielonej małpy, klonuje w laboratoriach, co dotychczas praktykowano tylko z myślą o bydłu i rzeźni. Mamy korzystnych zastępców w postaci elektronicznych pastylek, tak, że zamiast »bogów« pewnego dnia będziemy wołami lub pchłami” 1.
Aktywne upominanie nigdy nie jest łatwe i przyjemne. To dlatego Prorocy nieraz wzbraniali się przed podjęciem misji, a gdy już ją podejmowali, to prawie zawsze byli mocno kontestowani, a czasem także zabijani. Zwrócił na to uwagę św. Szczepan: „Któregoż z proroków nie prześladowali wasi ojcowie? Pozabijali nawet tych, którzy przepowiadali przyjście Sprawiedliwego” (Dz 7, 52).
Dzisiaj jest jeszcze trudniej uznać, że upominanie jest (i powinno być) jednym z ważniejszych „elementów” życia religijnego i autentycznego życia duchowego. Rzeczywiście, nie widać dobrego powodu, by zamykać usta tym, którzy upominają. Nie ma obiektywnego powodu, by posługę upominania piętnować jako coś nagannego i nieprzystającego do zabsolutyzowanej wolności człowieka.
Zagrożeniem dla ludzi nie jest posługa upominania. Naprawdę niebezpieczna jest pycha! Jest ona z definicji głupia, prymitywna i szkodliwa. Pycha ma to do siebie, że zaślepiając, fałszuje rzeczywistość. Uruchamia też siły, które niszczą i samego pysznego, i innych wokół niego…
Tymczasem Bóg – będąc Miłością – jest pokorny. Choć jest pysznie odpychany, to jednak nie zniechęca się i nie zostawia ludzi w zaślepieniu. Cierpliwie upomina i pokornie czeka na nawrócenie…
Osoby prawdziwie dojrzałe są pokorne, zaś autentyczna miłość ma to do siebie, że zawsze jest delikatna i pokorna. „Sprawdza się” ta prawidłowość w najpiękniejszym z synów ludzkich – w Jezusie Chrystusie! On, największy i najwspanialszy, potrafił w imię zbawczej miłości, uniżyć się i przyjąć postać sługi (por. Flp 2, 7 nn).
Nawet pobieżny „rzut oka” na pokorę Syna Bożego winien nasunąć nam tę prostą myśl, że nam także, a nawet nam jeszcze bardziej przystoi pokora! Człowiek pokorny gasi w sobie pychę, bo wie, że nie wyrasta z niej nic dobrego: co najwyżej fundamentalnie sfałszowany ogląd Rzeczywistości …
Człowiek pokorny wsłuchuje się w łagodną perswazję, płynącą z głębi duszy obcującej z Bogiem: «Jesteś tu na ziemi od niedawna i całe życie pozostaniesz nowicjuszem, gdy chodzi o rozumienie Tajemnicy Boga, tajemnicy człowieka, sensu życia i jego fundamentalnych praw. Właściwie wciąż jesteś niedouczony. Bywasz kuszony przez atrakcje grzechu i upadasz. Czy nie jest zatem dobrze, a nawet bardzo dobrze, gdy Bóg napomina cię, widząc, jak błądzisz? Przyznaj, iż to dobrze, że wciąż są w Kościele i w ludzkich społecznościach osoby, które przychodzą z upomnieniem, gdy Duch Święty ich do tego przynagla...».
Odrobina refleksji nad życiem uświadamia nam, że dość łatwo ulegamy różnym iluzjom i błędom. – Czy zatem nie potrzebujemy Głosu, który nas upomni i zawróci z błędnej drogi?
– Tak, upomnienie to prawdziwy dar. Znajduje się on w katalogu uczynków miłosiernych „co do duszy”. Winniśmy zatem – w sytuacji bycia upominanymi – co prędzej zdać sobie sprawę z tego, że oto ktoś upomina nas, bo jest miłosierny, a nadto ma godną pochwały odwagę, by ponieść ryzyko naszej nieprzewidywalnej reakcji (np. niechęci, czasem gniewu)…
Pokora w przyjmowaniu daru napomnień przystoi nam w każdym wieku. Także status społeczny nie ma tu znaczenia. Nasza pokorną otwartość na upomnienia powinna dodatkowo wzróść, gdy uświadomimy sobie, że w epoce mediów i globalizacji rośnie prawdopodobieństwo, że Zły i zło będą nas kusić i uwodzić coraz efektywniej! Coraz podstępniej! Właściwa nam naiwność – nie zaalertowana jasną przestrogą i upomnieniem – tak łatwo czyni nas bezbronnymi ofiarami.
Dziś, jeśli nie nastawimy się na bycie bardzo czujnym, a zwłaszcza gdy przestaniemy się modlić (lub będziemy się mało modlić), to z pewnością – niemal bezwiednie i niepostrzeżenie – ulegniemy złu i Złemu.
