www.mateusz.pl/mt/ko

KRZYSZTOF OSUCH SJ

Myśląc o Bożym Narodzeniu

 

 

Wcielenie wywołuje wielkie poruszenie

Już za kilka dni będziemy świętować Boże Narodzenie. W zewnętrznych przygotowaniach „świąt” jest już bardzo dużo. Chciałoby się powiedzieć – aż nadto, gdyby patrzeć np. na supermarkety, które jeszcze przed … Adwentem, „przypominały”, ale o czym? O Bosko-ludzkim Wydarzeniu czy o zakupach?. Obyśmy zdążyli znaleźć dość czasu i wykrzesać choć odrobinę przenikliwej myśli, która właściwym imieniem nazwie to, co w świętach Najważniejsze!

Współcześni Jezusa, reflektując nad Wcieleniem i Bożym Narodzeniem, krótko stwierdzali: „Bóg... w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1, 1). A za najważniejsze w tego rodzaju „przemówieniu” Ojca przez Syna do ludzi św. Jan uznał Miłość Boga do ludzi i szansę na „życie wieczne” dla „każdego”: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16). Wyjątkowa manifestacja Bożej Miłości do świata i zbawienie (życie wieczne) zaofiarowane każdemu człowiekowi – to istotna treść Narodzin Boga-Człowieka. Orędzie Bożonarodzeniowe, poznawczo uchwycone i sercem uwewnętrznione, uruchamiało na przestrzeni wieków lawinę głębokich przeżyć, które odmieniały życie milionów ludzi. Każdy wierzący, odmieniony w spotkaniu z Chrystusem, na swój własny sposób starał się jakoś zaświadczyć o tym, że oto w jego życiu wydarzyło się coś niezmiernie ważnego i rozstrzygającego.

Ludzie wierzący, z zarazem utalentowani, tworzyli wspaniałe dzieła muzyczne, inni malowali arcydzieła, obrazujące życie Jezusa. Jeszcze inni pisali traktaty teologiczne, w których próbowali dociec odpowiedzi na pytanie: Cur Deus homo? – Dlaczego Bóg stał się człowiekiem? O skali poruszenia i odmianie ludzkich serc wciąż świadczą wspaniałe katedry, tysiące kościołów, niezliczone krzyże i przydrożne kapliczki. Do tego trzeba by dodać wszystkie słowa kazań poświęconych Bożemu Narodzeniu, a przede wszystkim niezliczone godziny poświęcone liturgii i modlitwie, która z nabożną czcią zagłębia się w szczytowe Wydarzenie ludzkich dziejów.

Umysły najbardziej przenikliwe i płonące charyzmatyczną wiarą, poddając się gorącemu przynagleniu, wołały i krzyczały, jak św. Augustyn: „Przebudź się, człowiecze: dla ciebie Bóg stał się człowiekiem! «Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus». Dla ciebie, powtarzam, Bóg stał się człowiekiem”. W tym samym V wieku św. Leon Wielki, papież, w kazaniu bożonarodzeniowym, wzywał do wielkiej radości: „Dzisiaj narodził nam się Zbawiciel, radujmy się, umiłowani! Nie miejsce na smutek, kiedy rodzi się życie; pierzchnął lęk przed zagładą śmierci, nastaje radość z obietnicy niekończącego się życia. Nikogo ona nie omija, wszyscy mają ten sam powód do tego wesela, bo nasz Pan niweczy grzech i śmierć, a chociaż nikogo nie znajduje wolnego od winy, to przecież wszystkich przychodzi wyzwolić”.

Pragnienie miłości otwiera na Wcielenie

A co nas – choć poddawanych rosnącej presji Antychrysta, uwodzącego i odwodzącego od Chrystusa – niezmiennie pobudza do otwarcia serc na Wcielonego Syna Bożego? Odpowiem krótko i wprost: potężnie (acz dyskretnie, bez zniewalania) otwiera nas na Jezusa Chrystusa wielka potrzeba Miłości! A także wielka potrzeba bycia wyprowadzonym poza znany nam świat – ku „czemuś” Lepszemu (tego wątku nie rozwijam).

Każdy człowiek nosi w swym wnętrzu żywe pragnienie, by być kochanym; i to miłością wielką, trwałą, wieczną, nieskończoną. Po prostu Boską! Bóg Stwórca tak nas ukształtował, iż rozpoznajemy siebie, zwłaszcza w chwilach uciszenia i uważnego wglądu w siebie, jako niezmiennie skierowanych ku Miłości – i to idealnej, doskonałej, pełnej… Mimo wszystkich rozczarowań i niemożności spełnienia pragnienia takiej Miłości, ono w nas żyje, jest, czeka. O każdym człowieku – no może poza przypadkiem jakiejś wyjątkowej degeneracji – możemy powiedzieć, że tęskni za miłością. Że pragnie, by miłość była głównym „żywiołem”, siłą napędową życia, działań. Każdy chce być chciany, ceniony. Każdy chce jawić się jako ktoś drogocenny i zasługujący na akceptację, afirmację, wsparcie.

Nie ma też nikogo, kto nie chciałby móc miłować miłością wielką. Najlepiej idealną, Boską.

Tymczasem z doświadczenia i z obserwacji wiemy, jak naprawdę ma się sprawa z ludzką miłością, np. w małżeństwach i w rodzinach, w małych wspólnotach i w większych społecznościach. I co dzieje się między narodami czy „blokami” oraz grupami sprzecznych interesów. Wszędzie widać ogromne niedostatkimiłości... Tak naprawdę, wszyscy odkrywamy w sobie jakiś radykalny brak w zakresie miłości. Świadczą o tym również nasze ciche łzy, co dzień doświadczane mniejsze i większe przykrości. Również różne stany przygnębienia, nasze smutne twarze – na ulicach, w autobusach, w domach; a także depresje i lęki świadczą o zasadniczym niedoborze: Miłości (przyjmowanej i dawanej)!

A co na to Bóg, który jest Miłością?

Uzdrawianie Miłością

Bóg, który jest Miłością, w uroczysty sposób zapewnia nas, że jesteśmy drodzy i cenni w Jego oczach. Boskie Osoby zapraszają nas do udziału w Boskim Życiu Miłości! Największy „dowód” na to, że Wola Boga wobec nas jest właśnie taka (miłosna i zapraszająca do komunii), widoczny jest we Wcieleniu Słowa Przedwiecznego, w Bożym Narodzeniu, w całym Życiu Jezusa, w Jego świętej Nauce, Śmierci i Zmartwychwstaniu, w obiecanym Jego Powtórnym Przyjściu!

Choć dowody Miłości Boga do nas są jawne i jednoznaczne, to jednak my z trudem nabieramy głębokiego przekonania, że Bóg kocha nas naprawdę. Wygląda to tak, jakby i sam Bóg, choć jest nieskończoną Miłością, miał „kłopot” i wielką trudność z nami. Jak to zatem jest, że choć w nas „wszystko” woła o Miłość (i to doskonałą, Boską),to jednak my mamy wielką trudność z mocnym uwierzeniem Miłości i oparciem się o nią. – Odpowiedź jest „prosta” i tajemnicza zarazem. My wszyscy, z wyjątkiem Maryi Niepokalanie Poczętej, jesteśmy dotknięci i obciążeni poważnymi skutkami grzechu pierworodnego. Praktycznie, znaczy to, że każdy człowiek poważnie choruje na niedowierzanie swemu Stwórcy.