Jeśli ktoś odczuwa niedosyt i chciałby „zmierzyć się” z jakimś jeszcze jednym konkretnym upomnieniem, to proszę bardzo. Oddam głos znakomitemu teologowi, kard. Hansowi Urs von Balthasarowi. W książce Serce świata tak kiedyś pisał (ostrzegam, może być to szokujące):
„Zbudowałem religią mur oddzielający mnie od Boga. Moje praktyki sprawiły, że zamknąłem uszy na Jego głos. To wszystko, co mogło być autentycznym życiem, zamieniło się niepostrzeżenie w mechanizm nawyków, w których moja dusza wygodnie się poczuła. Życie jest tak długie, a stałe powtarzanie tego samego tak usypiające; kto mieszka przy wodospadzie, ten po upływie tygodnia nie słyszy już jego szumu...
Straciliśmy umiejętność wsłuchiwania się. Sfery niebieskie śpiewają, lecz my słyszymy tylko siebie i hałas naszych spraw. Coraz więcej szczelin ducha, przez które moglibyśmy usłyszeć, zamyka się w nas; w coraz bardziej oczywisty sposób zagłuszamy wołanie Boga, odgradzamy się murem, który służy nam do budowania wynalezionego przez nas samych sposobu życia”.
Dać się napomnieć w tak delikatnej i osobistej dziedzinie, jak moje praktyki religijne – nie jest rzeczą prostą. Ale warto spróbować ustalić, czy mechanizmem nawykowych działań nie zagłuszamy wsłuchiwania się w serdeczny głos Boga. Nawykowe działania są oczywiście dobre i bardzo pożyteczne, o ile ożywia je duch, serce, miłość!
Pięknie zostało powiedziane: „Sfery niebieskie śpiewają, lecz my słyszymy tylko siebie i hałas naszych spraw”.
– Ufam, że nie jest z nami tak źle, ale warto to sprawdzić… Test nie wypadłby najlepiej, gdyby się okazało, że godzinami wsłuchujemy się i wpatrujemy w „pstrą kakofonię dźwięków i obrazów”, a na przestawanie z Jezusem mamy jakieś maleńkie skrawki czasu (by nie powiedzieć: strzępy i ochłapy).
Warto na koniec zadać ulubione pytanie św. Ignacego Loyoli: Quid agendum? – Właśnie, co winniśmy czynić, by naprawdę odzyskiwać zdolność wsłuchiwania się w „śpiew sfer niebieskich” – w głos Boga Żywego?
Duch Święty podsuwa nam w Kościele wiele pomocy i środków. Wystarczy się rozejrzeć. Pomocne mogą okazać się np. Rekolekcje Ignacjańskie (czy inne), kontakt z dziennikami duchowymi mistyków, otwarcie się na wspaniałość życia świętych (dawnych czy współczesnych), dobra książka, wejście w przyparafialną wspólnotę wiary i wzajemnej miłości itd. – Byle tylko skutecznie „wyrwać się z siebie i przechodzić w Boga!” Żyć z Nim w przyjaźni i znów słyszeć, „jak sfery niebieskie śpiewają”.
o. Krzysztof Osuch SJ
Częstochowa, Środa Popielcowa 2011
1 A. Frossard, Słuchaj, Izraelu, Wyd. Palabra, Warszawa 1995, ss. 54 i 53.
Powyższe rozważanie jest – po częściowym przeredagowaniu – jedną z siedmiu konferencji wygłoszonych w czasie mojej styczniowej sesji w Centrum Duchowości Księży Jezuitów w Częstochowie. Sesja została nagrana i jest dostępna w sprzedaży:
ZOBACZYĆ SIEBIE OCZAMI CHRYSTUSA
„przed tobą jest DAL”
To dobroczynne: dać się olśnić Bogiem możliwości wielkich – nieskończonych. A widać je w atomie i cudzie życia, w „nieobjętej ziemi” i bezkresnym kosmosie, a także w dokonaniach człowieka. Ale czy to już wszystko? Zamiary Boga wobec nas są zawrotne. Przed nami jest DAL życia w Bogu, a nie cieśnina przemijającej doczesności i śmierci (por. Hi 36, 16).
Autor podejmuje kilka tematów podwyższonego ryzyka i przedstawia je, być może, wbrew dyktatowi „poprawności”. Chętnie rozważą je ci, którzy nie chcą być manipulowani ani przez małodusznych ludzi, ani przez złośliwe demony. Do trudnych tematów należą prorockie upomnienia, gniew i karanie Boga, który zawsze i przez wszystko naprowadza na swe nieskończone Miłosierdzie. Lekcja cierpienia skojarzona jest z …tańcem.
Obiecująco brzmi stwierdzenie św. Augustyna, że „przyjemność pokonuje się tylko przez przyjemność” i że wszyscy potrzebujemy delectatio victrix, czyli «zwycięskiego rozkoszowania się» Bogiem, aby pokonać zniewalającą atrakcję grzechu! Ostatnia konferencja podprowadza – nas drogocennych! – do powierzenia się dłoniom i Sercu Matki, a także do współdziałania z Nią (zwłaszcza w czasie trwającej Wielkiej Nowenny Fatimskiej).
Rozważania adresowane są do różnych osób – zarówno do (już) wierzących, jak i do (jeszcze) czekających „na kamieni nagłe przebudzenie” i „na głębie co u stóp naszych legną” (M. R. Rilke).
Sesja odbyła się w Centrum Duchowości Księży Jezuitów w Częstochowie w styczniu 2011.
© 1996–2011 www.mateusz.pl/mt/ko