Człowiek rodzący się na tej ziemi nie „czuje” spontanicznie (w jakiejś pierwszej refleksji nad sobą) tego, o czym mówi Bóg przez Izajasza: „Oto wyryłem cię na obu dłoniach” (Iz 49, 16). Nasza biedna dola grzeszników, tak łatwo rozmijających się z Miłością, jest tak wielka, że Bóg czuje się „zmuszany”, żeby na różne sposoby i po wielekroć zapewniać nas: „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie” (Iz 49, 15). Niestety, choć każda ludzka osoba cała utkana jest z Miłości Boga, to jednak nie ma żywego doświadczenia tego, Kto ją tka i z czego ją tka, a nawet, że ją tka!

W świecie ludzi chorych na niedowierzanie Miłości Boga w sposób nieuchronny dzieją się „rzeczy” fatalne i gorzkie. Jedną z nich jest gorzki los dzieci rozczarowywanych w swym idealnym oczekiwaniu na idealną miłość. Wprawdzie skala rozczarowań jest różna i intensywność rozczarowania przekazywanego z pokolenia na pokolenie też jest różna, jednak ułomność miłości jest czymś powszechnym. Nic zatem dziwnego, że wszyscy – a zwłaszcza dzieci długo i intensywnie rozczarowywane (przez rodziców i inne osoby) brakiem należnej im miłości – mamy dużą trudność, by uwierzyć, że to właśnie Boska Miłość, cudna i cudowna, jest w tym świecie podstawową „Daną” i Darem, któremu można zawierzyć.

Na szczęście Bóg Ojciec nikogo nie zostawia zamkniętego w świecie negatywnych uczuć! Jest On daleki od chłodnej zgody na naszą beznadziejność. Będąc Miłością, nie przystaje na naszą marną egzystencję – w smutku, zwątpieniu i oporze pełnym goryczy. Dlatego na każdej stronie Biblii i w każdym czynie zbawczym, Bóg przekonuje nas, że być człowiekiem to wielka sprawa. Zapewnia nas, że Jemu na nas bardzo zależy!

Bogu tak bardzo na nas zależy, że aż „zrównuje się” z nami, gdy w Tajemnicy Wcielenia staje się jednym z nas. Nie tylko zniża się do naszego poziomu (jednocząc swą Boską naturę z ludzką), ale idzie jeszcze dalej. Schodzi na dno naszej nędzy, gdy obarcza się naszymi grzechami, by je „unieszkodliwić”. Jego pasję w solidarnym dzieleniu z nami trudnego losu (miłowanych grzeszników) widać i w tym, gdy pokornie uniża się, obierając za miejsce narodzin stajnię dla zwierząt, a potem klękając u stóp uczniów w Wieczerniku… A wszystko po to, żeby tym bardziej przekonująco powiedzieć nam, że w Nim sam Bóg naprawdę schodzi do naszego poziomu (człowieka grzesznego, zagubionego, zrozpaczonego) by zabrać nas ze Sobą i wynieść na Boski poziom życia.

Trzeba więc na koniec powiedzieć, że we Wcieleniu Syna Bożego i w Bożym Narodzeniem – sam Bóg Ojciec składa nam uroczyste wyznanie Miłości i mówi do nas: Kocham cię, świecie! Kocham cię, człowiecze! I perswaduje: Skoro daję wam Mojego Syna, to czy możecie wciąż skarżyć się, że jesteście sami, samotni i zagubieni? I że wasz los jest nazbyt trudny i niepewny? I że nie wiecie, skąd wyszliście i dokąd podążacie?

I jeszcze tak – za o. Karlem Rahnerem SJ – można wyrazić najgłębszy sens Świąt, które nie bez wielkiego powodu tak nas przyciągają i dogłębnie wzruszają. I znaczą tak wiele. „Kiedy mówimy: jest Boże Narodzenie, to mówimy zarazem: w Słowie Wcielonym Bóg wyrzekł w świat swoje Słowo – ostatnie, najgłębsze i najpiękniejsze. Słowo, którego już nie można cofnąć, bo jest ono ostatecznym czynem Boga, bo jest ono samym Bogiem w świecie. A słowo to brzmi: Kocham ciebie, świecie, i ciebie, człowiecze”.

Jeśli Teolog potrafi tak wiele dojrzeć w Bożym Narodzeniu, to o ileż więcej możemy spodziewać się po Świętych, Mistykach. Warto sięgać do dzienników duchowych, np. św. Faustyny. Po co? By niejako zapożyczyć oczu od tych, którzy widzieli więcej. I by samemu widzieć więcej. I by tym szczerzej, radośnie i pokornie, pochylić się na tajemnicą naszego zbawienia, które zaczyna się we Wcieleniu i Bożym Narodzeniu.

W sam „środek” Tajemnicy Bożego Narodzenia mogą nas wprowadzić np. te słowa z Dzienniczka: „Córko Moja, miłość mię sprowadziła i miłość mię zatrzymuje. Córko Moja, o gdybyś wiedziała, jak wielką zasługę i nagrodę ma jeden akt czystej miłości ku Mnie, umarłabyś z radości. Mówię to dlatego, abyś się ustawicznie łączyła ze Mną przez miłość, bo to jest cel życia duszy twojej; akt ten polega na akcie woli; wiedz o tym, że dusza czysta jest pokorna; kiedy się uniżasz i wyniszczasz przed Majestatem Moim, wtenczas ścigam cię łaskami swoimi, używam wszech mocy, aby cię wywyższyć” (Dz 576).

I jeszcze te: „Miłość przyzywa miłość... odpowiedz Mi zatem: Pragnę ciebie. Cóż cię onieśmiela? Twoje powtarzające się zaniedbania? Twoje niedociągnięcia? Brak zrównoważenia? Twoja myśl roztargniona? Złe wspomnienia? Biorę to wszystko na siebie. Zbieram nędzę, a czynię z niej wspaniałości. Daj Mi wszystko. Czy ośmielisz się powiedzieć, że cokolwiek w twoim życiu mogłoby nie należeć do Mnie – skoro stanowimy jedno?” 1

Któryś już raz świętujemy Boże Narodzenie. Ściśle określoną ilość razy da nam Pan jeszcze poświętować … A najgłębszy sens czasu danego nam – w tym roku, w przyszłym roku… – jest jaki? Ten: „Czas jest czekaniem Boga na moją miłość”.

o. Krzysztof Osuch SJ

Częstochowa, 17 grudnia 2011r.

 

Rozważanie oparłem na rozważaniu z książki mojego autorstwa:

 

Zobaczyć siebie oczami ChrystusaBóg tak wysoko cię ceni. Rozważania na niełatwe tematy, Wydawnictwo WAM. Wyd. II, 2011, stron 260.

„Człowieku, dlaczego sobie samemu uwłaczasz, skoro Bóg tak wysoko cię ceni. Dlaczego wywyższony przez Boga tak bardzo siebie poniżasz”. Słowa świętego Piotra Chryzologa stały się dla Autora punktem wyjścia do postawienia fundamentalnych pytań o naturę Boga i tożsamość człowieka. Książka składa się z kilkudziesięciu rozważań. Autor porusza problem kondycji człowieka, jego pragnień, słabości i grzechów. Jednocześnie wskazuje dar największy, o który nie trzeba zabiegać – bezwarunkową miłość Boga. Jej odkrycie nadaje sens wszystkiemu, co nas spotyka. Bóg kocha grzesznika, a to przecież Dobra Nowina dla każdego.

 

1 Gabriela Bossis, On i ja. Rozmowy duchowe Stwórcy ze stworzeniem. Michalineum, t. III nr 135. Zobacz też: http://www.jezuici.pl/centrsi/czytelnia/Osuch/przyczynek.pdf lub http://www.mateusz.pl/duchowosc/ko-bossis.htm

 

 

 

© 1996–2011 www.mateusz.pl/mt/ko